Po długim i wyczerpującym
treningu, Alec zawsze dawał jej wycisk, Clary marzyła tylko o tym, aby zanurzyć
się w wannie wypełnionej po brzegi gorącą wodą z bąbelkami. Wiedziała, że nie
spodobałoby się to ludziom zajmującym się propagowaniem oszczędzania wody, ale
tylko to dawało prawdziwe ukojenie jej obolałym i naciągniętym do granic
możliwości mięśniom.
Po dłuższym zastanowieniu stwierdziła
jednak, że wcale nie chce wracać do domu. Luke i mama byli na miesiącu miodowym
na małej greckiej wyspie, a Clary nie miała ochoty spędzić całego popołudnia
siedząc samotnie w pustym domu. Wróciła się więc i skierowała się do biblioteki
w poszukiwaniu jakieś ciekawej książki.
Gdy doszła do biblioteki do głowy wpadł jej
pomysł, aby poszukać „Opowieści o dwóch miastach” Charlesa Dickensa. Ale nie
jakiegoś pierwszego lepszego egzemplarza, tylko tego wyjątkowego. Od kiedy
Jace, a raczej jego wersja podległa jej bratu, pokazał jej książkę, na której
stronie tytułowej znajdowała się długa dedykacja, Clary marzyła o tym, aby
powieść jeszcze raz wpadła w jej ręce. Chciała przeczytać ją całą. Tessa
opowiadała Clary pełno cudownych, zabawnych i śmiesznych rzeczy o Williamie
Herondale’u – praprapradziadku Jace’a – a to rozpaliło jej ciekawość.
Weszła do biblioteki i natychmiast
skierowała się do wijących schodów, prowadzących na galerię. Wiedziała, że
właśnie tam znajdują się powieści i poezje. Było jej ciepło i miło. Ktoś
napalił w kominku i pozapalał lampy, a za oknem gwiazdy świeciły delikatnie, między nimi księżyc obserwował wszystko co
dzieje się na Ziemi ze stoickim spokojem. Poszukiwania umilał jej dźwięk
fortepianu dochodzący z pokoju muzycznego i wlewający się delikatnie przez
szpary w drzwiach do kolejnych pokoi. Delikatne nuty składające się na jeden z
utworów Chopina, czarowały każdy przedmiot w pokoju, sprawiając, że wszystko co
otaczało dziewczynę wydawało jej się milsze, a jednocześnie smutniejsze, jakby…
żywe, posiadające duszę.
Szukała i szukała , ale nie mogła znaleźć.
Przeniosła swój wzrok na wyższe półki. Były tak wysoko, że musiała stać na
palcach i zadzierać głowę wysoko do góry.
Nagle jej włosy rozwiał wiatr.
- Dziwne – powiedziała do
siebie – skąd wziął się tutaj ten wiatr?
Nie wymyśliwszy nic
sensownego, wzruszyła ramionami i wróciła do poszukiwań. Po chwili zaczął
mrowić ją kark, a tak zawsze działo się, gdy ktoś ją obserwował. Rozejrzała się
dookoła. Była sama. Czyżby popadała w paranoję?
- Potrzebuje pani pomocy,
panno Fray? – zapytał rozbawiony głos, w charakterystyczny sposób przeciągający
samogłoski. Tak bardzo była zajęta szukaniem i martwieniem się o swój stan
psychiczny, że nie zorientowała się, że ucichły dźwięki fortepianu. Odwróciła
się powoli, doskonale wiedząc kto stoi tuż pod schodami. Nie zdziwiła się,
widząc tam Jace’a, pięknego jak zawsze. Jej serce zaczęło bić szybko, jakby
brało udział w maratonie. Clary nie widziała Jace’a tylko jeden dzień, ale w
jej wnętrzu już ziała straszliwa pustka, która wypełniała się tylko, gdy była
przy niej osoba, którą kochała najbardziej na świecie.
Jace patrzył jej w oczy i mimo wysokości,
widziała złośliwe iskierki w jego cudownych oczach. Ostatnimi czasy chłopak
nabrał zwyczaju mówienia do niej per Panno, panienko, pani itp. Możliwe, że
było to spowodowane tym, że tak dużo czasu oboje poświęcali na rozmowy z Tessą,
więc zaczęli używać zwrotów, obowiązujących w XIX wieku, ale nie używanych już
od dłuższego czasu.
- Dlaczego przestał pan grać?
– zapytała z uśmiechem.
- Postanowiłem poszukać
towarzystwa. Niestety wszystkie żywe dusze mieszkające tutaj wyszły na spacer,
chociaż ja uważam, że raczej by zażyć kąpieli słonecznych i napić się mrożonej
herbaty na werandzie razem ze swoimi adoratorami i przyzwoitkami. – mrugnął do niej. – Nawet nie
ma Churcha, a lubiłem do niego mówić. Zawsze, gdy z nim rozmawiałem widziałem
cień zrozumienia w jego oczach i czułem, że on naprawę rozumie. – Clary
wiedziała, że chłopak próbuje żartować, ale w jego oczach widziała, że nie
wypowiedział tych słów, tylko po to aby wywołać uśmiech na jej twarzy. Jace
naprawdę czuł się samotny.
- Na szczęście dla pana
stwierdziłam, że mam ochotę poczytać jakąś dobrą powieść.
- A pani chce znać moją opinię
na temat tych pozycji?
- Nie, panie Herondale.
Chciałabym, aby pokazał mi pan gdzie znajduje się egzemplarz „Opowieści o dwóch
miastach”, pochodzący z XIX wieku.
- Niech pani zejdzie na dół,
to pokażę pani gdzie leży.
Clary westchnęła w duchu. Zaczęła powoli
schodzić po schodach, sunąc dłonią po poręczy. Czuła na sobie jego wzrok.
Stanęła na ostatnim schodku. I popatrzyła
na Jace’a. Stał tak blisko, że wystarczyło wyciągnąć rękę by przesunąć dłonią
po tych pięknych, wystających kościach policzkowych, ale nie dość blisko. Mimo,
że stała na podwyższeniu, dalej była od niego niższa. Było to jednocześnie
irytujące i słodkie. Chłopak uśmiechał się delikatnie. Patrzył na nią szeroko
otwartymi, jarzącymi się, nawet w półmroku panującym w bibliotece, oczami.
Gdy zatrzymała się, przesunął leniwie wzrokiem
po jej nogach, talii, szyi, twarzy. Powoli jego oczy ciemniały, z każdą
sekundą, stając się o kolejne odcienie złota ciemniejszymi. Uniósł głowę tak,
że ich spojrzenia się spotkały. Gdy jego piękne oczy przesuwały się delikatnie
po jej ciele, czuła się tak jakby chciał ją zapamiętać. Zawsze uważała, że jego
spojrzenie ma magiczną moc: wydawało jej się, że potrafi dotknąć miejsc, na
których spoczywało. Jakby było niewidzialną dłonią pieszczącą jej ciało jak
piórko, jak najdelikatniejszy i najcichszy szept.
Zadrżała, pragnąc by ta chwila trwała
wiecznie. Tonęła w bursztynowych jeziorach. Pragnęła rzucić się Jace’owi w
ramiona, a jednocześnie stać bez ruchu, nie odrywając wzroku od jego oczu. Im
wyżej spoczywał jego wzrok tym bardziej drżała.
Po chwili czarne oczy chłopaka zatrzymały
się na jej ustach, a niewidzialna dłoń zaczęła sunąć po jej wargach, próbując
zapamiętać ich fakturę, kształt. W tym momencie nie czuła już nic oprócz ciepła
rozlewającego się powoli, falami po jej ciele. Dreszcze rozkoszy opanowały całe
jej ciało. Czuła się jak osika na gwałtownym wietrze. Kolana jej zmiękły. Intensywność
jego spojrzenia sprawiła, że na jej policzkach wykwitły ciemnoczerwone rumieńce.
Próbowała uspokoić swoje galopujące serce, by móc wydusić z siebie choć jedno
zdanie.
- To gdzie jest ta książka? –
zapytała, siląc się na obojętny, zaciekawiony, lekko zirytowany głos.
- Tu jej nie znajdziesz. Jest
u mnie w pokoju.
- Acha.
- Tak długo cię nie widziałem.
– jego głos się załamał. Dalej patrzył w jej oczy. - Już miałem nawet pomysł,
żeby pójść do Aleca i poprosić go, abym to ja mógł cię dziś trenować lub
chociaż obserwować. Tak bardzo pragnąłem cię zobaczyć. To była tortura.
- Całe szczęście, że zostałam
dłużej – powiedziała drżącym głosem. – Też za tobą tęskniłam. Musiałam cię
zobaczyć, więc postanowiłam, że zostanę. W domu i tak nikogo nie ma.
- Wiesz, czego mi brakowało? –
wyszeptał drżącym głosem.
- Nie – ona także szeptała.
Nie wiedziała dlaczego. Przecież byli sami. Jednak taki sposób mówienia nadawał
wszystkiemu tajemniczości, romantyczności i czegoś… co sprawiało, że Clary
czuła jakby czas cię zatrzymał, a ich nie miał nikt znaleźć, dopóki sami by
tego nie zapragnęli. Jace podszedł do niej leniwie. Ich ciała przeszedł
dreszcz, w momencie gdy dłonie się zetknęły, a palce splotły. Zaczerpnęła
gwałtownie tchu
- Za dotykiem twoich ust, -
przesunął opuszkiem palca po jej górnej wardze, a następnie obrysował kontury
jej dolnej wargi. - Za delikatnością twoich dłoni. – delikatnie ścisnął jej
ręce. - Za twoimi słodkimi piegami –
pocałował ją w czubek nosa, a ona zachichotała – za oczami, które ciemnieją gdy
jestem blisko ciebie. Tak jak teraz – zaśmiał się cicho, a następnie musnął
ustami najpierw jedną powieką, a potem drugą. Clary nie mogła zaczerpnąć tchu,
ani wykonać żadnego ruchu.
Chłopak obrócił delikatnie, prawie
niezauważalnie głowę i spojrzał za filar. Jemu
też wydaje się, że ktoś nas obserwuje? – zastanawiała się.
Uśmiechnął się chytrze. W dwóch susach pokonał dzielącą ich odległość i
oplótł swoje dłonie wokół jej talii. Musnął ustami jej policzek. Uniósł ją i
obrócił tak, że stała tyłem do regałów (wcześniej miała je po lewej stronie).
Dzieliło ją od nich parę kroków.
Gdy tylko dotknęła stopami podłogi, Jace
złapał ją za ramiona i popchnął delikatnie, tak że dotknęła plecami regałów
wypełnionych książkami.
- Wiesz, Jace. Czytałam
kiedyś, że po roku związku miłość, która kiedyś łączyła ludzi – zamienia się w
przywiązanie i od paru miesięcy bałam się, że…
- Że z nami będzie tak samo? –
dokończył za nią.
- Tak. – wyszeptała.
- I do jakiego wniosku
doszłaś?
- Że z nami jest inaczej.
-Też tak uważam. Mój umysł i
ciało reagują na twoją obecność tak samo jak wczoraj, miesiąc temu, pół roku
temu, czy jeszcze wcześniej.
- Cieszę się, że to słyszę. Ja
też czuję się tak samo.
- Czyli jak? – zapytał
chytrze.
- A nie widać? – zapytała z
uśmiechem.
- Widać, ale chciałbym, żebyś
to powiedziała.
- Gdy tylko jesteś blisko mnie
moje serce przyśpiesza, a ręce drżą. Czuję się tak jakbym traciła grunt spod
nóg i tylko ty jesteś w stanie mi go dać. Gdy cię przy mnie nie ma, czuję w
sercu wielką pustkę. A w momencie, w którym ze mną jesteś czuję jakby zalewała
ją czysta miłość. Nigdy nie myślałam, że coś takiego poczuję. Nawet nie
wiedziałam, że takie uczucia istnieją.
- Czuję się tak samo. W powieściach zawsze opisywane są uczucia
związane z zakochaniem i pierwszą miłością. Nawet Dickens to opisywał. Czytałaś
„Życie i przygody Nicholasa Nickleby”? – pokręciła przecząco głową. – Więc jest
tam opisane jak główny bohater zakochuje się w dziewczynie oraz ból związany z
rozłąką. Jednak to jest nic w porównaniu z tym co czuję, gdy nie ma cię przy
mnie. - pochylił głowę i wtulił ją w zagłębieniu między głową a szyją Clary -
Kocham cię. Najbardziej na świecie. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie? Wiesz,
o tym, prawda?
Zamiast odpowiedzieć dziewczyna złapała
jego koszulę i przyciągnęła do siebie. Jace pochylił się i złączył ich usta w
słodkim pocałunku. Wplótł palce jednej ręki w jej włosy, a drugą zaczął sunąć
powoli wzdłuż jej ciała.
Położyła swoje dłonie na jego karku, palce
wplątały się miedzy jego włosy i zaczęły ciągnąć je delikatnie. Jace składał na
jej ustach powolne, delikatne pocałunki. Każdy był potwierdzeniem tego co mówił
wcześniej. Cały pocałunek był jednym, wielkim wyznaniem miłości.
Clary starała się powiedzieć mu bez słowa
to co czuła w głębi duszy. Potwierdzić to co mówiła. Chciała pokazać mu, że go
kocha, że jest dla niej kimś bardzo ważnym, że tęskni za nim nawet podczas
minutowej rozłąki, że cały dzień czekała aż skończy się trening, by mogła się z
nim spotkać. To, że uważa go za kogoś cudownego, wspaniałego i jedynego
rodzaju. To, że czuła się przy nim jak ktoś wyjątkowy.
Jace delikatnie przesunął językiem po jej
dolnej wardze, a ona gwałtownie zaczerpnęła tchu. Czuła się tak jakby jej usta
były pod napięciem, a dotyk warg chłopaka sprawiał, że pojawiały się na nich
delikatne wyładowania. To było coś cudownego i pięknego. Poczuła ucisk w
brzuchu, gorączkowe ciepło przepływające falami przez jej żyły. Ocieplało jej
ciało, sprawiało, że płonęła.
Przesunęła
swoje dłonie na jego twarz i delikatnie się odsunęła, mimo że całe jej ciało,
łącznie z umysłem, krzyczało by tego nie robiła.
- Kocham Cię – wyszeptała – I
zawsze będę. Dw i’n dy garu di am byth.
- Rwyf
wrth fy modd i chi, hefyd. – uśmiechnął
się zaskoczony. Od jakiegoś czasu Jace zaczął się interesować swoimi
brytyjskimi korzeniami. Postanowił także przypomnieć sobie język walijski,
którym nie posługiwał się już od ośmiu lat. Clary skorzystała z okazji i
zaczęła uczyć się go od podstaw, a Jace został jej nauczycielem.
Po tych słowach Clary przyciągnęła go
powrotem do siebie. Oddychała ciężko, jej serce waliło, tak że słyszała je w
uszach. Przez cienki materiał bluzki czuła, że serce Jace’a wybija dokładnie
ten sam rytm. Wplątała palce w jego złote włosy, zaczęła je szarpać.
Ich pocałunek przestał być delikatny. Obydwoje
dyszeli, jak po długim biegu. Dziewczyna ugryzła go w dolną wargę, a Jace
zajęczał cicho, z głębi gardła, co spowodowało, że przysunęła się jeszcze
bliżej. Zaczęła sunąć dłońmi po ciele chłopaka, obleczonym w cienką koszulę.
Czuła napięte mięśnie ramion, pleców, piersi, brzucha.
Jace rozplótł jej pięknego kłosa, nad
którym się napracowała, ale jakoś jej to nie przeszkadzało. Przesiał włosy
między palcami. Wplótł w nie palce.
Jego dłonie przesunęły się niżej,
sprawiając, że jej ciało zaczynało płonąć w gorączce. Gorączce, której wcale
nie zamierzała zbijać. Gdy jego dłonie przesunęły się po rąbku spódniczki,
chłopak zamruczał. Clary uniosła nogi i oplotła nimi biodra chłopaka.
Między ich ciałami nie było ani milimetra
wolnej przestrzeni. Dziewczyna zaczęła rozpinać guziki jego koszuli, drżącymi
palcami, Jace przesuwał dłońmi po jej udach, delikatnie podwinął jej bluzkę,
dotykając opuszkami nagiej skóry brzucha.
Ich
ciała były tak blisko siebie. Lgnęły do siebie, nie umiały się zatrzymać,
ciągle ocierając się o siebie. Nie umieli się zatrzymać i nawet nie chcieli.
Jace przycisnął ją mocniej do regału.
Czuła książki wbijające się jej w plecy, ale to nie miało znaczenia. W tej
chwili istniał tylko Jace i to jak bardzo go kochała. Czuła jak mięśnie jej
brzucha się napinają, a nogi ciaśniej
owijają wokół bioder chłopaka.
Nagle usłyszała głośny trzask. Jace
odsunął się od niej gwałtownie. Rumieniąc się, obciągnęła spódniczkę. Chłopak pokazał
jej by była cicho i podeszła od prawej strony do filaru. Zaczęła bezszelestnie
iść w jego kierunku. Gdy wychyliła się, aby zobaczyć, czy coś za nim nie ma –
krzyknęła ze zdziwienia i przerażenia.
Jace podbiegł do niej. Tez spojrzał i
wytrzeszczył oczy. Przed nimi stała grupka ludzi: cztery dziewczyny i pięciu
chłopaków, co dziwne jednym z nich był Magnus.
- Magnus? Co się dzieje? Kim
państwo są?
Clary i Jace odsunęli się ,
aby przybysze mogli wyjść i ukazać im się w świetle.
Wszyscy mieli na sobie XIX – wieczne stroje.
Jej wzrok padł od razu na ciemnowłosego
chłopaka stojącego najbardziej po prawej. Jego fiołkowe oczy błyszczały.
Wyglądał zupełnie jak …
- Tessa? – zapytał zszokowany
Jace.
Clary spojrzała na dziewczynę, w którą wpatrywał się chłopak.
Miała falowane, kasztanowe włosy i szare oczy. Była wysoka i ładna. Clary znała
ją, nie raz ją widziała. Ale wyglądała na młodszą.
- Skąd pan mnie zna?
- Ja… ja… ehm… - Jace zaczął się jąkać – Co się tutaj dzieje?
- Co się Tutaj dzieje?! Lepiej spójrzcie na siebie! Co wy
przed chwilą robiliście? – ofuknęła ich niska, chuda kobieta. - A ty?! W co ty
jesteś ubrana?! – krzyknęła patrząc na Clary.
- Ja? – zdziwiła się. Popatrzyła na siebie. Bluzka była
podwinięta, spódniczka trochę przekrzywiona. Poprawiła swój strój i spojrzała
na Jace’a. Zapinał koszulę, a następnie wpuścił ją w spodnie. – Teraz lepiej? –
Clary popatrzyła w oczy kobiecie.
- Nie. Dlaczego ta spódnica jest taka cienka i krótka?!
Co ty w prostytutkę się bawisz?!
- Co?! Prostytutkę?! To są normalne ubrania. Dlaczego się
pani denerwuje? – zapytała Clary, w trakcie swojej wypowiedzi zaczęła liczyć w
głowie do dziesięciu, aby się uspokoić.
- Charlotte. – rudowłosy młody mężczyzna pogłaskał
kobietę po ramieniu – Spokojnie.
- Spokojnie?! Henry przecież to nasza
prapraprawnuczka! – a po chwili dodała już cichym, spokojnym głosem
- Normalne? Jak… ja… - kobieta zaczęła się jąkać.
- Państwo jesteście moimi praprapradziadkami? Ale jak wy…?
To przecież… - Clary także się jąkała.
- No dobrze – odezwał się Magnus – Chyba nadszedł czas,
aby wszystko wyjaśnić.
Charlotte trochę gwałtownie zareagowała, ale myślę, że odezwały się w niej instynkty macierzyńskie. A Wy co myślicie? Czy tylko mnie się wydaje, że jest to jedno z moich gorszych opowiadań ( czy fragmentów opowiadań)? Jeśli tak lub nie, to dlaczego? :)
BOŻE ! TO JEST CUDOWNE !!1 :*
OdpowiedzUsuńTO JEST JEDNO Z LEPSZYCH PROSZĘ DODAJ KOLEJNĄ CZĘŚĆ !!!