Rozdział
IV
„Nic
tak nie podnosi na duchu, jak niespodziewane słowa wsparcia płynące z ust
osoby, której byśmy o to nie podejrzewali.”
-
Nie mogę uwierzyć, że This Moment odwiedzili mnie w szpitalu – powiedziała
rozanielona Danielle, która zajmowała zajmowała łóżko obok Sophie.
-
Dani, oni przyjechali by spotkać się z nami wszystkimi, a nie tylko z tobą.
-
A przez tego głupiego holtera nie mogłam cieszyć się tym jak powinnam –
narzekała nastolatka, nie zważając na słowa koleżanki.
-
Mam rozumieć, że te „cieszenie się jak powinnaś” oznacza krzyczenie,
piszczenie, skakanie, błaganie o autograf itp.? – zapytała z uśmiechem Sophie.
-
No oczywiście, że tak. Co ty z Księżyca się urwałaś? A tak w ogóle to gdzie
zniknęłaś po południu? Nie widziałam cię nigdzie.
-
Eeee…
Od
odpowiedzi na pytanie Sophie uratował skrzyp otwieranych drzwi i pani
oddziałowa, która zaraz się w nich pojawiła.
-
Dziewczęta już po 22. Pora spać. Możecie rozmawiać, ale bardzo cicho. Dobranoc.
– oznajmiła i wyszła, wcześniej gasząc światło. Jedynym oświetleniem były teraz
lampy na korytarzu.
-
Dobrej nocy życzę – powiedziała szybko Sophia i odwróciła się twarzą do ściany,
modląc się gorączkowo w duchu o to by Danielle zapomniała o swoim wcześniejszym
pytaniu lub po prostu dała się jej wyspać.
Niestety
niebiosa nie okazały zbytniej łaskawości, gdyż jak tylko dziewczyna
wypowiedziała słowa pożegnania, Dani powiedziała:
-
Nie odpowiedziałaś na pytanie.
-
Po prostu jakoś dziwnie się poczułam i wróciłam do pokoju.
-
To ciekawe, bo kilka minut po tobie z biblioteki wyszedł także Nicholas.
Czyżbym miała coś podejrzewać? – zapytała z uśmiechem sugerującym, że w jej
głowie zaczynają przewijać się obrazy tej dwójki w dość ciekawych sytuacjach.
-
Nie to pewnie tylko zwykły zbieg okoliczności. – odparła Sophie, ale poczuła,
że jej policzki oblewa rumieniec zażenowania.
-
Ta ta ta. A jestem królowa Bona. No już Sophie mów co się wydarzyło. Przecież
nic nikomu nie powiem.
-
Okey. Przyszedł do mnie do pokoju i zaczęliśmy rozmawiać i tyle.
-
Ale tak sam z siebie postanowił cię poznać? Wpadłaś mu w oko. Czyżbym miała
przed sobą przyszła panią Miles?
-
Nie no co ty. Poznaliśmy się wczoraj na ich koncercie.
-
O rany. Nie mogłam na niego iść, bo jestem tutaj – westchnęła sfrustrowana
Danielle – Ciekawe czy przyjdzie cię jutro odwiedzić?
-
Pewnie nie. Przecież są w trasie koncertowej.
-
Ty na serio nic nie wiesz? Występ w Londynie był ich ostatnim w tym roku. Od
dzisiaj mają oficjalnie wolne. Znaczy nie licząc pracy nad nową płytą,
wywiadami w telewizji i takich tam.
-
No widzisz. A do tego po co miałby przychodzić? Zobaczył chore dzieci, poczuł
litość i przytulił pokrzywdzoną przez los nastolatkę i koniec. Zapomni o tym po
miesiącu i wróci do swojego normalnego życia. To była pewnie jednorazowa akcja.
-
Nicholas Miles cię przytulił? – prawie wykrzyknęła koleżanka.
-
Danielle naprawdę tylko tyle usłyszałaś?
-
Nie no inne rzeczy też, ale stwierdziłam, że tylko ten wątek jest wart mojej
uwagi.
-
Dlaczego?
-
Sophie ty naprawdę jesteś taka głupia? Naprawdę myślisz, że on jest bez serca?
Dlaczego zgrywasz taką niedostępną? I tak nie umiesz maskować się przez cały
czas. Czasami w twoich oczach można dostrzec to co serio czujesz. I wiem, że w
głębi duszy marzysz i wierzysz, a także pragniesz by ten chłopak nie zniknął w
jednej chwili z twojego życia. A ja sądzę, że on cię nie zawiedzie.
Obserwowałam cię w bibliotece i widziałam ten uśmiech na twoich ustach. Ten
niewymuszony grymas, który rozjaśnia twoją twarz. I to wszystko dzięki niemu.
-
Danielle przestań – wyszeptała Sophie bliska łez.
-
Co mam przestać? Mówić prawdę?
-
Przestań dawać mi nadzieję do cholery! – wykrzyknęła po czym przestraszona
zaczęła nasłuchiwać, czy przypadkiem pielęgniarka nie idzie właśnie do nich, by
je ochrzanić za złe zachowanie. Gdy upewniła się, że na korytarzu panuje
absolutna cisza wyszeptała:
-
Nie dawaj mi nadziei. Nie próbuj przekonać. Dobrze wiem, że nikt, żadna osoba
nie zwróciłaby na mnie swojej uwagi. Nie chciała poznać. Ocenić mnie po wnętrzu
a nie pozorach. Nigdy nie będę wystarczająco dobra, idealna, typowa. Jestem
wyrzutkiem i zawsze tak będzie. Ludzie oceniają innych po wyglądzie, po
opiniach innych, czasem nawet po aktywności na facebooku, czy innych stronach.
Spójrz na mnie i powiedz, czy ktokolwiek, kiedykolwiek mógłby tak po prostu
podejść i zacząć ze mną rozmawiać. Jestem gruba, brzydka, czytam książki, marzę
o ślubie z ulubionym fikcyjnym bohaterem. Nie noszę ubrań z drogich sklepów,
wolę wydawać pieniądze na nowe powieści niż ciuchy, mam dobre stopnie, nie
piszę na portalach, bo większość rzeczy, które tam są wpisywane są według mnie po
prostu bez sensu, a inni mają mnie za kujonkę bez życia prywatnego, oceniają
mnie, ale nie wiedzą co kryje się głębiej, nawet nie chcą sprawdzić. Więc
powiedz mi, bo ja nie potrafię, nawet uważam to pytanie za bezsensowne, czym
Nick różni się od innych ludzi? Skąd wiesz, że on się wyróżnia, że jest na tyle
głupi, by wchodzić do mojego życia, które jest jak grząskie bagno albo ruchome
piaski? Jak odpowiesz to może zacznę ci wierzyć.
-
Nie potrafię. Po prostu wiem. – odpowiedziała smutnym głosem, ale z błyskiem
pewności w oczach Dani i przewróciła się na lewy bok, plecami do współlokatorki,
a po chwili zasnęła.
Sophie jeszcze przez długi czas leżała
bezsennie na łóżku, wpatrując się w ścianę i tuląc do piersi misia, a po jej
twarzy spływały łzy, które tworzyły mokre plamy na jej pidżamie. Co się z nią
działo? Dlaczego ostatnimi czasy tak łatwo upadała? Skąd brały jej się te
chwile smutku, bezdennej rozpaczy, która niczym czarna dziura wchłaniał ją i
wszystko dookoła do jej wnętrza? Co było przyczyną jej łez? Dlaczego jej dusza
była tak zbolała i przygaszona? Na te wszystkie pytania nie umiała znaleźć
odpowiedzi, a to sprawiało, że z jej oczu wylewało się jeszcze więcej łez.
***
-
Nie mogę uwierzyć, że pielęgniarka znowu pomyliła mnie z tobą i obudziła mnie o
piątej rano. Przecież jesteśmy razem w pokoju od trzech lat.
-
Nie wiem, ale to śmiesznie wygląda jak zaspanym głosem próbujesz wytłumaczyć,
ze ty to nie ja.
-
Widziałaś? Obudziłaś się, a mimo to pozwoliłaś by ta wstrętna baba obudziła
mnie i wyrwała z pięknego snu?
-
Tak – Sophie zachichotała.
-
Wredota. Jak Bóg mógł pozwolić by takie coś pojawiło się na świecie? – zapytała
Danielle wszystkich, a może nikogo, patrząc na koleżankę, na szczęście, już
rozbawiona całą sytuacją, powtarzającą się od kilku lat.
-
Ciagle zastanawiam się jak mogą mylić mnie z tobą. Przecież jesteś taka ładna,
a ja… no sama widzisz.
-
Sophio Isabello Underwood jeszcze raz siebie samą skrytykujesz, a… - dziewczyna
nie dokończyła, ponieważ w drzwiach pojawiła się znajoma wysoka postać z burzą
czarnych loków i roziskrzonymi zielonymi oczami.
-
Hej. Przeszkadzam? – zapytał chłopak.
-
Nie, właśnie wychodziłam – odpowiedziałą Danielle i mrugnęła do koleżanki
porozumiewawczo, a następnie wyszła, nie zważając na mordercze spojrzenie jakie
w jej stronę wysłała Sophie.
-
Ehm… więc… co ty tutaj robisz Nick? – zapytała dziewczyna, siadając na łóżku.
Nick odsunął krzesło i usiadł naprzeciwko nastolatki.
-
Przyszedłem cię odwiedzić? Czy to zakazane?
-
Nie, chociaż oficjalnie pora odwiedzin rozpoczyna się dopiero o 14, kiedy nie
wykonuje się już żadnych badań.
-
Powiedzmy, że jedna z opiekunek mnie polubiła, więc…
-
Ach tak.
-
No i chciałem jeszcze powiedzieć, że przeczytałem książkę.
-
Już? Szybki jesteś.
-
Ta… Tak mnie wciągnęła, że nie mogłem się od niej oderwać dopóki nie
przeczytałem całej.
-
Skąd ja to znam – powiedziała cicho Sophie, uśmiechając się wbrew sobie.
-
Tak więc oddaję w nie naruszonym stanie tak ja obiecałem. – powiedział i
wyciągnął z torby książkę. Dziewczyna zauważyła, że była ona obłożona folią, by
się nie zagięła. To było słodkie.
-
Postarałeś się – skomentowała.
-
No tak. Bo przecież jak powiedziała Tessa „Książki to diamenty”, nieprawdaż? A
jako że popieram to stwierdzenie to w związku z tym staram się o nie dbać. A do
tego obiecałem jej nie zniszczyć, a nie chciałbym od ciebie dostać po głowie,
więc… Najgorzej było schować ją przed Jimmym. – powiedział ze słodkim uśmiechem,
podczas którego na jego policzkach pojawiły się słodkie dołeczki.
-
A kto to?
-
Mój pies.
-
Jaka rasa?
-
Golden retriever, szczeniaczek.
-
O jeju. Zawsze chciałam mieć takiego – powiedziała szczęśliwa.
-
Jak będziesz grzeczna to może ci go kiedyś pokarzę i będziesz mogła się z nim
pobawić.
-
„Jak będę grzeczna”? A co to ma znaczyć?
-
No wiesz przynieś, podaj, leżeć, aport… Tego typu sprawy.
-
Ha ha ha. Czy ktoś już panu mówił, że ma pan ego większe niż Wielka Brytania?
-
Czy ktoś panience już mówił, że jej sarkazm przecina powietrze jak
najostrzejszy nóż?
-
Nie. A teraz już oddaj mi moje maleństwo – kiedy chłopak oddał jej własność
Sophie przytuliła książkę do piersi jakby trzymała w ramionach dziecko – To co
robimy?
-
Jak już masz tą książkę to wykorzystajmy okazję.
***
-
No nie mogę! Serio?! Kocham ten fragment! – wykrzyknął nagle.
-
Co tam znalazłeś ciekawego? – zapytała i przesunęła się bliżej niego, by
zajrzeć mu przez ramię.
-
Słuchaj:
„-
To piękny i niezwykły instrument! Pudło rezonansowe zostało wykonane z pancernika.
To znaczy z wysuszonej skorupy pancernika.
-
To tłumaczy te dźwięki. Brzmi jak zagubiony i głodny pancernik.
-
Jesteś po prostu zazdrosny. A to dlatego, że w odróżnieniu ode mnie nie masz
duszy prawdziwego artysty.
-
Wprost zzieleniałem z zazdrości – burknął Ragnor.
-
Daj spokój to nie fair. Przecież wiesz, że uwielbiam, kiedy żartujesz ze swojej
cery.” No i tam sobie Magnus gra…
-
Raczej rzępoli – wtrąciła się Sophie.
-
I wbiega Catarina – powiedział nie zważając na jej uwagę:
„-
Magnus, Ragnor… Słyszałam kota, który wydawał absolutnie nieziemskie dźwięki.
Sądząc po nich biedaczysko okrutnie cierpi. Musicie mi pomóc go znaleźć.”
-
Taa… Nie ma to jak Magnus i ta jego dusza artysty.
-
Nie no na pewno na czymś potrafi grać. Na nerwach.
-
Teraz moja kolej – powiedziała i wyrwała mu książkę z ręki. Odsunęła szufladę i
wyciągnęła z niej kilka kartek pokrytych czarnym tuszem, na których zanotowane
były strony z ulubionymi momentami w powieści.
-
Ej to nie fair!
–
Skończyłam tą książkę. Muszę sobie zapisywać fajne fragmenty. To tylko dla
własnej przyjemności, ale mogą pomóc i w tym… O mam! – wykrzyknęła i zaczęła
czytać:
„Magnusie
– powiedział Will – Co, u licha, przydarzyło się Jamesowi?
-
Co mu się przydarzyło? Niech się zastanowię. Ukradł rower i jeździł nim po
Trafalgar Square, ani razu nie korzystając z pomocy rąk. Próbował wspiąć się na
kolumnę Nelsona i stoczyć z nim walkę. Potem na krótki czas straciłem go z oczu
i zanim znowu go dogoniłem, zawędrował do Hyde Parku, gdzie brnął przez Serpentine
z szeroko rozłożonymi rękami i krzyczał: Kaczki,
przyjmijcie swego króla! Czynił też niestosowne miłosne awanse zaskoczonej
starowinie handlującej kwiatami, irlandzkiemu wilczarzowi, niewinnemu
wieszakowi na kapelusze stojącemu w domu, do którego się włamał, oraz mnie
samemu. Dodam także, że nie wierzę w szczerość jego podziwu dla mojej osoby,
choć rzeczywiście jestem olśniewający. Powiedział mi, że jestem piękną, skrzącą
się damą. A potem padł, oczywiście, na drodze nadjeżdżającego pociągu z Dover,
więc uznałem, że najwyższy czas zabrać go do domu i umieścić na łonie rodziny.
Jednak jeśli uznacie, że lepiej umieścić go w sierocińcu, doskonale zrozumiem.”
-
Synalek Willa to niezłe ziółko – skomentował Nick rozbawiony do łez.
-
Oj tak… Już go kocham – powiedziała rozanielona – Oto kolejny chłopak na mojej
niekończącej się liście book boyfriends.
-
Serio masz taką listę?
-
A ty nie masz swoich book girlfriends?
-
Eeee – skłamałby, mówiąc, że nie więc wolał w ogóle się nie odezwać. Teraz on
wziął książkę do ręki i zaczął ją przekartkowywać, szukając ciekawego
fragmentu.
Gdy otworzył usta, by zacząć czytać usłyszał
szczęk otwieranych drzwi do sali. Pojawiła się w nich Caroline.
-
Sophie twoja pani doktor powiedziała, że masz podejść pod pokój nr 125 na badanie
echo.
-
Dobrze – odpowiedziała dziewczyna i zeskoczyła z łóżka.
-
Nick nie będzie mnie przez kilkanaście minut, nie wiem co byś chciał robić…
-
Wiesz gdzie jest bufet?
-
A ten znowu głodny – mruknęła pod nosem – Musisz wyjść z oddziału, wejść po
schodach na trzecie piętro, zaraz zobaczysz go po lewej stronie.
-
Dzięki. Mam nadzieję, że wyniki będą dobre.
-
Zadzwonię jak wrócę.
-
Dobrze – powiedział, uścisnął pokrzepiająco jej ramię i wyszedł, zostawiając
uchylone drzwi. Sophie sprawdziła czy nie zostawiła niczego kosztownego na
wierzchu i opuściła pokój.
Po minucie doszła do kremowych drzwi, takich
samych jak na całym korytarzu, na których widniał numer 125. Przystanęła i
zapukała. Gdy usłyszała przytłumione „Proszę” , wciągnęła głęboko powietrze i
otworzyła drzwi, modląc się w duchu by nie było aż tak źle.
***
Nicholas siedział w szpitalnym bufecie już
od prawie 30 minut. W tym czasie dążył zamówić zapiekankę i ice tea oraz
skonsumować posiłek, a jego telefon ciągle milczał. Żadnej wiadomości, powiadomienia,
sygnału, nic. Raz jedynie zadzwonił do niego Micheal, pytając czy nie zgubił
się w metrze. Nawiązywał tym samym do wydarzenia sprzed ponad roku, kiedy Nick
nie zauważył, że jego przyjaciele wysiedli i pojechał o cztery stacje za
daleko. Nick odburknął coś i rozłączył się, myśląc cały czas o dziewczynie,
której oczy zmieniały swą barwę jak w kalejdoskopie. Nie wiedział skąd bierze
się u niego to odczucie, ale chciał ją poznać, zostać jej przyjacielem, opoką,
kimś komu mogłaby się wygadać, ściągnąć maskę.
Siedział w jednym miejscu jeszcze przez 10
minut. W końcu stwierdził, że coś musiało się zdarzyć skoro Sophie nie dzwoni,
więc podniósł swoje przysłowiowe cztery litery z krzesła i szybko pobiegł w
kierunku oddziału.
Im bliżej pokoju dziewczyny był tym czuł w
swoim wnętrzu narastający niepokój, jakiś lęk, którego przyczyny powstania nie
potrafił wyjaśnić.
Gdy dobiegł na miejsce otworzył drzwi i
zamarł, gdy zobaczył co się dzieje przed jego oczami.
Sophie leżała skulona na łóżku, z twarzą
wtuloną w poduszkę, ściskając w ramionach brązowego misia, a po jej policzkach
spływały łzy. Jeszcze nigdy nie widział jej tak załamanej, ale kiedy miałby
mieć okazję, znał ją przecież tylko od trzech dni.
Podszedł cicho do posłania i dotknął
delikatnie jej ramienia. Dziewczyna wzdrygnęła się zaskoczona i odskoczyła od
jego ręki, siadając gwałtownie. Szybko wytarła łzy, ciągle spływające po jej
twarzy i spróbowała ukryć swoje załamanie.
-
Nick? Co ty tutaj robisz?
-
Miałaś zadzwonić, gdy wrócisz.
-
Zapomniałam. Przepraszam.
-
Co się stało? Złe wieści?
-
Dlaczego tak sądzisz?
-
Ponieważ płaczesz.
-
Ja wcale nie… - umilkła , gdy zobaczyła nowe mokre plamy na koszulce – No
dobra. Masz rację.
-
Co się stało. Możesz mi powiedzieć. Coś się zmieniło w twoim sercu?
-
Brzmi jakby chodziło o miłość. Nie ja już wiem o tym od czterech lat, ale po
prostu gdy wychodzę ze szpitala staram się o tym zapomnieć, a gdy wracam i
znowu mi o tym mówią to tak jakby odrywali wciąż i od nowa stare, jeszcze nie
do końca zagojone rany, a to strasznie boli.
Gdy miałam dwanaście lat przyjechałam do tego
szpitala pierwszy raz. Wcześniej jeździłam do innego. Ale wracając: planowano
zrobić mi operację Rossa, która polega na wczepieniu w miejsce zastawki
aortalnej zastawki płucnej. Niestety podczas padania echo pani doktor
zauważyła, że moja zastawka płucna jest za duża i za cienka, więc nie dość, że
by się nie zmieściła to do tego nie potrafiłaby dobrze pracować.
Inna opcja to przeprowadzenie tej samej
operacji, którą miałam jako niemowlę, ale istnieje duże ryzyko, że podczas
operacji narząd pękłby i wszystko skończyłoby się niepowodzeniem.
Ostatnią alternatywą jest sztuczna zastawka.
A to nie jest dobre rozwiązanie zgłasza dla młodej dziewczyny. Do końca życia
musiałabym brać leki na rozrzedzenie krwi, więc: po pierwsze nie mogłabym pić
alkoholu, ale nie czuję się z tym jakoś źle, po drugie, gdybym się przewróciła
i zaczęłaby mi płynąć krew to musiałabym mieć przy sobie bandaż, bo wypływałaby
ona kilka razy szybciej niż normalnie, a co najgorsze nie mogłabym nigdy mieć
dzieci.
-
Co?! – wykrzyknął wstrząśnięty Nick – Jak to nie mogłabyś mieć dzieci?
-
Tak to. Tabletki rozrzedzają krew, więc podczas porodu, gdybym krwawiła, to
mogłabym wykrwawić się na śmierć. Pani mnie „pocieszyła”, że mogłabym spędzić
dziewięć dziewięć miesięcy na szpitalnym łóżku, codziennie badana przez kilku
lekarzy, ale nie wyobrażam sobie spędzenia najpiękniejszego okresu w życiu
kobiety w szpitalu, a ona i tak mówi, że małe prawdopodobieństwo jest że nic by
mi się nie stało. Już wiesz dlaczego płakałam. Po prostu nie mogę się z tym
wszystkim pogodzić. Z tą prawdą. Staram się o tym zapomnieć, ale to zawsze
wraca. Nie da się od tego uciec. – a potem jej drżący głos wywołał kolejną falę
łez. – Jeju jaką ja jestem beksą – powiedziała – dlaczego tak to przeżywam?
Dlaczego nie mogę przyjąć tego bez uczuć, spokojnie, tylko płakać za każdym
razem?
A Nick znowu nie wiedział co powiedzieć. Czy
ta dziewczyna musiała doprowadzać go do utraty mowy? Więc chłopak zrobił to co
dzień wcześniej, czyli po prostu przytulił ją mocno do swojej piersi i kołysał
delikatnie, próbując uspokoić.
-
Pamiętaj, że płaczą osoby nie słabe, a te które był silne za długo – szeptał
prosto do jej ucha – jesteś bardzo twarda i silna Sophie Underwood. Nie każdy
umiałby przeżyć to co ty i starać się normalnie żyć i to z tak pozytywnym
skutkiem. Pamiętaj.
Super rozdział. Czekam na następny. :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń