Cześć. Jak tam po świętach?
Szkoda, że tak szybko się skończyły. Miałam dzisiaj napisać recenzję kolejnej książki. niestety jeszcze nie "Mechanicznej Księżniczki", ale... Dobra. Na razie nie będę zdradzać.
Szkoda, że tak szybko się skończyły. Miałam dzisiaj napisać recenzję kolejnej książki. niestety jeszcze nie "Mechanicznej Księżniczki", ale... Dobra. Na razie nie będę zdradzać.
Ale za to mam dla Was fragment "Miasta Rajskiego Ognia". Oto mój tytuł: "Co kupić osobie, a zwłaszcza Nocnemu Łowcy, który, ma wszystko?".
Frayowie nigdy nie byli uważani za religijną rodzinę, ale Clary kochała Piątą Aleję podczas Świąt Bożego Narodzenia. Powietrze pachniało słodkimi, pieczonymi kasztanami i wystawy w oknach sklepów błyszczały srebrem, czerwienią i zielenią. W tym roku do każdej lampy przyczepione były grube, okrągłe, krystaliczne płatki śniegu, odbijające zimowe promienie słoneczne tworząc złoto na szybach. Nie wspominając ogromnego drzewa przy Rockefelier Center. Rzucał on swój cień na nich, ją i Simona, gdy przechodzili przez bramę znajdującą się po stronie lodowiska. Obserwowali jak turyści przewracają się, próbując jeździć po lodzie.
Clary miała gorącą czekoladę w rękach, ciepło rozprzestrzeniało się po jej ciele. Czuła się prawie normalnie, idąc do Piątej, aby zobaczyć wystawy sklepowe i choinkę, co było zimową tradycją dla niej i Simon’a odkąd pamięta.
- Jak za starych czasów, nie prawda? – powiedział, powtarzając jej myśli, podpierając brodę na złożonych rękach.
Spojrzała na niego z ukosa. Miał na sobie czarne palto i szalik, który podkreślał bladość jego skóry w zimie. Jego oczy był zamglone, wskazując na to że dawno nie pił krwi. Wyglądał jakby był głodnym, zmęczonym wampirem.
Cóż – pomyślała. Prawie jak za starych czasów.
- Więcej ludzi, którym trzeba kupić prezenty – powiedziała. – Plus, zawsze traumatyczne pytanie co-kupić-komuś-na-pierwszą-gwiazdkę-po-tym-jak-zaczęliście-się-umawiać.
- Co dać Nocnemu Łowcy, który ma już wszystko. – powiedział Simon z szerokim uśmiechem
- Jace najbardziej lubi broń – westchnęła Clary. – Lubi książki, ale w Instytucie mają ogromną bibliotekę. Lubi klasyczną muzykę… – Oświeciło ją. Simon jest muzykiem; mimo, iż jego zespół był okropny i ciągle zmieniali swoją nazwę – obecnie nazywali się Zabójczy Suflet — on nadal ćwiczył. – Co dałbyś komuś kto lubi grać na pianinie?
- Pianino
- Simon.
- Naprawdę ogromny metronom, który może również być bronią?
Clary westchnęła z rozdrażnienia.
- Nuty. Rachmaninoff jest trudną sprawą, ale on lubi wyzwania.
- Teraz mówisz z sensem. Idę zobaczyć czy jest w okolicy jakiś sklep muzyczny. – Clary skończyła swoją gorącą czekoladę, wrzuciła kubek do pobliskiego kosza i wyciągnęła swój telefon. – A co z tobą? Co dajesz Isabelle?
- Nie mam pojęcia. – powiedział Simon. Zaczęli kierować się w stronę alei, gdzie stał ciąg pieszych gapiących się na okna.
- Proszę cię. Isabelle jest prosta.
- Mówisz o mojej dziewczynie. – Simon ściągnął brwi razem. – Tak sądzę. Nie jestem pewien. Nie dyskutowaliśmy na ten temat. Mam na myśli związek.
- Naprawdę musisz DTR, Simon.
- Co?
- Określić relacje (Define the relationship). Co to jest, co się dzieje. Czy jesteście chłopakiem i dziewczyną, tylko dla zabawy czy „to skomplikowane” lub co? Kiedy powie swoim rodzicom? Czy możesz widywać się z innymi?
Simon zbladł.
- Co? Poważnie?
- Poważnie. W międzyczasie—perfumy! – Clary chwyciła Simona za tył płaszcza i zaciągnęła go do sklepu kosmetycznego, w którym kiedyś był bank. W środku był ogromny, z rzędami lśniących buteleczek, wszędzie. – I coś niezwykłego – powiedziała, kierując się do sekcji zapachowej. – Isabelle nie będzie chciała pachnieć jak wszyscy. Będzie chciała pachnieć jak figi albo wetiwer albo…
- Figi? Figi mają zapach? – Simon spojrzał przerażony; Clary miała zacząć się z niego śmiać kiedy jej telefon zaczął wibrować. To była jej mama.
- Gdzie jesteś? Mamy nagły wypadek.
Clary miała gorącą czekoladę w rękach, ciepło rozprzestrzeniało się po jej ciele. Czuła się prawie normalnie, idąc do Piątej, aby zobaczyć wystawy sklepowe i choinkę, co było zimową tradycją dla niej i Simon’a odkąd pamięta.
- Jak za starych czasów, nie prawda? – powiedział, powtarzając jej myśli, podpierając brodę na złożonych rękach.
Spojrzała na niego z ukosa. Miał na sobie czarne palto i szalik, który podkreślał bladość jego skóry w zimie. Jego oczy był zamglone, wskazując na to że dawno nie pił krwi. Wyglądał jakby był głodnym, zmęczonym wampirem.
Cóż – pomyślała. Prawie jak za starych czasów.
- Więcej ludzi, którym trzeba kupić prezenty – powiedziała. – Plus, zawsze traumatyczne pytanie co-kupić-komuś-na-pierwszą-gwiazdkę-po-tym-jak-zaczęliście-się-umawiać.
- Co dać Nocnemu Łowcy, który ma już wszystko. – powiedział Simon z szerokim uśmiechem
- Jace najbardziej lubi broń – westchnęła Clary. – Lubi książki, ale w Instytucie mają ogromną bibliotekę. Lubi klasyczną muzykę… – Oświeciło ją. Simon jest muzykiem; mimo, iż jego zespół był okropny i ciągle zmieniali swoją nazwę – obecnie nazywali się Zabójczy Suflet — on nadal ćwiczył. – Co dałbyś komuś kto lubi grać na pianinie?
- Pianino
- Simon.
- Naprawdę ogromny metronom, który może również być bronią?
Clary westchnęła z rozdrażnienia.
- Nuty. Rachmaninoff jest trudną sprawą, ale on lubi wyzwania.
- Teraz mówisz z sensem. Idę zobaczyć czy jest w okolicy jakiś sklep muzyczny. – Clary skończyła swoją gorącą czekoladę, wrzuciła kubek do pobliskiego kosza i wyciągnęła swój telefon. – A co z tobą? Co dajesz Isabelle?
- Nie mam pojęcia. – powiedział Simon. Zaczęli kierować się w stronę alei, gdzie stał ciąg pieszych gapiących się na okna.
- Proszę cię. Isabelle jest prosta.
- Mówisz o mojej dziewczynie. – Simon ściągnął brwi razem. – Tak sądzę. Nie jestem pewien. Nie dyskutowaliśmy na ten temat. Mam na myśli związek.
- Naprawdę musisz DTR, Simon.
- Co?
- Określić relacje (Define the relationship). Co to jest, co się dzieje. Czy jesteście chłopakiem i dziewczyną, tylko dla zabawy czy „to skomplikowane” lub co? Kiedy powie swoim rodzicom? Czy możesz widywać się z innymi?
Simon zbladł.
- Co? Poważnie?
- Poważnie. W międzyczasie—perfumy! – Clary chwyciła Simona za tył płaszcza i zaciągnęła go do sklepu kosmetycznego, w którym kiedyś był bank. W środku był ogromny, z rzędami lśniących buteleczek, wszędzie. – I coś niezwykłego – powiedziała, kierując się do sekcji zapachowej. – Isabelle nie będzie chciała pachnieć jak wszyscy. Będzie chciała pachnieć jak figi albo wetiwer albo…
- Figi? Figi mają zapach? – Simon spojrzał przerażony; Clary miała zacząć się z niego śmiać kiedy jej telefon zaczął wibrować. To była jej mama.
- Gdzie jesteś? Mamy nagły wypadek.