Strony

piątek, 1 listopada 2013

Na Moście: Will i Jem przed "Mechanicznym Aniołem"

Na Moście: Will i Jem przed "Mechanicznym Aniołem"


Było po północy. Londyn był cichy jak nigdy: odgłosy dorożek nigdy nie cichły całkowicie, ani okrzyki i wezwania mieszkańców tego miasta, lub ożywiona paplanina znad brzegu rzeki, zbierania detrytusu Tamizy. Will Herondale i James Carstairs siedzieli na skraju nabrzeża Wiktorii, ich nogi zwisały po jednej stronie. Po lewej mogli zobaczyć Igły Kleopatry, biżuterię nieba, a po prawej Most Hungerford.
Will Herondale ziewnął, wygiął ręce do tyłu. Krótki, obnażony miecz zalśnił na jego kolanach.
- Wiesz co, James, zaczynam wierzyć, że Lewiatan nie istnieje. A nawet jeśli, to właśnie pływa sobie w morzu.
- Cóż, nie będzie to pierwszy raz, gdy siedzimy i czekamy całą noc na nic, mogę się założyć. - Potwierdził Jem. Jego smoczogłowa laska balansowała pomiędzy ramionami; jego ramię opierało się o jej koniec.Srebrne włosy lśniły niczym księżyc pomiędzy chmurami. - Dalej prowadzisz te dochodzenie? Te martwe dziewczyny na East Endzie?
- To doprowadziło mnie do kilku bardzo ciekawych miejsc - powiedział Will. - Wygrałem sześćdziesiąt funtów od Ragnora Fella w Faraona. Kiedy do mnie dołączysz...
- Nie za bardzo lubię takie kluby. Ogrywanie Przyziemnych, ustawianie ich do gry tak, żeby najprawdopodobniej nie wygrali, wyśmiewanie i narkotyzowanie ich, to wszystko pozostawia gorzki smak w ustach. I wiesz, co powiedziałaby Charlotte o twoim udziale w hazardzie.
- Charlotte za bardzo się martwi. Nie jest moją... - Will urwał i wbił wzrok w gwiazdy, czy cokolwiek, co widział przez mgłę, smog i chmury. Rozjaśniły jego oczy, można było zobaczyć w nich błękit nawet mimo mroku łagodzonego tylko lampami delfinów wzdłuż wybrzeża.
"Moją matką", Jem wiedział, co przyjaciel chciał powiedzieć. To był sposób Willa, odcinanie się od innych, gdy powiedział zbyt wiele.
- Mówiłeś, że twój ojciec nauczył cię hazardu - powiedział z planowaną niedbałością, uderzając palcami w głowę smoka w lasce.
Przez chwilę Will patrzył tak daleko, jak daleko świeciły gwiazdy.
- Tylko gdy okazjonalnie graliśmy w karty. Moja matka nie zgadzała się na nic więcej. Nie lubiła hazardu. A ojciec nie był jednym z tych szaleńców, którzy próbowali przekonać do tego moją matkę - kiedy słońce zachodziło i przychodził stary, pijany Henderson, żeby wypić Minith Mawr.
Jem nie wiedział, co to Minith Mawr i nie zamierzał pytać. Zamiast tego powiedział:
- Twój ojciec musiał mocno kochać twoją matkę, żeby dla niej porzucić bycie Nocnym Łowcą.
Will skrzywił się, prawie niezauważalnie, ale jego głos był zaskakująco spokojny gdy mówił:
- Tak było. Spytałem go kiedyś, czy było mu przykro, ale zaprzeczył. Mówił, że są tysiące Nocnych Łowców, ale wielka miłość przychodzi tylko raz w życiu i możesz być szczęściarzem, albo głupcem, gdy pozwala się jej odejść.
- I wierzysz w to? - Jem starannie dobierał słowa; rozmowa z Willem o osobistych sprawach była jak próba nie wystraszenia dzikiego zwierzęcia.
- Myślę, że tak - powiedział po chwili przerwy. - Nic takiego się teraz dla mnie nie liczy, ale jeśli taka wielka miłość przyjdzie... to jest to coś, za co powinno się walczyć.
- A jeśli to jest niemoralne? W jakiś sposób zakazane?
- Zakazane? Miłość mojego ojca do matki była zakazana, przynajmniej według prawa. Chyba że chodzi ci, że ona jest zamężna, albo wampirzycą.
- Albo wampirzycą mężatką
- Cóż, mimo wszystko - powiedział Will z uśmiechem. - Powinno się o nią walczyć. Miłość wszystko zwycięża.
- Będę ostrzegać żonate wampiry z sąsiedztwa.- Odparł sucho Jem.
- I ty, Carstairs? A wyglądasz na tak cichego ze swoim wyglądem.
Jem zrzucił laskę z ramion i westchnął.
- Wiesz, że ja wierzę, że się odrodziliśmy. - powiedział cicho. - Myślę, że jeśli dwie dusze są stworzone, by być razem, będą też w przyszłym wcieleniu czy cokolwiek nas czeka po tym życiu.
- To oficjalna nauka czy coś, co sam wymyśliłeś? - spytał Will. Jem się roześmiał.
- Czy to ważne?
Will spojrzał na niego z zaciekawieniem.
- Myślisz, że spotkasz mnie ponownie? - widząc zmianę w Jemie, dodał - chodzi mi, czy mam jakąś szansę. Mieć kolejne życie po tym, lepsze?
Jem otworzył usta, by odpowiedzieć, ale nagle usłyszał szelest pod stopami. Oboje wbili wzrok w tym samym momencie, gdy macki wystrzeliły znad powierzchni wody, owinęły się wokół nóg Jema i wciągnęły go pod powierzchnię. Miał przyczepiony do nogi nóż, woda spieniła się od dzikiego miotania bestii. Reakcja wskazywała na to, że Jem już kilka razy dobrze trafił. Na widok krwi strzelającej w różne strony i odgłosów bitwy, serce Willa zaczęło mocniej walić.
- Cholera - mruknął. - Akurat wtedy, gdy zaczynało być interesująco.
Wskoczył do wody w ślad za swoim przyjacielem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz