Miłego czytania :)
Prolog
"Choroba
jest klasztorem, który ma swoją regułę, swoją ascezę, swoją ciszę i swoje
natchnienia".
-
A myślisz, że ja potrafię, Grace?
-
Pewnie nie. Ale jak w ogóle byłaś w stanie być taka spokojna, gdy spotkałyśmy
się z nimi po występie?
-
Nie wiem. Po prostu stwierdziłam, że to są osoby takie same jak my i nie mam
powodu by się tak ekscytować.
-
Kim jesteś i co zrobiłaś z Sophie jaką znam? – zapytała ze śmiechem Grace.
-
Poszła po rozum do głowy – odparła nastolatka ze śmiechem.
Szły po chodniku, kierując się do domu
Sophie, który znajdował się niedaleko stadionu. Dziewczyny planowały zrobić
sobie babską noc, by rozprawiać o tym co zobaczyły, kogo poznały i o swoich
przeżyciach związanych z minionym wieczorem.
Dookoła było ciemno, tylko latarnie uliczne
rozjaśniały nieprzebyte mroki nocy. Spacerowały powoli, podśpiewując ulubione
kawałki lub przypominając towarzyszce o ciekawych epizodach, które
wydarzyły się podczas widowisk, szturchając się co jakiś czas ramieniem i
popychając jedna drugą.
-
Naprawdę sam Nicholas Miles dał ci swój numer telefonu! – zapiszczała
podekscytowana Grace.
-
Taaak. Sama nie wiem dlaczego to zrobił.
-
Pewnie mu się spodobałaś.
-
Ja? Nie sądzę. Może stwierdził, że jestem najbrzydszą dziewczyną jaką w życiu
spotkał i chce pokazać ją światu, by miał się z czego nabijać.
-
Kiedy wreszcie przyznasz przed samą sobą, że jesteś bardzo ładna?
- Gdy nastąpi apokalipsa, a stado rozwścieczonych, uzbrojonych kosmitów rozkaże
mi tak powiedzieć, bo inaczej zginę?
-
Hahaha. Bardzo śmieszne Sophijoooo – specjalnie przeciągnęła ostatnią literę,
by zdenerwować przyjaciółkę.
-
Znasz mnie od ilu? Trzynastu lat. Wiesz jaka jestem.
-
To już tyle lat? O rany…
-
Widzisz? Biedna zmarnowałam z tobą trzynaście lat mojego życia. Kto mi je teraz
zwróci?
-
Ty ze mną? Chyba ja z tobą – obydwie wybuchnęły śmiechem. W trakcie chichotu
Sophie nagle stanęła i chwyciła się za klatkę piersiową, wciągając głęboko
powietrze przez zęby. Grace odwróciła się, by zobaczyć co się dzieje, a gdy
zrozumiała co rozgrywa się przed jej oczami szybko podbiegła i położyła dłoń na
ręce przyjaciółki, próbując dojrzeć wyraz jej twarzy zasłoniętej przez gęste
włosy opadłe na oczy.
-
Sophie? Znowu cię kłuje?
-
Yhm – mruknęła tamta cicho w odpowiedzi.
-
Mam pobiec po twoich rodziców? – zapytała.
-
Nie – wysapała – poradzę sobie. Mogłabyś… mogłabyś pomóc mi dojść do tej ławki?
– zapytała wskazując palcem na najbliższe siedlisko.
-
Oczywiście – odpowiedziała i delikatnie biorąc pod pachę dziewczynę
podprowadziła ją ostrożnie, a następnie usadziła. Sophie zaczęła głęboko
oddychać, odchylając głowę do tyłu, rozwiązała chustę zasłaniającą szyję,
próbując uśmierzyć ból chłodnym, nocnym powietrzem. Grace wyciągnęła z torby
wodę i chusteczkę, namoczyła ją i przycisnęła do czoła przyjaciółki. Patrzyła
na nią uważnie, szukając jakichkolwiek oznak pogorszenia lub poprawienia jej
stanu. Położyła dłoń na ramieniu Sophie.
-
Może jednak pójdę po kogoś? – zapytała, a kiedy chora pokręciła przecząco głową
dodała – To chociaż zadzwonię?
-
Nie. Już mi lepiej. – odparła drżącym głosem. Podparła się na łokciu Grace i
przeniosła ciężar ciała na stopy, ostrożnie podnosząc swoje ciało do pionu. Gdy
stała wyprostowana, odrzuciła głowę do tyłu, a jej włosy opadły falą na plecy.
Zrobiła krok do przodu, ale nie był to najlepszy pomysł, ponieważ zachwiała się i w ostatniej chwili
złapała się ramienia Grace, by uchronić swoje osłabione ciało przed upadnięciem
na twardy, zimny chodnik.
-
Sophie naprawdę nie dasz rady… Sophie! – krzyknęła Grace, gdy jej przyjaciółka
osunęła się bezwładnie na brudny trotuar.
Mega *-* Kiedy ciąg dalszy? :D
OdpowiedzUsuńJak tylko napiszę ;) Znaczy się pierwszy rozdział już mam, ale myślę, że napiszę jeszcze jeden i wtedy wstawię :)
UsuńZapowiada się naprawde ciekawie :) Z niecierpliwoscią czekam na następny rozdział tej historii :* życze dużo weny ;)
OdpowiedzUsuńWspaniałe dialogi *.*
OdpowiedzUsuńZazdroszczę talentu i czekam na ciąg dalszy, ponieważ historia zaczyna się niezwykle obiecująco :)