Aby
dojść do schodów, prowadzących do pokojów, znajdujących się na pierwszej
kondygnacji – Willa, Stephenie, gabinetu i sypialni rodziców – trzeba było
przejść krótki korytarz. Will, przechodząc go, zawsze czuł się jakby znajdował
się w przedsionku do innego świata. Prawdopodobnie odczucie to brało się stąd,
że korytarz był bardzo ciemny, ponieważ na jego ścianach nie znajdował się ani
jeden żyrandol, który ociepliłby wnętrze. Tak więc, aby dojść do swojego
pokoju, trzeba było przejść jeden bardzo oświetlony pokój, następnie ciemny
tunel, by w końcu znaleźć się w kolejnym oświetlonym pomieszczeniu. Chłopak
czuł się trochę dziwnie, idąc w tak wielkiej grupie w kierunku swojego pokoju.
Nie wiedział czego się spodziewać. Jego mama zawsze miała ciekawe pomysły, a
teraz chciała jeszcze bardziej go uszczęśliwić.
-
Uważajcie tutaj wszyscy na mój… – mama Willa nie zdążyła dokończyć ostrzeżenia,
ponieważ tuż za plecami Julii rozległ się głośny trzask. Wszyscy jak na znak
obrócili się w tamtą stronę. Światło odległej lampy odsłoniło scenę straszną,
przynajmniej dla pani Butlerin. John stał na środku korytarza i patrzył
zdziwiony na szczątki wazy, leżące u jego stóp.
-
Właśnie o tym chciałam powiedzieć. Jest to chińska waza podarowana nam przez
dziadka Willa, świętej pamięci Jamesa Butlerina, który przywiózł ją do Anglii
po powrocie z Pekinu.
Wszyscy spojrzeli na małe kawałeczki
rodzinnej pamiątki. Na całej posadzce
roztrysnęły się szafirowe oczka, które niczym prawdziwe niebieskie oczy mrugały
do ludzi stojących nad nimi.
-
Pani Butlerin ja naprawdę nie chciałem jej zniszczyć. Po prostu szedłem, a potem
zahaczyłem nogą o stolik i… no…
-
Nie tłumacz się Johnie. Na szczęście waza nie roztrzaskała się na bardzo małe
kawałki, więc jest jeszcze nadzieja, że poskładamy ją w całość.
Po tych słowach okręciła się w miejscu i
zaczęła kroczyć w kierunku schodów.
-
Na szczęście dla ciebie Jo – szepnął mu na ucho Will – Nie wiem co by się stało
gdyby ta waza jeszcze bardziej popękała.
-
Wiesz, że ja nie chciałem – szepnął skruszony przyjaciel.
-
Wiem.
Rozbłysło światło, a Will zamrugał
załzawionymi oczami. Zawsze nie lubił tego przejścia z całkowitych ciemności do
pełnego blasku. Przed nim piętrzyły się ogromne, kręcone schody. Zaczął wspinać
się jako ostatni. W roztargnieniu przejechał dłonią po balustradzie. Była
gładka i świeżo umyta. Błyszczała w świetle gwiazd i świec. O tej porze
wydawała się całkowicie czarna. Buty przyjemnie stukały o parkiet.
Na ścianie nad schodami wisiały obrazy
przedstawiające znakomitości rodu Butlerin. Na ich czele znajdował się James
Butlerin – wspominany przy każdym rodzinnym spotkaniu dziadek Willa. Był on
znanym podróżnikiem wśród Boskich Mówców. W Pekinie, gdzie osiadł na stałe
założył firmę zajmującą się sprowadzaniem do Europy znanych oraz trudno
dostępnych drogich i ekskluzywnych chińskich materiałów m.in. słynącą ze swojej
cienkiej i bogato zdobionej porcelany i bawełnę specjalnie farbowaną dla
bogatych i wymagających klientów.
James Butlerin odkrył także wiele spisków
dotyczących Wielkiej Brytanii i innych potężnych państw europejskich, które
zamierzali wprowadzić w życie chińscy zamachowcy. Głównie chodziło o miejsca
gdzie granica między światem zwykłych ludzi – Niewidzących a światem Boskich
Mówców była najcieńsza. Był to na przykład Big Ben, brzeg Tamizy przy moście Tower, dzwon
Bourdon, znajdujący się w katedrze Notre Dame w Paryżu, drzwi gnieźnieńskie w
Gnieźnie.
Niestety Mówcy mieszkający w Polsce mieli
utrudnione przedostanie się do świata ludzi, ponieważ tego państwa nie było na
mapach, a po powstaniu listopadowym i styczniowym władze niemieckie bardzo
dokładnie obserwowały ludzi mieszkających na terenach dawnej Rzeczpospolitej
Obojga Narodów, aby nie dopuścić do wybuchu kolejnego buntu. A więc każda nowa
twarz na ulicach była wzbudzała zainteresowanie władz.
Will spojrzał na portret swojego dziadka i
babci. James miał bujne czarne bokobrody i zarost. Jego czarne, kędzierzawe
włosy wpadały mu na oczy, a brązowe oczy patrzyły zaciekawione przed siebie.
Usta miał delikatnie rozchylone, a brwi podniesione jakby chłonął każdy widok.
Było to możliwe, ponieważ jego portret namalowano tuż po jego powrocie z
kontynentu azjatyckiego, a Londynu nie widział od ponad dwudziestu lat.
Jego babcia – Elizabeth miała wysoko upięte
rdzawe włosy, na twarz spływały pojedyncze loki. W jej zielonych oczach
błyszczały wesołe ogniki. Długą szyję okalała kalia białych pereł. Jej usta
rozciągnięte były w ujmującym uśmiechu, zawsze podnoszącym na duchu. Damy
powinny na zdjęciach przybierać poważne miny jednak jego babcia była raczej
typem buntowniczki. Nie przejmowała się tym co wypadało robić, a co nie. Nawet
w towarzystwie dumnych pań, nazywanych wzorami dobrego zachowania. Kiedy Will
był smutny przychodził pod portret swojej babci i patrzył bez słowa na niego w
duchu dzieląc się z nią wszystkimi swoimi problemami. Jej promienny uśmiech
zawsze go uspokajał i dawał nadzieję. Już tak dawno jej nie widział.
Jego dziadek zmarł pięć lat wcześniej. Po
tym wydarzeniu jego babcia przeprowadziła się z Londynu do małego miasta na
północy Walii – Benllech. Will jeździł do niej tylko na święta. W tym roku
jednak nie był w stanie zebrać się i spędzić prawie cały miesiąc w świątecznej,
rodzinnej atmosferze, więc został. Jako jedyny. W Boże Narodzenie.
Szybko przeszedł resztę schodów i podążył za
swoimi przyjaciółmi oraz rodziną oświetlonym korytarzem na pierwszym piętrze.
Ściany były tutaj wyłożone wiktoriańską tapetą. Światło świec tworzyło ciepłe i
miłe cienie. Pokój Willa znajdował się na samym końcu korytarza po lewej. Kiedy
doszli mama chłopaka obróciła się przodem do nich i powiedziała do swojego
syna:
-
Kochanie zamknij oczy – Will z cichym westchnieniem zrobił to o co go
poprosiła. Parę sekund po nastaniu ciemności przed jego oczami, jego słuch
znacznie się wyostrzył. Usłyszał cichy świst wydychanego powietrza oraz szybszy
oddech jego mamy. Po chwili uchwycił trzask otwieranych drzwi. Poczuł zimne
dłonie na swoich barkach. Tylko jedna osoba miała aż tak lodowate dłonie –
John. Delikatnie popchnął go do przodu. Will szedł po omacku aż poczuł, że
obcasy jego butów przestały stukać o drewnianą posadzkę.
-
Teraz możesz otworzyć oczy,
Will ostrożnie rozchylił powieki. Stał na
miękkim, jasnym perskim dywanie. Rozejrzał się po swoim pokoju. Prawie całą
przeciwległą ścianę zajmowało ogromne, teraz otwarte, okno, które ukazywało
zachmurzony krajobraz Londynu. Długie burgundowe zasłony delikatnie falowały.
Will przeniósł swoje spojrzenie na łóżko z baldachimem. Leżała na nim narzuta
własnoręcznie wydziergana przez mamę chłopaka. Miała dokładnie taki sam kolor
jak morze w Benllech. Miedzy poduszkami leżała otwarta książka, a w nogach
łóżka – skrzypce i smyczek. Między oknem a posłaniem stał drewniany stojak na
którym znajdowały się nuty. Jednak czegoś mu brakowało.
Chłopak spojrzał w prawo, zamrugał
kilkakrotnie, sprawdzając czy przypadkiem to co znajdowało się przed jego
oczami nie było tylko chwilowym złudzeniem. Jednak nic się nie zmieniło. Całą
ścianę zajmował wielki regał, cały zapełniony książkami. Teraz już Will
wiedział dlaczego uważał, że coś jest nie tak. Wcześniej cały pokój chłopaka
zasłany był książkami, leżały wszędzie: na podłodze, parapecie, kufrze przed
łóżkiem. Teraz wszystkie ustawione były na wielkim ręcznie rzeźbionym meblu.
Resztę przestrzeni zajmowało biurko, którego
nogi ozdobione były, wyrytymi w drewnie, kręcącymi się dookoła nich różami z
cierniami. Olbrzymi blat wykończony był o odcień jaśniejszymi kawałkami
drewienka. Pod nim znajdowały się trzy szuflady zamykane na kluczyki. W biurko
wyżłobione było też specjalne miejsce na kałamarz i pióro. Obok nich leżały
czyste kartki papieru.
-
No i jak ci się podoba? – zapytał tata chłopaka.
-
To jest… naprawdę… piękne – wyszeptał solenizant.
-
A tutaj masz jeszcze to – powiedziały chórem bliźnięta. W dłoniach trzymały
pętlę kluczyków. Will spojrzał na Johna i Julię zdziwiony – To do szuflad –
wytłumaczyły z uśmiechem.
Will
podszedł powoli na chwiejnych nogach do biurka. Po chytrym uśmieszku swojej
młodszej siostry domyślił się, że to nie koniec niespodzianek. Wyciągnął drżącą
jak osika rękę. Klucze pobrzękiwały w niej. Ledwo trafił w dziurkę od klucza.
Sam nie wiedział skąd bierze się jego irracjonalny strach.
Wsunął kluczyk do dziurki i przekręcił.
Usłyszał ciche kliknięcie. Chłopak otworzył szufladę. Gdy zobaczył jej
zawartość z sykiem wciągnął powietrze. Will wyciągnął wszystkie kartki, które
były w środku, a potem zaczął je przeglądać.
Były to listy pisane przez niego i Charlotte.
Kiedy jedno z nich gdzieś wyjeżdżało zawsze, prawie codziennie pisało do siebie
listy. Było tak odkąd tylko nauczyli się czytać i pisać. Dalej Will znalazł
pierwsze prace jego przyjaciółki i jego. Czasami pisali coś wspólnie. Właśnie jedną z takich prac chłopak
trzymał przed oczami.
Była to historia dziewczyny, która czytała
romanse i marzyła, aby stać się jedną z takich postaci. Jednym z jej snów było
stanie się Jane Eyre, czyli główną bohaterką „Dziwnych losów Jane Eyre”
Charlotte Brontë. Dzięki pomocy zaprzyjaźnionego czarownika dziewczyna przenosi
się w świat powieści. Jednak po pewnym czasie zaczyna do niej docierać, że to
co sobie wyobrażała, ta piękna miłość jednak nie jest tak doskonała jak
wcześniej się jej wydawało. Po wielu ciężkich chwilach powraca szczęśliwie do
domu. Tam czeka na nią jej przyjaciel. Gdy dziewczyna widzi go po dniach
rozłąki dociera do niej, że nie musiała uciekać w świat wyobraźni oraz
fantazji, aby znaleźć prawdziwą, bajkową miłość. Takie uczucie kiełkowało wniej
od chwili narodzin, by wreszcie po wielu latach uświadomić jej co naprawdę
czuje. Obiektem jej westchnień stał się jej towarzysz zabaw i psot. Na
szczęście dla niej on odwzajemniał jej uczucia.
-
Willi, czy ty płaczesz? – zapytała Stephie. Chłopak zdziwiony przejechał dłonią
po policzku. Był mokry. Na kartkach papieru widniały małe kropelki łez.
-
Wygląda na to, że tak. – uśmiechnął się smutno – To wspaniały prezent. To
wszystko. Meble i nasze prace. Naprawdę wam dziękuje. Kto tak w ogóle wpadł na
taki pomysł? – zapytał szczerze ciekawy.
-
O meblach pomyśleliśmy ja i mama – powiedział jego tata – A o waszych listach i
pracach – Julia, ale szukał ich John.
-
To naprawdę cudowny prezent. Dziękuję wam.
– podszedł do każdego i przytulił mocno.
– Będę miał co czytać w nocy.
Po chwili w drzwiach pojawił się wysoki
jasnowłosy mężczyzna. Ich lokaj pan Stowner.
-
Przepraszam, że państwu przeszkadzam, ale przed chwilą przybył listonosz z
listem. Jego nadawcą jest pani Diana Jonesin.
-
Dziękuję Juliusie – powiedział pan Butlerin i wziął od lokaja list. Złamał
pieczęć i razem z żoną szubko przebiegł list wzrokiem. Następnie przeczesał
palcami swoje ciemne włosy i spojrzał na panią Butlerin. Przez chwilę patrzyli
sobie w oczy, rozmawiając ze sobą bez słów.
-
O co chodzi? – zapytał Will, który nie mógł wytrzymać rosnącego w pomieszczeniu
napięcia.
-
O nic.
-
Mamo, tato, co się stało? – zapytała Stephanie. Ona też zaczęła martwić się
zachowaniem rodziców.
-
Wasza ciocia… siostra waszej mamy…
-
Wasza ciocia Diana postanowiła nas odwiedzić – dokończyła za niego pani
Butlerin.
-Co?!
– wykrzyknęli jednocześnie Will i Stephie. Nie przepadali za swoją ciocią. Była
całkowitym przeciwieństwem swojej siostry, a ich mamy. Rozwiodła się ze swoim
mężem i powróciła do panieńskiego nazwiska. Wychowywała swojego jedynego syna
na osobę patrzącą na wszystkich z góry i nieprzejmującą się uczuciami innych.
Sama patrzyła na wszystko z pogardą. Zawsze kiedy przyjeżdżała w odwiedziny
narzekała, że w domy nie ma służby, nie ma kto jej zabrać płaszcza, czy
pościelić łóżka. Brzydziła ją każda, nawet najbłahsza praca fizyczna. A swojego
siostrzeńca i siostrzenicę traktowała jako służących jej kochanego serdelka(tak
mówiła na swojego syna Wilhelma Arnolda; Will uważał, że lepiej żeby mówiła na niego
serdelek a nie pełnymi imionami).
-
Po co?
-
Stwierdziła, że nie może opuścić twoich siedemnastych urodzin.
-
No to się zacznie – mruknęła cicho Stephie.
-
Pisze, że przywiezie ze sobą pełno służby i pokojowych, by pomóc ci w takim ważnym
dla ciebie okresie życia.
-
Jest ciocia Diana, jest impreza – mruknął Will.
Niesamowite! Nawet zwykłym opisem pokoju i prezentu na urodziny Willa potrafisz mnie zaciekawić i zachęcić do wyczekiwania na następny fragment. :) Z niecierpliwością wyczekuję dalszej części.
OdpowiedzUsuńPiszesz naprawdę bardzo ciekawe i potrafisz zainteresować człowieka nawet tak lekkim tematem jak opis pokoju co jest niezwykłe. ;) Cieszę się że opublikowałaś pierwszy rozdział swojej książki. Po przeczytaniu prologu nie mogłam się doczekać dalszego ciągu. Nie przestawaj pisać, może kiedyś uda ci się wydać własną książkę, czego ci serdecznie życzę. ;) Jeśli tak to wiedz że od razu zagości na półce w moim domu. ;)
OdpowiedzUsuńDzisiaj komentarz dodaję anonimowo ale myślę Kamilko że wiesz od kogo on jest. :D