"Gdy przemówił, Magnus westchnął cicho i pochylił się w stronę Aleca, jeden z małych, nieświadomych ruchów, które były najbardziej cenne dla Aleca. Zawsze przypominało mu pierwszy dzień, w którym dotknął Magnusa: wtedy czuł, że kręci mu się w głowie z ulgi i szczęścia, ponieważ w końcu dotykał kogoś, przez którego chciał być dotknięty, kiedy sądził, że nigdy tego nie doświadczy.
Teraz, pomyślał, kręciło mu się w głowie, ponieważ to był Magnus: że nawet teraz, wiedział. Teraz gest mówił o tych wszystkich dniach po tym pierwszym. Kiedy poczuł, że Magnus odpręża się przy nim, poczuł jakby sam też mógł się odprężyć. Cokolwiek to dziwne zadanie, które Jem i Tessa chcieli, żeby wykonał, mógł je wykonać. A później wróci do domu.
Gdy Alec ucichł, Prezes Miau dziko uciekł z miłosnego uścisku Maxa, pędząc po podłodze do sypialni Aleca i Magnusa, gdzie, jak Alec podejrzewał, będzie chował się pod łóżkiem do końca dnia. Max wpatrywał się smutno w miejsce, gdzie zniknął kot, a potem podniósł wzrok i uśmiechnął się, jego zęby były jak małe perełki. Podreptał przez świecący pentagram i wystrzelił do Aleca jakby nie widział go kilka tygodni. Alec zawsze dostawał takie samo entuzjastyczne przywitanie, nieważne czy wracał z wycieczki, patrolu, czy po prostu był w innym pokoju przez pięć minut.
- Cześć, tatusiu!
Alec uklęknął i rozłożył ramiona, by złapać Maxa.
- Cześć, moje kochanie.
Wstał z Maxem wtulonym w jego pierś, ciepłe, miękkie zawiniątko wstążek i okrągłych kończyn, w uszach miał bulgoczący śmiech Maxa. Kiedy Max był malutki, Alec miał w zwyczaju zdumiewać się jak starannie jego malutkie ciałko pasowało w zagłębienie ramienia Aleca, jakby było stworzone, aby się tam przytulać. Alec ledwo mógł wyobrazić sobie jak Max rośnie. Nie musiał się martwić. Obojętnie jakiej wielkości było jego dziecko, zawsze był idealnej wielkości, by Alec mógł go trzymać."
Roztapiam się nad słodkością tego fragmentu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz