Jace czekał na Clary już od prawie
godziny. Co najciekawsze wcale nie był przez to zdenerwowany lub rozczarowany.
Wręcz przeciwnie. Był rozbawiony. Wiedział, że Clary tak długo nie przychodzi,
ponieważ Izzy męczy i podaje jej coraz to nowsze sukienki i zestawienia
kolorystyczne. Gdy tylko o tym pomyślał jego umysł zaczął rozmyślać nad tym jak
jego dziewczyna będzie wyglądać. Na pewno przepięknie, ale był bardzo ciekawy
końcowego efektu. Bądź co bądź jeszcze nigdy nie widział jej w takiej masie
spódnic i w gorsecie. Nikogo nie widział tak ubranego.
Nagle drzwi pokoju muzycznego otwarły się
i do pomieszczenia wbiegła Clary. Jej włosy były w nieładzie, sama oddychała
szybko. Ubrana była w halkę i długą falbaniastą spódnicę.
-
Przepraszam, że tak długo, ale Izzy nie chciała mnie wypuścić. Udało mi się uciec,
gdy zaczęła rozczesywać włosy Cecily – odetchnęła głęboko. – Dlaczego chciałeś
bym się tutaj z tobą spotkała?
-
Pamiętasz jak miesiąc temu byliśmy w Instytucie w Londynie i w bibliotece znaleźliśmy
gabloty, w których były między innymi nuty?
-
Tak, ale co to ma… - zrozumiała. – To są utwory Jema. Jego kompozycje.
-
Dokładnie.
-
To takie niezwykłe.
-
Zastanawia mnie na jaki instrument są stworzone te nuty.
-
Na skrzypce – odpowiedziała dziewczyna.
-
Skąd wiesz?
-
Tessa mówiła, że Zachariasz… Jem gra na skrzypcach. A to ta sama osoba.
-
Chyba mnie wtedy nie było – mruknął.
-
Albo nie słuchałeś – odparła ze śmiechem.
-
Ta… To też jest możliwe.
-
To takie niezwykłe – powiedziała i usiadła na stołku od fortepianu, poprawiając
uprzednio spódnicę. Siadł koło niej.
-
Co konkretnie masz na myśli?
-
Wszystko – zakręciła dłonią dookoła – Przeszłość i teraźniejszość łączą się ze
sobą, zazębiają. Jakby minęło kilka lat, a nie ponad sto. Życia ludzi
przemijają, ale rzeczy pozostają. A nagle… Pojawiają się też osoby i wszystko
staje na głowie.
-
Masz rację. Powiedz mi, czy ja naprawdę jestem aż tak podobny do Willa?
-
Oj tak – uśmiechnęła się. – W końcu wiem, dlaczego Tessa, gdy mówi szybko nazywa
ciebie Willem.
-
A czułem się taki wyjątkowy.
-
Spokojnie. Sądzę, że twoje ego nie ucierpi za bardzo.
-
Nie jestem pewien. A jeśli trzeba mnie będzie wysłać na terapię?
-
Magnus zrobi ci magiczne przeszkolenie.
-
Lepiej nie. Jeszcze zmieni mnie w kraba.
Usłyszeli pukanie do drzwi. Spojrzeli w
tamtą stronę, a ich oczom ukazała się wysoka postać ubrana w bluzkę z krótkim
rękawem i długą spódnicę.
-
Tessa? – spytała Clary i wstała gwałtownie.
-
Coś się stało? – zapytała czarownica.
-
Oczywiście, że nie – wtrącił się Jace. – Clary po prostu zdziwiła się, że przyjechałaś
nas odwiedzić. Co cię tutaj sprowadza?
-
Magnus powiedział mi, że pan Lightwood organizuje bal maskowy i prawdopodobnie
nie macie się w co ubrać.
-
Skąd… Jak ci on…
-
Sposoby czarowników. Więc jak? Macie co na siebie założyć?
-
E… Chyba nie do końca.
-
Tak sądziłam. Clary możesz stworzyć Bramę?
-
Tutaj?
-
To szybsze niż jazda samochodem do Los Angeles, nie sądzisz? – uśmiechnęła się.
-
Masz rację – powiedziała i spojrzała na Jace’a. Wiedziała, że myślał o tym
samym, co ona. Nie będą szli razem z Tessą przez Instytut, więc czarownica nie
będzie miała szansy przypadkowo wpaść na swoją młodszą wersję i jej od dawna
nieżyjących przyjaciół.
Po chwili pojawił się przed nimi
wielki wir. Tessa stanęła przed nim, zamknęła oczy i wymarzyła sobie miejsce, w
którym chce się znaleźć. Złapała Jace’a i Clary za ręce, a następnie wchłonęła
ją ciemność, ciągnąc za nią towarzyszy.
***
Wylądowali na ganku. Clary była już tu kilka
razy, więc nie zdziwiła się tym, co zobaczyła, chociaż zawsze zadziwiła ją
jedna rzecz: dookoła był tak anielski spokój, a przecież dom znajdował się w
Los Angeles. Może to wynik utworzenia jakiegoś pola dźwiękoszczelnego dookoła
posesji?
Tessa zaprowadziła ich korytarzem do pokoju,
w którym ani Jace, ani Clary nigdy nie byli. Pomieszczenie zawsze było zamknięte
na klucz. Tym razem było inaczej. Kobieta przepuściła ich, by prawdopodobnie zamknąć
drzwi (kto ją tam wie?). Clary wstrzymała oddech. Znajdowali się w wielkiej sali
całej wypełnionej… Sukniami i dodatkami do nich. Nie były to jednak jednakowe
stroje. Były podzielone na grupy, a każda grupa oznaczała inny okres w
historii, począwszy od epoki wiktoriańskiej aż do współczesności.
Dziewczyna nigdy zbytnio nie interesowała
się modą, ale nie mogła po prostu zignorować tej historii ludzkości zawartej na
udrapowanym materiale. Przemiany społeczne określały krótsze spódnice i
zanikanie gorsetu. Nawet wojny oznaczone były przez odpowiednie kolory, czy
naszywki.
-
Do kogo należały te stroje? – zapytał Jace, pokazując dużą, ale bardzo skromną
w porównaniu z poprzednią, kolekcję tym razem męskich ubrań.
-
A, tak… Należały do Willa. – Nie musieli pytać o nazwisko. Dla Tessy liczył się
tylko jeden, ten konkretny Will.
W tym momencie Clary znowu uderzyło to jak
krótkie jest życie śmiertelnika w porównaniu do osoby nieśmiertelnej lub po
prostu w stosunku do historii ludzkości. Will nie miał szansy zobaczyć jak
świat w kilka lat prawie całkowicie obraca się w popiół i gruz, a potem dzięki
pracy ludzkich rąk powstaje z martwych. I nie dowiedziała się tego z daty jego
urodzin, a braku strojów, które świadczyłyby o tym, że żył w czasach II Wojny
Światowej i później.
Tessa pokręciła głową jakby chciała
wyrzucić nękające ją myśli z głowy, a na jej twarzy ukazał się wymuszony
uśmiech.
-
Jace, możesz założyć to – wyciągnęła wieszak, na którym wisiał elegancki,
czarny strój wieczorowy oraz parę eleganckich butów. Chłopak popatrzyła na nią
pytająco, ponieważ ubranie należało kiedyś do Willa.
-
Nie będzie ci przeszkadzało, że będę je nosił?
-
Nie wiem, ale musisz coś na siebie włożyć.
Otworzyła
drzwi.
-
Możesz przebrać się tam. Jakbyś czegoś nie umiał włożyć lub zapiąć, to krzycz.
Pomogę ci.
-
Pewnie – wziął od niej naręcze ubrań i przeszedł do pokoju naprzeciwko.
-Teraz
zajmiemy się tobą, Clary.
Podeszła do części damskiej garderoby z
najdłuższymi sukniami i wybrała jedną z nich. Clary przełknęła ślinę na widok
tych wszystkich koronek, kwiatów, udrapowań i warstw materiału. Jak będzie
miała w tym chodzić, tańczyć, a co najważniejsze: nie ugotować, czy nie
zapocić?
Tessa
roześmiała się widząc jej, pewnie przerażoną, minę.
-
Dasz sobie radę. Musisz się tylko przyzwyczaić.
Clary
spojrzała na nią z powątpiewaniem, ale nie odpowiedziała.
-
Chodź ze mną – poprosiła. Przeszły tylko kilka kroków, by znaleźć się za jedną
z szaf i by ich oczom ukazała się piękna, bogato zdobiona toaletka oraz wielkie
lustro wbudowane w ścianę. Clary stanęła przed lustrem.
-
Na szczęście masz już założony gorset i halkę. Zaczniemy więc od spódnicy.
Musisz podnieść wysoko nogi.
Dziewczyna
podparła się o toaletkę i najpierw wsadziła jedną kończynę pomiędzy materiał, a
potem drugą. Tessa podciągnęła ją niemal do talii dziewczyny i zapięła ją na
dwa perłowe, malutkie guziczki.
-
A teraz góra.
Po
chwili klatkę piersiową, brzuch oraz ręce dziewczyny przykryła miękka tkanina.
-
Mów, kiedy będzie za ciasno.
Tessa zaczęła wiązać gorset sukni, starając
się, by nie zrobić tego za mocno, co na szczęście udało się bezproblemowo.
-
Usiądź.
Założyła
jej na nogi pantofelki z klamerką.
-
Dlaczego siedzę tyłem do lustra? – zapytała, gdy czarownica zaczęła czesać jej
włosy i upinać wysoko wsuwkami.
-
Żebyś zobaczyła dopiero efekt końcowy. Będzie niespodzianka.
Kiedy
w końcu Tessa ułożyła jej włosy, sięgnęła po biały puder.
-
Jestem blada, po co jeszcze bardziej to uwypuklać.
-
Niewystarczająco. Uwierz.
Clary nie protestowała. Przecież to Tessa
żyła w dziewiętnastym wieku, nie ona.
Nie wiedziała ile czasu minęło, ale w końcu
Tessa skończyła i pozwoliła jej na siebie spojrzeć. Stanęła przed lustrem i nie
mogła uwierzyć, że naprawdę tak wygląda. Jej włosy ułożone były w wymyślną
fryzurę. Twarz i dekolt był biały, ale oczy i usta zostały podkreślone. Wstążka
przy kołnierzyku podkreślała kształt szyi, kwiaty na biuście powiększały
optycznie jej skromne piersi, a suknia z jedwabiu w kolorze kości słoniowej
wybrzuszała się z tyłu i kończyła długim trenem. Złota półmaska sprawiała, że
zieleń jej oczu była bardziej żywa.
-
Wow… wyglądam tak…
-
Subtelnie. Pięknie – podpowiedziała.
-
Tak – wyszeptała w oszołomieniu.
-
Chodź, musisz już iść. Magnus otworzył Bramę, prowadzącą do Idrisu.
Zaprowadziła koleżankę o innego
pomieszczenia, w którym już połyskiwał znajomy kształt Bramy.
-
Nie myśl o niczym, a znajdziesz się tam, gdzie reszta – podpowiedziała.
-
Dziękuję za wszystko, Tesso – powiedziała Clary. Przytuliła szybko kobietę i
wkroczyła do próżni pewnie, wyrzucając z głowy wszelkie myśli.
Podobało się?
No jasne, że się podobało! Genialne!
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę 😊
UsuńPopłakałam się troszku gdy było wspomniane o Willu. Dalej jest mi smutno, że on nie żyje. Rozdział przecudowy♡♡♡/Luna
OdpowiedzUsuńO rany. Nie wiedziałam, że mogę wzbudzić aż tak żywe emocje. Wow
UsuńDziękuję 😘
Super rozdział. Niestety muszę schować widły i pochodne :-( Plan zabicia Camille odwołany.
OdpowiedzUsuńA tak na serio, to czekam na nekst i życzę weny.
Uniknęłam śmierci! 😀
UsuńDziękuję