W co ja się wpakowałam? Wybór będzie bardzo trudny, jeśli nie niemożliwy.
Dobra, zaczynam.
1. Lepsza główna bohaterka.
Clary. Tessę na początku lubiłam, jednak z każdą przeczytaną stroną coraz bardziej mnie irytowała, chociażby przez jej częsty brak podejmowania racjonalnych, właściwych decyzji + jej niepohamowane bycie wścibską + wtrącanie się we wszystko + to, że czasami nie myślała nad konsekwencjami swoich czynów i inni musieli ją ratować.
2. Lepszy Herondale.
O rany... To jest BARDZO trudne pytanie. Nie wiem. Serio. Jace, Will... Jace, Will... Will, Jace... *cicho płacze* Chyba... Will. Tak. Kocham go od pierwszej strony, Jace'a chyba troszkę później, ale jednak Will. Może to przez to, że tyle cytował i tak dbał o Jema i... nom, taak.
3. Lepszy trójkąt miłosny (Jace, Clary, Simon czy Will, Tessa, Jem)
Ogólnie to nie lubię trójkątów miłosnych w książkach do tego stopnia, że gdy takowy się pojawia to tą pozycje przestaję czytać. Jeśli chodzi o ten, który jest lepiej napisany to ten w DM, bo trwał do prawie, że końca 3 części i był taki... na serio.
Ale ja wolę ten w DA, no bo tam go właśnie było mało. I Clary od początku do końca wie kogo kocha, a nie lubię takich bohaterek, które nie wiedzą czego chcą i są takie... ciapowate w pewien sposób. Nienawidzę tych momentów kiedy raz bohaterka myśli, że woli tego, a w kolejnym rozdziale kolejnego. Dziewczyno, zdecyduj się!
4. Lepszy czarny charakter (Jonathan/Sebastian, czy Mortmain)
Sebastian. On był taki zły do szpiku kości, taki, że chciało się go zamordować, albo mocno walnąć go w twarz, a z drugiej było w nim coś takiego... Jakby w pewien dziwaczny, pokręcony sposób pociągającego? Mortmaina miałam czasami ochotę wsadzić do psychiatryka i zostawić do końca jego dni. Nie rozumiałam go.
5. Lepsza armia (Mroczni Nocni Łowcy, czy Diabelskie Maszyny)
Mroczni Nocni Łowcy. Było w samym ich akcie stworzenia coś przerażającego. To, że przez jeden łyk z Mrocznego Kielicha tracili swoją duszę i jestestwo, stając się jakby kopiami Sebastiana, ale czującymi chyba tylko żądzę brutalnego mordu. A do tego ta brutalność i tego, że twoja mama, najlepszy przyjaciel nagle staną się twoimi wrogami i nie będą mieli żadnych oporów by cię zabić.
To już była mroczna magia... Czujesz się jakbyś szedł ciemną drogą w środku nocy i znikąd pojawia się żółta mgła i nie wiesz co robić.
6. Lepsza pierwsza część.
Chyba Miasto Kości, mimo że jest to debiut Cassandry. Może mam do "Miasta..." sentyment, bo dopiero poznawałam cały Świat Cieni i styl Cassie. Nie wiem.
7. Lepsza sidekick (Isabelle, czy Cecily)
*znowu płacze nad swoim losem* Wybieram... Cecily. Uwielbiam ją (zresztą Izzy też) i właśnie w niej jest coś takiego... Ach... Po kimś Izzy musiała swój charakter odziedziczyć ;)
8. Lepsze miejsce akcji (Instytut Nowojorski, czy Instytut Londyński)
Londyński. Był bardziej nastrojowy, a do tego wolę sam Londyn oraz czas akcji powieści jest idealny <3
9. Lepsza ostatnia część.
Hm... Chyba jeśli chodzi o gwałtowne zwroty akcji i co mnie bardziej zaskoczyło, przeraziło itp. to Miasto niebiańskiego Ognia, ale jeśli chodzi o tę, która bardziej złamała mi serce oraz mocniej zraniła to Mechaniczna Księżniczka. Nigdy wcześniej, czy później nie przelałam tyle łez nad jedną książką.
10. Lepszy epilog (w Mieście Niebiańskiego Ognia, czy Mechanicznej Księżniczce)
Wybiorę ten w MK, ponieważ ten w MNO był taki idealny, lekki i przyjemny. Cudowny na rozluźnienie. A ten MK... wolałabym go nigdy w życiu nie przeczytać. Moja oczy podczas czytania były tak wypełnione łzami, że nic nie widziałam, moje serce zostało złamane na miliardy kawałeczków, a życie przestało mieć sens.
Ja bym nie umiała wybrać. Naprawdę wielki szacun za podjęcie się tego. W moich oczach dalej pojawiają się łzy na wzmiankę o Willu:'( /Luna
OdpowiedzUsuńDzięki, to był bardzo trudne. W moich oczach też :(
UsuńTrudne wybory, oj bardzo trudne, no ale ci się udało. :-)
OdpowiedzUsuńSama się dziwię, że mi się udało
Usuń