Strony

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Kolejne opowiadanie - alternatywna wersja wydarzeń

Muszę się przyznać, że na ten pomysł nie wpadłam sama. O napisanie tej historii poprosiła mnie jedna z czytelniczek moich opowiadań na wattpadzie. Pomysł mi się spodobał i od razu w mojej głowie pojawiła się cała koncepcja.
Mam nadzieję, że Wam się spodoba.

PS. Prawdopodobnie ta część nowej historii pojawiłaby się pewnie z miesiąc później, ale mam dzisiaj urodziny i stwierdziłam, że to będzie taki mój prezent ode mnie dla Was.


    Wszyscy wiemy jak to się stało, że Tekst znalazła się w Instytucie. Will próbował znaleźć zabójcę dziewczynki, intrygował go podwójny ouroboros.... Bla bla bla. Ale czy zastanawialiście się kiedyś jak potoczyłyby się losy wszystkich bohaterów, gdyby Will nie odnalazł tego dnia Tessy?  Nie? A chcielibyście się dowiedzieć?  Jeśli tak, to zapraszam w podróż to alternatywnej rzeczywistości...

 - Co to za miejsce? - zapytał Thomas, patrząc z nieskrywanym zdziwieniem i obrzydzeniem na cel ich podróży i możliwie miejsce, w którym rozwikłają się wszystkie zagadki. 
- W Podziemiu nazywają go Mrocznym Domem - odpowiedział Will.
- Nie wiem jak wam się wydaje, ale mi wygląda na wyrwany z opowiadań Edgara Poe - Henry potrząsnął głową.  - A ty skąd wiesz jak pisał Poe? - zaciekawił się Will.
- Charlotte kiedyś czytała mi jego historie na noc. Według niej barwne opisy, które stosował mogłyby rozbudzić mój twórczy umysł.


- Ciekawe skąd jej to przyszło do głowy - powiedział Will z lekką kpiną w głosie.
  - Nie wiem. Sama z siebie nie sięgnęłaby po taką lekturę.  Jedyną znaną mi osobą,  która mogłaby jej to poradzić jest... Jesteś ty, Will - spojrzał na podopiecznego z wyrzutem. Chłopak uśmiechnął się drwiąco z błyskiem rozbawienia w oczach. 

- To była taka sarkastyczna uwaga, ale chyba twoja wspaniałomyślna żona tego nie zauważyła i wzięła sobie moją "propozycje" do serca. 


- Jak mogłeś?  Po pierwsze nie obrażaj mojej Lottie. A po drugie: sprawiłeś że musiałem się męczyć nocami słuchając tych mrocznych majaków chorego psychicznie Amerykanina. 


- Może przynajmniej to coś w twojej głowie zaczęło kręcić się w dobrą stronę - chłopak popukał go w głowę.


- Przepraszam, że przeszkadzam, ale może zajmiemy się przeszukiwaniem domu?  - zapytał rozsądnie Thomas.


- Wcale nie przeszkadzałeś.  Ale masz rację. Streszczajmy się.


***


- Co to za hałasy? - Zapytała Tessa,  gdy pani Black czesała jej gęste włosy. 
- Pójdę sprawdzić – oznajmiła pani Dark.
- Tylko bądź ostrożna - poprosiła dziewczyna. Opiekunka uśmiechnęła się pewnie w odpowiedzi.  
Kobiety bardzo zadbały o nią odkąd pojawiła się w porcie w Southampton. Gdy przyjechały pod dom Nate'a okazało się, że budowla jest opuszczona, a wszystkie rzeczy w niej się znajdujące - zniszczone.  Kobiety zabrały Tessę do siebie i pomogły w trudnych chwilach.  Dziewczyna czuła jednak, że siostry coś przed nią ukrywają.  Uczucie to spotęgowało się jeszcze bardziej, gdy pokazały jej, że ma dar. Potrafi zmieniać się w inne osoby. Szybkość i precyzja lekcji utwierdziły ją w przekonaniu, że wiedzą coś czego ona nie. Na przykład tożsamość porywacza Nate'a lub nawet dlaczego został uproszczony.           

    Teraz należało się tylko dowiedzieć, kim oni byli i odzyskać brata. 
       Nagle do pokoju wbiegła siostra.
- Przybyli - oznajmiła ze zdenerwowaniem w głosie. 
- Kto? - zapytała Tessa.
- Nocni Łowcy. 
- Kim oni są?
- Porywaczami twojego brata - odpowiedziała druga. - Strzegą prawa,  ale to tylko oficjalna wersja. Naprawdę wykorzystują i naginają to swojego twarde prawo dla swojej wygody, ale innych karzą za najmniejsze ich naruszenie.  Ich żądza krwi i innych rzeczy - spojrzała na Tesse znacząco. Dziewczyna poczuła dreszcz przebiegający po jej plecach - jest niewyczerpywalna.  Zrobią wszystko, by dostać to czego chcą.  Są też wielkimi barbarzyńcami.  Pokrywają swoje ciała się tatuażami, których nie da się zdjąć. Jeśli chcą wystąpić z szeregów przechodzą okropne tortury, by pozbyć się znamion.  Narażają tez swoje matki, żony, siostry na wielkie niebezpieczeństwo, gdyż im też nakazują walczyć, narażając życie.
- Czego tutaj szukają?  - zapytała zlękniona. 
- Ciebie - odpowiedziały równocześnie. 
- Dlaczego? 
- Masz dar, więc chcą go wykorzystać do własnych celów. 
- Nie mogą!  Nie pozwolę im na to! - Wykrzyknęła buntowniczo, zrywając się z fotela. 
- Cieszymy się, że to mówisz. Widać, że nasze nauki nie poszły na marne. Tylko ty możesz ich powstrzymać.  Przemień się i z naszą pomocą odeprzesz atak. 
- Tylko czyją postać mam przyjąć? Muszę być bardzo silna. 
- O to się nie martw - odpowiedziały z tajemniczym uśmiechem.


***


- Słyszeliście to? - zapytał Will, obracając się dookoła własnej osi,  oświetlając korytarz światłem pochodzącym z magicznego kamienia.  
- Co, Williamie?  - Szepnął Thomas, podchodząc do czarnowłosego Nocnego Łowcy.  
- Delikatne stukanie. Jakby pantofelków o drewno. 
- Skąd wiesz jak brzmi taki dźwięk?  - zdziwił się Henry.
- Może stąd, że mieszkamy w miejscu, gdzie są drewniane podłogi, a kobiety w Instytucie noszą pantofle - parsknął. 
     Stali chwilę w całkowitym milczeniu,  poszukując zmysłami chociaż najmniejszego odstępstwa od całkowitego spokoju. 
- Myślę, że powinniśmy przenieść się w inne miejsce. Stoimy w rozwidleniu korytarzy.  Może i łatwo zobaczymy wrogów, ale oni równie łatwo zobaczą nas - zaproponował Herondale.  
- Chyba już na to za późno - z głębi wschodniego korytarza rozległ się donośny, lekko chrapliwy, damski głos. 
Obrócili się szybko i dostrzegli kobietę w średnim wieku. Jej długie pazury przebiły rękawiczki, a suknia powoli pękała w szwach, jakby ciało pod nią schowane zaczęło pęcznieć. 

   Trzech Nocnych Łowców przygotowało się do ataku. Jednak Willowi coś nie pasowało. W tak wielkim domu na pewno nie mieszkała tylko jedna osoba. A do tego ta kobieta wyglądała jakby spodziewała się ataku, więc na pewno przygotowała posiłki.  Tylko gdzie one były? 
- Miejcie oczy i uszy szeroko otwarte!  Gdzieś tutaj ukryte jest wsparcie! - krzyknął. 
- No co ty nie powiesz?  Może jednak ród Nocnych Łowców nie jest w całości stworzony z bandy półgłówków - odwrócił się i zobaczył postać kroczącą wolno przez zachodnie skrzydło. Była bardzo podobna do kobiety, która aktualnie próbowała pokonać Henry'ego. Will ruszył na drugą przeciwniczkę,  ale ta odskoczyła od niego i spróbowała zaatakować Thomasa. 

     Will zatrzymał się ze zdziwieniem. O co tym kobietom chodziło?  Na pewno nie chciały go oszczędzić.  Oj nie... One miały przygotowane coś specjalnie dla niego. Obserwowały ich z ukrycia przez dłuższy czas, szukając ich słabości i zastanawiając się jak je wykorzystać na swoją korzyść.  Chyba stwierdziły, że to on jest z tej trójki najsilniejszy. Było to z jednej strony pochlebne ale z drugiej skłaniało do myślenia o przyszłym wrogu. 
    Na szczęście lub na nieszczęście. Zależy z jakiej perspektywy na to patrzeć, nie musiał długo się zastanawiać. Nagle usłyszał ciężkie kroki na wyższym piętrze. Odsunął się i spojrzał na balustradę,  by po chwili stanąć oko w oko z prawdziwym Goliatem. Jego przeciwnikiem był olbrzymi stwór o napęczniałych z mięśni ramionach, nogach i szyi. W olbrzymich łapach ściskał wielką pałkę i wymachiwał nią na wszystkie strony. 
       Will uśmiechnął się mimo chwilowego oniemienia.  Mógł walczyć, a to było najważniejsze. Mógł poczuć ten haj wojenny, ten spokój i odprężenie, które czuł tylko w takich sytuacjach. 
Uspokoił oddech i częstotliwość bicia serca, by jego umysł był czysty i mógł obmyślać strategie i błędy przeciwnika. Nie zamierzał jednak rozpoczynać walki.  Nie miał ochoty rozpłaszczyć się na brzuchu olbrzyma jakby uderzył w ścianę.  
O nie. Jeśli nie jesteś pewien wygranej i słabości przeciwnika, lepiej niech to on pierwszy narazi się na niebezpieczeństwo. 
Olbrzym niemal natychmiast rzucił się z bronią na Willa jakby chciał oderwać jego głowę od szyi. Chłopak skulił się i ominął broń. Może i stwór był wielki i silny, ale dzięki temu Will był szybszy i zwinniejszy.

  Goliat walił pałką gdzie popadnie, niszcząc przy tym wszystko co narzędzie napotkało na swojej drodze. Will zrozumiał, że stwór jest zdesperowany, za wszelką cenę chce powstrzymać Nocnych Łowców.  Tylko dlaczego?  Co było powodem jego rozdrażnienia i silnej chęci zabójstwa.  Takie gwałtowne uczucia nie rodzą się znikąd.  Coś musi je wywołać.  Ale co? 
     Chłopak zrozumiał, że może wykorzystać to rozemocjonowanie na swoją korzyść.  Goliat nie myślał logicznie, nie posługiwał się taktyka wojenną. Teraz ni było czasu na zastanawianie się nad przyczynami zachowania stwora, tylko na wykorzystanie jego słabości i spróbowanie go wyeliminować.

    Wyskoczył to przodu, mierząc serafickim ostrzem w gardło bydlaka, jednak ten odparł atak uderzając w nóż tak mocno, że chłopak poczuł jak drży mu ręka. Olbrzym rzucił się na niego, ale ten umknął mu pod nogami i wbiegł na schody. Stwór zaczął kroczyć po nich powoli, obijając sufit swoim narzędziem zbrodni. Will w tym czasie wbiegł na Pietro i podbiegł do balustrady. Szybko ocenił sytuację i rzucił się z piętra, tuż przy boku Goliata. Wyciągnął prawą rękę w bok i wbił ostrze w bok stwora. Stworzenie zawyło z bólu, gdy nóż rozharatał mu całą talię, zahaczając o kawałek pleców.

   Will wylądował z gracją w przysiadzie i powoli wstał, patrząc jak stwór kołysze się jakby był pijany.
    „Ciszę” przerwało głośne „Nie!” wykrzyknięte przez jedną z sióstr. Po chwili dookoła nich zaczęła pojawiać się fioletowa mgła.
- Will, powinniśmy stąd uciekać – oznajmił Henry, łapiąc go za rękaw kurtki.
- Słucham? Przecież możemy je pokonać.
- Te dymy nie są normalne. Te kobiety używają magii. Jeśli się stąd nie wyniesiemy, nie skończymy dobrze.
- Serio? – popatrzył na towarzyszy z niedowierzaniem. W odpowiedzi obaj twierdząco pokiwali głowami.  – Niech wam będzie. Ale oznajmiam, że wrócę tutaj nawet sam, żeby dowiedzieć się o co tutaj chodzi.

Po tych słowach szybko wybiegli z budynku.



***

- Co się stało? – zapytała Tessa, mrugając oczami.
- Zostałaś ciężko ranna – oznajmiła pani Black. Tessa spojrzała w dół i zobaczyła wielki bandaż zakrywający całą talię i biodra. Przypomniała sobie piękną twarz jej wroga i to rozkojarzenie. Czy ktoś tak piękny mógł być tak śmiertelnie niebezpieczny?
- Jak wy mnie… I oni… - jej język się plątał.
- Spokojnie. Odpoczywaj. Musimy zmienić ci bandaż. Dobrze się spisałaś. Odparłaś atak tych przeklętych Nocnych Łowców. A teraz leż spokojnie.
  Tessa położyła się na poduszkach i zamknęła oczy, nie chcąc widzieć jak wygląda jej rana. Jednak gdy, bandaż odkleił się od jej skóry, ciszę przeciął głośny krzyk bólu i cierpienia.