Tak jak już wcześniej wspominałam założyłam bloga specjalnie dla tej historiihttp://www.pozwolsobiepomochistoria.blogspot.com/ w związku z tym nie wiem, czy jest sens publikować ją tutaj, czy po prostu będziecie tam wchodzić. Napiszcie w komentarzach co sądzicie w tej sprawie :)
A oto rozdział:
„Zaskoczenie i zdziwienie są początkiem zrozumienia.”
Ortega y Gasset
-
Wstawaj leniu śmierdzący! – krzyknął Micheal. W odpowiedzi Nick mruknął coś
niewyraźnie i zakrył głowę miękką, cieplutką poduszką – No weź, głąbie nie po
to znalazłeś się na tym pięknym świecie, by przespać je w łóżku.
-
Skąd wiesz? Może to moje przeznaczenie? – zapytał zaspanym i cichym głosem Nicholas,
cały czas chowając się pod pierzyną.
-
Oj Miky zostaw naszego kochanego kompana. Widać, iż nie obchodzi go, że jego
młodsza siostrzyczka zaszła w ciążę z Danielem Smithem – odpowiedział Thomas.
-
CO?! – krzyknął Nick, wyskakując gwałtownie z łóżka. Czy największy dupek na
tym świecie, którego nienawidził od czasów podstawówki śmiał tknąć jego
siostrzyczkę? Jeśli tak to już nie żył. –Gdzie on jest?! Chcę się z nim spotkać, a
następnie wykastrować i powiesić na maszcie za jaja za to, że śmiał tknąć moją
malutką siostrzyczkę! – Już miał wykręcać numer do Natalie, swojej siostry –
jedynego rodzeństwa – by wszystkiego się dowiedzieć, gdy zorientował się, że
jego przyjaciele pokładają się ze śmiechu na podłodze.
-
O co chodzi? Co was tak śmieszy? – zapytał zdezorientowany.
-
Nie mogę zrozumieć jak mogłeś tak szybko w to uwierzyć – powiedział Thomas
pomiędzy napadami śmiechu.
-
Dokładnie. Co by powiedziała twoja siostra, gdyby się dowiedziała, że jej
kochany braciszek nie wierzy w jej cnotę?
-
Czyli, że wy to wszystko wymyśliliście?
-
Thomas wymyślił. Ale jakbyś zobaczył swoją minę to sam leżałbyś tutaj z nami i
śmiał w niebogłosy.
-
Czyli, że Tini nie jest w ciąży z tym chujem?
-
Nam nic o tym przynajmniej nie wiadomo – odparł Micheal. – Ale ona ma dopiero piętnaście
lat. Raczej nie w głowie jej seks.
-
Skąd wiesz. A ty nie leciałeś na dziewczyny jak byłeś w jej wieku?
-
Pewnie tak. Stary nie pamiętam. To już było trzy lata temu. Teraz to one lecą
na mnie – mrugnął do nich konspiracyjnie.
-
Tylko dlatego, że masz kasę i…
-
I ładną buźkę – dopowiedział dumny Mick.
-
Skoro tak twierdzisz. – mruknął Thomas.
-
A co to miał znaczyć?
-
Nic.
-
A ja tam wiem, że wcale nie takie nic. Ja ci zaraz dam.
-
Chłopaki! – krzyknął Nick, zanim jego przyjaciele zdążyli powybijać sobie zęby –
Gdzie jest Evan?
-
Pewnie jeszcze śpi. Chodźcie zrobimy mu pobudkę taką jaką tobie.
-
On nie ma siostry – przypomniał Nicholas.
-
Oj przyjacielu mam niejednego asa w rękawie – odparł z dumą Thomas i skierowali
się do pokoju basisty.
Gdy dotarli na miejsce po jakże długiej
drodze (czytaj sąsiedniego pokoju po lewej), otworzyli szeroko drzwi, następnie
zamykając je z hukiem, a Thomas wrzasnął:
-
Evan! Mia rodzi!
-
CO?! – wrzasnął Evan, spadając z łóżka i mocno uderzając plecami w twardą posadzkę
– Ale ona nie jest w ciąży, przecież się zabezpieczaliśmy! Co się tutaj
dzieje?! – wykrzyknął na jednym oddechu, wstając a po chwili, wywracając się i
uderzając twarzą o panele, gdy jego stopy zaplątały się w kołdrę. Szybko się
otrząsnął i zaczął gorączkowo szukać telefonu w swojej torbie podróżnej. – Co
tak stoicie?! – warknął w stronę przyjaciół – Pomóżcie mi szukać! – w tym
momencie usłyszał gromki śmiech. Odwrócił się i zobaczył wszystkich, którzy
zabawiali się jego kosztem.
-
Chłopaki mieliście rację. To jest genialna zabawa – powiedział Nick, wycierając
łzy śmiechu, które zaczęły spływać mu po policzkach.
-
O czym ty mówisz? – „Uuuu Evan się zaraz wkurzy, może się stąd ulotnię” –
pomyślał Nicholas.
-
Kochany brachu. Mia nie rodzi, ani nie jest w ciąży. W każdym bądź razie nic o
tym nie wiemy, bo z tego co się przed chwilą dowiedzieliśmy to może jednak
zostaniesz tatusiem – powiedział Micheal.
-
Właśnie. Pamiętaj, że prezerwatywy mogą pęknąć, a tabletki „po” nie zawsze działają
– dopowiedział Thomas, szczerząc się jak głupi do sera.
-
Która godzina?! – wykrzyknął Nick przypomniawszy sobie o odwiedzinach w
szpitalu.
-
Za kwadrans jedenasta, a co? – zapytał Evan, spoglądając na zegar ścienny.
-
Na trzynastą mamy być w szpitalu.
-
O ja cież to jest na drugim końcu miasta. – powiedział Thom – Ale jak się
sprężymy i nie zjemy śniadania to powinniśmy zdążyć.
-
O rany trzeba jechać metrem – mruknął Mick.
-
Dlatego nie zjemy śniadania.
-
Ale dlaczego musimy akurat z niego zrezygnować? – spytał niezadowolony Evan,
który wprost kochał jeść.
-
Wolisz to, czy paradować przez całe miasto w bokserkach w pandy? – zapytał z
cwanym uśmiechem na ustach Nick.
-
Hej! Dostałem je na urodziny od Mii – obruszył się Evan.
-
Chyba musisz mniej jeść. Widzę tutaj jawny przekaz – powiedział smutnym tonem
Thom.
-
To ja może pójdę się przebrać – powiedział z uśmiechem Nicholas,.
-
A ja zadzwonię do Mii – oznajmił Evan.
-
Spytaj o płeć dziecka – krzyknął jeszcze Micheal, zanim Evan zatrzasnął im drzwi.
Cała trójka wybuchnęła śmiechem.
***
-
Ale jestem głodny – marudził Evan.
-
Przestań jęczeć – Micheal zgromił przyjaciela spojrzeniem, gdy dotarli do
kontuaru pielęgniarek.
-
Dzień dobry. W czym mogę pomóc? - zapytała jedna z pracownic o rdzawych włosach
zawiązanych w ciasny węzeł. Na szyi wisiały jej okulary na łańcuszku, a w
brązowych oczach dostrzec można było ciepło, dobro oraz empatię. Ubrana była w
błękitny fartuch tak jak reszta kobiet.
-
Jesteśmy This Moment i mieliśmy spotkać się dzisiaj z chorymi.
-
Już sprawdzę – powiedziała i zaczęła przeglądać coś w wielkim zeszycie. –
Rzeczywiście – potwierdziła po chwili – Chcecie, żebym oprowadziła was po
oddziale?
„Nie!”
– miał ochotę krzyknąć Nick. Nienawidził szpitali. Jedyną operację jaką w życiu
miał było usuwanie migdałków, chociaż i tak nie można było nazwać tego
prawdziwą operacją – raczej zabiegiem i bardzo się z tego cieszył. Nie wiedział
dlaczego nie lubił tego typu miejsc. Gdy jako sześciolatek był w placówce pielęgniarki
były miłe, dostał kilkanaście naklejek dzielnego pacjenta i jedzenie było nie
tego sobie.
Może chodziło o tą ciszę na korytarzu, o
specyficzne lampy, które były chyba tylko w szpitalach, bo jak dotąd Nick nie
widział takich samych w żadnym innym miejscu. A może o zapach płynu do dezynfekcji
i innych odświeżaczy powietrza jakby w najbliższym pomieszczeniu miał znajdować
się rozkładający trup.
W każdym bądź razie chłopak nie przepadał
za takimi miejscami, ale starał się przezwyciężyć swoje odruchy, by spotkać się
z potrzebującymi dziećmi, które spędzały na tych korytarzach, w tej ciszy i
sterylności wiele dni, a może i miesięcy swojego życia.
-
A więc tutaj znajduje się świetlica – kobieta wskazała na średniej wielkości
pokój cały zagracony grami planszowymi, wielkim przedpotopowym telewizorem,
stołami i kilkoma krzesłami.
-
Fajna rozrywka – mruknął Micheal.
-
Na oddziale znajdują się dwie toalety zaopatrzone w prysznice. Jedna tutaj –
wskazała na zamknięte drzwi przed nimi z napisem „Otwarte”, pewnie dało się
przewrócić tą kartkę i wywiesić „Zajęte”. – A druga po drugiej stronie
korytarza – wskazała na ścianę po ich lewej stronie. - W bocznym przejściu, do
którego właśnie wchodzimy, znajdują się niemowlaki i dzieci do maksymalnie 3, 4
roku życia – weszli w ciemny korytarz naprzeciwko kontuaru pielęgniarek. Po ich
lewej znajdowało się pełno białych, szklanych drzwi. A za nimi zobaczyli: małe
dzieci śpiące w małych szpitalnych łóżkach i ich rodziców siedzących na niewygodnych
krzesłach; płaczące pociechy i próbujące pościągać z siebie plastry przyklejone
do ich klatek piersiowych.
-
Dlaczego ci państwo tak płaczą? – zapytał Thomas, wskazując palcem na drzwi,
przy których się zatrzymał. Nick zerknął mu przez ramię, by zobaczyć o czym
mówi. Młoda kobieta, pewnie zaledwie dwudziesto trzy – cztero letnia tuliła do
piersi malutkie zawiniątko i kołysała je w ramionach, a sama szlochała cicho, a
łzy skapywały na kocyk, w które owinięte było jej dziecko. Nad nią stał jej
mąż, tuląc ją do swojej piersi. Widać było, że stara się być tym silnym ,
pocieszycielem, ale jego szerokie ramiona wstrząsane były od niekontrolowanego
łkania.
-
Ten chłopczyk urodził się pięć dni temu. Podczas rutynowego badania wykryto u
niego pewne nieprawidłowości. Został
dzisiaj przywieziony do naszej placówki, a pół godziny temu zakończono jego
badanie. Okazało się, że malec urodził się z jednokomorowym sercem. Jutro
będzie operowany.
-
O mój Boże – wyszeptał Evan – Nawet nie chcę myśleć o tym jak czują się jego
rodzice.
Nick poczuł łzy zbierające się w kącikach
oczach. Pomyślał o tym jak jego mama bała się o niego przez cały czas, jak
dzwoniła prawie codziennie, by dowiedzieć się jak się czuje, czy wszystko u
niego dobrze i spróbował wyobrazić sobie jakby to było dowiedzieć się, że twoje
dziecko jest chore i będzie operowane. Że już nigdy nie będzie zdrowe. Nie
potrafił. Czuł tylko ból i coraz więcej łez, które już ledwo powstrzymywał
przed uwolnieniem na wolność.
-
Chodźcie może dalej – zaproponowała pielęgniarka, gdy młode małżeństwo
spojrzało na gości.
-
Mógłbym wejść? – zapytał Nick.
-
Poczekaj zapytam.
-
Ja nie chcę wchodzić. Nie chcę przeszkadzać, muszą sami uporać się z tragedią –
powiedział Thomas.
-
A ja chcę im właśnie pomóc. Nie powinno się zostawić ich samych. Przyszliśmy by
wesprzeć, a nie by oglądać jak film w kinie czy przed telewizorem.
-
Możesz wejść – powiedziała cicho pracownica i przepuściła chłopaka w drzwiach.
Reszta jego towarzyszy poszła dalej, zapewne bojąc się bezpośredniej
konfrontacji.
Nagle poczuł się nieswojo, obco, jakby nie
pasował do otoczenia. I tak w pewnym sensie było. Nie był rodzicem z chorym
dzieckiem, a chłopakiem, który sam był jeszcze dzieckiem. Nie takim małym, ale
jednak był.
-
Eee cześć – powiedział.
-
Cześć – odpowiedział mężczyzna – Nazywam się Aaron, to moją żona Hope, a to
nasz synek Harry.
-
Mam na imię Nicholas.
-
Jesteś członkiem This Moment, prawda? – zapytała Hope.
-
Tak – odpowiedział.
-
Bardzo lubię waszą muzykę. Jest taka prawdziwa. Przynosi ukojenie.
-
To na serio twój zespół? Myślałem, że takie dojrzałe i mądre piosenki piszą
tylko dorośli.
-
Taaa. Nas też często dziwi to co piszemy… Przykro mi z powodu waszego synka.
-
Nam też Nick – odparła kobieta.
-
Wiece co jest powodem jego choroby?
-
Nie. Może tak po prostu musiało być. Na świecie jest tysiące rodzin, które mają
podobne problemy i myślę, że po prostu padło na nas – odparł Aaron, a jego żona
pokiwała smutno głową i mocniej wtuliła się w jego pierś. Nick popatrzył na
nich zdziwiony. Ich synek był ciężko chory, a oni nie obwiniali Boga, niebios,
czy siebie nawzajem lub po prostu wszystkich, tylko dzielnie przyjęli do
wiadomości co się dzieje. Prawdziwi bohaterowie.
-
Chciałbyś go potrzymać? – zapytała Hope, wyciągając do niego Harry’ego i
wyrywając go z zamyślenia.
-
Nie – powiedział, patrząc na malutkiego człowieczka.
-
Dlaczego?
-
Boję się, że jeszcze mu coś zrobię. Jest taki malutki.
-
Jak każdy noworodek – Aaron zaśmiał się pod nosem.
-
Harry to silny chłopczyk, nic mu nie zrobisz – i podała mu synka. Nick wyciągnął
lekko drżące ręce i ułożył chłopczyka tak jak uczył się na lekcjach biologii:
lewa ręka pod szyją i główką, a dłoń spoczywała na jego lędźwiach. Prawą zaś
odchylił delikatnie kocyk otulający bobasa i zaczął delikatnie głaskać go po
brzuszku. Chłopczyk spał głęboko, wydając z siebie cichutkie pomruki.
Nick
usiadł na najbliższym krześle i zaczął przypatrywać się stworzonku,
równocześnie nucąc jakąś zasłyszaną melodię.
Nie mógł uwierzyć, że ten słodziutki, ledwo
co narodzony człowieczek ma przeżyć tak wielkie cierpienia – nastolatek
wiedział, że ból po takiej operacji nie należy do małych. Harry był taki
malutki, nie poznał jeszcze świata, parę dni temu płakał bo do jego płuc wpadł
pierwszy haust powietrza, ujrzał mamusię i tatusia – osoby które słyszał,
kontaktował się przez kopnięcia, a teraz miał na kilkanaście godzin ich
opuścić, zapaść w głęboki, sztuczny sen wywołany narkozą. Jego serduszko miało
już nigdy nie być takie same. Nick czytał kiedyś, iż jeśli człowiek pierwsze co
poczuje w życiu to ból to odciśnie się na nim trwałe piętno. Nicholas bał się
jak będzie ono wyglądało w przypadku tego chłopaczka, którego trzymał w
ramionach i kołysał nim w rytm melodii.
-
Zaśpiewaj – poprosił Aaron. Nick popatrzył na niego ze zdziwieniem, a potem zrozumiał,
że pod nosem nucił jedną z piosenek swojego zespołu. Piosenkę, którą sam
napisał. Wziął głęboki wdech i zaczął śpiewać; utwór brzmiał jak kołysanka,
słodka, bezpieczna, dająca ukojenie i spokój. Była jak
spokojne wody po sztormie dla statku.
- But when
the dark comes out, don’t forget about us. Because we are key to your heart. We
are your dreams, your mind, your future and eye. We are everything you need in
your life.
Nickowi zdawało się, że Harry go słyszy. Chłopczyk poruszył się
delikatnie, gdy Nicholas zaczął śpiewać, a następnie wtulił w jego pierś.
Nastolatek usłyszał pociągnięcia nosem i
uniósł głowę. Obok niego stało młode małżeństwo, mocno przytulone i wpatrywało
w swojego syneczka jak w obrazek, delikatnie kołysząc się do rytmu melodii.
-
Piękna piosenka – stwierdziła Hope.
-
Taka prawdziwa. I nie o miłości – dodał Aaron.
-
Miłość to przeżytek – dopowiedział Nick – Jeśli chodzi o tematy piosenek –
dodał, nie chcąc ich urazić.
-
Może masz rację, chociaż czasami miło posłuchać o zakochaniu – powiedziała
kobieta i mocniej wtuliła się w pierś męża. W tym momencie Harry poruszył się
niespokojnie i obudził, a gdy zobaczył obcą postać, trzymającą go, zaczął
płakać. Aaron podszedł i wziął synka na ręce, chodząc z nim po pokoju i
próbując uspokoić.
-
Pojemne ma chłopak płuca – zaśmiał się Nick, słysząc nieprzerwane szlochy.
-
Oj tak – dołączyła do niego Hope.
-
To ja może pójdę. Jakby się coś działo zawsze możecie dzwonić do Roberta –
naszego menagera a on mi wszystko przekaże w trybie natychmiastowym – naprawdę
chciał im pomóc. Podziwiał ich i nie chciał, by mieli więcej kłopotów.
-
Dobrze Nick i dziękuję.
-
Za co? – zadziwił się
-
Sama twoja obecność bardzo pomogła. Ciężko nam poradzić sobie z tą wiadomością.
Jest dla nas jeszcze nowa. Rozmowa z drugim człowiekiem podnosi na duchu.
-
Ktoś was odwiedza?
-
Rodzice Aarona mają jutro przyjechać, a moi już za godzinę – jego ucho wyłapało
różnicę, gdy mówiła o jej rodzicach i swojego męża; dało się wyczuć gorycz, gdy
mówiła o tych drugich.
-
Ktoś tu chyba nie lubi swoich teściów – zaśmiał się.
-
Teść jest nawet miły, ale mama Aarona… brr – zadrżała – twoja dziewczyna na
pewno wie o czym mówię.
-
Nie mam dziewczyny.
-
Naprawdę?
-
Tak. Jakoś żadna z dziewczyn, które do tej pory poznałem nie miały w sobie tego
czegoś.
-
Pewnie zaraz za rogiem znajduje się dziewczyna idealna dla ciebie.
-
Może masz rację. Będę trzymać za was kciuki, a zwłaszcza za ciebie maluchu –
powiedział Nick i przyjechał palcami po czarnych włoskach Harry’ego.
-
Do zobaczenia – powiedzieli równocześnie Hope i Aaron a Nick otworzył drzwi i
wyszedł szukając wzrokiem swoich przyjaciół. Dojrzał ich pięć białych drzwi
dalej. Dobiegł do nich w momencie, gdy pielęgniarka mówiła:
-
A tutaj jest Michaś. Chłopczyk, który miał już trzy operacje.
-
Ale ona ma może z dwa latka! – wykrzyknął zdziwiony Thomas.
-
Niestety często operacje trzeba wykonywać kilka razy w roku, gdy stan dzieci
nie jest dobry. Ale jego mama też swoje przeżyła. Michaś był jej piątą ciążą,
ale jest jedynakiem.
-
Jak to?
-
Żadne wcześniejsze dziecko nie przeżyło.
-
Poronić cztery razy, żeby w końcu urodzić ciężko chorego synka – wyszeptał
wstrząśnięty Micheal.
-
Każdy z tych ludzi ma swoją historię, całkowicie różne. Ale mimo wszystko każdy
z nich skończył tutaj. Ze swoimi chorymi pociechami.
-
Biedni.
-
To może pokażę wam tą część oddziału, na której znajdują się osoby bliższe
waszemu wiekowi? – zapytała i nie czekając na odpowiedź wyprowadziła ich z tej
części oddziału i poprowadziła obok kontuaru i toalety w stronę drugiego końca
korytarza. W tej było jaśniej i może trochę weselej. Z niektórych sal
dochodziły śmiechy i chichoty, przekomarzania. To były osoby takie jak oni
tylko los był dla nich trochę mniej łaskawy. A
może bardziej w jakiejś innej dziedzinie?
Pielęgniarka o imieniu Caroline – dopiero
teraz Nick dostrzegł plakietkę z jej imieniem na fartuchu – zaprowadziła ich do
drzwi przedostatniej sali.
-
Ta dziewczyna trafiła do nas wczoraj. Zemdlała podczas powrotu z koncertu. Na
szczęście dzisiaj miała też ustalony termin na oddział, więc możemy jej od razu
zrobić wszystkie badania i ni musi czekać w kolejce.
Caroline
uchyliła drzwi i wpuściła ich do środka. W pokoju stały trzy łóżka. Jedno pod
drzwiami całkowicie pościelone, bez żadnych oznak świadczących o jego
użytkowniku prawdopodobnie na razie
puste. Po prawej i lewej od okna stały dwa identyczne meble jak wcześniejsze.
Na tym po prawej leżał laptop i kilka płyt DVD, więc to łóżko było zajęte, ale
nigdzie nie było właściciela. To po lewej także było zajęte. Siedziała na nim
dziewczyna o długich złoto – brązowych, kręconych włosach, które nabierały
lekko rdzawego odcienia w świetle słonecznym sączącym się przez uchylone okno.
Dziewczyna siedziała po turecku, opierając łokcie na kolanach, a w dłoniach trzymała otwartą
książkę.
-
Nie, nie rób tego. Nie mów, że zaręczyłaś się z Jamesem! – krzyczała na
książkę, a na powieść padały łzy.
-
Masz gości – oznajmiła kobieta i wyszła, aby dać im trochę prywatności. Co
dziwne nie zapytała, czy chcą zostać jakby z góry wiedziała, że tak odpowiedzą.
Gdy
dziewczyna podniosła głowę i powiodła po nich spojrzeniem, Nick przeżył szok.
Już widział te oczy i to niedawno. Chyba tylko jedna osoba na Ziemi posiadała oczy
o tak intensywnie zielonej barwie.
-
Sophie? – zapytał zdziwiony.
Z każdym kolejnym rozdziałem jest coraz lepiej!!! <3
OdpowiedzUsuńZgadzam się!
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnego! :}
Kiedy kolejny? *-*
OdpowiedzUsuń