Strony
▼
sobota, 30 listopada 2019
Flash Fiction #6 - Lucie Herondale spotyka ducha
"Londyn, 1897 rok
- Istnieje wiele rodzajów duchów - powiedziała Jessamine. - ale zazwyczaj zawierają się w trzech kategoriach. Głownie znasz duchy takie jak ja, które są dobre i piękne oraz mają cudowne osobowości.
Lucie niemal prychnęła, ale na szczęście zdawało się, że Jessamine tego nie zauważyła. Znajdowały się na dziedzińcu Instytutu, gdzie Lucie bawiła się, unikając swojej rodziny. Woolsey Scott przychodził na herbatę, a oni byli zajęci przygotowaniami oraz chowaniem srebra - jak wszystkie wilkołaki, był na nie uczulony. Lucie nie miała nic przeciwko Woolsey'owi Scottowi, poza tym, że jak większość dorosłych, wizytujących Instytut był okropnie nudny i zawsze, gdy na nią patrzył, czuła się jakby oceniał ją przez jej nieład i jej poplamione atramentem palce. Wymknęła się do ogrodu, a gdy nikt nie przyszedł, by ją zabrać, stwierdziła, że jest bezpieczna.
Może stwierdzili, że nadchodzący deszcz sprawi, że wróci do środka. Niebo było ciężkie od ciemnych chmur, i chociaż deszcz jeszcze się wstrzymywał, powietrze było przepełnione charakterystycznym zapachem, zwiastującym nieuniknione.
Wymyśliła grę do historii, którą ostatnio tworzyła. Była o wysoko urodzonej młodej dziewczynie, która została zmuszona do zostania królową piratów, by uratować jej porwanych rodziców i odkryła, że ma do tego żyłkę. Lucie biegała po ogrodzie, machając pomiędzy krzakami, wyobrażając sobie, że jest piracką królową, której żeglarze wznieśli bunt. Kluczem było wyglądanie na głęboko zasmuconą, niesamowicie tragiczną, a następnie obrócić się szybko, dźgając patykiem, którego używała jako szablę.
Zatrzymała się, by wymyślić, czy królowa powinna zauważyć srebrną maskę czy czarną, gdy Jessamine, duch rezydujący w Instytucie, przybyła, spływając z wyżej znajdującego się okna, jak wyrwana kartka, spadająca na wietrze.
Lucie znała Jessamine całe swoje życie i rozumiała, że Jessamine przyjaźniła się z jej rodzicami, kiedy była żywa, chociaż żadne z nich nigdy nie opowiedziało jej całej historii. Lucie myślała o Jessamine głównie jak o części mebli, pływającej obecności, która wydawała się rada z przepływania przez korytarze instytutu oraz okazjonalnego krytykowania nowego, nowoczesnego wystroju oraz wyborów ubraniowych taty Lucie.
- Witaj, Jessamine - powiedziała teraz Lucie. Była rozczarowana, podobała jej się jej gra. Miała nadzieję, że zapamięta wszystkie detale królowej piratów oraz buntu, by mogła zapisać je, gdy wróci do środka.
- Lucie - powiedziała Jessamine. - Sądzę, że nadszedł czas, by porozmawiać z tobą o duchach.
- Teraz? - zapytała Lucie w konsternacji.
Jessamine spojrzała na niebo.
- To odpowiednia pogoda dla duchów - powiedziała. - A teraz posłuchaj. Niektóre duchy pozostają pośród żywych, ponieważ trzyma ich jakaś niedokończona sprawa. Niektórzy zostają, by ochraniać tych, których kochają. A jeszcze niektórzy pozostają przez nienawiść, złe zamiary, rozgoryczenie. - Zmierzwiła włosy Lucie; odczucie było takie jakby zrobił to wiatr. - Musisz nauczyć się jak ignorować ten typ duchów. Odwróć się od nich. One karmią się twoim strachem. Bez twojego strachu nie mogą ci nic zrobić.
- Zapamiętam - wymamrotała Lucie.
Jessamine pochyliła głowę.
- Mam nadzieję - powiedziała i zniknęła tak niespodziewanie jak się pojawiła.
Lucie założyła, że Jessamine stała się duchem, by chronić tych, których kochała, ale i tak była bardzo dziwna. Trochę bardziej niepewna, wróciła do swojej zabawy. W oddali dało się słychać odgłosy, które mogły być grzmotami, albo tylko hałasami Londynu.
Jej zabawa wyprowadziła ją z dziedzińca i trochę wzdłuż drogi. Ulica była niemal pusta, ale w pewnym momencie Lucie obróciła się, by skonfrontować się z bosmanem, który tylko udawał, że był wobec niej lojalny, podczas gdy tak naprawdę pracował dla zbuntowanego pierwszego oficera i niemal dźgnęła prawdziwą osobę. Wciągnęła gwałtownie powietrze i zrobiła krok w tył.
- Bardzo przepraszam! - wykrzyknęła. - Nie wiedziałam, że pani tu była.
Kobieta, która stała przed nią miała na sobie ciemną szarą wiktoriańską suknię, która sprawiała, że kobieta wyglądała na staromodnie ubraną nauczycielkę. W swoich zakrytych rękawiczkami dłoniach trzymała zniszczoną, czarną torbę podróżną. Jej twarz była chuda, blada i mizerna, a włosy rozczochrane.
Lucie czekała niezręcznie, niepewna co powiedzieć. Powinna była zostać na ziemiach należących do Instytutu, gdzie czar ochronny pilnował, by przyziemni się tam nie pojawili. Kobieta spojrzała na nią, a Lucie zastanawiała się, czy może czasem nie jest przyziemną. Ale nie miała na sobie runów, więc nie była Nocną Łowczynią. Czy mogła być Podziemną? Nie widać było na niej żadnych zewnętrznych śladów na bycie faerie, czarownicą, czy wilkołakiem, a chociaż była blada, stała w świetle słonecznym, więc nie mogła być wampirem.
- Muszę cię o coś zapytać, mała dziewczynko. - Głos kobiety był szorstki, jakby nie mówiła przez długi czas. - Czy twoi rodzice nie szukają guwernantki? Jestem wyśmienitą guwernantką.
Wyciągnęła kartkę papieru - prawdopodobnie swoje referencje - ale uwagę Lucie przyciągnęła jej dłoń.
Już nie była okryta rękawiczką. Teraz była szkieletowa, kość biała jak śnieg. Ciemna, czerwona krew spływała po końcach jej palców, mocząc papier.
Lucie cofnęła się, nie umiejąc złapać oddechu.
- Jesteś duchem - wydusiła, nie zamierzając tego powiedzieć. Ale duch nigdy wcześniej nie podszedł do niej na ulicy jak teraz, a na pewno nie taki z kościstymi dłońmi. Znowu spojrzała na twarz ducha. Była wychudła, trochę zniekształcona i to ją przeraziło.
- Nie możesz mnie oszukać - powiedziała Lucie, starając się brzmieć odważnie. - Widzę, kim jesteś.
- Jaka mądra mała dziewczynka. - Chrapliwy głos ducha przybrał niemiły ton. - Nie lubię mądrych małych dziewczynek. Kiedyś zajmowałam się szóstką takich. Oszukiwały mnie i drwiły ze mnie. Pewnej nocy poszłam do ich pokoju i dźgnęłam każdą z nich po kolei w ich mądre, małe serca.
Krew Lucie stała się zimna. Duch wyciągnął rękę, jakby chciał dotknąć serca Lucie, a ona odwróciła się i pobiegła w kierunku domu. Pamiętała, co powiedziała jej Jessamine, ale jak mogła się nie bać? Czuła obecność ducha za nią, dreszcze na karku. Lucie prawie dotarła do bramy, gdy potknęła się o wystający kamień i upadła zadrapując sobie kolano na chodniku.
Duch podpłynął bliżej, sięgając jakby chciał jej pomóc.
- Mogłabyś być moją nowa uczennica.
Lucie odsunęła się.
- Stop! Odsuń się!
W zaskoczeniu zauważyła, że duch odsunął się gwałtownie, wyglądając na zaskoczonego. Może małe dziewczynki nie miały w zwyczaju na niego krzyczeć. Lucie miała właśnie zacząć krzyczeć o pomoc, ale pomoc już dotarła.
Jessamine spłynęła z nieba i stanęła pomiędzy Lucie a kobietą. Ale to była Jessamine jakiej Lucie nigdy wcześniej nie widziała: Anioł zemsty, wiszący nad Lucie oraz kobietą-duchem, a lodowata furia była widoczna na jej twarzy. Lucie wciągnęła gwałtownie powietrze, gdy Jessamine uniosła ręce jakby miała rozpocząć przerażające zaklęcie.
- Nie - jęknęła kobieta, jej usta rozszerzały się szeroko, ukazując ciemność. - Nie wiedziałam, że było chronione. Nie wiedziałam...
- Odpłyniesz stąd - rozkazała Jessamine i nawet jej głos był inny, głęboki i dziki jak uderzające o brzeg fale. - Zostawisz to miejsce, wstrętna duszo!
Duch skulił się na chwilę, a następnie zamienił się w nicość.
Lucie leżała na ścieżce w ogrodzie, wpatrując się w Jessamine, która skurczyła się do swoich normalnych rozmiarów.
- Przestań się gapić Lucie, zrobią ci się od tego zmarszczki. Chodź, wstawaj. - Jej normalna mina powróciła, śliczna, dystyngowana i odległa.
- Dziękuję - powiedziała Lucie słabo.
- Uważaj na to jak idziesz - powiedziała Jessamine surowo. - I przestrzegaj tego, co ci powiedziałam. Istnieje więcej niż jeden rodzaj duchów. - Po tych słowach uniosła się w górę i zniknęła.
Lekcja pozostała z Lucie przez długu czas. Nigdy nie winiła Jessamine za brak wiedzy o czwartym rodzaju duchów. A nawet gdyby wiedziała, nie udałoby się jej przygotować Lucie na fakt, że spotkanie go zmieni jej życie na zawsze"
piątek, 29 listopada 2019
Daty urodzin bohaterów "Mechanicznego Anioła"
Siódmego listopada miało premierę specjalne wydanie "Mechanicznego Anioła", ponieważ za niedługo mija dziesięć lat od wydania właśnie tej książki. Na początku miałam sobie go nie kupować, ewentualnie poprosić je na święta, czy coś (jakoś nie jestem fanką posiadania kilku egzemplarzy tej samej książki), ale wszędzie widziałam piękne ilustracje tej książki i... zapragnęłam ją kupić. Tak więc ósmego listopada chyba jakoś o pierwszej w nocy (mam ostatnio problemy ze snem) kupiłam ją (po co kupować jedzenie skoro można karmić się słowem pisanym).
Czekałam z niecierpliwością na przesyłkę i zakochałam się natychmiast jak złapałam ją w swoje łapki.
Jednym z dodatków w tej książce jest strona z datami urodzin bohaterów "Mechanicznego Anioła", więc nie dowiemy się kiedy dokładnie urodziła się Cecily czy Gideon.
A oto one (w powieści ułożone są w innej kolejności, ale ja je ułożyłam w kolejności od najstarszego do najmłodszego bohatera):
Charlotte:
11- ego maja 1855 roku
Henry:
5-ego marca 1856 roku
Sophie:
7-ego lutego 1858 roku
Gabriel:
2-ego czerwca 1860 roku
Jessamine:
10-ego sierpnia 1860 roku
Jem:
8-ego listopada 1860 roku
Will:
30-ego grudnia 1860 roku
Tessa:
28 stycznia 1862 roku
Zauważyłam, że w "Mechanicznym Księciu" Will mówi, że Jem jest od niego starszy o 3 miesiące, a według tych dat, Jem jest starszy o niecałe 2 miesiące. Nie wiem czy Cassie zapomniała o tym, czy postanowiła to zmienić, chociaż pamiętam też, że w "Mechanicznej Księżniczce", która dzieje się jakoś około października Charlotte stwierdza, że Jem nie ma jeszcze osiemnastu lat, czyli tutaj by pasowało.
środa, 27 listopada 2019
Śmierć Godfrey'a Gao
Mam nadzieję, że wszyscy pamiętacie Godfrey'a Gao, który grał Magnusa Bane'a w filmie "Dary Anioła: Miasto Kości" z 2013 roku.
Gazety podają, że 35 - letni mężczyzna zmarł dzisiejszego dnia. Zasłabł podczas nagrywania programu w Chinach, zmarł w szpitalu w wyniku nagłego zatrzymania akcji serca.
To była dosłownie pierwsza rzecz jaką przeczytałam po przebudzeniu i nie mogłam w to uwierzyć. Przecież on miał 35 lat, a w mojej głowie tacy ludzie są jeszcze młodzi i nie powinni umierać. Zwłaszcza, że obserwuję go na Twitterze i widziałam rzeczy, które publikował, a tu nagle...
Nie mogę sobie wyobrazić co czuje jego rodzina i bliscy. Niby mówi się, że każdy człowiek umiera, więc na końcu wszyscy jesteśmy równi, ale jednak niektórzy umierają po 90 latach życia, a niektórzy właśnie w wieku trzydziestu kilku i jak dla mnie to nie jest sprawiedliwe, no ale całe życie nie jest sprawiedliwe, więc dlaczego śmierć ma być....
Gazety podają, że 35 - letni mężczyzna zmarł dzisiejszego dnia. Zasłabł podczas nagrywania programu w Chinach, zmarł w szpitalu w wyniku nagłego zatrzymania akcji serca.
To była dosłownie pierwsza rzecz jaką przeczytałam po przebudzeniu i nie mogłam w to uwierzyć. Przecież on miał 35 lat, a w mojej głowie tacy ludzie są jeszcze młodzi i nie powinni umierać. Zwłaszcza, że obserwuję go na Twitterze i widziałam rzeczy, które publikował, a tu nagle...
Nie mogę sobie wyobrazić co czuje jego rodzina i bliscy. Niby mówi się, że każdy człowiek umiera, więc na końcu wszyscy jesteśmy równi, ale jednak niektórzy umierają po 90 latach życia, a niektórzy właśnie w wieku trzydziestu kilku i jak dla mnie to nie jest sprawiedliwe, no ale całe życie nie jest sprawiedliwe, więc dlaczego śmierć ma być....
wtorek, 26 listopada 2019
Luźny opis "The Lost Book of the White"
Premiera: 01.09.2020
"Jest 2010, a Magnus i Alec niedawno adoptowali małego czarownika Maxa. Przyzwyczajają się do życia jako rodzina (z dzieckiem, które od czasu do czasu zamienia się w nietoperza), gdy przyjaciel Magnusa z przeszłości pojawia się, niosąc ze sobą potworny sekret. By go uratować, Magnus i Alec muszą pojechać do Szanghaju, zabierając ze sobą budzącą szacunek asystę w postaci Clary, Jace'a, Simona i Isabelle. Ale czy będą w stanie mu pomóc oraz powstrzymać Białą Księgę do wpadnięcia w najgorsze możliwe ręce?"
"Jest 2010, a Magnus i Alec niedawno adoptowali małego czarownika Maxa. Przyzwyczajają się do życia jako rodzina (z dzieckiem, które od czasu do czasu zamienia się w nietoperza), gdy przyjaciel Magnusa z przeszłości pojawia się, niosąc ze sobą potworny sekret. By go uratować, Magnus i Alec muszą pojechać do Szanghaju, zabierając ze sobą budzącą szacunek asystę w postaci Clary, Jace'a, Simona i Isabelle. Ale czy będą w stanie mu pomóc oraz powstrzymać Białą Księgę do wpadnięcia w najgorsze możliwe ręce?"
poniedziałek, 25 listopada 2019
Fragment "The Lost Book of the White" - The Eldest Curses #2
"Alec wziął zapiskę.
- Nie bardzo podoba mi się, że patrzą tutaj na mnie jak na wroga - powiedział. - Jesteśmy po tej samej stronie, Nocni Łowcy i Podziemni.
Jace uniósł brew.
- Sądzę, że Clave uważa, iż jesteśmy po przeciwnych stronach.
- To niedorzeczne - powiedziała Clary. - Jak wiele faerie było tak naprawdę po stronie Sebastiana podczas wojny? Królowa, jej dwór... mały procent ich wszystkich. Ale ukaraliśmy ogół.
- Oni ich ukarali - powiedział Simon. - My niczego nie zrobiliśmy. Próbowaliśmy zapobiec Zimnemu Pokojowi.
- Dopóki możemy wytłumaczyć to każdemu indywidualnie, jestem pewien, że będzie w porządku - odpowiedział Jace.
- Może powinniśmy zrobić sobie koszulki - zaproponował Simon. - "Próbowaliśmy zapobiec Zimnemu Pokojowi.""
Tęskniłam za nimi
- Nie bardzo podoba mi się, że patrzą tutaj na mnie jak na wroga - powiedział. - Jesteśmy po tej samej stronie, Nocni Łowcy i Podziemni.
Jace uniósł brew.
- Sądzę, że Clave uważa, iż jesteśmy po przeciwnych stronach.
- To niedorzeczne - powiedziała Clary. - Jak wiele faerie było tak naprawdę po stronie Sebastiana podczas wojny? Królowa, jej dwór... mały procent ich wszystkich. Ale ukaraliśmy ogół.
- Oni ich ukarali - powiedział Simon. - My niczego nie zrobiliśmy. Próbowaliśmy zapobiec Zimnemu Pokojowi.
- Dopóki możemy wytłumaczyć to każdemu indywidualnie, jestem pewien, że będzie w porządku - odpowiedział Jace.
- Może powinniśmy zrobić sobie koszulki - zaproponował Simon. - "Próbowaliśmy zapobiec Zimnemu Pokojowi.""
Tęskniłam za nimi
niedziela, 24 listopada 2019
Dlaczego Matthew mógłby być Herondale'em
Will Herondale w "Mechanicznej Księżniczce":
"- Uważam, że nie możesz walczyć, bo jesteś w sukni ślubnej - odparł Jem. - I cokolwiek to dla ciebie znaczy, nie sądzę, żeby Will też potrafił walczyć w takim stroju.
- Może i nie - przyznał Will, który miał uszy jak nietoperz - Ale byłbym olśniewającą panną młodą. "
Matthew Fairchild w "Flash Fiction #5"
"- Byłem nadzwyczajnie bojaźliwy w dniu mojego ślubu - powiedział mu Henry podczas śniadania. - Wiesz jak źle o sobie myślałem, kiedy byłem młody - wierzyłem, że twoja mama nie mogłaby kochać mnie tak jak ja kochałem ją. I wiesz jaki roztargniony potrafię być. Powtarzałem słowa w kółko i w kółko i byłem tak pewny, że powiem je źle, że kiedy nadszedł czas, powiedziałem je bez zastanowienia wszystkie na raz. Ostatecznie wszystko poszło gładko, za wyjątkiem małego incydentu ze spalonymi kwiatami. Ale to już inna opowieść.
- Dziękuję za radę, papo - powiedział Matthew, opierając się czule o krzesło swojego taty. - Ale muszę zauważyć, że nie biorę ślubu z Jamesem. Chociaż wyglądałbym zjawiskowo w ślubnej koronce."
James Herondale w "Chain of Gold"
- (...)A jeżeli stanie się to w dzień, w który ma na sobie naprawdę koszmarną suknię, nawet bardziej. Wszyscy będą się zastanawiać, co jest ze mną nie tak.
Jego oczy rozszerzyły się szeroko.
- Nie tak z tobą? - Powtórzył. - Z tobą jest wszystko w porządku. Wszystko, co mówisz jest prawdą, a ja jestem głupcem, że nie pomyślałem o tym wcześniej. Wszystko, co mogę zrobić, to przysiąc ci, że nie będzie ci niczego brakować na żadnym spotkaniu towarzyskim w przyszłości, zawsze mając kogoś do obrony i tańca. Możesz temu nie wierzyć, poznawszy Thomasa, Matthew i Christophera, ale są dość popularni. Możemy sprawić, że staniesz się znana.
- Naprawdę? - powiedziała. - Thomas, Matthew i Christopher są popularni?
Zaśmiał się.
- Tak, i obiecam ci coś jeszcze na przyszłość. Jeżeli znowu cię urażę, to ja będę miał na sobie koszmarną suknię na następnym ważnym spotkaniu towarzyskim."
"- Uważam, że nie możesz walczyć, bo jesteś w sukni ślubnej - odparł Jem. - I cokolwiek to dla ciebie znaczy, nie sądzę, żeby Will też potrafił walczyć w takim stroju.
- Może i nie - przyznał Will, który miał uszy jak nietoperz - Ale byłbym olśniewającą panną młodą. "
Matthew Fairchild w "Flash Fiction #5"
"- Byłem nadzwyczajnie bojaźliwy w dniu mojego ślubu - powiedział mu Henry podczas śniadania. - Wiesz jak źle o sobie myślałem, kiedy byłem młody - wierzyłem, że twoja mama nie mogłaby kochać mnie tak jak ja kochałem ją. I wiesz jaki roztargniony potrafię być. Powtarzałem słowa w kółko i w kółko i byłem tak pewny, że powiem je źle, że kiedy nadszedł czas, powiedziałem je bez zastanowienia wszystkie na raz. Ostatecznie wszystko poszło gładko, za wyjątkiem małego incydentu ze spalonymi kwiatami. Ale to już inna opowieść.
- Dziękuję za radę, papo - powiedział Matthew, opierając się czule o krzesło swojego taty. - Ale muszę zauważyć, że nie biorę ślubu z Jamesem. Chociaż wyglądałbym zjawiskowo w ślubnej koronce."
James Herondale w "Chain of Gold"
- (...)A jeżeli stanie się to w dzień, w który ma na sobie naprawdę koszmarną suknię, nawet bardziej. Wszyscy będą się zastanawiać, co jest ze mną nie tak.
Jego oczy rozszerzyły się szeroko.
- Nie tak z tobą? - Powtórzył. - Z tobą jest wszystko w porządku. Wszystko, co mówisz jest prawdą, a ja jestem głupcem, że nie pomyślałem o tym wcześniej. Wszystko, co mogę zrobić, to przysiąc ci, że nie będzie ci niczego brakować na żadnym spotkaniu towarzyskim w przyszłości, zawsze mając kogoś do obrony i tańca. Możesz temu nie wierzyć, poznawszy Thomasa, Matthew i Christophera, ale są dość popularni. Możemy sprawić, że staniesz się znana.
- Naprawdę? - powiedziała. - Thomas, Matthew i Christopher są popularni?
Zaśmiał się.
- Tak, i obiecam ci coś jeszcze na przyszłość. Jeżeli znowu cię urażę, to ja będę miał na sobie koszmarną suknię na następnym ważnym spotkaniu towarzyskim."
Bardzo bym chciała, żeby ta trójka ubrała te suknie w pewnym momencie
sobota, 23 listopada 2019
Flash fiction #5 - ceremonia parabatai Matthew i Jamesa
"Miasto Kości, 1900 rok
W poranek w dniu swojej ceremonii parabatai, Matthew Fairchild przeszedł wzdłuż Gighgate Cementery, koło wielkich kamiennych grobowców oraz wysokiej trawy mokrej od rosy, aż doszedł do wejścia prowadzącego do wnętrza Cichego Miasta. Próbował się nie denerwować.
- Byłem nadzwyczajnie bojaźliwy w dniu mojego ślubu - powiedział mu Henry podczas śniadania. - Wiesz jak źle o sobie myślałem, kiedy byłem młody - wierzyłem, że twoja mama nie mogłaby kochać mnie tak jak ja kochałem ją. I wiesz jaki roztargniony potrafię być. Powtarzałem słowa w kółko i w kółko i byłem tak pewny, że powiem je źle, że kiedy nadszedł czas, powiedziałem je bez zastanowienia wszystkie na raz. Ostatecznie wszystko poszło gładko, za wyjątkiem małego incydentu ze spalonymi kwiatami. Ale to już inna opowieść.
- Dziękuję za radę, papo - powiedział Matthew, opierając się czule o krzesło swojego taty. - Ale muszę zauważyć, że nie biorę ślubu z Jamesem. Chociaż wyglądałbym zjawiskowo w ślubnej koronce.
Henry uśmiechnął się.
- Dlaczego to ty miałbyś na sobie suknię?
- Nie sądzisz chyba, że pozwoliłbym na to Jamesowi - powiedział Matthew. - On nie ma poczucia stylu.
W zaskoczeniu zauważył, że na ceremonię przybyła olbrzymia ilość gości. Rodzina i przyjaciele byli oczekiwani, ale Matthew rozumiał, że większość ludzi była tutaj dla widowiska, albo dla politycznej przewagi. Syn Konsul i syn szefa Instytutu, którego mama była czarownicą.
Tłum był tak gęsty, że Matthew ledwo widział czaszki w ścianach. Brat Zachariasz czekał na środku komnaty, gdzie miała być przeprowadzona ceremonia, postać pełna głębokiego bezruchu w swojej szacie i kapturze koloru pergaminu.
James nazywał Brata Zachariasza "wujkiem Jemem" i uwielbiał go. Dzisiaj, niesamowity jak na ceremonię płomień wybudzał dziwne cienie na jego twarzy i Matthew trochę się bał. Cała londyńska Enklawa zebrała się tutaj, by zobaczyć przeprowadzaną ceremonię. Matthew całkowicie wierzył w Jamesa, ale jeżeli coś poszłoby nie tak, Rada mogłaby już nigdy nie pozwolić im spróbować ponownie. Pochodzenie Jamesa jak na razie nie miało wpływu na jego zdolność do przyjmowania znaków, czy na bycie aktywnym Nocnym Łowcą, ale ceremonia parabatai była dziwniejszą, bardziej transcendentną magią i nikt nie wiedział na pewno, czy wszystko wyjdzie tak jak powinno.
Kilkoro członków Enklawy wzięło Matthew na bok i ostrzegło, w dobrotliwy sposób, przed podejmowaniem jakichkolwiek nieprzemyślanych decyzji, więc Matthew błagał swoją mamę, by ustanowiła datę ich ceremonii parabatai tak szybko jak to możliwe.
Matthew spojrzał wyjątkowo ponuro na pana Bridgestocka, niedawno ogłoszonego Inkwizytorem. Okropnego Bridgestocka, który miał na imię Maurice, co pasowało mu idealnie, który powiedział Matthew, że jest bardzo obiecującym młodym wojownikiem i nie powinien niweczyć swojej jasnej przyszłości. Matthew odpowiedział, że wie, co robi, że jego rodzina popierała jego decyzję i sądził, że Clave także wspierałoby tę ceremonię.
- Oczywiście, że szanuję twoją rodzinę - powiedział Bridgestock. - ale oni często... ignorują opinie innych. Czasami na swoje nieszczęście.
Matthew miał ochotę powiedzieć Bridgestockowi, co o tym myśli, ale oczywiście nie mógł tego zrobić. Zamiast tego uśmiechnął się i powiedział Bridgestockowi, że docenia radę, ale był pewny swojej decyzji.
Próbował przepchnąć się przez tłum, by znaleźć Jamesa. Zamiast tego jego ucho wyłapało wyszeptane jego własne imię.
- Po prostu nie mogę uwierzyć, że Fairchild jest takim głupcem - chłopak nazywający się Albert Breakspear powiedział do swojego kompana, Betrama Pounceby. - Widziałem jak ten gość zamienia się w cień w Akademii, wiesz. Okropna, obrzydliwa rzecz do zobaczenia.
Pounceby zaśmiał się.
- Nie mogę uwierzyć, że Clave na to pozwoliło. Ceremonia parabatai powinna być wyróżnieniem dla najlepszych z nas. Nie dla łotrów, którzy zostali wyrzuceni ze szkoły.
- To tylko polityka - zadrwił Breakspear. - Syn szefa Instytutu londyńskiego, syn Konsul - nie ma znaczenia jak wielkim pośmiewiskiem są, sznurki zostaną pociągnięte i dostaną to, czego chcą.
- Stawiam, że i tak nie zadziała - powiedział Pounceby. - Anioł na pewno nie pozwoli im na zostanie parabatai. Możesz sobie wyobrazić Herondale'a zmieniającego się w cień, kiedy Fairchild będzie próbował nałożyć na niego runę parabatai?
- Nie bądź taki pewny, że stoisz po stronie Anioła - powiedział Matthew łagodnie. - Wiem, co robiliście w szkole.
Oboje obrócili się. Matthew posłał im najbardziej czarujący uśmiech.
- Nie zauważyliście, że stoję za wami? - zapytał. - Co za niezręczna sytuacja.
- Dość - zgodził się James swoim cichym głosem, a Matthew przestraszył się. Nie zorientował się, że James był blisko, ale tak właśnie było: włosy w nieładzie, książka zatknięta pod pachą, twarz bardziej blada niż zwykle. Musiał wszystko usłyszeć.
Matthew złapał Jamesa za łokieć i odciągnął go w róg, by mogli być sami pośród czaszek. Czuł napięcie płynące przez ciało Jamesa. Kiedy puścił Jamesa, zobaczył napięcie wokół jego ust i przestraszył się, że jest bardzo smutny.
- Możemy odwołać ceremonię - powiedział James.
- Nie chcę odwoływać ceremonii - powiedział Matthew. - Chcesz... chcesz odwołać ceremonię?
James zamrugał swoimi złotymi oczami jak sowa.
- Oczywiście, że nie. Ale jeżeli rzeczywiście zmienię się w cień.... Wiem jakby to się odbiło na tobie.
- Nie obchodziłoby mnie, gdyby to ci się przytrafiło, ale nie widzę powodu, dla którego miałbyś zamienić się w cień - powiedział Matthew pewnie. - Nigdy tak się nie dzieje, kiedy masz nakładane inne runy. Nie będę ci groził w żaden sposób. Chyba, że zmienisz zdanie, oczywiście, a w tym przypadku będę cię śledził, okładając pięściami.
James uśmiechnął się, a jego twarz pojaśniała. Matthew uśmiechnął się promiennie w odpowiedzi.
- Jeżeli zamierzasz okładać mnie pięściami, to nie wiem, czy chcę byś szedł tam gdzie ja.
- Przykro mi - powiedział Matthew. - Albowiem dokąd ty pójdziesz, ja też pójdę.* Tylko spróbuj mnie zatrzymać.
***
Stali w dwóch oddzielnych okręgach, gotowi na połączenie. Brat Zachariasz prowadził ceremonię przed oczami Enklawy i wszystkich, których kochali James i Matthew.
- Nie nalegaj na mnie, abym cię opuścił i odszedł od ciebie. Albowiem dokąd ty pójdziesz - obiecał Matthew - i ja pójdę.
Ich głosy połączyły się jak kolory tańczących płomieni, a Matthew przypomniał sobie jak usilnie starał się zaprzyjaźnić z Jamesem w Akademii. Błagał tatę Jamesa, by zabrał go do Londynu, mówiąc, że on i James chcą zostać parabatai, największe i najbardziej bezczelne kłamstwo jakie Matthew kiedykolwiek wypowiedział. Teraz to kłamstwo stało się prawdą.
- Gdzie ty zamieszkasz i ja zamieszkam. Lud twój - mój lud, a twój Bóg - Bóg mój.
James i Matthew wybrali swoich ojców na świadków, a Will wyszedł do przodu pierwszy. Spojrzał na swojego syna i na Matthew, omiatając ich zagorzałym i czułym spojrzeniem. Henry podjechał, by dołączyć do nich, czerwone włosy i srebrne krzesło, łapały światło. Uśmiechnął się do Matthew i Jamesa z absolutną aprobatą, za którą Matthew był bardzo wdzięczny.
- Gdzie ty umrzesz, tam i ja umrę, i tam pochowany będę. Niech mi uczyni Anioł cokolwiek zechce - powiedział James, wołając do Anioła swoim najczystszym głosem. - A tylko śmierć odłączy mnie od ciebie.
Matthew pomyślał o Aniele. Zawsze lekceważył tę część o honorowej śmierci pełnej chwały w życiu Nocnego Łowcy. Sądził, że wierzył w Raziela, ale jakoś nigdy głębiej nie myślał o tym gościu. Uważał, że w życiu liczyło się coś więcej niż krew i ogień. Istniało piękno, sztuka, barwy. Może Raziel wiedział, że jego serce nie walczyło. Może Raziel tego nie aprobował.
Weszli w płomienie.
Czy te płomienie płonęły wyżej niż podczas innych ceremonii? Czy przez chwilę serca płomieni nie paliły się na czarno zamiast niebiesko? To była jego wyobraźnia. W końcu przeszli przez nie, a dłoń Jamesa pozostała w dłoni Matthew, pozostała pewna, gdy rysował run parabatai na wewnętrznej stronie lewego nadgarstka Matthew.
James chciał mieć swój run na ramieniu, ponieważ, jak powiedział, wiedział, że Matthew będzie zawsze strzegł jego pleców podczas bitwy. Matthew przewrócił oczami, ale poczuł przypływ ciepłych uczuć; szczerość Jamesa była jedną z jego najlepszych cech, chociaż czasami sprawiała ona, że wpadał w tarapaty. Gdy Matthew skończył rysować run na łopatce Jamesa, wydał z siebie długi wydech pełen ulgi. Poczuł, że zebrany tłum robi to samo. Było skończone i wszystko było dobrze.
Płomienie wystrzeliły do sufitu a ciemne puste oczy czaszek obserwowały ich w miejscu ich przodków, a oni byli pewni siebie nawzajem na zawsze. Kiedy dusze były złączone, nic nie mogło ich rozdzielić.
Rodziny Breakspear i Pounceby nie miały znaczenia. Jedynie rodziny i przyjaciele Jamesa i Matthew. Gdy wyszli z płomiennych okręgów, Will tam był, by złapać ich obu w objęcia. Lucie wyszła do przodu, by im pogratulować, jej loczki buntowniczo wymykały się z wstążek, a jej niebieskie oczy były rozszerzone. Matthew musiał odwrócić wzrok, zobaczywszy jak pięknie wyglądała, to było dla niego niemal nie do wytrzymania. Teraz Tessa przytulała Jamesa, a mama Matthew sięgała, by dotknąć dłoni jego taty, gdzie oparła się o ramię jego krzesła.
Lud twój - mój lud, pomyślał Matthew i obiecał sobie, że będzie kochał Herondale'ów jak swoich własnych. Pod kapturem dostrzegł słaby uśmiech na zaszytych ustach Brata Zachariasza a Matthew odwzajemnił uśmiech, nagle pewny, że pokocha także Jema, że będzie kochał wszystko, co kochał James. Inni ludzie mogli kroczyć przez świat niepewni i samotni, ale nie Matthew: teraz gdziekolwiek poszedł, kiedykolwiek by zawołał, dostanie odpowiedź. Już nigdy nie będzie kroczył nigdzie samotnie.
* fragment przysięgi parabatai
Źródło: https://www.cassandraclare.com/chain-of-gold-extra-content-september-the-city-of-bones#jump
Ugh rodzina Pounceby... najpierw Augustus Pounceby w "Cast Long Shadows" a teraz ten...
W ogóle czy tylko ja uważam to, że James przerósł Matthew i stał się bardziej barczysty od niego za w pewnym rodzaju słodkie? Teraz Matthew zawsze dostanie odpowiedź skojarzyła mi się z "Son of the Dawn", gdzie Jem stwierdza, że dalej mówi do Willa, chociaż teraz już nie dostaje odpowiedzi.
Chciałabym wiedzieć jak to się stało, że kwiaty zaczęły płonąc na weselu Charlotte i Henry'ego. W ogóle większość tego opowiadania jest taka słodka: Will i Henry jako świadkowie; to że Will zaraz po ceremonii ich przytulił i to jak bardzo Matthew podoba się Lucie. Teraz się zastanawiam, czy jego zauroczenie przetrwa, czy zniknie do "Chain of Gold".
A za tydzień opowiadanie o Lucie i pewnym niemiły, duchu
W poranek w dniu swojej ceremonii parabatai, Matthew Fairchild przeszedł wzdłuż Gighgate Cementery, koło wielkich kamiennych grobowców oraz wysokiej trawy mokrej od rosy, aż doszedł do wejścia prowadzącego do wnętrza Cichego Miasta. Próbował się nie denerwować.
- Byłem nadzwyczajnie bojaźliwy w dniu mojego ślubu - powiedział mu Henry podczas śniadania. - Wiesz jak źle o sobie myślałem, kiedy byłem młody - wierzyłem, że twoja mama nie mogłaby kochać mnie tak jak ja kochałem ją. I wiesz jaki roztargniony potrafię być. Powtarzałem słowa w kółko i w kółko i byłem tak pewny, że powiem je źle, że kiedy nadszedł czas, powiedziałem je bez zastanowienia wszystkie na raz. Ostatecznie wszystko poszło gładko, za wyjątkiem małego incydentu ze spalonymi kwiatami. Ale to już inna opowieść.
- Dziękuję za radę, papo - powiedział Matthew, opierając się czule o krzesło swojego taty. - Ale muszę zauważyć, że nie biorę ślubu z Jamesem. Chociaż wyglądałbym zjawiskowo w ślubnej koronce.
Henry uśmiechnął się.
- Dlaczego to ty miałbyś na sobie suknię?
- Nie sądzisz chyba, że pozwoliłbym na to Jamesowi - powiedział Matthew. - On nie ma poczucia stylu.
W zaskoczeniu zauważył, że na ceremonię przybyła olbrzymia ilość gości. Rodzina i przyjaciele byli oczekiwani, ale Matthew rozumiał, że większość ludzi była tutaj dla widowiska, albo dla politycznej przewagi. Syn Konsul i syn szefa Instytutu, którego mama była czarownicą.
Tłum był tak gęsty, że Matthew ledwo widział czaszki w ścianach. Brat Zachariasz czekał na środku komnaty, gdzie miała być przeprowadzona ceremonia, postać pełna głębokiego bezruchu w swojej szacie i kapturze koloru pergaminu.
James nazywał Brata Zachariasza "wujkiem Jemem" i uwielbiał go. Dzisiaj, niesamowity jak na ceremonię płomień wybudzał dziwne cienie na jego twarzy i Matthew trochę się bał. Cała londyńska Enklawa zebrała się tutaj, by zobaczyć przeprowadzaną ceremonię. Matthew całkowicie wierzył w Jamesa, ale jeżeli coś poszłoby nie tak, Rada mogłaby już nigdy nie pozwolić im spróbować ponownie. Pochodzenie Jamesa jak na razie nie miało wpływu na jego zdolność do przyjmowania znaków, czy na bycie aktywnym Nocnym Łowcą, ale ceremonia parabatai była dziwniejszą, bardziej transcendentną magią i nikt nie wiedział na pewno, czy wszystko wyjdzie tak jak powinno.
Kilkoro członków Enklawy wzięło Matthew na bok i ostrzegło, w dobrotliwy sposób, przed podejmowaniem jakichkolwiek nieprzemyślanych decyzji, więc Matthew błagał swoją mamę, by ustanowiła datę ich ceremonii parabatai tak szybko jak to możliwe.
Matthew spojrzał wyjątkowo ponuro na pana Bridgestocka, niedawno ogłoszonego Inkwizytorem. Okropnego Bridgestocka, który miał na imię Maurice, co pasowało mu idealnie, który powiedział Matthew, że jest bardzo obiecującym młodym wojownikiem i nie powinien niweczyć swojej jasnej przyszłości. Matthew odpowiedział, że wie, co robi, że jego rodzina popierała jego decyzję i sądził, że Clave także wspierałoby tę ceremonię.
- Oczywiście, że szanuję twoją rodzinę - powiedział Bridgestock. - ale oni często... ignorują opinie innych. Czasami na swoje nieszczęście.
Matthew miał ochotę powiedzieć Bridgestockowi, co o tym myśli, ale oczywiście nie mógł tego zrobić. Zamiast tego uśmiechnął się i powiedział Bridgestockowi, że docenia radę, ale był pewny swojej decyzji.
Próbował przepchnąć się przez tłum, by znaleźć Jamesa. Zamiast tego jego ucho wyłapało wyszeptane jego własne imię.
- Po prostu nie mogę uwierzyć, że Fairchild jest takim głupcem - chłopak nazywający się Albert Breakspear powiedział do swojego kompana, Betrama Pounceby. - Widziałem jak ten gość zamienia się w cień w Akademii, wiesz. Okropna, obrzydliwa rzecz do zobaczenia.
Pounceby zaśmiał się.
- Nie mogę uwierzyć, że Clave na to pozwoliło. Ceremonia parabatai powinna być wyróżnieniem dla najlepszych z nas. Nie dla łotrów, którzy zostali wyrzuceni ze szkoły.
- To tylko polityka - zadrwił Breakspear. - Syn szefa Instytutu londyńskiego, syn Konsul - nie ma znaczenia jak wielkim pośmiewiskiem są, sznurki zostaną pociągnięte i dostaną to, czego chcą.
- Stawiam, że i tak nie zadziała - powiedział Pounceby. - Anioł na pewno nie pozwoli im na zostanie parabatai. Możesz sobie wyobrazić Herondale'a zmieniającego się w cień, kiedy Fairchild będzie próbował nałożyć na niego runę parabatai?
- Nie bądź taki pewny, że stoisz po stronie Anioła - powiedział Matthew łagodnie. - Wiem, co robiliście w szkole.
Oboje obrócili się. Matthew posłał im najbardziej czarujący uśmiech.
- Nie zauważyliście, że stoję za wami? - zapytał. - Co za niezręczna sytuacja.
- Dość - zgodził się James swoim cichym głosem, a Matthew przestraszył się. Nie zorientował się, że James był blisko, ale tak właśnie było: włosy w nieładzie, książka zatknięta pod pachą, twarz bardziej blada niż zwykle. Musiał wszystko usłyszeć.
Matthew złapał Jamesa za łokieć i odciągnął go w róg, by mogli być sami pośród czaszek. Czuł napięcie płynące przez ciało Jamesa. Kiedy puścił Jamesa, zobaczył napięcie wokół jego ust i przestraszył się, że jest bardzo smutny.
- Możemy odwołać ceremonię - powiedział James.
- Nie chcę odwoływać ceremonii - powiedział Matthew. - Chcesz... chcesz odwołać ceremonię?
James zamrugał swoimi złotymi oczami jak sowa.
- Oczywiście, że nie. Ale jeżeli rzeczywiście zmienię się w cień.... Wiem jakby to się odbiło na tobie.
- Nie obchodziłoby mnie, gdyby to ci się przytrafiło, ale nie widzę powodu, dla którego miałbyś zamienić się w cień - powiedział Matthew pewnie. - Nigdy tak się nie dzieje, kiedy masz nakładane inne runy. Nie będę ci groził w żaden sposób. Chyba, że zmienisz zdanie, oczywiście, a w tym przypadku będę cię śledził, okładając pięściami.
James uśmiechnął się, a jego twarz pojaśniała. Matthew uśmiechnął się promiennie w odpowiedzi.
- Jeżeli zamierzasz okładać mnie pięściami, to nie wiem, czy chcę byś szedł tam gdzie ja.
- Przykro mi - powiedział Matthew. - Albowiem dokąd ty pójdziesz, ja też pójdę.* Tylko spróbuj mnie zatrzymać.
***
Stali w dwóch oddzielnych okręgach, gotowi na połączenie. Brat Zachariasz prowadził ceremonię przed oczami Enklawy i wszystkich, których kochali James i Matthew.
- Nie nalegaj na mnie, abym cię opuścił i odszedł od ciebie. Albowiem dokąd ty pójdziesz - obiecał Matthew - i ja pójdę.
Ich głosy połączyły się jak kolory tańczących płomieni, a Matthew przypomniał sobie jak usilnie starał się zaprzyjaźnić z Jamesem w Akademii. Błagał tatę Jamesa, by zabrał go do Londynu, mówiąc, że on i James chcą zostać parabatai, największe i najbardziej bezczelne kłamstwo jakie Matthew kiedykolwiek wypowiedział. Teraz to kłamstwo stało się prawdą.
- Gdzie ty zamieszkasz i ja zamieszkam. Lud twój - mój lud, a twój Bóg - Bóg mój.
James i Matthew wybrali swoich ojców na świadków, a Will wyszedł do przodu pierwszy. Spojrzał na swojego syna i na Matthew, omiatając ich zagorzałym i czułym spojrzeniem. Henry podjechał, by dołączyć do nich, czerwone włosy i srebrne krzesło, łapały światło. Uśmiechnął się do Matthew i Jamesa z absolutną aprobatą, za którą Matthew był bardzo wdzięczny.
- Gdzie ty umrzesz, tam i ja umrę, i tam pochowany będę. Niech mi uczyni Anioł cokolwiek zechce - powiedział James, wołając do Anioła swoim najczystszym głosem. - A tylko śmierć odłączy mnie od ciebie.
Matthew pomyślał o Aniele. Zawsze lekceważył tę część o honorowej śmierci pełnej chwały w życiu Nocnego Łowcy. Sądził, że wierzył w Raziela, ale jakoś nigdy głębiej nie myślał o tym gościu. Uważał, że w życiu liczyło się coś więcej niż krew i ogień. Istniało piękno, sztuka, barwy. Może Raziel wiedział, że jego serce nie walczyło. Może Raziel tego nie aprobował.
Weszli w płomienie.
Czy te płomienie płonęły wyżej niż podczas innych ceremonii? Czy przez chwilę serca płomieni nie paliły się na czarno zamiast niebiesko? To była jego wyobraźnia. W końcu przeszli przez nie, a dłoń Jamesa pozostała w dłoni Matthew, pozostała pewna, gdy rysował run parabatai na wewnętrznej stronie lewego nadgarstka Matthew.
James chciał mieć swój run na ramieniu, ponieważ, jak powiedział, wiedział, że Matthew będzie zawsze strzegł jego pleców podczas bitwy. Matthew przewrócił oczami, ale poczuł przypływ ciepłych uczuć; szczerość Jamesa była jedną z jego najlepszych cech, chociaż czasami sprawiała ona, że wpadał w tarapaty. Gdy Matthew skończył rysować run na łopatce Jamesa, wydał z siebie długi wydech pełen ulgi. Poczuł, że zebrany tłum robi to samo. Było skończone i wszystko było dobrze.
Płomienie wystrzeliły do sufitu a ciemne puste oczy czaszek obserwowały ich w miejscu ich przodków, a oni byli pewni siebie nawzajem na zawsze. Kiedy dusze były złączone, nic nie mogło ich rozdzielić.
Rodziny Breakspear i Pounceby nie miały znaczenia. Jedynie rodziny i przyjaciele Jamesa i Matthew. Gdy wyszli z płomiennych okręgów, Will tam był, by złapać ich obu w objęcia. Lucie wyszła do przodu, by im pogratulować, jej loczki buntowniczo wymykały się z wstążek, a jej niebieskie oczy były rozszerzone. Matthew musiał odwrócić wzrok, zobaczywszy jak pięknie wyglądała, to było dla niego niemal nie do wytrzymania. Teraz Tessa przytulała Jamesa, a mama Matthew sięgała, by dotknąć dłoni jego taty, gdzie oparła się o ramię jego krzesła.
Lud twój - mój lud, pomyślał Matthew i obiecał sobie, że będzie kochał Herondale'ów jak swoich własnych. Pod kapturem dostrzegł słaby uśmiech na zaszytych ustach Brata Zachariasza a Matthew odwzajemnił uśmiech, nagle pewny, że pokocha także Jema, że będzie kochał wszystko, co kochał James. Inni ludzie mogli kroczyć przez świat niepewni i samotni, ale nie Matthew: teraz gdziekolwiek poszedł, kiedykolwiek by zawołał, dostanie odpowiedź. Już nigdy nie będzie kroczył nigdzie samotnie.
Źródło: https://www.cassandraclare.com/chain-of-gold-extra-content-september-the-city-of-bones#jump
Ugh rodzina Pounceby... najpierw Augustus Pounceby w "Cast Long Shadows" a teraz ten...
W ogóle czy tylko ja uważam to, że James przerósł Matthew i stał się bardziej barczysty od niego za w pewnym rodzaju słodkie? Teraz Matthew zawsze dostanie odpowiedź skojarzyła mi się z "Son of the Dawn", gdzie Jem stwierdza, że dalej mówi do Willa, chociaż teraz już nie dostaje odpowiedzi.
Chciałabym wiedzieć jak to się stało, że kwiaty zaczęły płonąc na weselu Charlotte i Henry'ego. W ogóle większość tego opowiadania jest taka słodka: Will i Henry jako świadkowie; to że Will zaraz po ceremonii ich przytulił i to jak bardzo Matthew podoba się Lucie. Teraz się zastanawiam, czy jego zauroczenie przetrwa, czy zniknie do "Chain of Gold".
A za tydzień opowiadanie o Lucie i pewnym niemiły, duchu
piątek, 22 listopada 2019
Święto Dziękczynienia u Nocnych Łowców
Nocni Łowcy nie obchodzą Święta Dziękczynienia, a tak naprawdę żadnych Przyziemnych swiąt, chociaż tradycje dawania sobie prezentów na Walentynki czy na koniec roku weszły w ich nawyki.
Jednak Clary i Simon, wychowali się z Dziękczynieniem i tęsknią za obchodzeniem tego święta. Zaczęli urządzać co roku w listopadzie przyjęcie z tej okazji, będąc wspólnie jego gospodarzami, a zapraszali na nie Jace'a, Izzy, Aleca oraz innych przyjaciół i rodzinę na takie smakołyki jak duszone zielone fasolki czy bataty z roztopionymi na nich piankami.
Jednak Clary i Simon, wychowali się z Dziękczynieniem i tęsknią za obchodzeniem tego święta. Zaczęli urządzać co roku w listopadzie przyjęcie z tej okazji, będąc wspólnie jego gospodarzami, a zapraszali na nie Jace'a, Izzy, Aleca oraz innych przyjaciół i rodzinę na takie smakołyki jak duszone zielone fasolki czy bataty z roztopionymi na nich piankami.
Nie jestem pewna, czy chciałabym spróbować zwłaszcza tej drugiej potrawy, ale sama inicjatywa jest tak słodka *-*
czwartek, 21 listopada 2019
Najpiękniejsze portrety bohaterów TSC jakie kiedykolwiek widziałam! - część 3 - Lucie Herondale
Dlaczego Cassandra zawsze wysyła nam maile jak akurat wracam do domu? Musze czekać aż wrócę do domu, żeby móc się poekscytować w spokoju. Właśnie w ten wtorek Cassie tak zrobiła. Zobaczyła tylko, że jest portret Lucie i stwierdziłam, że nie nie, nie, nie, nie, zobaczę jak będę w pokoju. Twórcą jest oczywiście niezastąpiona Charlie Bowater.
No powiem wam, że aż tego się nie spodziewałam. Will i Tessa naprawdę się postarali. Lucie jest taka śliczna! Te oczy! I w ogóle twarz. A ta sukienka. O Boże! Z jednej strony chciałabym taką dla siebie, a z drugiej chciałabym zatańczyć z Lucie, gdy ona będzie ją miała na sobie. Już wiem dlaczego w jednym z opowiadań (pojawi się w tą sobotę na blogu) Matthew odwraca wzrok od Lucie, bo stwierdza, że ona jest za piękna.
Serio, jak ja wytrzymam książkę, w której mamy: Willa w średnim wieku, Annę, Jamesa i Lucie? Przecież ja umrę.
środa, 20 listopada 2019
Jak zdobyć Chain of Gold z autografem Cassandry, a może i do tego dodatki do książki?
Z już jakiś miesiąc temu Cassandra pisała o stronie https://www.gcreadingvs.com/#/ gdzie jak pisała od piętnastego listopada tego roku będzie można zakupić pierwsze wydanie COG2 z jej autografem napisanym specjalnie dla kupującego i/ lub jeszcze dodatki.
Także oczywiście czekałam na jakiekolwiek informacje na stronie. Wchodziłam na nią dosłownie codziennie, nawet założyłam newslettera tylko po to, żeby dostać informacje jaka będzie cena tych boxów czy jedynie książki. Wieczorem czternastego listopada dostałam maila z informacjami, na kilka godzin przed rozpoczęciem sprzedaży. Niestety po przeczytaniu go zrezygnowałam z kupna, no ale może ktoś z was dalej będzie zainteresowany.
Zawartość boxa:
- personalizowana książka z autografem (pierwsze 1000 książek personalizowanych, kolejne tylko z autografem)
- zaproszenie na ślub Willa i Tessy
- brelok
- zakładka
- zawieszka do kluczy w kształcie serafickiego miecza
W cenę wliczone są: książka, koszt przesyłki, dostarczenie, podatek. Wszystkie paczki zostaną wysłane kurierem z kodem do śledzenia paczki.
Cena:
- Dla osób z USA: 50 dolarów
- Dla osób z Kanady: 75 dolarów
- Dla reszty świata: 100 dolarów
Chyba już wiecie dlaczego nie zdecydowałam się na box, prawda?
No, ale zawsze pozostała jeszcze opcja kupna samej książki z autografem. A książka jest w takiej samej cenie jak amerykańskie wydanie bez autografu na innych stronach. Jednak jest ale. Bo o ile cenę książki można jakoś znieść, to niestety w jej cenie nie ma przesyłki. A wiecie jaki jest koszt przesyłki do Polski na tej stronie? 35 dolarów. Czyli za przesyłkę płaci się o wiele więcej niż za książkę.
Także.... zostaję bez autografu. Pociesza mnie fakt, że w kwietniu wygrałam Red Scrolls of Magic z autografem Cassie i Wesleya Chu, no ale i tak jest mi dość smutno. Jednak może wy na coś z powyższych się zdecydujecie.
Także oczywiście czekałam na jakiekolwiek informacje na stronie. Wchodziłam na nią dosłownie codziennie, nawet założyłam newslettera tylko po to, żeby dostać informacje jaka będzie cena tych boxów czy jedynie książki. Wieczorem czternastego listopada dostałam maila z informacjami, na kilka godzin przed rozpoczęciem sprzedaży. Niestety po przeczytaniu go zrezygnowałam z kupna, no ale może ktoś z was dalej będzie zainteresowany.
Zawartość boxa:
- personalizowana książka z autografem (pierwsze 1000 książek personalizowanych, kolejne tylko z autografem)
- zaproszenie na ślub Willa i Tessy
- brelok
- zakładka
- zawieszka do kluczy w kształcie serafickiego miecza
W cenę wliczone są: książka, koszt przesyłki, dostarczenie, podatek. Wszystkie paczki zostaną wysłane kurierem z kodem do śledzenia paczki.
Cena:
- Dla osób z USA: 50 dolarów
- Dla osób z Kanady: 75 dolarów
- Dla reszty świata: 100 dolarów
Chyba już wiecie dlaczego nie zdecydowałam się na box, prawda?
No, ale zawsze pozostała jeszcze opcja kupna samej książki z autografem. A książka jest w takiej samej cenie jak amerykańskie wydanie bez autografu na innych stronach. Jednak jest ale. Bo o ile cenę książki można jakoś znieść, to niestety w jej cenie nie ma przesyłki. A wiecie jaki jest koszt przesyłki do Polski na tej stronie? 35 dolarów. Czyli za przesyłkę płaci się o wiele więcej niż za książkę.
Także.... zostaję bez autografu. Pociesza mnie fakt, że w kwietniu wygrałam Red Scrolls of Magic z autografem Cassie i Wesleya Chu, no ale i tak jest mi dość smutno. Jednak może wy na coś z powyższych się zdecydujecie.
poniedziałek, 18 listopada 2019
Wynalazek Christophera Lightwooda - pistolet, którego mogą używać Nocni Łowcy
O ile się nie mylę, w "Mechanicznym Aniele" jest mowa, że Nocni Łowcy nie mogą używać pistoletów do zabijania demonów, ponieważ, gdy narysuje się na nich runy, nie da się wystrzelić prochu.
Christopher Lightwood, który uważa się za wynalazcę, pragnie połączyć magię i naukę. Jednym z jego marzeń jest skonstruowanie pistoletu, którego Nocni Łowcy mogliby używać przeciwko demonom. Starania kończą się sukcesem, jednak pojawiają się tez nieoczekiwane konsekwencje.
Może to tłumaczyć dlaczego James na rysunku Charlie Bowater ma zatknięty za pas pistolet oraz że posiada go w kilku fragmentach "Chain of Gold" czy "Kronik Bane'a".
Christopher Lightwood, który uważa się za wynalazcę, pragnie połączyć magię i naukę. Jednym z jego marzeń jest skonstruowanie pistoletu, którego Nocni Łowcy mogliby używać przeciwko demonom. Starania kończą się sukcesem, jednak pojawiają się tez nieoczekiwane konsekwencje.
Może to tłumaczyć dlaczego James na rysunku Charlie Bowater ma zatknięty za pas pistolet oraz że posiada go w kilku fragmentach "Chain of Gold" czy "Kronik Bane'a".
sobota, 16 listopada 2019
Flash fiction #4 - Cordelia i Alastair Carstairs
Devonshire, 1898 rok
Cordelia często czuła się samotna, kiedy w domu była tylko ona i jej rodzice, ale nigdy aż tak bardzo jak wtedy, gdy Alastair wyjechał do Akademii. Kiedy go nie było, reszta rodziny Carstairs podróżowała do Indii, Paryża, Cape Town i Kanady, ale na wakacje, kiedy w końcu powrócił byli w Cirenworth.
Czekała miesiącami na jego powrót, ale kiedy wyszedł z powozu - wyższy, bardziej kościsty i cierpki niż kiedykolwiek wcześniej - zdawał się być inną osobą. Zawsze był porywczy i kąśliwy, ale teraz prawie w ogóle z nią nie rozmawiał. Kiedy już to zrobił, robił to głównie po to, by powiedzieć jej, żeby mu nie przeszkadzała.
Jej rodzice zignorowali zmianę. Kiedy Cordelia zapytała swojego taty, dlaczego Alastair nie chce spędzać z nią czasu, uśmiechnął się i powiedział, że nastoletni chłopcy przechodzą przez "takie chwile", i że "zrozumie, kiedy będzie starsza".
- Dobrze się bawił z chłopami w swoim wieku przez cały rok, a teraz musiał wrócić na wieś do takich jak my - powiedział Elias z chichotem. - Przejdzie mu.
To nie była satysfakcjonująca odpowiedź. Cordelia próbowała stanąć na drodze Alastaira tak często jak mogła, by zmusić go do zauważenia jej. Jednak często nie potrafiła go nawet znaleźć. Siedział godzinami zamknięty w swoim pokoju, a kiedy pukała do jego drzwi, nawet nie zadawał sobie trudu, by powiedzieć jej, żeby sobie poszła. Po prostu ją ignorował. Dowiadywała się, że tam był, kiedy widziała go wychodzącego z pokoju, by coś zjeść lub by zakomunikować, że wychodzi samemu na długi spacer.
Trwało to kilka tygodni. Uczucia Cordelii zmieniły się z rozczarowania do smutku, obwiniania siebie, irytacji, a następnie zamieniły się w złość. Pewnego wieczoru podczas kolacji rzuciła w niego łyżką i krzyknęła:
- Dlaczego ze mną nie rozmawiasz? - Alastair złapał łyżkę w powietrzu, odłożył ją na stół i spojrzał na nią w ciszy.
- Nie rzucaj rzeczami, Cordelio - powiedziała jej mama.
- Mâmân! - zaprotestowała Cordelia, tonem zdrady. Jej tata zignorował całą sytuację i zaczął jeść jakby nic się nie wydarzyło. Risa wślizgnęła się i położyła przy Cordelii nową łyżkę, co Cordelia uznała za bardzo irytujące.
Zrozumiała, że brak chęci Alastaira do spędzania z nią czasu miał na celu skłonienie jej do do poddania się i przestania próbować. Więc podwoiła swoje starania.
- No cóż - ogłaszała, gdy była w tym samym pokoju co on. - Idę zebrać dzikie jeżyny przy dróżce. (Alastair kochał jeżyny). Lub - Sądzę, że pójdę poćwiczyć spadanie w sali treningowej po obiedzie. (Alastair zawsze był, kiedy ćwiczyła, by pokazać jej jak bezpiecznie spadać i potrzebowała do tego partnera.)
Pewnego dnia, gdy wyszedł na jeden ze swoich spacerów, Cordelia poczekała minutę i poszła za nim. Był to dobry trening, mówiła sobie - lekki chód, świadomość terenu dookoła siebie, udoskonalanie swoich zmysłów. Zrobiła z tego grę: jak długo mogła śledzić swojego brata zanim ją zauważył? Czy mogła pozostać niezauważona na tyle długo, by zorientować się, gdzie idzie?
Okazało się, że Alastair wcale nigdzie nie zmierza. Po prostu chodził i chodził, znając na tyle dobrze tamtejsze lasy, aby się nie zgubić. Cordelia zaczęła czuć się zmęczona po kilku godzinach. Potem zaczęła się robić głodna.
A jeszcze później rozkojarzyła się i zaczepiła stopą o wystający korzeń i upadła z głośnym łomotem na twardą ziemię. Alastair obrócił się, słysząc hałas i zobaczył ją, gdy, zła, podnosiła się. Założyła ręce na piersi i uniosła brodę, uparta i zdeterminowana, by odzyskać swoją dumę, stając twarzą w twarz z jakąkolwiek niemiłą reakcją, która dla niej przygotował: jego pogardę, wściekłość, krytykę.
Zamiast tego westchnął i podszedł do niej. Bez żadnego wstępu, powiedział, szorstko:
- Jesteś ranna?
Cordelia uniosła stopę i poruszyła nią ostrożnie.
- Nie. Tylko posiniaczona, tak sądzę.
- Chodź - powiedział. - Wracajmy do domu.
Szli w ciszy, Alastair kilka kroków przed nią, bez słowa. W końcu, doprowadzona do szału przez ciszę, Cordelia wybuchła:
- Nie chcesz wiedzieć, dlaczego się śledziłam?
Obrócił się i spojrzał na nią.
- Sądzę, że sądziłaś, że przyszedłem tutaj, by robić tutaj coś ekscytującego.
- Przepraszam - powiedziała, jak zwykle bardziej poruszona wobec niezachwianego spokoju Alastaira. - Przepraszam, że odkąd poszedłeś do Akademii stałeś się dorosły i dojrzały i masz wymyślnych nowych przyjaciół. Przepraszam, że jestem tylko twoją głupią młodszą siostrą.
Alastair wpatrywał się w nią przez chwilę, a następnie zaśmiał się krótko. Nie było w nim wesołości.
- Nie masz pojęcia o czym mówisz.
- Przepraszam, że twoja rodzina jest teraz dla ciebie niewystarczająca! Przepraszam, że nie jestem wystarczająca byś mógł ze mną trenować!
Pokręcił głową lekceważąco.
- Nie bądź głupia, Cordelio.
- Po prostu ze mną porozmawiaj! - powiedziała. - Nie rozumiem dlaczego jesteś taki zrzędliwy. To ty jesteś szczęśliwcem, który wyjechał na rok. Kto bawił się w Idrisie. Zdajesz sobie sprawę jak samotna byłam przez cały rok?
Przez chwilę Alastair wyglądał na zagubionego, wahającego się. Od długiego czasu Cordelia nie widziała tak prawdziwej emocji na jego twarzy. Po chwili zatrząsnął się jak żelazne wrota.
- Wszyscy jesteśmy samotni - powiedział. - Na końcu.
- Co to znaczy? - zażądała, ale obrócił się, by iść dalej. Po chwili, ścierając łzy z twarzy za pomocą rękawa, poszła za nim.
Kiedy wrócili do domu, zostawiła go w wejściu, a sama poszła wziąć cały zestaw noży do rzucania z szafki, służącej jako domowa zbrojownia. Przeszła koło swojego brata, kierując się do sali treningowej, wpatrując się w niego gniewnie, ledwo będąc w stanie nieść noże. Patrzył na nią w ciszy.
W sali treningowej wpadła w rytm i powtarzała ruchy. Uderzenie. Uderzenie. Noże do rzucania nie były jej ulubioną bronią, ale potrzebowała poczucia siły uderzenia, ranienia czegoś, nawet jeżeli to był tylko cel na ścianie. Jak zwykle, rytm treningu uspokoił ją. Jej oddech uregulował się i zwolnił. Powtarzalność dała jej poczucie oparcia: pięć rzutów, następnie przejście, by wyciągnąć noże z celu i odejście, by powtórzyć serię. Pięć rzutów. Podejście. Zabranie. Odejście. Pięć rzutów.
Po około dwudziestu minutach zorientowała się, że w drzwiach do sali treningowej stał Alastair. Zignorowała go.
Ktoś inny mógłby powiedzieć, że poprawiła się odkąd widział ją po raz ostatni albo czy sam mógłby rzucić. Jednak Alastair odchrząknął w pewnym momencie i powiedział:
- Przekręcasz swoją lewą stopę podczas wypuszczania. Dlatego jesteś tak niekonsekwentna.
Spojrzała na niego gniewnie i wróciła do rzucania. Ale teraz zwracała większą uwagę na ułożenie stóp.
Po chwili Alastair powiedział:
- To głupie, że mówisz, iż jestem szczęściarzem. Nie jestem nim.
- Nie utknąłeś tutaj na cały rok.
- Och? - zadrwił Alastair. - Jak wiele osób przyszło do ciebie w tym roku, żeby się z ciebie naśmiewać? Jak wiele zapytało co z tobą nie tak, że nie masz prywatnego nauczyciela? Albo zasugerowało, że twoja rodzina była pewnego rodzaju hultajami, ponieważ tak często się przeprowadzacie?
Cordelia spojrzała na niego, oczekując dostrzeżenia bezbronności i smutku, ale oczy Alastaira były twarde, jego usta zaciśnięte w cienką linię.
- Traktowali cię źle?
Alastair wyrzucił z siebie kolejny wymuszony śmiech.
- Przez chwilę. Zrozumiałem, że mam wybór. W Akademii były tylko dwa rodzaje osób. Dręczący i dręczeni.
- A ty...?
Alastair powiedział twardo:
- Co ty byś wybrała?
- Jeżeli to byłyby moje jedyne dwie opcje - powiedziała Cordelia. - to odeszłabym i wróciłabym do domu.
- Tak, no cóż - powiedział. - Ja wybrałem tę, dzięki której nie czułem się jak pośmiewisko.
Cordelia stała bardzo nieruchomo i cicho. Wyraz twarzy Alastaira był beznamiętny.
- I jak to się sprawdziło? - zapytała tak łagodnie jak sobie pozwoliła.
- Okropnie - powiedział. - Okropnie.
Cordelia nie wiedziała co powiedzieć, czy zrobić. Chciała podejść i przytulić swojego brata, powiedzieć mu, że go kocha, ale stał sztywno z ramionami splecionymi na klatce piersiowej i nie odważyła się. W końcu wyciągnęła do niego nóż.
- Chcesz rzucić? Jesteś w tym o wiele lepszy niż ja.
Kiedy spojrzał na nią podejrzliwie, powiedziała:
- Przydałoby mi się trochę pomocy, Alastairze. Widzisz jak niedbała jest moja forma.
Alastair podszedł i wziął od niej nóż.
- Bardzo niedbała - potwierdził. - Wiem, że szermierka przychodzi ci w sposób naturalny, ale nie ze wszystkim tak będzie. Musisz zwolnic. Zwróć uwagę na swoje stopy. A teraz powtarzaj moje ruchy. Tak jest, Layla. Zostań ze mną.
I tak zrobiła." (tłumaczenie własne)
I tak dalej go nie lubię.
Cordelia często czuła się samotna, kiedy w domu była tylko ona i jej rodzice, ale nigdy aż tak bardzo jak wtedy, gdy Alastair wyjechał do Akademii. Kiedy go nie było, reszta rodziny Carstairs podróżowała do Indii, Paryża, Cape Town i Kanady, ale na wakacje, kiedy w końcu powrócił byli w Cirenworth.
Czekała miesiącami na jego powrót, ale kiedy wyszedł z powozu - wyższy, bardziej kościsty i cierpki niż kiedykolwiek wcześniej - zdawał się być inną osobą. Zawsze był porywczy i kąśliwy, ale teraz prawie w ogóle z nią nie rozmawiał. Kiedy już to zrobił, robił to głównie po to, by powiedzieć jej, żeby mu nie przeszkadzała.
Jej rodzice zignorowali zmianę. Kiedy Cordelia zapytała swojego taty, dlaczego Alastair nie chce spędzać z nią czasu, uśmiechnął się i powiedział, że nastoletni chłopcy przechodzą przez "takie chwile", i że "zrozumie, kiedy będzie starsza".
- Dobrze się bawił z chłopami w swoim wieku przez cały rok, a teraz musiał wrócić na wieś do takich jak my - powiedział Elias z chichotem. - Przejdzie mu.
To nie była satysfakcjonująca odpowiedź. Cordelia próbowała stanąć na drodze Alastaira tak często jak mogła, by zmusić go do zauważenia jej. Jednak często nie potrafiła go nawet znaleźć. Siedział godzinami zamknięty w swoim pokoju, a kiedy pukała do jego drzwi, nawet nie zadawał sobie trudu, by powiedzieć jej, żeby sobie poszła. Po prostu ją ignorował. Dowiadywała się, że tam był, kiedy widziała go wychodzącego z pokoju, by coś zjeść lub by zakomunikować, że wychodzi samemu na długi spacer.
Trwało to kilka tygodni. Uczucia Cordelii zmieniły się z rozczarowania do smutku, obwiniania siebie, irytacji, a następnie zamieniły się w złość. Pewnego wieczoru podczas kolacji rzuciła w niego łyżką i krzyknęła:
- Dlaczego ze mną nie rozmawiasz? - Alastair złapał łyżkę w powietrzu, odłożył ją na stół i spojrzał na nią w ciszy.
- Nie rzucaj rzeczami, Cordelio - powiedziała jej mama.
- Mâmân! - zaprotestowała Cordelia, tonem zdrady. Jej tata zignorował całą sytuację i zaczął jeść jakby nic się nie wydarzyło. Risa wślizgnęła się i położyła przy Cordelii nową łyżkę, co Cordelia uznała za bardzo irytujące.
Zrozumiała, że brak chęci Alastaira do spędzania z nią czasu miał na celu skłonienie jej do do poddania się i przestania próbować. Więc podwoiła swoje starania.
- No cóż - ogłaszała, gdy była w tym samym pokoju co on. - Idę zebrać dzikie jeżyny przy dróżce. (Alastair kochał jeżyny). Lub - Sądzę, że pójdę poćwiczyć spadanie w sali treningowej po obiedzie. (Alastair zawsze był, kiedy ćwiczyła, by pokazać jej jak bezpiecznie spadać i potrzebowała do tego partnera.)
Pewnego dnia, gdy wyszedł na jeden ze swoich spacerów, Cordelia poczekała minutę i poszła za nim. Był to dobry trening, mówiła sobie - lekki chód, świadomość terenu dookoła siebie, udoskonalanie swoich zmysłów. Zrobiła z tego grę: jak długo mogła śledzić swojego brata zanim ją zauważył? Czy mogła pozostać niezauważona na tyle długo, by zorientować się, gdzie idzie?
Okazało się, że Alastair wcale nigdzie nie zmierza. Po prostu chodził i chodził, znając na tyle dobrze tamtejsze lasy, aby się nie zgubić. Cordelia zaczęła czuć się zmęczona po kilku godzinach. Potem zaczęła się robić głodna.
A jeszcze później rozkojarzyła się i zaczepiła stopą o wystający korzeń i upadła z głośnym łomotem na twardą ziemię. Alastair obrócił się, słysząc hałas i zobaczył ją, gdy, zła, podnosiła się. Założyła ręce na piersi i uniosła brodę, uparta i zdeterminowana, by odzyskać swoją dumę, stając twarzą w twarz z jakąkolwiek niemiłą reakcją, która dla niej przygotował: jego pogardę, wściekłość, krytykę.
Zamiast tego westchnął i podszedł do niej. Bez żadnego wstępu, powiedział, szorstko:
- Jesteś ranna?
Cordelia uniosła stopę i poruszyła nią ostrożnie.
- Nie. Tylko posiniaczona, tak sądzę.
- Chodź - powiedział. - Wracajmy do domu.
Szli w ciszy, Alastair kilka kroków przed nią, bez słowa. W końcu, doprowadzona do szału przez ciszę, Cordelia wybuchła:
- Nie chcesz wiedzieć, dlaczego się śledziłam?
Obrócił się i spojrzał na nią.
- Sądzę, że sądziłaś, że przyszedłem tutaj, by robić tutaj coś ekscytującego.
- Przepraszam - powiedziała, jak zwykle bardziej poruszona wobec niezachwianego spokoju Alastaira. - Przepraszam, że odkąd poszedłeś do Akademii stałeś się dorosły i dojrzały i masz wymyślnych nowych przyjaciół. Przepraszam, że jestem tylko twoją głupią młodszą siostrą.
Alastair wpatrywał się w nią przez chwilę, a następnie zaśmiał się krótko. Nie było w nim wesołości.
- Nie masz pojęcia o czym mówisz.
- Przepraszam, że twoja rodzina jest teraz dla ciebie niewystarczająca! Przepraszam, że nie jestem wystarczająca byś mógł ze mną trenować!
Pokręcił głową lekceważąco.
- Nie bądź głupia, Cordelio.
- Po prostu ze mną porozmawiaj! - powiedziała. - Nie rozumiem dlaczego jesteś taki zrzędliwy. To ty jesteś szczęśliwcem, który wyjechał na rok. Kto bawił się w Idrisie. Zdajesz sobie sprawę jak samotna byłam przez cały rok?
Przez chwilę Alastair wyglądał na zagubionego, wahającego się. Od długiego czasu Cordelia nie widziała tak prawdziwej emocji na jego twarzy. Po chwili zatrząsnął się jak żelazne wrota.
- Wszyscy jesteśmy samotni - powiedział. - Na końcu.
- Co to znaczy? - zażądała, ale obrócił się, by iść dalej. Po chwili, ścierając łzy z twarzy za pomocą rękawa, poszła za nim.
Kiedy wrócili do domu, zostawiła go w wejściu, a sama poszła wziąć cały zestaw noży do rzucania z szafki, służącej jako domowa zbrojownia. Przeszła koło swojego brata, kierując się do sali treningowej, wpatrując się w niego gniewnie, ledwo będąc w stanie nieść noże. Patrzył na nią w ciszy.
W sali treningowej wpadła w rytm i powtarzała ruchy. Uderzenie. Uderzenie. Noże do rzucania nie były jej ulubioną bronią, ale potrzebowała poczucia siły uderzenia, ranienia czegoś, nawet jeżeli to był tylko cel na ścianie. Jak zwykle, rytm treningu uspokoił ją. Jej oddech uregulował się i zwolnił. Powtarzalność dała jej poczucie oparcia: pięć rzutów, następnie przejście, by wyciągnąć noże z celu i odejście, by powtórzyć serię. Pięć rzutów. Podejście. Zabranie. Odejście. Pięć rzutów.
Po około dwudziestu minutach zorientowała się, że w drzwiach do sali treningowej stał Alastair. Zignorowała go.
Ktoś inny mógłby powiedzieć, że poprawiła się odkąd widział ją po raz ostatni albo czy sam mógłby rzucić. Jednak Alastair odchrząknął w pewnym momencie i powiedział:
- Przekręcasz swoją lewą stopę podczas wypuszczania. Dlatego jesteś tak niekonsekwentna.
Spojrzała na niego gniewnie i wróciła do rzucania. Ale teraz zwracała większą uwagę na ułożenie stóp.
Po chwili Alastair powiedział:
- To głupie, że mówisz, iż jestem szczęściarzem. Nie jestem nim.
- Nie utknąłeś tutaj na cały rok.
- Och? - zadrwił Alastair. - Jak wiele osób przyszło do ciebie w tym roku, żeby się z ciebie naśmiewać? Jak wiele zapytało co z tobą nie tak, że nie masz prywatnego nauczyciela? Albo zasugerowało, że twoja rodzina była pewnego rodzaju hultajami, ponieważ tak często się przeprowadzacie?
Cordelia spojrzała na niego, oczekując dostrzeżenia bezbronności i smutku, ale oczy Alastaira były twarde, jego usta zaciśnięte w cienką linię.
- Traktowali cię źle?
Alastair wyrzucił z siebie kolejny wymuszony śmiech.
- Przez chwilę. Zrozumiałem, że mam wybór. W Akademii były tylko dwa rodzaje osób. Dręczący i dręczeni.
- A ty...?
Alastair powiedział twardo:
- Co ty byś wybrała?
- Jeżeli to byłyby moje jedyne dwie opcje - powiedziała Cordelia. - to odeszłabym i wróciłabym do domu.
- Tak, no cóż - powiedział. - Ja wybrałem tę, dzięki której nie czułem się jak pośmiewisko.
Cordelia stała bardzo nieruchomo i cicho. Wyraz twarzy Alastaira był beznamiętny.
- I jak to się sprawdziło? - zapytała tak łagodnie jak sobie pozwoliła.
- Okropnie - powiedział. - Okropnie.
Cordelia nie wiedziała co powiedzieć, czy zrobić. Chciała podejść i przytulić swojego brata, powiedzieć mu, że go kocha, ale stał sztywno z ramionami splecionymi na klatce piersiowej i nie odważyła się. W końcu wyciągnęła do niego nóż.
- Chcesz rzucić? Jesteś w tym o wiele lepszy niż ja.
Kiedy spojrzał na nią podejrzliwie, powiedziała:
- Przydałoby mi się trochę pomocy, Alastairze. Widzisz jak niedbała jest moja forma.
Alastair podszedł i wziął od niej nóż.
- Bardzo niedbała - potwierdził. - Wiem, że szermierka przychodzi ci w sposób naturalny, ale nie ze wszystkim tak będzie. Musisz zwolnic. Zwróć uwagę na swoje stopy. A teraz powtarzaj moje ruchy. Tak jest, Layla. Zostań ze mną.
I tak zrobiła." (tłumaczenie własne)
I tak dalej go nie lubię.
piątek, 15 listopada 2019
Ulubione smaki lodów rodziny Gray/Carstairs/Herondale
Tessa: imbirowe
Jem: orzech klonowy
Kit: Kocie łby (rocky road) - czekolada z orzechami i piankami
Mina: Waniliowe
Nie wiedziałam, że istnieje smak lodów: orzech klonowy, ale spróbowałabym. Nie lubię czekolady, ale Rocky Road też bym zjadła.
Jem: orzech klonowy
Kit: Kocie łby (rocky road) - czekolada z orzechami i piankami
Mina: Waniliowe
Nie wiedziałam, że istnieje smak lodów: orzech klonowy, ale spróbowałabym. Nie lubię czekolady, ale Rocky Road też bym zjadła.
środa, 13 listopada 2019
Planowane premiery książek Cassandry na następne kilka lat
1. "Chain of Gold" (The Last Hours #1) - 03.03.2020
2. "Lost Book of the White"(The Eldest Curses #2) - 01.09.2020
3. "Chain of Iron" (The Last Hours #2) - 01.03.2021
4. "Sword Catcher" - 09.2021
5. "Chain of Thorns" (The Last Hours #3) - jeszcze nie zaplanowane na konkretny moment, ale prawdopodobnie 2022 rok
6. "The Black Volume of the Dead" (The Eldest Curses #3) - bez konkretnego terminu,
7. "The Ragpicker King" (Sword Catcher #2) - nie ma daty
8. The Wicked Powers - nie ma daty
Jeju jak czytam rok 2021, czy 2022 to wydaje mi się to tak odległe, a to przecież za 2/3 lata. Przerażające... Myślałam, że Sword Catcher wyjdzie jak już skończą się wszystkie książki z uniwersum Nocnych Łowców, a tu niespodzianka.
2. "Lost Book of the White"(The Eldest Curses #2) - 01.09.2020
3. "Chain of Iron" (The Last Hours #2) - 01.03.2021
4. "Sword Catcher" - 09.2021
5. "Chain of Thorns" (The Last Hours #3) - jeszcze nie zaplanowane na konkretny moment, ale prawdopodobnie 2022 rok
6. "The Black Volume of the Dead" (The Eldest Curses #3) - bez konkretnego terminu,
7. "The Ragpicker King" (Sword Catcher #2) - nie ma daty
8. The Wicked Powers - nie ma daty
Jeju jak czytam rok 2021, czy 2022 to wydaje mi się to tak odległe, a to przecież za 2/3 lata. Przerażające... Myślałam, że Sword Catcher wyjdzie jak już skończą się wszystkie książki z uniwersum Nocnych Łowców, a tu niespodzianka.
wtorek, 12 listopada 2019
Zaproszenie na ślub Willa i Tessy
Tak jak pisałam kilka postów temu, jeżeli kupi się pierwsze wydanie Chain of Gold, w książce zawarte będzie opowiadanie o ślubie i nocy poślubnej Willa i Tessy. Żeby przekonać do zakupu, Cassandra opublikowała to:
" Sophie wyszła naprzód, trzymając płytkie pudełko, na którym ułożone były dwa pierścionki, oba z wzorem rodu Herondale. Po wewnętrznej stronie każdego pierścionka wyryty był symbol błyskawicy - wskazanie na pochodzenie Tessy z rodziny Starkweather oraz cztery wyrazy: ostatnie marzenie mojej duszy.
Willa nie obchodziło, że ten cytat nie znaczył nic dla innych ludzi. On znaczył wszystko dla niego i Tessy."
" Sophie wyszła naprzód, trzymając płytkie pudełko, na którym ułożone były dwa pierścionki, oba z wzorem rodu Herondale. Po wewnętrznej stronie każdego pierścionka wyryty był symbol błyskawicy - wskazanie na pochodzenie Tessy z rodziny Starkweather oraz cztery wyrazy: ostatnie marzenie mojej duszy.
Willa nie obchodziło, że ten cytat nie znaczył nic dla innych ludzi. On znaczył wszystko dla niego i Tessy."
Co to za dźwięk? A, to tylko płacząca ja w tle.
Źródło: Profil Cassandry na Instagramie
poniedziałek, 11 listopada 2019
Jeden z najstarszych sklepów magicznych w Londynie
Jeden z najstarszych sklepów magicznych w Londynie znajdował się w Limehouse, niedaleko Gill Street. Jego właściciel Sallows został zamordowany w 1878 roku. Nie wiem, czy pamiętacie jak w "Mechanicznej Księżniczce" Gabriel i Cecily szli kupować składniki do eliksirów dla Magnusa, żeby pomóc Jemowi. Trafili właśnie do sklepu Sallowsa, który powiedział, że ma zamówienie dla Benedicta - demoniczną pornografię, a Gabriel z wściekłości wyrzucił go przez okno. Później, gdy Gabriel i Cecily wyszli, Sallows wrócił do sklepu. Po chwili wszedł wysoki mężczyzna z żelaznym mieczem, który chciał od niego wyciągnąć jakieś odpowiedzi. Tak skończył się rozdział dwunasty i jak się dowiadujemy, Sallows został zamordowany.
Po jego śmierci w 1878 roku sklep przejął londyński klan wampirów i zajmował się nim dopóki nie przegrał sklepu podczas gry w karty. Wygrała go Hypatia Vex w 1932 roku.
Źródła: "Mechaniczna Księżniczka" oraz Shadowhunter Army
Po jego śmierci w 1878 roku sklep przejął londyński klan wampirów i zajmował się nim dopóki nie przegrał sklepu podczas gry w karty. Wygrała go Hypatia Vex w 1932 roku.
Źródła: "Mechaniczna Księżniczka" oraz Shadowhunter Army
niedziela, 10 listopada 2019
Święte relikwie Nocnych Łowców - Baba Agnieszka
Tak, dobrze czytacie. W Kodeksie Nocnych Łowców jest mowa o czarownicy nazywającej się Baba Agnieszka.
Baba to oczywiście słowo, które jest używane chociażby w języku polskim, posiada negatywny wydźwięk. Imię Agnieszka pochodzi z języka greckiego i oznacza świętą, czy czystą.
Baba Agnieszka jest jednym z ośmiu żyjących czarowników, którzy twierdzą, że urodzili się przed Jonathanem Nocnym Łowcą. Mówi się, że jest starszą siostrą Elphasa, który napisał pierwszą książkę o demonologii.
Od 1452 roku żyje w spokoju w Idrisie w chatce zbudowanej specjalnie dla niej przez Nocnych Łowców ze względu na jej więzi rodzinne. Wydaje się, że stan psychiczny Agnieszki trochę się pogorszył przez powolny rozkład spowodowany ekscentryzmem i izolacją. Jest czymś w rodzaju relikwii, ale dla Nefilim jest świętą relikwią.
Jest o niej mowa tylko w Kodeksie Nocnych Łowców.
Źródło: https://shadowhunters.fandom.com/wiki/Baba_Agnieszka
Baba to oczywiście słowo, które jest używane chociażby w języku polskim, posiada negatywny wydźwięk. Imię Agnieszka pochodzi z języka greckiego i oznacza świętą, czy czystą.
Baba Agnieszka jest jednym z ośmiu żyjących czarowników, którzy twierdzą, że urodzili się przed Jonathanem Nocnym Łowcą. Mówi się, że jest starszą siostrą Elphasa, który napisał pierwszą książkę o demonologii.
Od 1452 roku żyje w spokoju w Idrisie w chatce zbudowanej specjalnie dla niej przez Nocnych Łowców ze względu na jej więzi rodzinne. Wydaje się, że stan psychiczny Agnieszki trochę się pogorszył przez powolny rozkład spowodowany ekscentryzmem i izolacją. Jest czymś w rodzaju relikwii, ale dla Nefilim jest świętą relikwią.
Jest o niej mowa tylko w Kodeksie Nocnych Łowców.
Źródło: https://shadowhunters.fandom.com/wiki/Baba_Agnieszka
sobota, 9 listopada 2019
Flash fiction #3 - Christopher Lightwood i Henry Fairchild
W trzecim flash fiction dowiadujemy się, dlaczego Christopher postanowił zostać naukowcem, co wpłynęło na jego decyzję i widzimy kogoś, kto docenia Henry'ego. No i jest wspomniana Maria Skłodowska - Curie, jeżeli kogoś to ucieszy :D A no i więcej Gabriela jako taty.
"Londyn 1901 rok
Jednym z najwcześniejszych wspomnień Christophera była jego mama Cecily Lightwood wnoszona pędem do izby chorych po walce z gniazdem demonów Raum. Christopher i jego starsza siostra Anna byli w tym czasie w Instytucie Londyńskim pod opieką cioci Tessy i wujka Willa, podczas gdy ich rodzice byli na patrolu. Ciocia Tessa zabrała go szybko, ale zdążył jeszcze zobaczyć zaniepokojoną minę wujka Willa, gdy poszedł wezwać Cichych Braci.
Później, Christopher siedział przy łóżku swojej mamy, gdy dochodziła do siebie po truciźnie Rauma. Odzyskiwała i traciła przytomność, budząc się i uśmiechając, kiedy go dostrzegała, by znowu zapaść w sen. Wujek Will machał w przejęciu rękami, rozpaczając, że jego siostra była za bardzo odważna dla własnego dobra. Tata Christophera, Gabriel Lightwood, przypomniał Willowi, że odwaga pomimo wszelkich przeciwności była czymś co sprawiało, że byli Nocnymi Łowcami, prawda? To sprawiło, że Will prychnął. Jednak Christopher widział, że jego tata był naprawdę przerażony, bardzo mu ulżyło, gdy Cecily zdrowiała.
Christopher oparł się o tatę.
- Czy polowanie na demony jest przerażające? - zapytał.
Gabriel westchnął i przyciągnął Christophera bliżej.
- Może być przerażające, ale świat pustoszony przez demony jest o wiele bardziej przerażający.
To miało sens, ale Christopher kontynuował zadawanie pytań.
- Walczenie z nimi, używając mieczy i sztyletów, to jest przerażające. A co gdyby były inne sposoby na walkę z nimi?
Jego tata wyglądał na zdziwionego.
- Chodzi ci o bronie dystansowe? Łuki i strzały?
Christopher nie umiał wytłumaczyć pomysłów, które pędziły w jego głowie. Nie potrafił ich jeszcze nazwać. Zamiast tego tylko się uśmiechnął.
- Nie dokładnie - powiedział. - Ale nie martw się. Rozgryzę to.
Kiedy Christopher miał osiem lat, jego tata i wujek Gideon zamknęli się w gabinecie i rozmawiali głośno poważnym tonem o ciotce Christophera, Tatianie, oraz jej synu, Jesse'em. Christopher zrozumiał, że Jesse był kuzynem, którego nigdy nie poznał, i że Jesse był chory.
Niedługo potem, dostali wiadomość, że Jesse nie żyje. Tata Christophera próbował spotkać się z ciotką Tatianą, ale nie chciała go widzieć. Kiedy Gabriel wrócił do domu, Cecily przytuliła go, a on płakał. Christopher był zszokowany nie tak bardzo na widok łez taty jak na wieść, że mieli kuzyna, którego nie mieli pozwolenia spotkać i teraz już nigdy nie mogli. Myśli zaprzątały umysł Christophera. To wszystko nie tak. Gdybyśmy go spotkali, bylibyśmy w stanie mu pomóc. Uratować go. Ale gdy powiedział to do swojej mamy, Cecily tylko uśmiechnęła się smutno.
- Jesteś odważnym i dzielnym chłopcem - powiedziała. - Świat potrzebuje więcej umysłów takich jak twój, Christopherze. Ale nie możesz wziąć na siebie odpowiedzialności za ratowanie każdego życia. To za duży ciężar dla udźwignięcia dla jednej osoby. Cisi Bracia byli z Jesse'em zanim umarł, a oni są najmądrzejszymi spośród nas. Na pewno by go uratowali, gdyby to było możliwe.
Christopher pomyślał: Ale Cisi Bracia znają tylko pewne rodzaje wiedzy. Co, gdyby był inny jej rodzaj, który mógłby uratować Jesse'ego? Ale ugryzł się w język.
Gdy Christopher miał dziesięć lat, jego siostra Anna została ugryziona przez demona, a do rany wdała się infekcja. Cała rodzina szalała ze zmartwienia przez jeden dzień i noc nad starszą siostrą Christophera. Gorączka była problemem, który trwał, problemem, który pojawił się w jego umyśle, domagając się rozwiązania. Zbyt często w swoim życiu, Christopher przyłapywał się na ciągłym powtarzaniu myśli, które miał w dniu, w którym, zmarł Jesse: To wszystko nie tak. Coś trzeba zrobić.
Christopher miał wielu kuzynów. Matthew nie był kuzynem, ale ich rodzice się przyjaźnili i byli jak rodzina: to zawsze było wiadome. Christopher nazywał tatę Matthew wujkiem Henrym odkąd zaczął mówić i zawsze był pod wrażeniem intrygującego krzesła, które miał Henry. Pewnego dnia Christopher dostał się do laboratorium Henry'ego, które uznał za jeszcze bardziej intrygujące niż krzesło. Henry zostawił swoje notatki na temat pewnego eksperymentu, a Christopher natychmiast spróbował przeprowadzić tenże eksperyment.
Nigdy nie zapominasz swojej pierwszej eksplozji.
- Och, bardzo dobrze, bardzo dobrze przemyślane - powiedział wujek Henry, ale później ciocia Charlotte wzięła go na słowo. To tak naprawdę było wiele słów. Christopher nie rozumiał dlaczego ludzie byli tacy nieprecyzyjni.
Po wielu słowach, wujek Henry powiedział, że Christopher jest za młody by powodować eksplozje, i że laboratorium jest niebezpiecznym miejscem, a Christopher nie może dotykać niczego bez pozwolenia. Nie mógł także Matthew, ale Matthew nawet nie chciał. Matthew interesował się rozmawianiem o zdumiewających rzeczach takich jak, dlaczego wujek Henry powinien "jeść więcej" i zakończyć genialny eksperyment przez głupi powód jak "wszystko się pali".
Christophera pchała prawdziwa naukowa ciekawość. Zastanawiał się nad problemem i dawał sobie pozwolenie, by dotykać cokolwiek chciał w laboratorium. Czasami wujek Henry musiał zamykać rzeczy przed Christopherem, więc Christopher musiał włamywać się do szafek.
Było to dosyć dokuczliwe, ale naukowy postęp był jak lawina, której nie dało się zatrzymać. Christopher czytał prace Marii Skłodowskiej - Curie o radzie, który mógł leczyć raka. Czytał pracę Johna Snowa o tym jak cholera może roznosić się przez publiczne pompy wodne. Próbował napisać swoją własną pracę o Bramie - wynalazku Henry'ego Fairchilda. To byli ludzie, którzy patrzyli na świat odkrywczo, szukając przyczyny problemów dręczących ludzkość.
- Jak sądzisz, który Nocny Łowca ocalił najwięcej istnień, chłopcze? - zapytał go Inkwizytor, kiedy Inkwizytor wizytował Konsul w jej domu w Londynie, a Christopher wyłonił się z laboratorium, by wziąć sobie przekąskę. - Sądzę, że uważasz, że twój tata.
- Nie - powiedział Christopher po chwili zastanowienia. - Sądzę, że mój wujek Henry.
Inkwizytor wyglądał na oszołomionego.
- Przeprowadziłem analizę - powiedział spokojnie Christopher. - Jeżeli wujek Henry nie stworzyłyby Bramy, jest wysokie prawdopodobieństwo, że byłoby nas o jedną trzecią mniej. Uważam, że sam zginąłby pan dziewięć lat temu podczas ataku Dantalionów na Instytut w Yorku. Ponieważ Bramy będą istnieć jeszcze długo po śmierci wujka Henry'ego, uważam, że uratuje on więcej ludzi niż jakikolwiek inny Nocny Łowca, łącznie z Jonathanem Nocnym Łowcą. Chyba, że stworzę coś, co będzie równie użyteczne. A oczywiście mam ambicję, żeby to zrobić.
Christopher wrócił do laboratorium, myśląc o demonach. Jak poruszały się pomiędzy dwoma światami, jak zabijanie ich było tylko czasowym rozwiązaniem, bo zawsze odradzały się w swoich własnych wymiarach i wracały, by odpłacić się jeszcze większym spustoszeniem. Jak nikt nie zdawał się, patrzeć na rdzeń tego problemu. Cóż, prawie nikt.
- Czy to cię czasami niepokoi? - Christopher zapytał Henry'ego niezobowiązująco kilka godzin później. - Jacy są nasi ludzie? Co cenią, a co... nie?
Henry zaśmiał się.
- Czy to ma znaczenie, czy mnie niepokoi? Nie zmienia to faktu, że jest praca do wykonania.
Była to rozsądna i praktyczna odpowiedź, ale tym razem Christopher chciał więcej. Henry rozumiał go, jak zawsze.
- Wiem, co sam cenię - powiedział pewnie Henry. - Nie uważam, byśmy byli oddzieleni od zwyczajów Nefilim, jak ci się wydaje. Wszyscy jesteśmy wojownikami, naładowani przez Anioła, by utrzymywać świat bezpiecznym, ale na nasze różne sposoby. Nie wygramy, jeżeli będziemy walczyć samotnie. Czego najbardziej pragniesz?
- Jest tak dużo rzeczy nieprawidłowych na świecie - powiedział Christopher.- Chcę, żeby to miało sens. Chcę to poprawić. Chcę znaleźć rozwiązania, będące przez innych przeoczone. - Spojrzał na układy okrzemek, na lśniący mosiądz mikroskopów, broń, którą próbowali zmodyfikować i urządzenia, które próbowali stworzyć. Matthew mówił wiele o prawdzie i pięknie. To tutaj Christopher zawsze je znajdował.
- Do tego najbardziej czułem się powołany - powiedział Henry. - Zawsze uważałem za słuszne, użycie mojego umysłu, najlepszej broni jaką posiadam w sprawie w jaką wierzę. Ciesze się, że sięgasz po broń, po którą sam sięgnąłem.
- Więc powinienem dołączyć do twoich wszystkich eksperymentów - powiedział triumfalnie Christopher.
- Tak - powiedział Henry. po chwili zawahał się, a przez moment Christopher myślał, że wygłosi mowę na temat bycia ostrożnym i zapobieganiu eksplozjom. Ale Henry tego nie zrobił. Zamiast tego powiedział - Tak, sądzę, że powinieneś.
Od tej chwili, Christopher uważał naukę nie tylko za coś co kochał, ale jego obowiązek jako Nocnego Łowcy. Może nikt inny tak nie uważał, ale on sam sądził, że był równie oddany jak Żelazna Siostra czy Cichy Brat, wojownik wychodzący naprzód, by zmierzyć się z chordą demonów.
Kiedy był zmęczony, albo ludzie mówili mu, że jest niedorzeczny, albo jego mały braciszek płakał za jego drzwiami, Christopher przypominał sobie uśmiech na twarzy Nocnego Łowcy, którego szanował najbardziej, i Henry'ego, mówiącego:
- Chodź, Christopherze. Podnieś swoją najlepszą broń i stań do swojej najlepszej walki." (tłumaczenie własne)
Jest to jedno z moich ulubionych opowiadań, które jak na razie opublikowała Cassandra i jest mimo wszystko takie kochane.
"Londyn 1901 rok
Jednym z najwcześniejszych wspomnień Christophera była jego mama Cecily Lightwood wnoszona pędem do izby chorych po walce z gniazdem demonów Raum. Christopher i jego starsza siostra Anna byli w tym czasie w Instytucie Londyńskim pod opieką cioci Tessy i wujka Willa, podczas gdy ich rodzice byli na patrolu. Ciocia Tessa zabrała go szybko, ale zdążył jeszcze zobaczyć zaniepokojoną minę wujka Willa, gdy poszedł wezwać Cichych Braci.
Później, Christopher siedział przy łóżku swojej mamy, gdy dochodziła do siebie po truciźnie Rauma. Odzyskiwała i traciła przytomność, budząc się i uśmiechając, kiedy go dostrzegała, by znowu zapaść w sen. Wujek Will machał w przejęciu rękami, rozpaczając, że jego siostra była za bardzo odważna dla własnego dobra. Tata Christophera, Gabriel Lightwood, przypomniał Willowi, że odwaga pomimo wszelkich przeciwności była czymś co sprawiało, że byli Nocnymi Łowcami, prawda? To sprawiło, że Will prychnął. Jednak Christopher widział, że jego tata był naprawdę przerażony, bardzo mu ulżyło, gdy Cecily zdrowiała.
Christopher oparł się o tatę.
- Czy polowanie na demony jest przerażające? - zapytał.
Gabriel westchnął i przyciągnął Christophera bliżej.
- Może być przerażające, ale świat pustoszony przez demony jest o wiele bardziej przerażający.
To miało sens, ale Christopher kontynuował zadawanie pytań.
- Walczenie z nimi, używając mieczy i sztyletów, to jest przerażające. A co gdyby były inne sposoby na walkę z nimi?
Jego tata wyglądał na zdziwionego.
- Chodzi ci o bronie dystansowe? Łuki i strzały?
Christopher nie umiał wytłumaczyć pomysłów, które pędziły w jego głowie. Nie potrafił ich jeszcze nazwać. Zamiast tego tylko się uśmiechnął.
- Nie dokładnie - powiedział. - Ale nie martw się. Rozgryzę to.
Kiedy Christopher miał osiem lat, jego tata i wujek Gideon zamknęli się w gabinecie i rozmawiali głośno poważnym tonem o ciotce Christophera, Tatianie, oraz jej synu, Jesse'em. Christopher zrozumiał, że Jesse był kuzynem, którego nigdy nie poznał, i że Jesse był chory.
Niedługo potem, dostali wiadomość, że Jesse nie żyje. Tata Christophera próbował spotkać się z ciotką Tatianą, ale nie chciała go widzieć. Kiedy Gabriel wrócił do domu, Cecily przytuliła go, a on płakał. Christopher był zszokowany nie tak bardzo na widok łez taty jak na wieść, że mieli kuzyna, którego nie mieli pozwolenia spotkać i teraz już nigdy nie mogli. Myśli zaprzątały umysł Christophera. To wszystko nie tak. Gdybyśmy go spotkali, bylibyśmy w stanie mu pomóc. Uratować go. Ale gdy powiedział to do swojej mamy, Cecily tylko uśmiechnęła się smutno.
- Jesteś odważnym i dzielnym chłopcem - powiedziała. - Świat potrzebuje więcej umysłów takich jak twój, Christopherze. Ale nie możesz wziąć na siebie odpowiedzialności za ratowanie każdego życia. To za duży ciężar dla udźwignięcia dla jednej osoby. Cisi Bracia byli z Jesse'em zanim umarł, a oni są najmądrzejszymi spośród nas. Na pewno by go uratowali, gdyby to było możliwe.
Christopher pomyślał: Ale Cisi Bracia znają tylko pewne rodzaje wiedzy. Co, gdyby był inny jej rodzaj, który mógłby uratować Jesse'ego? Ale ugryzł się w język.
Gdy Christopher miał dziesięć lat, jego siostra Anna została ugryziona przez demona, a do rany wdała się infekcja. Cała rodzina szalała ze zmartwienia przez jeden dzień i noc nad starszą siostrą Christophera. Gorączka była problemem, który trwał, problemem, który pojawił się w jego umyśle, domagając się rozwiązania. Zbyt często w swoim życiu, Christopher przyłapywał się na ciągłym powtarzaniu myśli, które miał w dniu, w którym, zmarł Jesse: To wszystko nie tak. Coś trzeba zrobić.
Christopher miał wielu kuzynów. Matthew nie był kuzynem, ale ich rodzice się przyjaźnili i byli jak rodzina: to zawsze było wiadome. Christopher nazywał tatę Matthew wujkiem Henrym odkąd zaczął mówić i zawsze był pod wrażeniem intrygującego krzesła, które miał Henry. Pewnego dnia Christopher dostał się do laboratorium Henry'ego, które uznał za jeszcze bardziej intrygujące niż krzesło. Henry zostawił swoje notatki na temat pewnego eksperymentu, a Christopher natychmiast spróbował przeprowadzić tenże eksperyment.
Nigdy nie zapominasz swojej pierwszej eksplozji.
- Och, bardzo dobrze, bardzo dobrze przemyślane - powiedział wujek Henry, ale później ciocia Charlotte wzięła go na słowo. To tak naprawdę było wiele słów. Christopher nie rozumiał dlaczego ludzie byli tacy nieprecyzyjni.
Po wielu słowach, wujek Henry powiedział, że Christopher jest za młody by powodować eksplozje, i że laboratorium jest niebezpiecznym miejscem, a Christopher nie może dotykać niczego bez pozwolenia. Nie mógł także Matthew, ale Matthew nawet nie chciał. Matthew interesował się rozmawianiem o zdumiewających rzeczach takich jak, dlaczego wujek Henry powinien "jeść więcej" i zakończyć genialny eksperyment przez głupi powód jak "wszystko się pali".
Christophera pchała prawdziwa naukowa ciekawość. Zastanawiał się nad problemem i dawał sobie pozwolenie, by dotykać cokolwiek chciał w laboratorium. Czasami wujek Henry musiał zamykać rzeczy przed Christopherem, więc Christopher musiał włamywać się do szafek.
Było to dosyć dokuczliwe, ale naukowy postęp był jak lawina, której nie dało się zatrzymać. Christopher czytał prace Marii Skłodowskiej - Curie o radzie, który mógł leczyć raka. Czytał pracę Johna Snowa o tym jak cholera może roznosić się przez publiczne pompy wodne. Próbował napisać swoją własną pracę o Bramie - wynalazku Henry'ego Fairchilda. To byli ludzie, którzy patrzyli na świat odkrywczo, szukając przyczyny problemów dręczących ludzkość.
- Jak sądzisz, który Nocny Łowca ocalił najwięcej istnień, chłopcze? - zapytał go Inkwizytor, kiedy Inkwizytor wizytował Konsul w jej domu w Londynie, a Christopher wyłonił się z laboratorium, by wziąć sobie przekąskę. - Sądzę, że uważasz, że twój tata.
- Nie - powiedział Christopher po chwili zastanowienia. - Sądzę, że mój wujek Henry.
Inkwizytor wyglądał na oszołomionego.
- Przeprowadziłem analizę - powiedział spokojnie Christopher. - Jeżeli wujek Henry nie stworzyłyby Bramy, jest wysokie prawdopodobieństwo, że byłoby nas o jedną trzecią mniej. Uważam, że sam zginąłby pan dziewięć lat temu podczas ataku Dantalionów na Instytut w Yorku. Ponieważ Bramy będą istnieć jeszcze długo po śmierci wujka Henry'ego, uważam, że uratuje on więcej ludzi niż jakikolwiek inny Nocny Łowca, łącznie z Jonathanem Nocnym Łowcą. Chyba, że stworzę coś, co będzie równie użyteczne. A oczywiście mam ambicję, żeby to zrobić.
Christopher wrócił do laboratorium, myśląc o demonach. Jak poruszały się pomiędzy dwoma światami, jak zabijanie ich było tylko czasowym rozwiązaniem, bo zawsze odradzały się w swoich własnych wymiarach i wracały, by odpłacić się jeszcze większym spustoszeniem. Jak nikt nie zdawał się, patrzeć na rdzeń tego problemu. Cóż, prawie nikt.
- Czy to cię czasami niepokoi? - Christopher zapytał Henry'ego niezobowiązująco kilka godzin później. - Jacy są nasi ludzie? Co cenią, a co... nie?
Henry zaśmiał się.
- Czy to ma znaczenie, czy mnie niepokoi? Nie zmienia to faktu, że jest praca do wykonania.
Była to rozsądna i praktyczna odpowiedź, ale tym razem Christopher chciał więcej. Henry rozumiał go, jak zawsze.
- Wiem, co sam cenię - powiedział pewnie Henry. - Nie uważam, byśmy byli oddzieleni od zwyczajów Nefilim, jak ci się wydaje. Wszyscy jesteśmy wojownikami, naładowani przez Anioła, by utrzymywać świat bezpiecznym, ale na nasze różne sposoby. Nie wygramy, jeżeli będziemy walczyć samotnie. Czego najbardziej pragniesz?
- Jest tak dużo rzeczy nieprawidłowych na świecie - powiedział Christopher.- Chcę, żeby to miało sens. Chcę to poprawić. Chcę znaleźć rozwiązania, będące przez innych przeoczone. - Spojrzał na układy okrzemek, na lśniący mosiądz mikroskopów, broń, którą próbowali zmodyfikować i urządzenia, które próbowali stworzyć. Matthew mówił wiele o prawdzie i pięknie. To tutaj Christopher zawsze je znajdował.
- Do tego najbardziej czułem się powołany - powiedział Henry. - Zawsze uważałem za słuszne, użycie mojego umysłu, najlepszej broni jaką posiadam w sprawie w jaką wierzę. Ciesze się, że sięgasz po broń, po którą sam sięgnąłem.
- Więc powinienem dołączyć do twoich wszystkich eksperymentów - powiedział triumfalnie Christopher.
- Tak - powiedział Henry. po chwili zawahał się, a przez moment Christopher myślał, że wygłosi mowę na temat bycia ostrożnym i zapobieganiu eksplozjom. Ale Henry tego nie zrobił. Zamiast tego powiedział - Tak, sądzę, że powinieneś.
Od tej chwili, Christopher uważał naukę nie tylko za coś co kochał, ale jego obowiązek jako Nocnego Łowcy. Może nikt inny tak nie uważał, ale on sam sądził, że był równie oddany jak Żelazna Siostra czy Cichy Brat, wojownik wychodzący naprzód, by zmierzyć się z chordą demonów.
Kiedy był zmęczony, albo ludzie mówili mu, że jest niedorzeczny, albo jego mały braciszek płakał za jego drzwiami, Christopher przypominał sobie uśmiech na twarzy Nocnego Łowcy, którego szanował najbardziej, i Henry'ego, mówiącego:
- Chodź, Christopherze. Podnieś swoją najlepszą broń i stań do swojej najlepszej walki." (tłumaczenie własne)
Jest to jedno z moich ulubionych opowiadań, które jak na razie opublikowała Cassandra i jest mimo wszystko takie kochane.
wtorek, 5 listopada 2019
Fragment "Chain of Gold" - Jordelia po balu
"- Ostatnej nocy - powiedziała Cordelia. - byłeś wobec mnie bardzo niemiły i oczekuję przeprosin.
James spojrzał na nią. Więc to tak byłoby być wyższą od Jamesa, pomyślała. Nie przeszkadzało jej to. Miał spokojny wyraz twarzy, nawet nieczytelny. Nie patrzył na nią nieprzyjaźnie, ale było to spojrzenie całkowicie zamknięte, nie wpuszczające nikogo do środka. Było to spojrzenie, które widziała już wcześniej na twarzy Jamesa: nazywała je w myślach Maską.
Uniosła brew.
- Nie zamierzasz przeprosić?
Może bycie od niego wyższym wcale nie było lepsze, pomyślała. Kiedy spojrzał do góry, na nią, musiał to zrobić przez swoje rzęsy, które były gęste i czarne jak jak jedwabne frędzle w szalu.
- Próbuję znaleźć najlepszy sposób na zrobienie tego. To, co zrobiłem - zostawienie cię na parkiecie - było niewybaczalne. Staram się znaleźć powód, dla którego mogłabyś mi wybaczyć, ponieważ jeśli byś tego nie zrobiła, złamałoby mi to serce.
Odchrząknęła.
- To przyzwoity początek.
Uśmiechnął się lekko, ale szczerze.
- Zawsze miałaś wyrozumiałe serce, Daisy.
- O nie, żadnego "Daisy" - powiedziała. - Czy spędziłeś chociaż chwilę, by zastanowić się jak to jest być dziewczyną w takiej sytuacji? Dziewczyna nie może poprosić mężczyzny do tańca; jest na łasce przeciwnej płci. Nawet nie może odmówić tańca, jeżeli jest o niego poproszona. Zostanie opuszczoną przez chłopaka podczas tańca jest upokarzające. A jeżeli stanie się to w dzień, w który ma na sobie naprawdę koszmarną suknię, nawet bardziej. Wszyscy będą się zastanawiać, co jest ze mną nie tak.
Jego oczy rozszerzyły się szeroko.
- Nie tak z tobą? - Powtórzył. - Z tobą jest wszystko w porządku. Wszystko, co mówisz jest prawdą, a ja jestem głupcem, że nie pomyślałem o tym wcześniej. Wszystko, co mogę zrobić, to przysiąc ci, że nie będzie ci niczego brakować na żadnym spotkaniu towarzyskim w przyszłości, zawsze mając kogoś do obrony i tańca. Możesz temu nie wierzyć, poznawszy Thomasa, Matthew i Christophera, ale są dość popularni. Możemy sprawić, że staniesz się znana.
- Naprawdę? - powiedziała. - Thomas, Matthew i Christopher są popularni?
Zaśmiał się.
- Tak, i obiecam ci coś jeszcze na przyszłość. Jeżeli znowu cię urażę, to ja będę miał na sobie koszmarną suknię na następnym ważnym spotkaniu towarzyskim."
James spojrzał na nią. Więc to tak byłoby być wyższą od Jamesa, pomyślała. Nie przeszkadzało jej to. Miał spokojny wyraz twarzy, nawet nieczytelny. Nie patrzył na nią nieprzyjaźnie, ale było to spojrzenie całkowicie zamknięte, nie wpuszczające nikogo do środka. Było to spojrzenie, które widziała już wcześniej na twarzy Jamesa: nazywała je w myślach Maską.
Uniosła brew.
- Nie zamierzasz przeprosić?
Może bycie od niego wyższym wcale nie było lepsze, pomyślała. Kiedy spojrzał do góry, na nią, musiał to zrobić przez swoje rzęsy, które były gęste i czarne jak jak jedwabne frędzle w szalu.
- Próbuję znaleźć najlepszy sposób na zrobienie tego. To, co zrobiłem - zostawienie cię na parkiecie - było niewybaczalne. Staram się znaleźć powód, dla którego mogłabyś mi wybaczyć, ponieważ jeśli byś tego nie zrobiła, złamałoby mi to serce.
Odchrząknęła.
- To przyzwoity początek.
Uśmiechnął się lekko, ale szczerze.
- Zawsze miałaś wyrozumiałe serce, Daisy.
- O nie, żadnego "Daisy" - powiedziała. - Czy spędziłeś chociaż chwilę, by zastanowić się jak to jest być dziewczyną w takiej sytuacji? Dziewczyna nie może poprosić mężczyzny do tańca; jest na łasce przeciwnej płci. Nawet nie może odmówić tańca, jeżeli jest o niego poproszona. Zostanie opuszczoną przez chłopaka podczas tańca jest upokarzające. A jeżeli stanie się to w dzień, w który ma na sobie naprawdę koszmarną suknię, nawet bardziej. Wszyscy będą się zastanawiać, co jest ze mną nie tak.
Jego oczy rozszerzyły się szeroko.
- Nie tak z tobą? - Powtórzył. - Z tobą jest wszystko w porządku. Wszystko, co mówisz jest prawdą, a ja jestem głupcem, że nie pomyślałem o tym wcześniej. Wszystko, co mogę zrobić, to przysiąc ci, że nie będzie ci niczego brakować na żadnym spotkaniu towarzyskim w przyszłości, zawsze mając kogoś do obrony i tańca. Możesz temu nie wierzyć, poznawszy Thomasa, Matthew i Christophera, ale są dość popularni. Możemy sprawić, że staniesz się znana.
- Naprawdę? - powiedziała. - Thomas, Matthew i Christopher są popularni?
Zaśmiał się.
- Tak, i obiecam ci coś jeszcze na przyszłość. Jeżeli znowu cię urażę, to ja będę miał na sobie koszmarną suknię na następnym ważnym spotkaniu towarzyskim."
poniedziałek, 4 listopada 2019
Wydanie specjalne "Chain of Gold"
Premiera "Chain of Gold" coraz bliżej, zostało 120 dni, więc pojawia się też coraz więcej informacji o tym jak będą wyglądać wydania tej książki.
Cassandra opublikowała wieści na temat "Collector's First Edition". Każde anglojęzyczne pierwsze wydanie "Chain of Gold" będzie "Collector's First Edition". Oznacza to, że jeżeli zakupimy tę książkę w wersji angielskiej (a najlepiej zamówimy przed premierą, żeby mieć pewność, że to pierwsze wydanie) w twardej oprawie dostaniemy właśnie specjalne wydanie. Zawarte w nim będą: duży rysunek wszystkich bohaterów oraz wcześniej niepublikowane w całości opowiadanie o ślubie oraz nocy poślubnej Tessy i Willa "Fairytale of London".
Jeżeli ktoś ma taki zamiar to można ją zamówić przez wiele stron, ja ostatnio poznałam stronę bookdepository, gdzie dostawa do Polski jest za darmo, co bardzo mnie ucieszyło, bo gdy kupowałam książkę przez niemiecki Amazon musiałam dodatkowo zapłacić 7 euro za przesyłkę.
Czy możemy liczyć na pojawienie się któregoś z tych bonusów w polskim tłumaczeniu? Możliwe! Kilka dni temu Cassandra na swoim profilu na Twitterze wstawiła zdjęcie dziewczyny jadącej pkp, trzymającej w ręku "Cienie z Nocnego Targu." Okazało się, że mama Cassie była w Polsce i jechała w przedziale z tą dziewczyną i zapytała ją czy może zrobić jej zdjęcie i wysłać swojej córce, czyli właśnie samej autorce. Cassandra była bardzo szczęśliwa, widząc to zdjęcie. W komentarzach pod jej wpisem, jedna dziewczyna zapytała, czy "Fairytale of London" będzie można przeczytać także w wersji polskiej książki. Cassandra powiedziała, że to możliwe.
Źródła: Tumblr/Instagram oraz Twitter Cassandry
Cassandra opublikowała wieści na temat "Collector's First Edition". Każde anglojęzyczne pierwsze wydanie "Chain of Gold" będzie "Collector's First Edition". Oznacza to, że jeżeli zakupimy tę książkę w wersji angielskiej (a najlepiej zamówimy przed premierą, żeby mieć pewność, że to pierwsze wydanie) w twardej oprawie dostaniemy właśnie specjalne wydanie. Zawarte w nim będą: duży rysunek wszystkich bohaterów oraz wcześniej niepublikowane w całości opowiadanie o ślubie oraz nocy poślubnej Tessy i Willa "Fairytale of London".
Jeżeli ktoś ma taki zamiar to można ją zamówić przez wiele stron, ja ostatnio poznałam stronę bookdepository, gdzie dostawa do Polski jest za darmo, co bardzo mnie ucieszyło, bo gdy kupowałam książkę przez niemiecki Amazon musiałam dodatkowo zapłacić 7 euro za przesyłkę.
Czy możemy liczyć na pojawienie się któregoś z tych bonusów w polskim tłumaczeniu? Możliwe! Kilka dni temu Cassandra na swoim profilu na Twitterze wstawiła zdjęcie dziewczyny jadącej pkp, trzymającej w ręku "Cienie z Nocnego Targu." Okazało się, że mama Cassie była w Polsce i jechała w przedziale z tą dziewczyną i zapytała ją czy może zrobić jej zdjęcie i wysłać swojej córce, czyli właśnie samej autorce. Cassandra była bardzo szczęśliwa, widząc to zdjęcie. W komentarzach pod jej wpisem, jedna dziewczyna zapytała, czy "Fairytale of London" będzie można przeczytać także w wersji polskiej książki. Cassandra powiedziała, że to możliwe.
Źródła: Tumblr/Instagram oraz Twitter Cassandry