Strony

piątek, 21 kwietnia 2017

Alternatywna wersja wydarzeń - kolejna część

Miał to być taki pewnego rodzaju prezent na moje urodziny, ale niestety byłam w domu po 16 na 10 minut, a potem wróciłam dopiero o 21 i chciałam spędzić ten dzień chociaż przez chwilę z rodziną, więc niestety nie wyrobiłam się z publikacją.
Ale dzisiaj ten fragment opowiadania jest już dla was. Jako, że dawno nie była publikowana kolejna część, to kursywą wstawię poprzedni fragment, a później normalną czcionką nowość.


    Wszyscy wiemy jak to się stało, że Tessa znalazła się w Instytucie. Will próbował znaleźć zabójcę dziewczynki, intrygował go podwójny ouroboros.... Bla bla bla. Ale czy zastanawialiście się kiedyś jak potoczyłyby się losy wszystkich bohaterów, gdyby Will nie odnalazł tego dnia Tessy?  Nie? A chcielibyście się dowiedzieć?  Jeśli tak, to zapraszam w podróż to alternatywnej rzeczywistości...


- Co to za miejsce? - zapytał Thomas, patrząc z nieskrywanym zdziwieniem i obrzydzeniem na cel ich podróży i możliwie miejsce, w którym rozwikłają się wszystkie zagadki. 
- W Podziemiu nazywają go Mrocznym Domem - odpowiedział Will.
- Nie wiem jak wam się wydaje, ale mi wygląda na wyrwany z opowiadań Edgara Poe - Henry potrząsnął głową. 
- A ty skąd wiesz jak pisał Poe? - zaciekawił się Will.
- Charlotte kiedyś czytała mi jego historie na noc. Według niej barwne opisy, które stosował mogłyby rozbudzić mój twórczy umysł.
- Ciekawe skąd jej to przyszło do głowy - powiedział Will z lekką kpiną w głosie. 
- Nie wiem. Sama z siebie nie sięgnęłaby po taką lekturę.  Jedyną znaną mi osobą,  która mogłaby jej to poradzić jest... Jesteś ty, Will - spojrzał na podopiecznego z wyrzutem. Chłopak uśmiechnął się drwiąco z błyskiem rozbawienia w oczach. 
- To była taka sarkastyczna uwaga, ale chyba twoja wspaniałomyślna żona tego nie zauważyła i wzięła sobie moją "propozycje" do serca. 
- Jak mogłeś?  Po pierwsze nie obrażaj mojej Lottie. A po drugie: sprawiłeś że musiałem się męczyć nocami słuchając tych mrocznych majaków chorego psychicznie Amerykanina. 
- Może przynajmniej to coś w twojej głowie zaczęło kręcić się w dobrą stronę - chłopak popukał go w głowę.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale może zajmiemy się przeszukiwaniem domu?  - zapytał rozsądnie Thomas.
- Wcale nie przeszkadzałeś.  Ale masz rację. Streszczajmy się.
Will i Henry wyciągnęli serafickie noże, wymawiając ich imiona, by po chwili narzędzia zabłysły anielskim światłem, a zaraz zaczęły toczyć zimną wojnę z mrokiem pomieszczenia, do którego wkroczyli.

***

- Co to za hałasy? - Zapytała Tessa,  gdy pani Black czesała jej gęste włosy. 
- Pójdę sprawdzić – oznajmiła pani Dark.
- Tylko bądź ostrożna - poprosiła dziewczyna. Opiekunka uśmiechnęła się pewnie w odpowiedzi.  
Kobiety bardzo zadbały o nią odkąd pojawiła się w porcie w Southampton. Gdy przyjechały pod dom Nate'a okazało się, że budowla jest opuszczona, a wszystkie rzeczy w niej się znajdujące - zniszczone.  Kobiety zabrały Tessę do siebie i pomogły w trudnych chwilach.  Dziewczyna czuła jednak, że siostry coś przed nią ukrywają.  Uczucie to spotęgowało się jeszcze bardziej, gdy pokazały jej, że ma dar. Potrafi zmieniać się w inne osoby. Szybkość i precyzja lekcji utwierdziły ją w przekonaniu, że wiedzą coś czego ona nie. Na przykład tożsamość porywacza Nate'a lub nawet dlaczego został uproszczony.                                                                                                                                                         Teraz należało się tylko dowiedzieć, kim oni byli i odzyskać brata. 
       Nagle do pokoju wbiegła siostra.
- Przybyli - oznajmiła ze zdenerwowaniem w głosie. 
- Kto? - zapytała Tessa.
- Nocni Łowcy. 
- Kim oni są?
- Porywaczami twojego brata - odpowiedziała druga. - Strzegą prawa,  ale to tylko oficjalna wersja. Naprawdę wykorzystują i naginają to swojego twarde prawo dla swojej wygody, ale innych karzą za najmniejsze ich naruszenie.  Ich żądza krwi i innych rzeczy - spojrzała na Tesse znacząco. Dziewczyna poczuła dreszcz przebiegający po jej plecach - jest niewyczerpywalna.  Zrobią wszystko, by dostać to czego chcą.  Są też wielkimi barbarzyńcami.  Pokrywają swoje ciała się tatuażami, których nie da się zdjąć. Jeśli chcą wystąpić z szeregów przechodzą okropne tortury, by pozbyć się znamion.  Narażają tez swoje matki, żony, siostry na wielkie niebezpieczeństwo, gdyż im też nakazują walczyć, narażając życie.
- Czego tutaj szukają?  - zapytała zlękniona. 
- Ciebie - odpowiedziały równocześnie. 
- Dlaczego? 
- Masz dar, więc chcą go wykorzystać do własnych celów. 
- Nie mogą!  Nie pozwolę im na to! - Wykrzyknęła buntowniczo, zrywając się z fotela. 
- Cieszymy się, że to mówisz. Widać, że nasze nauki nie poszły na marne. Tylko ty możesz ich powstrzymać.  Przemień się i z naszą pomocą odeprzesz atak. 
- Tylko czyją postać mam przyjąć? Muszę być bardzo silna. 
- O to się nie martw - odpowiedziały z tajemniczym uśmiechem.

***

- Słyszeliście to? - zapytał Will, obracając się dookoła własnej osi,  oświetlając korytarz światłem pochodzącym z magicznego kamienia.  
- Co, Williamie?  - Szepnął Thomas, podchodząc do czarnowłosego Nocnego Łowcy.  
- Delikatne stukanie. Jakby pantofelków o drewno. 
- Skąd wiesz jak brzmi taki dźwięk?  - zdziwił się Henry.
- Może stąd, że mieszkamy w miejscu, gdzie są drewniane podłogi, a kobiety w Instytucie noszą pantofle - parsknął. 
     Stali chwilę w całkowitym milczeniu,  poszukując zmysłami chociaż najmniejszego odstępstwa od całkowitego spokoju. 
- Myślę, że powinniśmy przenieść się w inne miejsce. Stoimy w rozwidleniu korytarzy.  Może i łatwo zobaczymy wrogów, ale oni równie łatwo zobaczą nas - zaproponował Herondale.  
- Chyba już na to za późno - z głębi wschodniego korytarza rozległ się donośny, lekko chrapliwy, damski głos. 
Obrócili się szybko i dostrzegli kobietę w średnim wieku. Jej długie pazury przebiły rękawiczki, a suknia powoli pękała w szwach, jakby ciało pod nią schowane zaczęło pęcznieć.
     Trzech Nocnych Łowców przygotowało się do ataku. Jednak Willowi coś nie pasowało. W tak wielkim domu na pewno nie mieszkała tylko jedna osoba. A do tego ta kobieta wyglądała jakby spodziewała się ataku, więc na pewno przygotowała posiłki.  Tylko gdzie one były? 
- Miejcie oczy i uszy szeroko otwarte!  Gdzieś tutaj ukryte jest wsparcie! - krzyknął. 
- No co ty nie powiesz?  Może jednak ród Nocnych Łowców nie jest w całości stworzony z bandy półgłówków - odwrócił się i zobaczył postać kroczącą wolno przez zachodnie skrzydło. Była bardzo podobna do kobiety, która aktualnie próbowała pokonać Henry'ego. Will ruszył na drugą przeciwniczkę,  ale ta odskoczyła od niego i spróbowała zaatakować Thomasa.
       Will zatrzymał się ze zdziwieniem. O co tym kobietom chodziło?  Na pewno nie chciały go oszczędzić.  Oj nie... One miały przygotowane coś specjalnie dla niego. Obserwowały ich z ukrycia przez dłuższy czas, szukając ich słabości i zastanawiając się jak je wykorzystać na swoją korzyść.  Chyba stwierdziły, że to on jest z tej trójki najsilniejszy. Było to z jednej strony pochlebne ale z drugiej skłaniało do myślenia o przyszłym wrogu. 
Na szczęście lub na nieszczęście. Zależy z jakiej perspektywy na to patrzeć, nie musiał długo się zastanawiać. Nagle usłyszał ciężkie kroki na wyższym piętrze. Odsunął się i spojrzał na balustradę,  by po chwili stanąć oko w oko z prawdziwym Goliatem. Jego przeciwnikiem był olbrzymi stwór o napęczniałych z mięśni ramionach, nogach i szyi. W olbrzymich łapach ściskał wielką pałkę i wymachiwał nią na wszystkie strony. 
       Will uśmiechnął się mimo chwilowego oniemienia.  Mógł walczyć, a to było najważniejsze. Mógł poczuć ten haj wojenny, ten spokój i odprężenie, które czuł tylko w takich sytuacjach. 
Uspokoił oddech i częstotliwość bicia serca, by jego umysł był czysty i mógł obmyślać strategie i błędy przeciwnika. Nie zamierzał jednak rozpoczynać walki.  Nie miał ochoty rozpłaszczyć się na brzuchu olbrzyma jakby uderzył w ścianę. 
O nie. Jeśli nie jesteś pewien wygranej i słabości przeciwnika, lepiej niech to on pierwszy narazi się na niebezpieczeństwo. 
Olbrzym niemal natychmiast rzucił się z bronią na Willa jakby chciał oderwać jego głowę od szyi. Chłopak skulił się i ominął broń. Może i stwór był wielki i silny, ale dzięki temu Will był szybszy i zwinniejszy.
   Goliat walił pałką gdzie popadnie, niszcząc przy tym wszystko co narzędzie napotkało na swojej drodze. Will zrozumiał, że stwór jest zdesperowany, za wszelką cenę chce powstrzymać Nocnych Łowców.  Tylko dlaczego?  Co było powodem jego rozdrażnienia i silnej chęci zabójstwa.  Takie gwałtowne uczucia nie rodzą się znikąd.  Coś musi je wywołać.  Ale co? 
     Chłopak zrozumiał, że może wykorzystać to rozemocjonowanie na swoją korzyść.  Goliat nie myślał logicznie, nie posługiwał się taktyka wojenną. Teraz ni było czasu na zastanawianie się nad przyczynami zachowania stwora, tylko na wykorzystanie jego słabości i spróbowanie go wyeliminować.
    Wyskoczył to przodu, mierząc serafickim ostrzem w gardło bydlaka, jednak ten odparł atak uderzając w nóż tak mocno, że chłopak poczuł jak drży mu ręka. Olbrzym rzucił się na niego, ale ten umknął mu pod nogami i wbiegł na schody. Stwór zaczął kroczyć po nich powoli, obijając sufit swoim narzędziem zbrodni. Will w tym czasie wbiegł na Pietro i podbiegł do balustrady. Szybko ocenił sytuację i rzucił się z piętra, tuż przy boku Goliata. Wyciągnął prawą rękę w bok i wbił ostrze w bok stwora. Stworzenie zawyło z bólu, gdy nóż rozharatał mu całą talię, zahaczając o kawałek pleców.
   Will wylądował z gracją w przysiadzie i powoli wstał, patrząc jak stwór kołysze się jakby był pijany.
    „Ciszę” przerwało głośne „Nie!” wykrzyknięte przez jedną z sióstr. Po chwili dookoła nich zaczęła pojawiać się fioletowa mgła.
- Will, powinniśmy stąd uciekać – oznajmił Henry, łapiąc go za rękaw kurtki.
- Słucham? Przecież możemy je pokonać.
- Te dymy nie są normalne. Te kobiety używają magii. Jeśli się stąd nie wyniesiemy, nie skończymy dobrze.
- Serio? – popatrzył na towarzyszy z niedowierzaniem. W odpowiedzi obaj twierdząco pokiwali głowami.  – Niech wam będzie. Ale oznajmiam, że wrócę tutaj nawet sam, żeby dowiedzieć się o co tutaj chodzi.
Po tych słowach szybko wybiegli z budynku.

***

- Co się stało? – zapytała Tessa, mrugając oczami.
- Zostałaś ciężko ranna – oznajmiła pani Black. Tessa spojrzała w dół i zobaczyła wielki bandaż zakrywający całą talię i biodra. Przypomniała sobie piękną twarz jej wroga i to rozkojarzenie. Czy ktoś tak piękny mógł być tak śmiertelnie niebezpieczny?
- Jak wy mnie… I oni… - jej język się plątał.
- Spokojnie. Odpoczywaj. Musimy zmienić ci bandaż. Dobrze się spisałaś. Odparłaś atak tych przeklętych Nocnych Łowców. A teraz leż spokojnie.
  Tessa położyła się na poduszkach i zamknęła oczy, nie chcąc widzieć jak wygląda jej rana. Jednak gdy, bandaż odkleił się od jej skóry, ciszę przeciął głośny krzyk bólu i cierpienia.

***

- Tesso. Tesso, obudź się. – Ktoś potrząsnął jej ramieniem.
- O co chodzi? – zapytała, mrugając szybko oczami.
- Musimy wyjechać – oznajmiła pani Dark.
- Dokąd?
- Niedaleko. Jeden z naszych… przyjaciół – Zawahała się przed wypowiedzeniem ostatniego słowa jakby nie było prawdziwe. Ale po co miałaby kłamać? – potrzebuje naszej pomocy. Wrócimy za kilka dni.
- Jesteście pewne, że moja rana się nie otworzy podczas drogi?
- Ale ty tutaj zostajesz kochana.
- Sama? A jeśli ci potworni Nocni Łowcy znowu wrócą?
- W najbliższych dniach tego nie zrobią. Muszą najpierw dokładnie dowiedzieć się z kim mają walczyć oraz zaplanować dokładny plan działania, żeby odnieść jak najmniejsze szkody. – Pani Dark uśmiechnęła się przerażająco, a jej siostra zachichotała złowieszczo. Dało się w ogóle w taki sposób chichotać? Najwidoczniej tak.
Pani Dark najwyraźniej zauważyła strach w jej oczach, ponieważ dodała:
- Nie martw się. Codziennie będzie cię odwiedzał nasz dobry znajomy, którego znamy już od kilku lat. Pomoże ci ze zmianą opatrunku oraz będzie sprawdzał czy masz wszystko czego potrzebujesz. Dasz sobie radę.
- Mamy coś dla ciebie – dodała pani Black.
- Co?
- Zauważyłyśmy, że po zadanej ci ranie zostanie na twoim ciele dość spora blizna, więc aby temu zapobiec kupiłyśmy specjalny płyn, który po wstrzyknięciu w miejsce znajdujące się niedaleko rany zmniejszy lub całkowicie zatrzyma tworzenie blizny, a na skórze nie pozostanie najmniejszy ślad po urazie – wyjaśniła.
- Nie pozostaną na tobie żadne kręgi i związane z tymi nieprzyjemności – dorzuciła jej siostra i spojrzała na towarzyszkę z uśmiechem, który mówił, że obie wiedzą coś, czego Tessa nie. – Astriola jest nieprzyjemna – dodała cicho.
- Co powiedziałaś?
- Że ten płyn, który nazywamy astriola jest nieprzyjemny.
- Musisz rozpiąć suknię, żebyśmy mogły zmienić ci opatrunek i podać płyn.
    Pomogły Tessie usiąść, a następnie rozwiązały sznurowanie sukni, by móc dostać się do bandaży. Dziewczyna poczuła nieprzyjemny dreszcz, gdy ujrzała zakrwawiony materiał owinięty w jej talii. Syknęła, czując piekący ból, gdy siostry zaczęły rozplątywać opatrunek. Otworzyła oczy i zobaczyła głęboką ranę. Jak to dobrze, że miecz trafił tuż pod żebra. W innym wypadku musiałaby także leczyć złamane kości. Szkoda, że nie posiadała zdolności szybkiego leczenia. Lewy bok jej ciała ciągle wyglądał paskudnie, a  przy każdym ruchu promieniował z niego ogromny ból, przez co Tessa miała ograniczone ruchy.
   Pani Black wzięła do ręki strzykawkę zakończoną długą i grubą igłą, która wyglądała jakby dało się nią zabić człowieka, a nie mu pomóc. Kobieta przycisnęła ostrą część niedaleko miednicy – na prawo od niej. Dziewczyna poczuła palący ból w miejscu gdzie płyn zetknął się ze skórą, ale nie mogło to stanowić przygotowania na niemal agonię, której doznała, gdy płyn został wtłoczony w bok jej podbrzusza. Jej ciało rwało się do wygięcia w łuk, ale to sprawiło, że rana zaczęła dodatkowo boleć, toteż Tessa starała się siedzieć bez ruchu, zaciskając palce na sukni i przygryzając zębami wargę tak mocno, że po chwili poczuła metaliczny smak własnej krwi. Jej serce zaczęło gorączkowo bić, gdy lekarstwo przepłynęło przez nie do kolejnych części ciała.
- Skończone – powiedziała pani Black, odkładając strzykawkę na stolik.- Dzięki temu twoje ciało będzie się lepiej i szybciej regenerować.
- Przyniosłyśmy ci kilka książek, żebyś miała co czytać podczas naszej nieobecności.
- Już dałyście mi powieści.
- Ale takich jeszcze od nas nie dostałaś. Jeśli będziesz miała ochotę, możesz się z nimi bliżej zapoznać. Pomożemy przebrać ci się w coś, co nie będzie tak mocno uciskało uszkodzonych tkanek.
    Całkowicie ściągnęły z niej czarną suknię, a na jej miejsce nałożyły koszulę i długą spódnicę. Także w ciemnych barwach.
- Musimy już iść – oznajmiła pani Dark, gdy skończyły.
- Masz rację siostro. Wrócimy za kilka dni. – Ruszyły do drzwi, a następnie szybko i głośno je zamknęły.
    Tessa oparła się o poduszki i utkwiła wzrok w oknie. Czy to możliwe by siostry coś przed nią ukrywały? Podczas rozmowy czuła jakby ich dobroć była udawała i pod nią było coś innego. Mrocznego. Coś tak silnego, że podczas konwersacji czasami było to widać.  Ich prawdziwą naturę. Ale dlaczego miałyby ją okłamywać? Przecież pokazały jej jaki talent posiada. Czasami jednak widziała płonącą w ich oczach złość... 
    Za dużo o tym myślała.  Za niedługo oszaleje przez zamartwienie się i wymyślanie niestworzonych historii.      Sięgnęła po książkę leżąca na szczycie małego stosu przyniesionego przez Mroczne Siostry. Nie zdążyła zerknąć na tytuł, ponieważ usłyszała, że drzwi się otwierają. Przeniosła wzrok na wejście i zobaczyła siwowłosego mężczyznę o zapadłych oczach i ziemistej cerze. Na szyi widoczne były czarne znaki. 
„Nocny Łowca”- pomyślała przestraszona. 
- Dzień dobry- powiedział.  
- Czy jest pan znajomym Mrocznych Sióstr?
Uśmiechnął się ledwo widocznie.
- Można tak powiedzieć. Przyszedłem ponieważ pani towarzyszki oznajmiły mi, iż potrzebuje pani towarzystwa podczas ich nieobecności.  
    Uśmiechnął się szeroko i podszedł do jej łóżka.  Podciągnęła wyżej kołdrę, by zakryć swoje ubranie.  
- Nie udawaj wstydliwej demonesso.
- Jak mnie pan nazwał?
- Czyżby nigdy cię tak nie nazywano? Twoje oczy bez gałek ocznych i wydające się pływać włosy mówią same za siebie.
- Słucham? 
Popatrzyła na swoje ciało.  Wyglądało tak jak zwykle. O czym ten obcy mężczyzna mówił?
- Czyżbyś przejawiała zainteresowania przyziemną kulturą? - zapytał, zauważywszy książkę leżąca na pościeli. - Sądzę jednak że robisz rzeczy ciekawsze niż czytanie Dickensa.
- Co ma pan na myśli?
- Myślę, że wiesz.
    Jeszcze nigdy nie widziała, żeby ktoś tak szybko się poruszał.  W jednej chwili stał obok łóżka, a w następnym trzymał ją w ramionach, a palca zahaczył o bandaże po wcześniejszym podciągnięciu koszuli niemal do piersi.
- Jakie demoniczne cechy ukrywasz pod warstwami materiału? - spytał drżącym z pożądania głosem.         Tessa wyrywała się i próbowała go kopnąć, ale mężczyzna nic sobie z tego nie robił.  Odwiązał supeł, a po chwili ich oczom ukazała się wielką rana. Przez szarpania dziewczyny krew znowu zaczęła wypływać i brudzić ciało oraz spódnicę.  Mężczyzna położył dziewczynę na ziemi i zawisł nad nią. Zaczęła się rzucać i drapać, by odepchnąć go na tyle, by móc uciec. 
     Gdy z jego ramienia zaczął spływać czerwony płyn, zrobił coś czego się nie spodziewała.  Przyciągnął swoją ranę do jej.
- Siostry powiedziały, że lubisz, a wręcz uwielbiasz, gdy nasza krew miesza się z twoją.  Dzięki sprawieniu ci przyjemności Mistrz obiecał mi kolejną dostawę niezbędnego mi leku. Mam nadzieję, że ci się podobało kochana. Może jeszcze kiedyś się spotkamy.
    Po tych słowach wstał, pomógł jej podnieść się na nogi, podał jej dłoń, którą następnie ucałował. Te gesty były tak niepodobne do tych, które wykonał kilka chwil wcześniej.  Wyszedł nie oglądając się za siebie.  
    Tessa podciągnęła koszulę, by spróbować zawiązać bandaż.  Niestety szmatki były za bardzo poszarpane. Do niczego się już nie nadawały. Zerwała je z siebie i rzuciła w kąt pokoju. Usiadła na podłodze, zachodząc w głowę i próbując zrozumieć co przed chwilą się wydarzyło.  Kim był ten mężczyzna? O jaki lek mu chodziło? Kim był Mistrz, którego tytuł został wymówiony z namaszczeniem i ledwo skrywanym lękiem? Dlaczego przyszedł do niej? I dlaczego na litość boską nazywał ją demonessą? Czy naprawdę widział jej ciało innym niż normalnie? Czy ktoś rzucił na niego urok? Ale przecież to niemożliwe. Z drugiej strony potrafiła stać się inną osobą. To też była magia.
   Poczuła, że koszula staje się przemoczona od wypływającej krwi.
- Sądziłam, że rana już się zasklepiła – wyszeptała. Sięgnęła  po zniszczone bandaże i obwiązała je silnie tuż nad raną, próbując stworzyć prowizoryczną opaskę uciskową.
- Mam nadzieję, że to wytrzyma – mruknęła niezbyt pewnie, widząc że krew nie zamierza przestać płynąć.
Sięgnęła po „Opowieść o dwóch miastach” - książkę, która wcześniej zauważył Nocny Łowca.  
- Taka przyjemność mi pan sprawił, że za niedługo umrę od wykrwawienia – powiedziała złośliwe, przypomniawszy sobie jego słowa.
Otworzyła powieść na pierwszej lepszej stronie i przeczytała zdanie, na którym zatrzymał się jej wzrok. Po przeczytaniu jednej frazy, usłyszała jak drewno ugina się pod czyimiś stopami. Wstała, nasłuchując.

*** 

     Will skręcił w ulicę, w której mieszkały  Mroczne Siostry, gdy nagle dostrzegł znajomy powóz jadący w przeciwnym kierunku. Uskoczył w bok i schował się pomiędzy krzewami, obserwując pojazd. Tak jak podejrzewał, czterokołowiec należał do rodziny Lightwood. Wiedział, że Gideon był w Madrycie, a Gabriel na pewno nie pożyczyłby powozu. Jedynie Benedict mógł go używać. Tylko co miałby robić u tych potwornych kobiet? 
     Gdy powóz skręcił w główną ulicę, Will wyszedł spomiędzy zarośli i szybszym niż poprzednio krokiem skierował się do domu Sióstr.  
     Kiedy dotarł do drzwi wejściowych, obejrzał się dookoła uważnie, by zdobyć pewność, że nikt go nie śledzi lub obserwuje. Właśnie miał sięgnąć do klamki, lecz na drewnie dostrzegł już blaknący znak otwarcia.  Potwierdziło to jego podejrzenia, co do miejsca wyprawy Lightwooda. Mężczyzna nie zamknął drzwi, wychodząc, więc Will mógł wejść do środka bez używania steli i zostawiania kolejnego znaku świadczącego o obecności jednego z Nefilim.
     Wszedł wolno do holu, ciągle sprawdzając czy na pewno jest sam. 
      Zaczął schodzić do piwnicy, gdy usłyszał dziwny dźwięk dochodzący z piętra.  Wszedł na górę i wkroczył do pokoju. Nagle poczuł coś ostrego na dłoni.  Wytrzeszczył oczy, gdy zrozumiał że na ręce roztrzaskał się dzbanek. Przed nim stała dziewczyna, trzymająca  resztki szkła. Wyglądała koszmarnie. Była wykończona, blada i najwyraźniej ledwo trzymała się na nogach.
- Przepraszam - powiedziała łamiącym się ze zmęczenia głosem. - Myślałam, że on wrócił. 
- Kto? Czy miał może siwe włosy, a na ciele ciemne tatuaże? – zapytał, mając na myśli Benedicta Lightwooda.
- Takie jak pańskie? Tak. Zaraz... Czy to pan jest Mistrzem?
- Kim?
- Nie pańska sprawa, skoro nie wie pan o kim mówię.
- Jaka bezpośrednia! – Uśmiechnął się. – Ale przypuszczam, że wszystkie takie jesteście, wy, Amerykanki, prawda? – Widząc jej zaskoczenie, uśmiechnął się bardziej i wyjaśnił: Tak, zdradza panią akcent. Jak pani ma na imię?
Popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
- Jak mam na imię?
- Nie zna go pani?
- Pan… wpada do mojego pokoju, straszy mnie na śmierć, a teraz pyta, jak mam na imię? A pan jak się nazywa, do licha? I kim pan w ogóle jest?
- Mimo że jest pani ledwo żywa, to nie opuściła pani bezpretensjonalność. Nazywam się William Herondale, ale wszyscy mówią na mnie Will. 
- Jest pan Nocnym Łowcą?
- Te Mroczne Siostry dużo pani opowiedziała jak widzę. - Zaśmiał się. - Zgadza się, jestem Nocnym Łowcą. A jak pani się  nazywa?
Popatrzyła na niego dziwnie, jakby w głowie układała plan działania.  
- Panna Theresa Gray.
Rozejrzał się po pokoju. Jego uwagę przyciągnęło coś szklanego, leżącego w roku pokoju.
- Co to jest? – zapytał, podnosząc tajemniczą rzecz, i pokazując ją dziewczynie.
- Strzykawka, w której znajdował się lek, mający zniwelować bliznę po ranie.
- Lek… - Zamyślił się, a następnie schował przedmiot do kieszeni.
- Muszę panią stąd zabrać. To nie jest bezpieczne miejsce dla nikogo, a zwłaszcza dla osoby tak rannej. 
- Gdzie?
- Do bezpiecznego miejsca. 
Rozejrzała się po pokoju jakby szukając pretekstu do zostania? Czy ktoś w ogóle chciałby zostać w tak ogromnym miejscu? Co te kobiety jej nagadały?
- A moje książki...
- Dam pani więcej książek - obiecał, myśląc o bibliotece w Instytucie. Było ich tam o wiele więcej niż na jej stoliku nocnym. - Chodźmy.  
Wyszli z pokoju i skierowali się do wyjścia 
- Poradzi sobie pani sama? - zapytał.
- Taka sądzę.
Zeszła dzielnie po schodach, gwałtownie i zdecydowanie odmawiając pomocy chłopaka. 
- Na Anioła tu jest jak w dziewiątym kręgu piekła- wydusił, czując żar wydobywający się z zamkniętych bocznych drzwi.
- Dziewiąty krąg piekła jest zimny -zaoponowała.  Spojrzał na nią zdziwiony . - Inferno. W piekle panuje zimno. Jest skute lodem.
    Nagle zachwiała się i tylko dzięki swojej zręczności udało mu się ją złapać nim uderzyła ciałem o ziemię. Okazało się że jest przytomna, ale za słaba żeby iść.
Panna Gray zrobiła minę jakby przypomniało jej się coś i wyszeptała:
„Dziwny to fakt, zasługujący na to, by się nad nim zastanowić, iż każda istota ludzka tak jest stworzona, że jest nieodgadnioną tajemnicą i zagadką dla innych istot ludzkich.”
- „Opowieść o dwóch miastach”? – zapytał zdziwiony.
- Czytałam ten fragment tuż przed pańskim przyjściem. Wcześniej nie całkiem zgadzałam się z tym stwierdzeniem, ale gdy pana ujrzałam i usłyszałam, że jest pan Nocnym Łowcą zorientowałam się, że zmieniłam zdanie. Ta fraza mówi prawdę.
    Herondale miał ochotę zobaczyć co znajdowało się za tajemniczymi drzwiami, ale zmienił zdanie gdy dostrzegł krew spływającą po spódnicy dziewczyny i  jej coraz bardziej zmęczone spojrzenie.
    Szybko zaniechał planów i wybiegł z nią na zewnątrz. Gdy zawiało ich londyńskie powietrze, dziewczyna wyszeptała ostatkiem sił:
- Musiał pan tak głęboko wbić nóż? 
     Spojrzał na nią zdziwiony, ale panna Gray leżała bezwładna w jego ramionach.
     Co miała na myśli, mówiąc te słowa? To nie mogły być majaki.  Przecież dzisiaj pierwszy raz ją widział, jak więc mogła... Nagle przypomniał sobie swoją pierwszą wizytę w Mrocznym Domu i walkę z Goliatem. Miejsce w którym przebił skórę potwora serafickim nożem.  Dokładnie w tym samym miejscu znajdowała się rana dziewczyny.  Czy to możliwe, żeby ona... Nie,  to było bez sensu. Z drugiej strony przez ostatnie pięć lat Will widział tyle rzeczy, które wcześniej uznałby za niemożliwe, że teraz wszystko wydawało się jak najbardziej prawdopodobne.
    Jedno wiedział na pewno. Ta dziewczyna była kluczem do odpowiedzi na wiele pytań, nie dotyczących tylko Mrocznych Sióstr, ale także Benedicta Lightwooda, a może i nawet tajemniczego Mistrza o którym wspomniała na początku. 
     Szybko pobiegł do Instytutu, mając nadzieję że dziewczyna dostanie leki zanim wykrwawi się na śmierć. 

***
    Pomiędzy drzewami i krzakami zarastającymi niegdyś piękną posiadłość skrywały się Mroczne Siostry. Z tego miejsca dokładnie widziały co działo się przed ich domem, ale ludzie będący przed budowlą nie widzieli ich. Uważnie obserwowały poczynania młodego Nocnego Łowcy. Uśmiechnęły się, widząc jak wynosi pannę Gray i biegnie z nią w stronę Instytutu. Wszystko przebiegało zgodnie z planem. Kiedy chłopak zniknął w bocznej ulicy, pani Black odezwała się.
- Dobrze to przemyślałaś siostrzyczko. Panna Gray jeszcze będzie jeszcze bardziej bać Nefilim, a dzięki temu zostanie naszą idealną panią szpieg.
- Nie tylko naszą. Samego Mistrza.
- Już nie mogę się doczekać co zrobimy później.
- Teraz musimy chwilę zaczekać. W odpowiedniej chwili odwiedzimy Theresę i objaśnimy jej jakie mamy zamiary wobec niej.
   Wyszły spomiędzy zarośli i spokojnym krokiem ruszyły do domu, uśmiechając się szeroko.