Oto specjalne, stworzone przez Amerykanów, okładki "Darów Anioła".
Mnie chyba najbardziej przypadła do gustu okładka "Miasta Szkła". Na niej bohaterka wkracza do całkiem nowego, tajemniczego, mrocznego świata, państwa, czyli Idrisu.
Te obrazy są takie tajemnicze i pokazują dokładkie co zawierają. Pokazują, że te książki są wyjątkowe, magiczne, zachwycające. Że złapią Cię w swoje sidła i już nie wypuszczą, że po ich lekturze już nie będziesz taki sam. Po prostu codowne <3
Znalazłam dzisiaj informację o pewnym Herondale'u, który żył na początku dziewiętnastego wieku. Nazywał się Tobias. Oto co o nim wiadomo: W nieznanej bitwie Tobias podobno uciekł i zostawił swoich towarzyszy, by zginęli. Za dezercję jego towarzyszy, które było uważane jako przestępstwo wobec Clave, jego życie zostaje stracone. Jednak Tobias nie wraca, więc Clave zamienia jego życie na życie jego ciężarnej żony. Istnieje możliwość, że dziecko przeżyło co może być uznane za "ostatnią linię Herondale'ów". Tobias może lub nie może być uznany za Herondale'a, którego Cassandra nazwała jako gorszego w porównaniu ze Stephenem i ogólnie najgorszego Herondale'a w historii.
Wiem także, że Will wiedział, iż istniał Tobias Herondale. Ale jedna myśl nie daje mi spokoju: To że dziecko Tobiasa mogło przeżyć oznacza, że mogło mieć potomków, więc z tego wynika, że Jace może nie być ostatnim żyjącym Herondale'em, chociaż dla mnie to mało prawdopodobne. Ktoś by chyba zauważył śluby, więcej Nocnych Łowców itp. nie prawda?
A tak na marginesie to nie umiem wyobrazić sobie złego Herondale'a, a Wy?
Dzisiaj po szkole siadłam do komputera i zaczęłam pisać scenę w bawialni z perspektywy Willa. Muszę Wam powiedzieć, że płakałam podczas pisania tej sceny, a ręce w pewnym momencie drżały mi tak mocno, że nie umialam trafić palcami w litery.
Podczas kulminacyjnego momentu polecam słuchanie tej piosenki:
U mnie to jeszcze bardziej pogłębia targające mną uczucia.
A oto moje wypociny ;) :
Will
nie mógł wytrzymać z nerwów. Odkąd wyszedł z domu Magnusa chciał jedynie
porozmawiać na osobności z Tessą. Jednak cały czas coś stawało mu na
przeszkodzie wyznania jej swoich uczuć, które tak długo w sobie tłumił.
Najpierw plany dotyczące Benedicta, następnie podróż do rezydencji Lightwoodów.
Wyglądało to tak jakby jakaś niewidzialna siła chciała pokazać mu, że
wyjawienie swoich uczuć nie jest dobrym pomysłem. Will nie wiedział jednak
dlaczego miałby nie mówić Tessie co czuje w swoim sercu. Wydawało mu się, że
jego uczucia znajdowały się tuż pod powierzchnią, w każdym momencie mogły
wypłynąć na powierzchnię i ukazać się każdemu w pełnej krasie.
A chłopak tego nie chciał. Pragnął,
wyrazić w słowach wszystkie uczucia jakie do niej żywił. Wiedział, że
niektórych nie będzie w stanie ująć słowami – były zbyt potężne, wypełnione
emocjami oraz nieprzebyte i niezbadane. Miał nadzieję, że tym razem uda mu się
wydusić słowa, które od tak wielu tygodni w sobie dusił. Czasami, gdy pragnął
powiedzieć coś ważnego, z głębi duszy, po prostu się zacinał. Nie potrafił. Skrycie
wierzył, że jakaś niewidzialna siła podpowie mu co ma powiedzieć albo chociaż
pozwoli mu jasno myśleć.
Właśnie siedział w powozie,
zmierzającym do Instytutu. Obok niego siedziała Tessa. Był bardzo
podekscytowany – nie umiał powstrzymać uśmiechu rozlewającego się po jego
twarzy, jego nogi drżały niespokojnie – czuł także niepokój i kryjący się w
ciemnościach strach. W jego głowie plątały się niespokojne myśli: a co jeśli
ona nie czuje tego samego, jeśli już go nie kocha, jeśli nie potrafi wybaczyć
mu bólu jaki jej zadał – ciągle powtarzał sobie, że to jest niemożliwe.
Próbował się uspokoić biorąc głębokie wdechy.
Kątem oka spoglądał na twarz
ukochanej. Nie mógł doczekać się momentu, w którym powie jej co czuje w
głębokich zakamarkach swojej duszy. Widział, że dziewczyna także na niego
spogląda, spod lekko przymrużonych powiek.
Każdy jego nerw był jak struna od
skrzypiec – napięty do granic możliwości. Will czuł, że Tessa także traci
spokój. Stykali się ramionami, więc w
jakiś sposób chłopak przekazywał jej swoje zdenerwowanie. Niczym morska fala
wyrzucająca na brzeg wodorosty, dzieliła się z ziemią cząstkami składającymi
się na nią, na falę.
Jego przejęcie wzrosło jeszcze
bardziej, gdy zobaczył najbliższe okolice, a gdy spostrzegł bramę prowadzącą na dziedziniec
Instytutu wręcz nie umiał siedzieć spokojnie w jednym miejscu. Było mu
strasznie gorąco – podwinął rękawy płaszcza, marynarki i koszuli, by pozwolić
kroplom deszczu schłodzić rozgrzaną skórę.
Był tak rozkojarzony, że o mały włos nie
wpadł do wielkiej kałuży, która zamoczyłaby jego spodnie co najmniej do łydek.
Gdy tylko jego stopy dotknęły zimnego podłoża, obrócił się, aby sprawdzić czy
Tessa nie weszła do środka. Chciał z nią porozmawiać przed zebraniem wszystkich
mieszkańców w jadalni. Podszedł szybko do dziewczyny i delikatnie dotknął jej
łokcia.
-
Chodź – wyszeptał jej do ucha. Poczuł jak jej ciało przechodzi delikatny
dreszcz.
Położył swoją dłoń na jej ramieniu i
poprowadził w kierunku bawialni. Cały w
środku aż podskakiwał. Już od tak wielu lat nie czuł się szczęśliwy, a teraz
czuł to tak wyraźnie, że go to dziwiło. Przez pięć lat myślał, iż nigdy więcej
uśmiech pełen spełnienia nie zagości na jego ustach. A jednak.
Tessa uratowała go. W wielu tego słowach
znaczeniu. Pokazała mu, że zawsze powinno się wierzyć w zwycięstwo, mieć
nadzieję, że da się coś zmienić, nawet jeśli wszystko i wszyscy mówią, że nie
ma się już o co walczyć. Właśnie to
utrzymywało w nim tą iskierkę, tąmalutką świecącą świeczkę w ciemnościach
bezdennej beznadziei i zrezygnowania. Ta jedna myśl pozwalała mu na kolejne
spotkania z Magnusem… Ta jedna myśl sprawiła, że szedł teraz z Tessą u boku i nic
nie zatrzymywało go przed wypowiedzeniem na głos tego co czuł.
Otworzył drzwi, czuł jak drżą mu ręce, z
wielką trudnością naciskał klamkę. W
bawialni było jasno jak w południe. Pochodnie gorzały, a w kominku wesoło
skakał ogień. Zasłony poruszały się na wietrze. Przepuścił Tessę i obrócił by
zablokować zamek w drzwiach – nie chciał, aby ktoś przeszkodził im swoim nagłym
wejściem, tak jak Charlotte i Woolsey Scott parę dni temu. Gdy popatrzył na
Tessę, spostrzegł, że stoi na środku pokoju bez kapelusza i rękawiczek, które leżały na
małym marokańskim stoliku, i patrzy na niego z zaciekawieniem w oczach.
Szarawe światło wpadające przez okna do
pokoju sprawiało, że twarz dziewczyny spowijał jasny cień, a oczy błyszczały
jak wzburzone morze.
-
Dlaczego…
Był
to tak piękny i niewinny widok, że Will poczuł się jakby odległość między nim a
nią była tak wielka jak między Londynem a Nowym Jorkiem. W dwóch susach pokonał
dzielącą ich przestrzeń, poprowadził ją do tyłu i przyparł do ściany.
-
Will – wyszeptała. Drżała w jego ramionach. Jej oddech był szybki i nierówny,
taki sam jak jego. Przesunął dłońmi po jej ramionach, wplątał palce w jedwabiste włosy.
Pochylił się a jego usta znalazły się na jej policzku, przy linii włosów.
Delikatnie obrysowały linię szczęki a następnie przesunęły się na jej miękkie
usta. Smakowała tak słodko, trochę jak truskawki. Skąd miałaby wziąć truskawki – przemknęło mu przez głowę.
Tessanajpierw zesztywniałazaskoczona, a po chwili zwiotczała w jego
objęciach.
Nagle odepchnęła go z całej siły, tak
mocno, że zdziwiony Will zachwiał się, próbując odzyskać równowagę.
-
Nie – powiedziała zachrypniętym głosem.
-
A ostatnia noc? – zapytał. Był tak zaskoczony jej zachowaniem, że nie umiał
wydusić z siebie słowa. Zresztą wcale nie chciał, żeby ta scena tak wyglądała.
Próbował wydusić z siebie jakieś słowa. – W infirmerii? Ty… mnie objęłaś… -
jednak nie wychodziło mu to najlepiej.
-
Ja… myślałam, że śnię – powiedziała zmieszana. Will opuścił wzrok. Poczuł jak
jego pewność siebie, której i tak nie było zbyt wiele, ulatnia się w jednej
chwili. Miał nadzieję, że ich obecna rozmowa to jedno wielkie nieporozumienie.
-
Ale nawet dzisiaj… myślałem, że… mówiłaś, że też chcesz się ze mną spotkać sam
na sam… - Will zaczął się jąkać, czego nie robił odkąd skończył dwanaście lat.
Zwykle nie umiał wydusić z siebie słowa, gdy rodzice pytali się go dlaczego
znowu wchodził na to wielkie drzewo lub dlaczego wbiegał do tego lodowatego
jeziora, a on sam nie wiedział co było powodem jego zachowania.
-
Sądziłam, że chodzi o przeprosiny! Uratowałeś mi życie w tamtym magazynie i jestem ci za to wdzięczna. Myślałam, że chcesz
ode mnie usłyszeć… - Will poczuł się jakby grunt osunął się w prawo.
-
Nie uratowałem ci życia po to, żebyś była mi wdzięczna!
-
Więc dlaczego? Z obowiązku? Bo prawo mówi…
Czy
naprawdę ona nie miała pojęcia dlaczego chciał się z nią spotkać, ani dlaczego
uratował jej życie omal nie tracą c swojego? Musiał to powiedzieć, a nawet wykrzyczeć. Musiał uświadomić jej
dlaczego to zrobił.
-
Zrobiłem to bo cię kocham! – Will zobaczył jak jej twarz blednie – Kocham cię,
Tesso. Od chwili, kiedy się spotkaliśmy – wyszeptał.
-
Myślałam, że nie potrafisz być okrutniejszy niż wtedy na dachu. Myliłam się. To
jest okrutniejsze.
Will nie mógł uwierzyć w to co
usłyszał. Ona naprawdę sądziła, że to co jej powiedział, powiedział po to by
jeszcze bardziej ją zranić. Tylko po co miałby to robić.
-
Ty… mi nie wierzysz?
-
Oczywiście, że ci nie wierzę. Po tym wszystkim, co mówiłeś, jak mnie
potraktowałeś…
Zrozumiał,
że jeśli chce, aby dziewczyna mu uwierzyła musi zrobić jedną, najważniejszą
rzecz – opowiedzieć jej całą prawdę.
-
Musiałem. Nie miałem wyboru. Tesso, posłuchaj – błagał. Kiedy dziewczyna
ruszyła w stronę drzwi, zastąpił jej drogę. Nie
pozwolę jej stąd wyjść, mając mnie za najgorszego człowieka. – Proszę,
posłuchaj, proszę – czuł jak łamał mu się głos. Jeszcze nigdy nie pragnął, aby
ktoś zmienił o nim zdanie, aby ujrzał go w lepszym świetle. Ale przy niej nic
nie było takie same.
-
Tesso – gdy podniósł rękę do góry, zobaczył jak bardzo drżą mu palce. Usłyszał
jak drży mu głos, poczuł jak jego nogi zmieniają się w galaretę. – Tego co
zamierzam ci powiedzieć, nie mówiłem jeszcze nikomuoprócz Magnusa, a zrobiłem to tylko dlatego, że
potrzebowałem jego pomocy. Nie powiedziałem nawet Jemowi. – wziął głęboki
wdech. Ciężko było wyznawać komuś sekrety, które zmieniały życie, na dobre lub
na złe, które potrafiły zmienić opinię na czyjś temat. – Kiedy miałem dwanaście
lat i mieszkałem z rodzicami w Walii, znalazłem Pyxis w gabinecie ojca…
W trakcie opowieści spoglądał Tessie
głęboko w oczy. Widział najmniejszą zmianę na jej pięknej twarz. Zmarszczenie
brwi, przymknięcie powiek, zaciśnięcie ust. W miarę jak coraz bardziej
zagłębiał się w odmętach przeszłości jej
oczy coraz bardziej się rozszerzały.Była osłupiona. Na pewno nie spodziewała
się takiego wyznania. Możliwe, że domyślała się, iż Will coś ukrywa, ale był
pewien, że takie wytłumaczenie jego zachowania nawet nie przyszło jej do głowy.
Długo nic nie mówiła, chłopak przypuszczał,
że musiała wszystko poukładać sobie w głowie.
-
Jem – wyszeptała w końcu. Will wiedział o co jej chodzi.
-
On umiera. – wyszeptał… skruszony? Nawet nie wiedział jakie uczucie dominuje w
jego głosie.
-
On umiera. Dopuściłeś go do siebie, bo już wtedy był bliski śmierci?
Pomyślałeś, że klątwa mu nie zaszkodzi? – o dziwo nie mówiła tego z wyrzutem.
-
Z każdym mijającym rokiem stawało się to coraz bardziej prawdopodobne.
Myślałem, że nauczę się tak żyć. Myślałem, że kiedy Jemodejdzie, a ja skończę osiemnaście lat, już
zawsze będę sam, żeby nikogo nie narażać… a potem wszystko się zmieniło. Z
twojego powodu.
-
Z mojego powodu?- powtórzyła cichutko oszołomiona.
Will przypomniał sobie co czuł, gdy
postanowił poprosić o pomoc Magnusa. Bał się, zapukać do jego drzwi w obawie że
coś pójdzie nie tak, lecz potem ujrzał twarz Tessy tak wyraźnie jakby stała tuż
przed nim uśmiechającą się lekko tak jak wtedy w Sanktuarium, a następnie jej
twarz, gdy popatrzyła na niego po raz ostatni, kiedy schodziła z dachu
Instytutu. To dało mu impuls by załomotać kołatką w drzwi. Już nigdy nie chciał
patrzeć na tak zranioną, złamaną w sobie ukochaną. Już nigdy nie chciał być
sprawcą jej załamania.
-
Kiedy cię poznałem, pomyślałem, że nie przypominasz żadnej z osób, które do tej
pory spotkałem. Rozśmieszałaś mnie. Nikt oprócz Jema nie potrafił mnie
rozśmieszyć od… Boże, od pięciu lat. A ty robiłaś to od niechcenia.
-
Nawet mnie nie znałeś…
-
Zapytaj Magnusa. On ci powie. Po tamtej nocy na dachu poszedłem do niego.
Odepchnąłem cię , bo wydawało mi się, że zaczynasz rozumieć co do ciebie czuję.
Tamtego dnia w Sanktuarium, kiedy myślałem, że nie żyjesz, stwierdziłem, że
chyba potrafisz czytać z mojej twarzy. Byłem przerażony. Musiałem sprawić żebyś
mnie znienawidziła. Więc spróbowałem. A potem chciałem umrzeć. Myślałem, że
jakoś zniosę twoją nienawiść, ale było to zbyt trudne. Uświadomiłem sobie, że
zostaniesz w Instytucie, a ja na twój widokza każdym razem będę się czuł jak wtedy na dachu. Jakbym wdychał
truciznę. Poszedłem więc do Magnusa i poprosiłem go, żeby pomógł mi znaleźć
tamtego demona i zmusił go, by zdjął ze nie klątwę. Mógłbym zacząć wszystko od
nowa. Byłby to powolny proces, bolesny i bardzo trudny, ale pomyślałem, że
znowu mnie polubisz, jeśli wyznam ci całą prawdę. Może z czasem odzyskałbym
twoje zaufanie i… zaczął coś z tobą budować.
Jeszcze nigdy się tak przed kimś nie
otworzył. Ta dziewczyna sprawiała, że zapominał o konsekwencjach,
zapominał o przeszłości i przyszłości. Liczyło się tylko tu i teraz. Była jak
studnia bez dna, którą mógł zasypywać cały dzień i całą noc złotymi monetami, pragnąc, aby
najskrytsze marzenia się spełniły, a
wszystkie troski zniknęły. W tym momencie jego dusza pragnęła powiedzieć jej
wszystko co leżało mu na sercu, a bał się, że Tessa i tak go odrzuci lub nie
będzie w stanie obdarzyć go znowu zaufaniem.
Wiedział, ze zaufaniem nie obdarza się
ludzi ot tak, dla zabawy. Jest to wyraz głębokiej przyjaźni i szacunku dla
drugiej osoby. Jak stwierdzenie bez słów: „Tak jesteś dla mnie ważny. Przyjmij
mój najskrytszy dar, tylko nie zmarnuj go, nie zniszcz, nie zgub, ponieważ nie
wiem, czy będę w stanie obdarzyć cię nim ponownie.” Zaufanie to cząstka serca,
siebie samego. Gdy obdarowujesz nim drugą osobę to dlatego, by pokazać, że nie
jest tobie obojętny, że nie jest tylko kolejnym mieszkańcem Ziemi. Pokazujesz,
że pragniesz by ta osoba stała się cząstką twojego życia, stałą jak bicie
serca. Na którą będziesz mógł liczyć w trudnych chwilach, a w bezsenne
noce przychodzić i prosić o radę.
A Will wiedział, że, niestety, wystawił jej
zaufanie wobec niego na wielką próbę. To tak jak stanąć na skraju osuwającego
się urwiska i próbować nie spaść w bezdenną otchłań cierpienia i wiecznej
samotności.
-
Czy ty… mówisz, że klątwa została zdjęta?
-
Nie było żadnej klątwy, Tesso. Demon mnie oszukał. Nigdy nie było żadnej
klątwy. Przez te wszystkie lata byłem głupcem, ale nie aż takim by nie
wiedzieć, że pierwszym co muszę teraz zrobić, to powiedzieć ci, co naprawdę
czuję.
Zrobił krok do przodu, a ona się nie cofnęła
tylko stała i patrzyła na niego w
milczeniu. Jakby nie mogła uwierzyć w to co widzi i słyszy.
-
Dlaczego ja? Dlaczego ja?
Zawahał się. Wiedział, że musi wyznać jej
jeszcze jedną rzecz. Że czytał jej listy do brata. Jej myśli, spostrzeżenia,
emocja, czyli najbardziej ukryte i tajemnicze części jej duszy.
-
Kiedy tu zamieszkałaś i Charlotte znalazła twoje lisy do brata, przeczytałem
je.
- Wiem – odparła. Will myślał, że będzie zła,
a tymczasem stała i mówiła spokojnie, że wie, iż czytał jej osobistą własność.
Sens jej istnienia, jej cierpienia. – Znalazłam je w twoim pokoju, kiedy byłam
tam z Jemem.
Zdziwił się. Takiej odpowiedzi się nie
spodziewał.
-
Nic mi o tym nie wspomniałaś.
-
Z początku byłam zła. Ale tej samej nocy znaleźliśmy cię w palarni ifrytów i współczułam ci, więc wytłumaczyłam
sobie, że zrobiłeś to pewnie z ciekawości albo Charlotte kazała ci je
przeczytać.
-
Nie kazała. Sam wyciągnąłem je z kominka. Przeczytałem wszystkie. Każde słowo,
które napisałaś. Ty i ja Tess jesteśmy podobni. Żyjemy i oddychamy słowami. To
książki uchroniły mnie przed odebraniem sobie życia, kiedy myślałem, że nie
wolno mi nikogo pokochać i nigdy przez nikogo nie będękochany. To dzięki książkom nie czułem się
opuszczony przez cały świat. One mogły być ze mną szczere, a ja z nimi.
Czytając w twoich listach, że też bywasz samotna i czasami się boisz, ale
zawsze jesteś dzielna, dowiadywałem się w jaki sposób patrzysz na świat, na
jego barwy, faktury i dźwięki, co myślisz, na co masz nadzieję, o czym marzysz.
Czułem, że myślę, śnię, marzę i czuję razem z tobą. Śniłem to co ty śniłaś.
Pragnąłem tego czego ty pragnęłaś… a potem zrozumiałem, że tak naprawdę chcę
ciebie. Dziewczyny, która napisała te listy. Kochałem cię od chwili, kiedy je
przeczytałem. Nadal cię kocham.
Przypomniał sobie te wszystkie momenty, w
których zaczynał się śmiać. Rozmowa o temperaturze piekła w domu Mrocznych
Sióstr, ich pierwsza rozmowa w bibliotece, strych, kolejna rozmowa w
bibliotece, jazda pociągiem do Yorkshire, rozmowy o książkach, i wiele innych
podczas których Will zapomniał o bólu, stracie i rozłące, by stać się… sobą.
Willem, którego obecność rzadko dało się
dostrzec za murem ochronnym, który sam wokół siebie zbudował. Murem, który,
niczym średniowieczni rycerze, zdobyła szturmem dziewczyna, która przed nim
stała. Ale do jego zniszczenia nie użyła, ognia, pochodni, kopii czy mieczy, a
miłości, zrozumienia i zwykłej
obecności, która sprawiła się lepiej niż jakakolwiek inna rzecz. Chłopak
zrozumiał, że to Tessa potrzebna była do uwolnienia, do odkrycia na nowo. Była
jego narkotykiem, a zarówno antidotum. Była tym czego potrzebowała jego obolała
dusza i zatracone serce. Była jak balsam na pieczące oparzenia, jak słońce i
deszcz dla zboża. Czymś bez czego nie da i nie chce się żyć. Tessa była...
-
Za późno – wyszeptała.
-
Nie mów tak – jego głos był taki cichy, jak szept. Jednak jego gardło było
zatkane, nie umiał wydobyć z siebie głośniejszego dźwięku. – Kocham cię, Tesso.
Kocham cię.
-
Will… przestań.
Właśnie tego się obawiałem.
-Wiedziałem,
że nie będziesz chciała mi zaufać. Nie wierzysz mi czy nie możesz sobie
wyobrazić, że odwzajemniasz moją miłość? Bo jeśli to drugie…
-
Will to nie ma znaczenia…
-
Nic nie ma większego znaczenia – prawie krzyknął – Jeśli mnie nienawidzisz, to
wyłącznie z mojej winy. Wiem, że nie masz powodu dawać mi drugiej szansy. Ale
błagam cię o nią. Zrobię wszystko byś zobaczyła mnie w lepszym świetle.
Wszystko. – jego głos znów się załamał. Widział w jej oczach ból,
zdezorientowanie, oszołomienie i cierpienie.
-
Nie – jej głos też był słaby jak liść osiki na wietrze. – To nie możliwe.
-
Możliwe – chwytał się ostatnich desek ratunku. – Musi być. Nie możesz mnie
nienawidzić aż tak bardzo…
-
Wcale cię nie nienawidzę. Próbowałam cię nienawidzić, ale nie mogłam – poczuł,
że płomyczek świecy znowu zaczął istnieć. Tylko jedna rzecz nie dawał mu
spokoju: dlaczego jej głos był tak bezdennie smutny?
-
Więc jest szansa.
Dziewczyna
delikatnie się skrzywiła. Najwyraźniej toczyła za sobą jakąś wewnętrzną walkę,
tylko dlaczego?
-
Tesso, jeśli mnie nie nienawidzisz, czy jest szansa, że mogłabyś…
-
Jem mi się oświadczył – wyrzuciła z siebie na jednym wdechu – A ja się
zgodziłam.
…Tessa
była lekarstwem, którego zabroniono mu zażyć. Była ratunkiem, którego nie
pozwolono mu użyć. Boją, której nie pozwolono mu się złapać. Była osobą, której
nie pozwolono mu naprawdę, w pełni, całkowicie poznać i zatracić się w niej i jeszcze
mocniej pokochać.
-
Jem. Mój Jem?
Bez
słowa skinęła głową.
Will poczuł to jak nóż wbity prosto w
serce, jak kopnięcie w żołądek. To było jak stanie na bezpiecznej ziemi, w
ojczystym kraju, a po chwili następuje potężne trzęsienie ziemi, a ty trzymasz
się przechylonej gałęzi i patrzysz jak wszystko co kochasz zamienia się w proch,
w coś co nie ma sensu, coś, w czym nie można odnaleźć tego czym było przed
katastrofą, coś co zniszczyło sens czyjegoś istnienia.
Zachwiał się i oparł o poręcz fotela. Czuł
jakby miał zemdleć albo zwymiotować.
-
Kiedy?
-
Dziś rano. Ale już od jakiegoś czasu stawaliśmy się sobie coraz bardziej
bliscy.
-
Ty i Jem? – upewnił się. Może to sen.
Może zaraz obudzę się w ciepłej pościeli i z westchnieniem ulgi stwierdzę, że to się
nie wydarzyło. Wiedział jednak, że to byłoby zbyt piękne, by było
prawdziwe.
-
Dał mi to – powiedziała cicho, dotykając smukłymi dłońmi jadeitowego wisiorka
zawieszonego na szyi. – To prezent ślubny jego matki.
-
Nic mi nie powiedział. Nawet nie wspomniał o tym słowem. O was. Kochasz go? –
spytał drżącym głosem, bojąc się a zarazem wyczekując odpowiedzi.
-
Tak kocham - Ciemność się zbliża, nóż w
serce wbija, a wszystko spowijają cienie, niszczące każde życzenie. – A ty
nie?
-
Zrozumiałby, gdybyśmy mu wszystko wyjaśnili. Gdybym mu powiedział… zrozumiałby.
-
Co byś mu powiedział? – zapytała.
-
Jem by mi wybaczył – powiedział zrezygnowany – On…
-
Tak, nie mógłby się na ciebie gniewać. Za bardzo cię kocha. Na mnie pewnie też
nie byłby zły. Ale dziś rano powiedział mi o swoim lęku, że umrze nie kochając
nikogo tak, jak jego ojciec kochał jego matkę, nie będąc kochanym w taki sam sposób. Chcesz, żebym poszła,
zapukała do jego drzwi i odebrała mu to wszystko? Nadal byś mnie kochał, gdybym
to zrobiła?
Poczuł, że nie potrafiłby zrobić tego
Jemowi. Kochał Tessę całym swoim sercem i zrobiłby dla niej wszystko, za
wyjątkiem jednego: nie skrzywdziłby Jema. Jego parabatai za wiele wycierpiał.
To Will powinien wziąć na siebie odpowiedzialność za swoje uczucia. Jem nie
powinien dźwigać ich ciężaru.
A gdyby Will powiedział mu prawdę, wiedział
że Jem odwołałby zaręczyny lub zrobił coś przez co jeszcze bardziej byłby
smutny.
A
Will tego nie chciał. Nie chciał, by osoba, która była połową jego duszy
cierpiała za to, że zakochał się w złej osobie.
Postanowił, że nie powie Tessie już więcej,
że ją kocha, a Jemowi, że żywi niestosowne uczucia do jego narzeczonej. Postanowił
utrzymać w sekrecie swoje uczucia przed wszystkimi. Skoro tak długo potrafił
udawać niewychowanego gbura to z tym powinien sobie dać radę.
Wiedział jednak z jakim będzie się to wiązać
bólem. Ale wolał być nieszczęśliwy, jeśli dzięki temu władcy jego serca będą
szczęśliwi,, niż żeby to on był radosny, ale ceną za to miałoby być
zgorzknienie osób, na których najbardziej na świecie mu zależało. Nie mógł na
to pozwolić.
-
Powiedz mi, że go kochasz. Na tyle, żeby wyjść za niego za mąż i uczynić go szczęśliwym.
-
Tak.
-
Więc jeśli go kochasz, Tesso, nie mów mu tego co właśnie ci powiedziałem. Nie
mów mu, że cię kocham.
-
A klątwa? On nie wie…
-
Proszę, o tym też mu nie mów. Ani Henry’emu, ani Charlotte. Nikomu. Powiem im w
swoim czasie, w swój sposób. Udawaj, że o niczym nie wiesz. Jeśli w ogóle ci na
mnie zależy, Tesso…
-
Nie powiem nikomu – przysięgła – Przysięgam. Obiecuję na mojego aniołka. Na
anioła mojej matki. I Will…
-
Lepiej już idź Tesso.
-
To co musiałeś znosić, odkąd skończyłeś dwanaście lat, zabiłoby większość
ludzi. Sądziłeś, że nikt cię nie kocha, że nikomu nie wolno cię pokochać, a to,
że wszyscy nadal żyją, było dowodem, że istotnie cię nie kochają. Ale Charlotte
cię kocha. I Henry. Jem. Twoja rodzina. Oni wszyscy zawsze cię kochali, Willu
Herondale, bo nie możesz ukryć ukryć tego, co w tobie dobre, choćbyś nie
wiadomo jak się starał.
Jedna
myśl nie dawała Willowi spokoju. Tessa
mówiła, że na nią Jem też nie byłby zły. Czy to znaczy to co myślę, że oznacza.
Och Willu Herondale, nie rób sobie zgubnych nadziei, bo jeszcze bardziej się
rozczarujesz.
-
A ty? Ty mnie kochasz?
-
Will…
-
Kochasz mnie?
- Ja… Jem przez cały czas miał co do ciebie
rację. Jesteś lepszy, niż sądziłam, i dlatego jest mi przykro. Bo jeśli
naprawdę taki jesteś, a myślę, że tak… to bez trudu znajdziesz kogoś, kto cię
pokocha, kto odda ci całe serce. A ja…
-
Cale serce. Uwierzyłabyś, że nie pierwszy raz mi to mówisz?
-
Will, ja nie…
-
Nie możesz mnie kochać – dokończył za nią. Wstał powoli na chwiejnych nogach i
podszedł do drzwi, by po chwili wyjść z bawialni, zamykając je z trzaskiem.
Obrócił się i z całej siły uderzył pięścią w ścianę.
-
Cholera – zaklął przez łzy. Zdziwił się. Odkąd skończył dwanaście lat nigdy nie
płakał, a teraz czuł łzy zbierające się w końcikach oczu, prosząc o
wypuszczenie na wolność.
Powoli osunął się po ścianie.
-
Yr wyf yn gwybod yr hyn y mae’n teimlo ei hoffi cael calon wedi torri –
wyszeptał – Wiem, jak to jest mieć złamane serce.
Ukrył twarz w dłoniach, otulił się szczelniej
płaszczem, ale mimo to jego ciałem ciągle wstrząsały niekontrolowane drgania.
I co myślicie? Dobrze ujęłam jego myśli? Piszcie w komentarzach :)
Słyszeliście o tym, że ma powstać serial na podstawie "Darów Anioła"? Zdjęcia maja zacząć się w marcu, serial ma być od Miasta Kości. Chcą także wybrać nową obsadę. Wytwórnia napisała, że chcą pokazać rozmowy i wątki, które zostały pominięte w filmie oraz nie chcą zmieniać fabuły tak jak to zrobiono w filmie.
Nareszcie przyznali, że błędem była zmiana fabuły. Dla mnie nie trzeba zmieniać całej obsady, tylko kilka osób. Jedną z nich powinien być Jace. W ogóle tak sobie go nie wyobrażałam. Po pierwsze filmowy Jace miał niebieskie oczy, a w książce jest, że ma je złote. No i ogólnie jego twarz, budowa ciała; całokształt mi nie pasuje. Moja koleżanka, że on tą posturą na Jema by się nadał. Nie chcę tutaj tym denerwować. Wiem, że możecie myśleć inaczej.
Uważam, że Isabelle powinna mieć czarne włosy i ciemne oczy.
Magnus jest po prostu genialny!:)
Słyszeliście, że Simon ma zacząć szkolić się na Nocnego Łowcę w Akademii w Idrisie? Pytam, bo ja jeszcze nie czytałam MNO, czekam na polską okładkę, więc jeśli było to wspomniane w tej książce o już wiecie dlaczego o ty pytam. Jest mi tylko przykro, że Clary i Simon nie będą się tak często widywać.
Przepraszam, że nie wstawiam żadnych nowych opowiadań, ale po prostu nie mam czasu się za nie wziąć. Mam nadzieję, że wytrzymacie. W przyszły weekend postaram się zacząć pisać kolejne części. :)
A więc dzisiaj została zamknięta kolejna ankieta. Oto wyniki razem z miejscami:
1. Tessa - 10 głosów - 76% wszystkich głosów
2. Cecily - 2 głosy - 15% wszystkich głosów
3. Sophie - 1 głos - 7% wszystkich głosów
4. Charlotte i Jessamine - 0 głosów - 0%
Zapraszam wszystkich do głosowania w kolejnej ankiecie. Bardzo Was nimi męczę? Jeśli tak to przepraszam :( Czy ktoś już się domyśla do czego zmierzają te ankiety?
Oto wejście do Akademii Nocnych Łowców w Idrisie (przeczytałabym o Nocnych Łowcach, którzy się w niej uczą), ten zamek jest trochę przerażający:
A to Jules Blackthorn, o ile mnie wzrok nie myli to on pali papierosa, a dym z niego wylatujący to obrazy, które chłopak rysuje.
Och Juliusie, palisz papierosy. Och ty bad boyu!;)
Tak na marginesie to Cassie stwierdziła, że Julius jest lepszy od wszystkich chłopców, których wcześniej wykreowała. Nawet od WILLA i Jace'a! Od Herodale'ów! No dobra, Lucie Herondale wzięła ślub z Jessiem Blackthornem, więc przodkiem Juliusa jest także Will. No, ale to jednak Blackthorn.
Myślicie, że to możliwe? Bo ja w to nie wierzę. Po prostu uważam, że nie ma chłopaka lepszego od Williama Herondale'a . Ale nadzieja umiera ostatnia, ale jest także matką głupich, nie prawda? :)
Wczoraj podczas akademii na Dzień Edukacji Narodowej miało miejsce ważne dla mnie wydarzenie. Odbyło się ogłoszenie wyników Szkolnego Festiwalu Talentów, w którym po namowach pań i koleżanek wzięłam udział. Podczas eliminacji przeczytałam na nim skróconą wersję "Tęsknoty za domem" - mojego wiersza, który możecie przeczytać na tym blogu ;)
No i wczoraj poproszono mnie bym zaprezentowała mój wiersz. I tak stanęłam przed całą szkołą na nogach z galarety i z drżącymi rękoma. Ale powiedziałam. Uff. To było straszne, myślałam, że zwymiotuję. Takie pierwsze wystąpienie publiczne.
Musiałam się wygadać, więc oznajmiłam to Wam. Dzięki za wysłuchanie. Piszcie w komentarzach to co myślicie po moim zwierzeniu ;)
Przedstawia on Jema jako Brata Zachariasza, który wpatruje się w grób (albo może lepiej powiedzieć spalone ciało) swojego parabatai, czyli w nieżyjącą połowę jego duszy.
Połowę jego własnego istnienia i życia. Jedną z dwóch osób, za które oddałby życie i które kochał najbardziej na świcie. Jedną z dwóch osób, dla których złamałby Prawo. Osobę, która wiedziała co myśli zanim powiedział to na głos. Która mówiła to samo w tym samym czasie. Osobą, która była jego podporą, a nawet i sensem życia. Osobą, dla której się nie poddawał, ciągle próbował jak najlepiej żyć, mimo wyniszczających skutków działania yin fen.
Ale pocieszeniem był dla mnie podpis tego zdjęcia:
"Will wyrzucałby z siebie najgorsze przekleństwa, gdyby wiedział, że został pochowany obok Lightwooda".
Może spotkał się z Gideonem w niebie, na brzegu rzeki, w kolejnym życiu (nie wiem gdzie) i oświadczył mu co sądzi o miejscu ich wiecznego spoczynku.
Przepraszam tymi stwierdzeniami na początku, ale po prostu tak mnie na to naszło. Wybaczcie jeśli wprawiłam Was w zły humor, ale mam nadzieję, że choć odrobinę został poprawiony kolejnymi stwierdzeniami. :)
"- Emma...
- Dzwonię - Emma rzuciła się po swój telefon.
- Nie - Julian powiedział to wystarczająco mocno, by ją powstrzymać - Wiesz, że nie możemy nikomu powiedzieć. O Marku...
- Nie będziesz się wykrwawiać na śmierć w samochodzie dla Marka!
- Nie - powiedział, patrząc na nią. Jego oczy były niesamowicie zielono - niebieskie, jedyny jasny odcień w ciemnym wnętrzu samochodu - Ty mnie uleczysz."
Jestem bardzo ciekawa jakie niespodzianki ma tym razem dla nas Cassie. Wyznam Wam, że na początku nie chciałam czytać TDA. To znaczy chciałam, ale najpierw chciałam przeczytać TLH, a dopiero później TDA. Jednak teraz czytam coraz więcej fragmentów tej serii i już przestało mi przeszkadzać, że to TDA wyjdą pierwsze. A Wy jakie macie odczucia w związku z nadchodzącą serią? :)
Jakiś czas temu zobaczyłam Na blogu Cassandry Clare rysunki przedstawiające pierwszy pocałunek Jema i Tessy oraz kolejny, na którym namalowany był pocałunek Willa i Tessy w Walii.
Mnie osobiście bardziej podoba się scena z Willem. Wydaje mi się, że ten rysunek jest ładniejszy i ogólnie bardziej go lubię. Może wynika to z tego, że ubóstwiam Willa? A może dlatego, że bardziej lubię moment w Walii? Nie wiem. W każdym bądź razie. A Wy co sądzicie?
Nie wiedziałam jak nazwać ten post. Po prostu, gdy zobaczyłam ten rysunek to coś ścisnęło mi gardło, a w moich oczach pojawiły się łzy. Myślę, że chodziło o to, iż Jem grał dla Willa i Tessy, gdy spędzali razem czas (tu kojarzy mi się moment, w którym Jem i Tessa się poznają) oraz w chwili gdy Will umierał. I chyba ten fragment najbardziej mnie zdołował. Will umiera, dalej nie umiem wypowiedzieć tego głośno i chyba nigdy się z tym nie pogodzę.
Co sądzicie? Jak się czujecie?
A tak na marginesie: chciałam Was zaprosić do przeczytania na wattpadzie moich opowiadań. Tutaj już je wstawiłam, ale tam też można je przeczytać ;). Nazywam się tam camillelovebooks
Zapraszam <3
Dzisiaj jest dla mnie ważny dzień. Myślę, że Was też to zainteresuje. A mianowicie dzisiaj mija okrągły rok odkąd założyłam mojego bloga. 2 października 2013 roku o godzinie 13:11 opublikowałam pierwszy post.
O mój Boże. To już rok. Nie mogę w to uwierzyć. Tak szybko to minęło. Przez długi czas bałam się założyć tego bloga, a teraz nie wiem jak mogłam bez niego żyć.
Po pierwsze dziękuję z całego serca mojej serdecznej koleżance ladybordeaux, która wytrwale namawiała mnie do jego założenia, a następnie została jego pierwszym obserwatorem.
Dziękuję także kilku moim innym koleżankom (jeśli to czytają to na pewno wiedzą, że to o nich mowa), które dzwoniły do mnie, pisały, a w szkole mówiły im, że czytały moje najnowsze opowiadania oraz dzieliły się ze mną swoimi przemyśleniami. I za to, że nie denerwowały się za mnie gdy cały dzień męczyłam je, aby mi powiedziały, czy im się podobało;)
Oczywiście nie mogę zapomnieć także, o osobach, których nie znam, a mimo to komentują oraz po prostu je czytają moje posty i obserwują mój blog. Wiem, że bez Was nie prowadziłabym nadal tego bloga i na pewno nie zaczęła pisać opowiadań. Dzięki Wam moja praca i wysiłek ma sens. Dziękuję Wam z całego serca <3
Mam tu dla Was takie małe podsumowanie roku (może Was to nie interesuje, ale jestem bardzo dumna z tego co osiągnęłam i muszę to mieć w jednym miejscu)
1. Przez cały rok mój blog wyświetlono....13 280 razy. Jej nie spodziewałam się aż tyle. Myślałam, że to będzie totalna klapa.
2. Mam 15 obserwatorów. Niektórym może wydawać się, że to mało, ale ja jestem w tym momencie najszczęśliwszą osobą na świecie.
3. Opublikowałam 123 posty(łącznie z tym).
4.Moje posty skomentowano 102 razy.
5. Czytają mnie wszystkie kontynenty (za wyjątkiem Antarktydy ;)
Jestem taka szczęśliwa i zdziwiona. Jeszcze jedna sprawa: dzisiaj została zamknięta ankieta.
Oto wyniki:
Will - 7 głosów
Jem - 0 głosów
Henry - 1 głos
Gideon - 0 głosów
Gabriel - 0 głosów
Tak więc wygrał Will. Zapraszam do kolejnej ankiety. :)
I jeszcze jedno. Wiem, że się spóźniłam, ale nie miałam ostatnio czasu. Nie wiem, czy jakikolwiek chłopak mnie czyta (jeśli tak to może skomentować ten post, żebym wiedziała; oczywiście dziewczyny niech też komentują), ale i tak Chłopcy składam Wam najserdeczniejsze życzenia z okazji Waszego święta. Niech całe Wasze życie ułoży się tak jakbyście tego chcieli. Pamiętajcie (wszyscy pamiętajmy), że "Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać".
Jeszcze raz Wam dziękuję. Mam nadzieję, że za rok napiszę podobny post, tylko, że wyniki będą większe;). Chyba zacznę skakać z radości. :D