To takie cudowne, że premiera tego opowiadania odbędzie się podczas Pride Month
"Ta była ubrudzona czymś fioletowym.
Ta miała dziurę w rękawie.
Tej brakowało... tyłu. Całego tyłu. Był tylko przód koszuli i dwa rękawy, walczące o życie.
- Christopher - powiedziała Anna, obracając w rękach ubranie. - Jak ty to robisz?
Każdy miał swoją krainę czarów. Dla jej brata Christophera i wujka Henry'ego było to laboratorium. Dla kuzyna Jamesa i wujka Willa - biblioteka. Dla Lucie, jej biurko do pisania, gdzie pisała swoje długie przygody dla Cordelii Carstairs. Dla Matthew Fairchilda był to każdy niebezpieczny zakątek Londynu.
Dla Anny Lightwood, była to szafa jej brata.
Z wielu powodów, dobrze było mieć brata, który nie zwracał w ogóle uwagi na swoje ubrania. Anna mogła ściągnąć płaszcz Christophera prosto z jego pleców, a on by tego nie zauważył. Jedynym minusem było to, że odzież Christophera przeżyła coś, czego nie powinno doświadczyć żadne ubranie. Były poplamione kwasami, przypalone ogniem, podziurawione przez ostre przedmioty, zostawione na deszczu... Jego odzież była jak muzeum eksperymentów i katastrof, postrzępiona, poplamiona, zwęglona i śmierdząca siarką.
Jednak dla Anny, ubrania ciągle były drogocenne.
Christopher był właśnie w odwiedzinach w Instytucie Londyńskim i u wujka Henry'ego, więc nie wróci przez godziny. Jej mama i tata byli w parku z jej maleńkim braciszkiem, Alexandrem. To była jej złota godzina i nie było czasu to stracenia. Christopher był teraz od niej wyższy i ciągle rósł. To oznaczało, że jego stare spodnie pasowały na nią. Wybrała parę, znalazła najmniej zniszczoną koszulę, kołnierzyki leżące na dnie szafy Christophera i wybrała najbardziej pasujące dodatki. Na jego toaletce znalazła kapelusz, w którym leżała kanapka. Z szynką, zauważyła Anna, gdy ją wyciągnęła i oczyściła z okruszków. Gdy miała wszystko, czego potrzebowała, zarzuciła wszystko na ramię i wymknęła się na korytarza, zamykając cicho drzwi.
Pokój Anny bardzo różnił się od tego należącego do jej brata. Jej ściany były pokryte tapetą koloru zgniłego różu. Obok łóżka leżała biała, koronkowa narzuta oraz różowy wazon z bzami. Jej kuzynka Lucie uwarzała jej pokój za dość uroczy. Anna miała inny gust. Gdyby mogła wybrać, tapeta byłaby goloru głębokiego szmaragdu, jej dekoracje czarne i złote. Miałaby szerokie szezlongi, na których mogłaby czytać i palić.
Miała jednak duże lustro i tylko to się teraz liczyło (lustro Christophera dokonało żywota podczas jego eksperymentu, podczas którego chciał zwiększyć efekt bycia niewidzialnym. Nie zostało wymienione.) Zaciągnęła zasłony, zasłaniając ciepłe światło lata i zaczęła się przebierać. Anna już długo wyrzekała się noszenia gorsetu - nie chciała ściskać sobie narządów wewnętrzynch czy wypychać do przodu swój mały biust. Ściągnęła swój herbaciany strój, pozwalając mu opaść na podłogę. Odsunęła go daleko. Ściągnęła pończochy, rozpuściła włosy. Spodnie były zebrane w kostkach, by pasować do jej wzrostu. Kilka korekt kamizelki zasłoniło zniszczenia koszuli. Ułożyła jedną z jego czarnych fularów doooła jej szczupłej szyi i dokładnie go zawiązała. Następnie wzięła derby, które wcześniej zawierały kanapkę z szynką i ułożyła je na głowie, chowając starannie włosy i układając je, dopóki nie wydawało się, że były krótkie.
Anna stanęła przed lustrem, przyglądając się efektom. Kamizelka trochę spłaszczyła jej pierś. Ścisnęła ją, dopóki nie pasowała idealnie. Zawinęła nogawki spodni i przekrzywiła kapelusz.
Teraz. Nawet w tych ubraniach - brudnych i z kanapkami z szynką i tak dalej - jej pewność siebie wzrosła. Już nie była niezgrabną dziewczyną, która wyglądała dziwnie w wstążkach i falbankach. Zamiast tego wyglądała elegancko, jej szczupłe ciało podkreślone przez surowe krawiectwo, kamizelka smagała wąską talię i rozświetlała wąskie biodra.
Pomyśleć co mogłaby zrobić z ubraniami Matthew Fairchilda. Był prawdziwym pawiem ze swoimi kolorowymi kamizelkami i pięknymi garniturami. Przeszła trochę do tyłu i do przodu, podnosząc swój kapelusz na widok niewidzialnych kobiet. Ukłoniła się, udając że bierze dłoń pięknej damy, utrzymując kontakt wzrokowy. Zawsze utrzymuj kontakt wzrokowy z piękną niewiastą, gdy przyciskasz swoje usta do jej dłoni.
- Oczarowana - powiedziała do damy z wyobraźni. - Czy zechciałaby pani ze mną zatańczyć?
Dama z wielką przyjemnością chciałaby zatańczyć.
Anna złapała w pasie swoją nieprawdziwą piękność; tańczyła z nią wiele razy. Mimo że Anna nie potrafiła zobaczyć jej twarzy, potrafiła przysiąc, że czuła materiał sukni swojej kochanki, miękki szelest, który wydawała, gdy przesuwała się po podłodze. Serce damy biło bardzo szybko, gdy Anna przycisnęła swoją dłoń. Jej dama pachniałaby czymś delikatnym. Może kwiatem pomarańczy. Anna przycisnęłaby swoją twarzy bliżej ucha damy i szeptała.
- Jesteś tutaj najpiękniejszą dziewczyną - Anna powiedziałaby.
Dama zarumieniłaby się i przysunęła bliżej.
- Jak to możliwe, że w każdym świetle wyglądasz jeszcze bardziej cudownie? - kontynuowałaby Anna. - Sposób w jaki aksamit twojej sukni dotyka twojej skóry. Sposób w jaki twój...
- Anna!
Upuściła towarzyszkę na podłogę ze zdziwienia.
- Anna! - Jej mama zawołała ją jeszcze raz. - Gdzie jesteś?
Anna pobiegła do drzwi i uchyliła je.
- Tutaj! - krzyknęła w panice.
- Możesz zejść na dół?
- Oczywiście - odpowiedziała Anna, równocześnie ściągając fular z szyi. - Już schodzę!
Anna musiała przejść po swojej leżącej partnerce w pośpiechu. Ściągnąć kamizelkę, spodnie. Wszystko ściągać, ściągać, ściągać. Wcisnęła ubrania na dno swojej szafy. Odrzucona suknia została błyskawicznie założona, jej palce biegały po guzikach. Wszystko w kobiecej garderobie było denerwujące i skomplikowane.
Kilka minut później, zbiegła po schodach, starając się wyglądać spokojnie. Jej mama, Cecily Lightwood, przeglądała stos listów na jej biurku w salonie.
- Spotkaliśmy Inkwizytora Bridgestocka, kiedy spacerowaliśmy - powiedziała. - Bridgestockowie dopiero co przyjechali z Idrisu. Zaproponowali nam wspólny obiad dzisiejszego popołudnia.
- Obiad z Inkwizytorem - powiedziała Anna. - Co za porywający sposób na spędzenie popołudnia.
- Jest to konieczne - powiedziała jej mama. - Musimy iść. Możesz zaopiekować się Christopherem, kiedy będziemy rozmawiać? Upewnij się, że niczego nie podpali. Lub nikogo.
- Tak - odpowiedziała Anna automatycznie. - Oczywiście.
Będzie to okropny wysiłek. Sprawy Clave łączyły się z za długo gotowaną wołowiną. Było tak wiele innych rzeczy, które mogła robić w piękną letnią noc w Londynie. Co gdyby mogła chodzić po ulicach ładnie ubrana z dziewczyną przy boku?
Pewnego dnia, dziewczyna będzie prawdziwa. Ubrania nie będą pożyczone i źle dopasowane.
Pewnego dnia będzie chodzić pewnym krokiem po ulicy, a kobiety padałyby u jej stóp (nie by zobaczyć jej idealnie wypolerowane półbuty), a mężczyźni będą unosić kapelusze do pożeraczki kobiecych serc bardziej uzdolnionej od nich.
Tylko nie dzisiaj."
Czy to nie cudowne, że w ciągu dwóch lat Anna stanie się taką osobą jaką chciała być?