Nareszcie! Przed chwilą skończyłam pisać scenę na balkonie. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Z tego co zobaczyłam jest to najdłuższe opowiadanie jakie do tej pory napisałam. Gdybyście mieli jakieś obiekcje lub sugestie to piszcie je w komentarzach, a ja postaram się poprawić. ;)
- Tesso?
- Wszystko w porządku. –
dziewczyna powoli puszczała poręcz, jakby nie była pewna, czy starczy jej sił,
aby stać prosto. Zobaczył, że jego towarzyszka spogląda na swoją suknię. Will
też przesunął swój wzrok z jej oczu na dekolt. Sznurowanie było za mocno
związane, więc piersi były bardzo ściśnięte. Chłopak najpierw pomyślał, że
Tessa musi się dziwnie czuć w za krótkiej, o kilka cali, sukni oraz z piersiami
niemal wylewającymi się z gorsetu. Jednak ta myśl szybko pierzchła, jakby nigdy
się nie pojawiła. Rozejrzał się dookoła. Balkon był mały, bogato ozdobiony
misternymi wzorami. Wokół balustrady wiły się pędy drzew i roślin, tworząc
dziwne wzory, rzucające, przypominające potwory z koszmarów, czarne cienie na
posadzkę. Światło księżycowe tworzyło srebrne refleksy na poręczy i we włosach
Tessy. Ale u niej przybierały barwę ciepłego, czułego srebra, a na marmurze był
to zimny, mrożący krew w żyłach kolor.
- Ja tylko… nie wiem, co się
stało. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się, żebym się zmieniła i nawet tego nie
spostrzegła. To pewnie wstrząs. Są małżeństwem, wiedziałeś? Nate i Jessamine.
Małżeństwem. Nate nigdy nie palił się do ożenku. I wcale jej nie kocha. On nie
kocha nikogo oprócz siebie. Nigdy nie kochał. – w trakcie jej wypowiedzi, Will
zorientował się, że jej głos staje się coraz bardziej smutny i zrezygnowany.
Chłopak wiedział, że powinni stąd uciekać, jak najszybciej powiedzieć Charlotte
o Jessamine i Nacie, ale nie potrafił się do tego zmusić. Nie teraz kiedy Tessa
wyglądała na taką smutną i samotną. Poczuł, że jego dłonie pocą się w czarnych
rękawiczkach, więc ściągnął je i rzucił na podłogę. Od razu jego ręce owiał
przyjemny, nocny wietrzyk.
- Tess.
- Przepraszam – bąknęła,
odwracając wzrok od jego twarzy.
Bojąc się, że go odepchnie, Will
delikatnie dotknął jej policzka i obrócił do siebie jej twarz.
- Nie masz za co przepraszać.
Byłaś świetna. Nie wypadłaś z roli.
Zobaczył cień zaskoczenia w
jej szarych oczach.
- Kiedyś kochałaś brata,
prawda? Widziałem twoją twarz, gdy do ciebie mówił i miałem ochotę zabić go za
to, że złamał ci serce.
- Jakaś część mnie za nim
tęskni, tak jak ty za swoją siostrą. Choć wiem, jaki jest, tęsknię za bratem,
którego jak mi się wydawało, kiedyś miałam. Był moją jedyną rodziną.
- Teraz Instytut jest twoją
rodziną.
Nie chodziło mu o wszystkich mieszkańców, no
może trochę tak, ale w szczególności miał na myśli siebie. Już czuł się tak
jakby znał Tessę od zawsze i nie umiał wyobrazić sobie, życia bez niej. Nawet
nie wiedział jak ono wyglądało zanim ją poznał.
Nie mógł przestać patrzeć na jej idealną,
porcelanową twarz. Na jej oczy, szeroko otwarte. Na lekko rozchylone usta,
które w blasku księżyca wyglądały na idealnie wykrojone.
Zaczął się zastanawiać, jak jeszcze niedawno
mógł uważać, że pędy drzew i cienie, są przearażające. Teraz wydawały mu się
miłe, niemal przyjazne. Jakby chciały ochronić ich przed okrucieństwem świata.
- Powinniśmy wracać do środka
– stwierdziła cicho. Ale Will nie chciał wracać. Czuł, że coś go przyzywa,
jakaś niepojęta moc każe mu zostać na tym balkonie razem z Tessą. Czuł, że to
jest właściwe, że tego właśnie chce. Już tak dawno, nie mógł robić tego na co
ma ochotę, a teraz na reszcie miał okazję. – Mamy niewiele czasu…
Zrobiła mały krok… potknęła się o rąbek
sukni i wpadła na niego. Kiedy ją chwycił, poczuł jej skórę tuż przy swojej,
jej lawendowy zapach. A kiedy jej ramiona go objęły, palce splotły na jego
karku, a twarz wtuliła się w jego szyję, poczuł, że mur ochronny, który tak
starannie wokół siebie zbudował, w jednej chwili rozpadł się na tysiące
maleńkich kawałeczków. Poczuł, że kręci mu się w głowie, a grunt usuwa się mu
spod nóg. Gwałtownie zaczerpnął tchu, nie mogąc powstrzymać swoich uczuć, które
kłębiły się w jego wnętrzu od kilku miesięcy.
- Tess. Tess, spójrz na mnie.
Uniosła wzrok, bardzo powoli, jakby się bała.
Kiedy ich oczy się spotkały, zapragnął już nigdy nie wypuszczać jej z objęć,
nigdy nie oderwać wzroku od jej wielkich, hipnotyzujących, zapatrzonych w niego
z czułością i pożądaniem oczu. I właśnie ten widok sprawił, że Will zanurzył
palce w jej włosach i zaczął powoli, z miłością rozchodzącą się od serca do
koniuszków palców, wyjmować szpilki z jej włosów. Rzucał je na jej maskę,
leżącą na podłodze, cały czas nie odrywając wzroku od jej cudnych oczu. Kiedy
jej długie włosy zostały uwolnione ze skomplikowanej fryzury, chłopak wsunął w
nie dłonie i zaczął się nimi bawić. Nie mógł nie dotykać ich, tak samo jak nie
mógł przestać patrzeć Tessie w oczy. To tak jakby wypływać statkiem daleko w
ocean, nie mogąc przestać patrzeć na ojczystą ziemię. Teraz to Tessa była jego
ojczystą ziemią, a on strudzonym żeglarzem, odpływającym w nieznane. Kiedy
dziewczyna nie poruszyła się i nie przeszkodziła mu, poczuł jak zdenerwowanie,
które kłębiło się w jego umyśle powoli wyparowywuje, zostając zastąpionym przez
ogromną ulgę. Wypuścił powietrze z płuc, nie zdając sobie sprawy z tego, że
wstrzymywał je od dłuższego czasu, bojąc się reakcji swojej ukochanej.
- Moja Tessa – nareszcie
wypowiedział słowa, która zawsze chciał powiedzieć, a nawet w niektórych
chwilach wykrzyczeć. Tym jednym określeniem chciał pokazać jej kim chciałby,
aby stała się dla niego. Kimś ważnym, żeby była tylko jego, żeby mogli bez
przeszkód mówić do siebie najpiękniejsze słowa jakie istniały w słowniku
ludzkości. Chciał poczuć jej dłonie w swoich, delikatność jej skóry, więc bez
pośpiechu zsunął białe rękawiczki z dłoni dziewczyny i odrzucił je w bok, na
maskę i spinki Jessamine, już leżące na kamiennej posadzce. Następnie sam zdjął
maskę i rzucił ją na podłogę. Przeczesał swoje włosy, odgarnął je na bok.
Poczuł wzrok Tessy na swoich dłoniach. Wiedział, że śledzi wzrokiem ruchy jego
rąk. Ostrożnie podniosła ręce do góry, próbując dotknąć jego kości
policzkowych, ale on delikatnie złapał ją za nadgarstki i pociągnął w dół. Czuł
ogromną chęć dotknięcia jej pierwszy. Chciał mieć ten zaszczyt.
- Nie. Pozwól, że ja cię
pierwszy dotknę. Pragnąłem…
Nie
zaprotestowała, więc Will poczuł się jakby jego serce zaczęło bić tak szybko
jak skrzydła kolibra. Niemal bezwiednie musnął opuszkami jej skronie, kości
policzkowe. Kiedy powiódł nimi po jej ustach, chłopak pomyślał o tym, że
jeszcze nigdy nie dotykał jej w taki sposób, że nigdy nie dotykał jej ust
swoimi dłońmi. Było to prawie tak samo elektryzujące jak pocałunek. Wiedział,
że prawdopodobnie przez długi okres czasu nie będzie mógł dotykać jej tak jak w
tym momencie, więc starał się zapamiętać fakturę jej ust. Jej oddech na swoich
palcach. Delikatną skórę na skroniach i kościach policzkowych. Tessa patrzyła
na niego szeroko otwartymi oczami, podążając wzrokiem za jego dłońmi. Był
oszołomiony tym, że mógł ją dotknąć, że ona dała mu to zrobić. Może była
jeszcze nadzieja.
Dziewczyna stała nieruchomo, ledwo
oddychała, podobnie zresztą jak on. Nie umiał myśleć o niczym innym za
wyjątkiem jego rąk na jej ciele. Wszystkie
ruchy wykonywał bez udziału woli, jakby jego ciało samo wiedziało co ma
robić, czego chciało. I miało rację. Will chciał, aby dłonie nie przestawały
podążać wzdłuż jej ciała. Istniała tylko ta chwila. Muzyka ucichła, wydawało
się jakby dobiegała z bardzo daleka. A oni sami już nie byli na balu, pełnym
gości, ale na innej planecie.
Jego dłonie przesunęły się powoli na jej
szyję, zwolniły na jej pulsie. Było bardzo szybkie, tak samo jak jego. Palce dotarły do jedwabnej wstążki i pociągnęły za jej końce,
a dłoń nagle znalazła się w zagłębieniu między obojczykami. Jej skóra stawała
się gorąca w miejscu gdzie jej dotykał. On też robił się w tych miejscach
gorący. Jakby ich dusze były ze sobą połączone niewidzialną nicią, dzięki której
działo się z nimi to samo. Oboje płonęli żywym ogniem. Ogniem miłości i
namiętności, który sprawiał, że ich wnętrza stawały w płomieniach, a ich ciała
pragnęły znaleźć się jeszcze bliżej siebie, aby wspólnie ugasić, albo jeszcze
bardziej podsycić pożogę w ich żyłach.
Po chwili jego dłonie zjechały na stanik
sukni. Powoli przesunęły się po wypukłościach piersi. Chłopak czuł, że zaraz
ogień który trawił go od środka, wybuchnie i utworzy wielkie serce nad całą
Ziemią. Nawet w swoich najskrytszych snach nie marzył o tym, że dotknie Tessy w
taki sposób. A jednak. Kiedy jego ręce
dotarły do jej tali i przyciągnęły ją do siebie, tak że między ich ciałami nie
został nawet milimetr wolnej przestrzeni, dziewczyna głęboko zaczerpnęła tchu,
jakby nie mogła w to wszystko uwierzyć, ale nie chciała go zatrzymywać.
Will schylił się i przyłożył policzek do jej
policzka. Czuł jak dziewczyna drży z jego każdym wypowiedzianym słowem.
- Pragnąłem to zrobić w każdym
momencie każdej godziny każdego dnia, odkąd cię poznałem. Ale ty to wiesz.
Musisz wiedzieć. Prawda?
Spojrzała na niego zdumiona.
- Co wiem? – zapytała. Will
też był zdziwiony. Czy ona nie wiedziała co on do niej czuł? Westchnął z
rezygnacją i ją pocałował.
Całował ją delikatnie, pragnąc wyrazić nie w
słowach, a w czynach to co do niej czuł. Nie chciał być zbyt nachalny. Nie był
pewny jej uczuć do niego, więc chciał się upewnić, że dziewczyna nie odepchnie
go jak tylko dotknie jej ust swoimi. Składał powolne, lekkie pocałunki na jej
ustach, pragnąc przekazać jej swoje uczucia wobec niej. To, że jest mu droga,
niezastąpiona. To, że pragnął jej od pierwszego momentu kiedy się spotkali. To,
że chciał jej powiedzieć, że uważa ją za wojownika, za kogoś bardzo silnego
psychicznie, kogoś kto umie wiele znieść. Chciał, aby dowiedziała się, że za
każdym razem kiedy ją spotykał, czy to w jadalni, na korytarzu lub w
bibliotece, chciał porwać ją w ramiona, przytulić, pocałować, zwierzyć się ze
wszystkich problemów. Powiedzieć, że jego marzeniem jest po prostu patrzeć jak
dziewczyna czyta, jak jej oczy rozszerzają się powoli, na każdej kolejnej
stronie. Że ubóstwia sprzeczać się z nią i przekomarzać. Że jest marzeniem jego
duszy. Że nikogo nie kocha tak mocno jak jej i na pewno nikogo już tak mocno
nie pokocha. Że jego serce obudziło się i otworzyło na miłość i nowe doznania w
dniu kiedy wszedł do jej pokoju w Mrocznym Domu.
Tessa objęła jego kark. Wplotła palce w
ciemne pasma. Poczuł, że powoli traci nad sobą kontrolę. Objął ją mocniej,
myśląc w duchu o tym, żeby nie zacząć całować jej tak jak chciała jego dusza:
bez opanowania, jakby nie istniało na świecie nic ważniejszego. Czuł, że drżą
mu ręce. Nie wiedział jak długo będzie w stanie się hamować. Przesunął
delikatnie językiem po jej wargach, nie mogąc się powstrzymać. W tym samym
momencie poczuł, że dziewczyna gwałtownie zaczerpnęła tchu i przysunęła swoje
drżące ciało bliżej jego. On sam nie wiedział jak to się stało, że był jeszcze
w stanie myśleć o czymś innym niż o dotyku ust Tessy, o ich smaku, fakturze,
delikatności i miękkości. O tym, że ona jednak nie jest mu obojętna. Że ten ogień
nie pali się tylko w nim. Czuł bicie serca dziewczyny na swojej klatce
piersiowej - nie, na całym ciele, tak jakby tempo jej oddechu i pulsu potrafiło przenieść
się w jego ciało i powoli sprawiało, że jego puls starał się być dokładnie taki
sam jak Tessy.
- Will – wyszeptała, nie
przestając całować go ani na chwilę. Czuł jakby zaraz miał eksplodować. Czuł ciepło
w brzuchu, które przenosiło się razem z gorącą krwią w każdy zakamarek jego
ciała. – Will nie musisz być taki ostrożny, nie roztrzaskam się. - Czuł, że żar
w jego wnętrzu jeszcze bardziej przybrał na sile, gdy usłyszał jej głos: pełen
pożądania i akceptacji. Pragnienia i adoracji. Miłości i ponaglenia.
Wszystko czemu Will nie umiał się oprzeć.
- Tesso – jęknął. Czy ona nie
wiedziała, że on wcale nie chciał być taki delikatny? On robił to wszystko dla
niej. Ale kiedy dziewczyna skubnęła jego wargi zębami, poczuł, że cała jego
silna wola w jednej chwili legnęła w gruzach. A zawsze myślał, że był uparty i
potrafił postawić na swoim. Jednak tak było do czasu, kiedy poznał Tessę. Wtedy
wszystko się zmieniło. Przy niej nic nie było takie same. Nawet jego zachowanie
względem innych osób.
Położył dłonie płasko na jej plecach i
przyciągnął ją do siebie tak, że stykały się każde kawałki ich ciała. Jak puzzle.
Poczuł się tak jakby w momencie, w którym poczuł ciało Tessy tuż przy swoim,
ocierające się delikatnie o niego, odzyskał część duszy, tą należącą tylko i
wyłącznie do dziewczyny, którą właśnie całował. Jakby od początku ich istnienia
wiadome było, że kiedyś on i ona pocałują się i będą zachowywać tak jakby byli
jednym ciałem. Kiedy on brał wdech, ona wydychała powietrze. Ich pocałunek
przestał być delikatny. Will zaczął ją całować coraz mocniej i głębiej. Jedną
dłoń wsunął w jej włosy, a drugą błądził po jej całym ciele, z każdym ruchem
przyciągając ją jeszcze bliżej.
Tessa odpięła szybko, drżącymi palcami, poły
jego marynarki i wsunęła pod nią ręce. Zaczęła przesuwać nimi po jego ciele
obleczonym jedynie cienką koszulą. Sunęła dłońmi po jego plecach, ramionach,
torsie, brzuchu. Czuł się jakby zaraz ogień trawiący cały jego organizm, ten
sam ogień który miała też w sobie Tessa, miał wybuchnąć, eksplodować. Sprawić,
że Will i Tessa mieli zapomnieć się w sobie całkowicie. Jedyne co czuć i o czym
myśleć to dotyk ich ciał; namiętne, niekończące się pocałunki. Z gardła
dziewczyny wyrywały się ciche jęki, które sprawiały, że chłopak jeszcze
szybciej przestawał panować nad swoim ciałem. Przycisnął ją do balustrady, pragnąc znaleźć
się jeszcze bliżej niej. Tessa odwzajemniała jego pocałunki. Zwiotczała w jego
objęciach Ciągnęła go za włosy, skubała wargi; Will czuł krew na ustach, ale
nie przejmował się tym. Obejmowała go coraz mocniej, przyciągając go do siebie.
Wygięła plecy w łuk, przez co jego wargi zsunęły się z jej ust, dotknęły
policzka, brody, aż w końcu spoczęły na jej szyi. Dziewczyna gwałtownie
zaczerpnęła tchu. Will odsunął się delikatnie, bojąc się, że dziewczyna odsunie
się od niego. Rozchyliła powieki i zobaczył, że jej oczy nie były już szare, a
czarne. Ujrzał w nich pożądanie, czułość i miłość. Coś czego nigdy nie
spodziewał się zobaczyć w niczyich oczach, gdyby ich spojrzenie skierowane było
na niego. Dziewczyna wyciągnęła rękę do przodu, złapała go za rękaw koszuli i
przyciągnęła z powrotem do siebie. Zaczęli się z nowu całować. Jeszcze bardziej namiętnie i ponaglająco niż wcześniej. Szarpnięciem zdjęła z niego marynarkę, a on zorientował
się, że niszczy delikatne, materiałowe róże, zdobiące stanik jej sukni. Czuł,
że właśnie w tym miejscu chce być i to
dokładnie o tej porze. Jakimś cudem bal maskowy u Benedicta Lightwooda stał się
miejscem spełnienia jednego z jego najskrytszych marzeń. Jeszcze nigdy nie całował
Tessy tak jak teraz, nawet na strychu Instytutu. Jeszcze nigdy nie byli ze sobą
tak blisko.
Nagle usłyszał szczęk otwieranych drzwi.
- Mówiłem ci, Edith, że
właśnie tak się dzieje, kiedy pijesz różowe napoje.
Następnie drzwi się zamknęły, a Tessa
delikatnie odsunęła Willa od siebie.
- Wielkie nieba! – wyrzuciła bez
tchu. Jej policzki i usta były zaróżowione, przez co wyglądała jeszcze piękniej.
– Jakie to upokarzające…
- Nic mnie to nie obchodzi –
Will przyciągnął ją z powrotem do siebie, musnął nosem jej szyję i policzki. Ciało
dziewczyny nie stawiało najmniejszego oporu. – Tess…
- Wciąż powtarzasz moje imię –
wyszeptała.
Trzymała swoją rękę na jego piersi, nie
pozwalając mu się do niej bardziej zbliżyć. Jednak place drugiej ręki były
wplecione w jego włosy. Wydawało mu się, że czas stanął w miejscu, a on i Tessa
znajdują się w dziurze między tymi czasami, tak że nikt nie mógł im
przeszkodzić.
- Uwielbiam twoje imię. Uwielbiam
jego brzmienie. – Przysunął się bliżej, z każdym słowem muskając delikatnie
usta dziewczyny.
- Muszę cię o coś zapytać,
muszę wiedzieć…
Odchyliła głowę do tyłu i spojrzała mu
głęboko w oczy. Zobaczył w nich zgodę i coś takiego… Nawet nie potrafił
określić co to było. Wiedział tylko, że nie potrafił tak na nią patrzeć, stać tak
blisko niej bez dotykania jej ust swoimi. Więc kiedy przymknęła oczy, pochylił się i musnął
wargami jej usta. Dziewczyna rozchyliła je pod jego naciskiem. Przycisnął ją
mocniej do balustrady. Znowu poczuł, budzący się do życia, nie dający się ugasić
pożar.
- A więc tutaj jesteście!
Dajecie pamiętne widowisko, że tak się wyrażę.
Odskoczyli od siebie
gwałtownie. W drzwiach, z długim cygarem w palcach, stał Magnus Bane, a Will
miał w głowie tylko jedną myśl: „Damn!”
Jesteś genialna i tyle powiem...proponowałabym pierwszy pocałunek Tessy i Jema z perspektywy Jema- tak dla odmiany ^^
OdpowiedzUsuńomg to było piękne, czy możesz opisac scene w której Will odnajduje Tesse w Walii i ich wspólna noc?
OdpowiedzUsuńCassandra Clare już napisała pierwszy pocałunek Jema i Tessy w perspektywie Jema. W związku z tym mam do Was pytanie: czy chcecie, abym przetłumaczyła tą scenę( dzieło Cassandry Clare), czy stworzyła własną wersję tego momentu?
OdpowiedzUsuńI, tak mogę opisać scenę w Walii, tylko najpierw chcę stworzyć ich pierwsze spotkanie. Chcę najpierw napisać sceny z Mechanicznego Anioła, później Księcia, a dopiero na końcu Księżniczki. Mam nadzieję, że za niedługo ją tutaj opublikuję.:)
Cudowne opowiadanie!I opisałaś tą scenkę dłużej i w bardziej szczegółowy sposób niż w książce. Nareszcie mogłam nacieszyć się chwilą. Z miłą chęcią zamieniłabym tekst , który znajduje się w książce na ten napisany przez ciebie. Jest świetny. ;)
OdpowiedzUsuń