Pod pierwszą częścią przeczytałam komentarz, w którym zadano mi pytanie, czy ta powieść jest historią matki Tessy. A więc odpowiem na to pytanie: To nie jest historia mamy Tessy. Jest to wytwór mojej wyobraźni, który nie dotyczy Nocnych Łowców, ani żadnych prac Cassandry Clare. Jest to moja próba na napisanie mojej własnej książki. No i oczywiście przepraszam, jeśli coś wyda Wam się podobne do DA, czy DM lub jeszcze innych pozycji. :)
***
Opuszczona wyspa, znajdująca się w Ameryce Środkowej: luty 1880
Na polanie było rozpalone
wielkie ognisko. Ogień wznosił się na wysokość ponad 5 metrów. Dookoła
paleniska siedziały dwie kobiety, trzymając w rękach długie łabędzie pióra,
koloru sadzy. Przesuwały nimi, tworząc dziwne wzory z ognia i dymu.
- Siostro - odezwała się jedna z
nich. Nie wyglądały na spokrewnione.
Jedna z nich wyglądała jak królewna. Jej włosy były błyszczące, kręcone, była
ubrana w długą, czerwoną suknię, idealnie dopasowaną w tali. Druga była cała
brudna, jej włosy były splątane, a ubranie zakurzone i podziurawione.
- Tak, Adversity? O co chodzi?
- Heppinessi, teraz musimy
zająć się Charlotte Miltonin.
- Och. Ona jest naszym
największym problemem. Ale nie możemy zostawić jej życia pod znakiem zapytania.
Jej przyszłość jest w naszych rękach.
- Co z nią zrobimy? Mówcy już nie wytrzymają długo. Zwłaszcza ten młodziak. Nie potrzeba nam kolejnej wojny. Jeśli czegoś nie zrobimy to rozpęta się piekło.
- Wiem. Musimy im pomóc w jej odnalezieniu.Tylko czy zgodzi się z nami On?
- Mam nadzieję, że tak.
- Ale ona jest jego
ulubienicą.
- Mimo wszystko pozwolił jej na
cierpienie i poniżenie. Chyba najlepiej będzie jak go spytamy.
- Masz rację.
- Wezwij go - powiedziała Adversity
i podała jej pióro. Heppinessi wzięła je, a następnie wypowiedziała słowa w
języku, który brzmiał jakby obdzierano kogoś ze skóry. Nagle spomiędzy płomieni
wyłonił się jakiś kształt. Przerodził się on w wysokiego, barczystego mężczyznę
o długich bokobrodach. Miał włosy niebieskie, jak spokojny ocean, a
oczy w kolorze mułu na morskim dnie.
Był ubrany w czarny płaszcz, sięgający do ziemi. Posuwistym krokiem podszedł do
kobiet. Był tak wysoki, że czubki ich głów sięgały mu do piersi.
- O co chodzi Szwaczki?
- O Charlotte. - odpowiedziała
Adversity.
- Ja chcę tylko, aby przeżyła
to wszystko. Obojętnie w jakim stanie. Najważniejsze, żeby był potomek.
- Ale ona już powoli się
wykańcza. Jeśli czegoś nie zmienimy to ona wykończy się i umrze - kiedy
Adversity tylko wypowiedziała te słowa, tajemniczy mężczyzna zachwiał się i
zakrył usta ręką.
- Nawet nie wypowiadaj takich
bluźnierstw!
Heppinessi, która podczas tej
rozmowy podeszła w stronę płomieni, teraz odwróciła się do rozmówców i
powiedziała
- Jeśli nie wierzysz to
spójrz.
Mężczyzna podszedł. Widać
było, że nie wierzy w to co mówią siostry. W płomiennym dymie pojawił się obraz.
Widok zrobił piorunujące wrażenie na panu. Bardzo zbladł.
- To straszne. Dobrze. Niech
się jej polepszy. – nagle uśmiechnął się okrutnie – Ale to ja sam zdecyduję jak
i dzięki komu to wszystko się skończy.
Po tych słowach podciągnął poły płaszcza,
odsłaniając tors pełen blizn, i wszedł w ogień.
- Co teraz zrobimy?- zapytała Adversity.
- Chyba usunąć się na bok i
czekać na rozwój wydarzeń.
- A jak coś jej się stanie?
Wiesz, że ta kobieta nigdy nam nie wybaczy jeśli jej potomkom coś się stanie.
- Wiem. Ale na razie musimy
czekać. Jeśli będzie źle wtedy wkroczymy. Dobrze?
- Tak, dobrze. Masz rację siostrzyczko. Teraz
musimy czekać.
Z głośnym westchnieniem kobiety opadły na
ziemię i zaczęły wpatrywać się w dym unoszący się z paleniska.
Bardzo ciekawy fragment, barwne opisy i dialogi. Podoba mi się zestawienie imion - Adversity i Heppinessi. Czekam na pierwszy rozdział! ;) /w.
OdpowiedzUsuńMi tez bardzo podobają sie imiona bohaterów. Charlotte<3
OdpowiedzUsuńPisz, kochana, pisz! To jest swietne, wciągnęło mnie strasznie. Czy wiesz moze, kiedy dodasz następny wpis? :)
Zycze milych wakacji i niekończących sie zapasów Pana Wena,
Czarna
PS. Przepraszam za brak polskich znaków, ale pisze na komórce