czwartek, 15 lutego 2018

Piąty Walentynkowy bonus - Jace i Clary

Piąty Walentynkowy bonus! ❤

Zawiera spoilery do "Władcy Cieni"


"Clary stała nad swoim martwym ciałem.
Dookoła było pustkowie. Wiatr plątał jej włosy. Widok przypominał jej trochę pustą okolicę wulkaniczną dookoła Adamantowej Cytadeli, ale niebo tutaj wyglądało na niemal spalone - na niebie pływały czerwone i czarne fragmenty spalenizny, zamiast chmur.
Słyszała głosy nawolujące w oddali. Zawsze je słyszała, gdy tutaj była. Nigdy nie przyszli na tyle blisko, by jej pomóc. Leżała na ziemi, a na jej twarzy była krew, w jej włosach, na jej stroju bojowym. Jej oczy były otwarte, szerokie, wpatrujące się niewidomie w niebo.
Clary zaczęła klękać, by dotknąć swojego ramienia, gdy ziemia zaczęła się trząść z głośnym jękiem i usłyszała, że ktoś krzyczy jej imię... Odwróciła się i wszystko uciekło od niej jakby przewracała się z grzbietu fali. Wciągnęła gwałtownie powietrze, krztusząc się i obudziła się.
Przez moment była zdezorientowana i nie miała pojęcia, gdzie jest. Leżała na kocu na trawie, patrząc na niebo wypełnione różnokolorowymi gwiazdami. Wyglądały jakby poruszały się nad nią jakby patrzyła na kalejdoskop. Słyszała muzykę w oddali, łagodną i natarczywą. Nieznajome nuty, ale szczególny rodzaj melodii.
Faerie. Była w Faerie. Z...
- Clary? - zapytał Jace zaspanym, zdziwionym głosem. Przekręcił się na bok obok niej. Obaj spali w swoich strojach bojowych, nigdy nie wiedząc czy będą bezpieczni w nocy. Ich bronie znajdowały się blisko dłoni, a Clary była zadowolona, że noce były ciepłe, ponieważ podczas snu zrzuciła z siebie koc. - Wszystko w porządku?
Przełknęła ślinę. Ciągle czuła gęsią skórkę.
- Zły sen.
- Masz je często ostatnimi czasy. - Przysunął się bliżej, jego złote oczy były pełne troski. Jego jasne włosy były potargane, zaczynały być znowu za długie, wchodziły mu do oczu. - Chcesz o tym porozmawiać?
Zawahała się. Jak powiedzieć komuś, że twoje sny nie były snami, a wizjami? Wiedziałeś to. I że widziałeś siebie martwym, za każdym razem, w dzień który był coraz bliżej. Tego jednego dnia będziesz patrzeć z góry na swoje ciało i wiedzieć że odeszłeś na zawsze od świata, który kochałeś, ludzi, których kochałeś i, którzy kochali ciebie.
Nie. Nie mogła powiedzieć Jace'owi.  Czasami myślała, że była jedyną osobą na świecie, która myślała o nim jako kruchym  (oczywiście poza Alekiem). Dla większości ludzi, był chłopakiem z krwią anioła, szefem Instytutu w Nowym Jorku, jednym z wojowników, którzy poszli do Edomu i zakończyli Mroczną Wojnę. Dla niej był zawsze szczupłym chłopakiem z zdesperowanymi oczami, kto przeżył życie z okropnym ojcem i miażdżącym duszę brakiem miłości z dzieciństwa; chłopakiem, który nauczył się, że kochać to niszczyć, a to, co kochasz umiera w twoich rękach. 
Wiedziała, że Alec zrozumie, że pod wieloma względami ma większą zdolność to podnoszenia się po tragedii, do pozostania spokojnym, stojąc twarzą w twarz zestrachem o tych, których kocha. Może Isabelle? Ale żadnemu z nich i tak nie mogła powiedzieć; nie mogłaby poprosić, by ukrywali ten sekret przed Jace'em. Simon nie umiałby znieść tego lepiej niż Jace. Jedyna osoba, która była jej w stanie pomóc to Magnus, pomyślała, podnosząc się na łokciach; kiedy wrócą, pójdzie do Magnusa. Nie chciała mu o tym mówić, gdy był chory, ale może nie mieć wyboru.
- To tylko naprawdę zły sen - powiedziała. To była prawda, w pewnym sensie. - Przepraszam, że cię obudziłam.
Podniósł się na zgiętym łokciu.
- I tak muzyka by to zrobiła.
Była głośna: Clary słyszała fujarki i skrzypce rozbrzmiewające z drugiej strony gór. Uśmiechnął się zawadiacko co zawsze sprawiało że jej serce podskakiwało. - Powinniśmy sprawdzić biesiadę?
- Czy to nie jest coś przeciwnego od bycia pod przykrywką? - zapytała. - Wiesz, pokazywanie się na dużej zabawie Faerie. A twojego tańca nie da się zapomnieć.
- Rzeczywiście jest całkiem dobry - powiedział, różnokolorowe gwiazdy odbijały się w jego oczach. Położył dłoń na jej biodrze w miejscu, gdzie przechodziło w talię. Pamiętała jak kiedyś jej powiedział, że to jego ulubione miejsce na jej ciele.
- Działa jak uchwyt - powiedział wtedy, podnosząc ją jedną ręką, a ona zachichotała. Posiadanie chłopaka, który był o wiele od ciebie wyższy nie było czasami takie złe.
- Powiedziałam, że jest niezapomniany, a nie dobry.
Jego oczy błyszczały.
- Chodź tutaj, Fray.
Tylko się uśmiechnęła. Sen zaczynał się oddalać. Czasami mogła nawet zapomnieć wizję, skupiając się na misji w Faerie, na czasie tutaj z Jace'em. Nie zdawała sobie sprawy , gdy zgodzili się być szefami Instytutu jak dużo podróży i papierkowej roboty się w tym znajduje; czasami była strasznie zazdrosna o Aleca i Magnusa, którzy mogli pracować w domu i być ze sobą tak często jak chcieli. Przez połowę czasu Jace był wzywany do Idrisu, gdy ona miała sprawdzać lokalną aktywność demonów razem z Simonem i Isabelle.
Tak naprawdę bycie wysłaną gdzieś z Jace'em było rzadką okazją do bycia razem i, oprócz częstego szukania broni, była szczęśliwa. I Faerie było piękne, na swój dziwny sposób- owoce zwisajace jak biżuteria z niskich gałęzi w jasnych kolorach jadeitu, szafiru i ametystu.  Małe faerie o różowych i fioletowych skrzydłach trzepotały wśród pszczół i kwiatów. Były tam czyste jeziora pełne nixie, które lubiły pojawiać się i rozmawiać, gdy Clary myła włosy; nie widziała jeszcze syreny, ale jedna z nixie powiedziała jej, że syreny spędzają większą część czasu w oceanie i zdobyły zdecydowaną przewagę nad swoimi ogonami. 
Oczywiście istniała zaraza, z którą trzeba się była zmagać. Szare łaty martwego lądu przecinały zielone pola jak blizny po pojedynku. Wzięli próbki szarej gleby dla Cichych Braci. To nie było bardzo piękne, ale...
- Clary - powiedział Jace. Pomachał dłonią przed jej twarzą. Jego palce tymczasowo bez pierścienia Herondale'ów ciągle wzbudzały zdziwienie. - Przestałaś zwracać na mnie uwagę.
Uniosła brwi.
- Jesteś jak kot. Jeżeli nie będę zwracać na ciebie uwagę, przyjdziesz i usiądziesz na mnie , dopóki nie podrapię cię za uszami, czy cokolwiek.
Jego uśmiech się powiększył.
- To nie moje uszy ja...
Uderzyła go w ramię.
- Nie mów tego!
Zaczął się śmiać.
- Dlaczego nie?
- Jestem dobrze wychowaną damą - powiedziała. - Jeszcze zemdleję.
Czasami ciągle dziwiło ją jak szybko on może się poruszać. Przekręcił ich szybciej niż zdążyła mrugnąć: leżał na niej ze swoim ciężarem przeniesionym na ramiona, patrzył na nią z uśmiechem zaczynającym znikać z jego oczu.
- Otrzeźwię cię - powiedział niskim głosem.
Dotknęła jego twarzy. Patrzył na nią tak poważnym wzrokiem, a Jace prawie nigdy nie był poważny, jeżeli mógł tego uniknąć. Pamiętała sposób w jaki na nią patrzył, gdy jej się oświadczył, a jej ciało skurczyło się z bólu bliskiego agonii. Zraniłam go, mówiąc to, co wtedy powiedziała; nie chciała tego, ale czuła, że nie miała wyboru. Przypominając sobie to...
- Pocałuj mnie - poprosiła.
W jego oczach pojawił się błysk zaskoczenia na dźwięk nalegania w jej prośbie, ale szybko minął; refleks Nocnych Łowców był pomocny nie tylko podczas bitwy. Jace zakołysał się na piętach, więc teraz siedział z nią okrakiem na jego biodrach; złapał jej twarz w dłonie i pocałował ją.
Delikatnie, powoli, badawczo: jego usta na jej były ciepłe i miękkie; otworzył jej usta swoimi, dotyk jego języka na jej posłał zaskoczenie przez jej ciało. Każdy pocałunek był jak ten pierwszy w oranżerii, odtwarzając jej układ nerwowy, ucząc go: nigdy nie będziesz chciała niczego innego na świecie.
Ale ciągle pamiętała: "Clary, wyjdziesz za mnie?" I jej drżący głos: "Chcesz wziąć... ślub?"
- Mocniej - wyszeptała, przyciskając się do niego, zagłębiając się w jego usta swoim językiem; przyjechała jego koniuszkiem po jego wargach, sprawiając, że wygiął się z zaskoczenia i pożądania. Jej ręce były na jego ramionach; ugryzła jego dolną wargę, a on wsunął swoje dłonie w jej włosy, zbierając je w ręce, oddychając ciężko w jej usta.
- Clary, to zmierza do... wymknięcia się spod kontroli... bardzo szybko - powiedział i w odpowiedzi sięgnęła i sciągnęła swoją koszulkę przez głowę. Wpatrywała się w nią z prawdziwym zdziwieniem  (rzadkie dla Jace'a) zanim jego dłonie powędrowały by zakryć jej piersi.
- Jesteśmy na zewnątrz- zaprotestował. - Nedaleko jest biesiada. Każdy może tędy przejść.
- Jasie Lightwood Herondale  - powiedziała niskim głosem, który brzmiał jak mruczenie (jeżeli myślał, że położenie swoich dłoni na jej piersiach sprawi, że ona się zniechęci, to to nie działało) - Jesteś nieśmiały? Czy kiedyś nie biegłego nago po Madison z rogami na głowie?
- Nie obchodzą mnie ludzie, widzący mnie nago - powiedział. - Obchodzą mnie ludzie, widzący ciebie nago.
Pochyliła się i pocałowała kącik jego ust, jego szczękę i niżej. Teraz znałajego wrażliwe miejsca, łącznie z jednym po lewej stronie jego gardła, tuż pod miejscem, w którym był jego puls. Lizała i zasysała jego skórę aż jego głowa opadła do tyłu; jego rece poruszały się teraz po jej ciele, po znaku kontroli płodności na jej boku, przesuwając ręce od piersi do talii, rozwiązując sznurek, trzymający jej spodnie. Opadły z cichym szelestem materiału i jego palce wślizgnęły się pomiędzy jej nogi.
Minęły lata i znał jej ciało także jak znał broń, mógł sprawić by się wiła w jego ramionach. Wciągnęła gwałtownie powietrze, gdy ją dotknął, a jej palce zacisnęły się na jego koszulce, rozrywając guziki, gdy zdzierała ją z jego ciała.
- Pozwól mi - powiedział, jego policzki były zaróżowione, a jego głos niski i chrapliwy. Przez jej ciało przelał się ból silniejszy niż pożądanie ich ciał: pamiętała co jej wtedy powiedział: "Oczywiście, że ślub, a o czym myślałaś? Dla mnie zawsze będziesz tylko ty. Myślałem, że dla ciebie także." I wiedziała co mówił teraz: " Pozwól mi, pozwól mi cię zadowolić, ponieważ nie wiem co czai się w twoich snach, nie mogę znać twoich sekretów, ale to mogę zrobić.
Położyła swoje ręce na jego ramionach, pozwoliła mu rozciągać ją i dotykać i rozkosz wiła się w niej jak dym. "Czuję to samo. Zawsze tak było. Tylko ty i nikt więcej." Ale uczucie było zbyt silne, by trzymać się wspomnienia; wypełniło jej głowę i oszołomiło ją i w końcu krzyknęła, wbijając place w jego plecy, by utrzymać się prosto.
Jego oczy lśniły, ciemne z pożądania.
- Połóż się- powiedział gardłowym głosem, ale potrząsnęła głową, jej dłonie drżały na zapięciu jego spodni. Udało jej się je ściągnąć i owinęła swoją rękę dookoła niego, poruszając nim. Opadł na łokcie, a jego ciało wygięło się pod gwiazdami, jego włosy i trasy łapały ich piękne złoto.
Przeciągnęła się nad nim jakby mogła ochronić jego ciało, przesunęła dłońmi po jego piersi, bliznach i znakach tam się znajdujących jakby mogła ochronić jego serce. Weszła w niego jakby połączenie ich ciała mogło zapobiec każdemu rozdzieleniu, mogło powstrzymać śmierć przed oderwaniem jej od niego, rzeczy której bała się najbardziej na świecie.
Krzyknął i jego dłonie zacisnęły się na jej biodrach, trzymając, przytrztmując przy nim i znowu przypomniała sobie ten dzień i wyraz jego twarzy jakby coś w nim pękło i jej własny podnoszący się głos. "Kocham cię. Kocham cię i musisz mi zaufać: Nie mówię nie, mówienie teraz. Mam powód, przysięgam. Uwierz mi, Jace.
Popatrzył na nią teraz. Widziała siebie w jego oczach, podświetlana milionami gwiazd i jego twarz pełną rozmarzenia i przyjemności. "Proszę" - błagała. "Niech to nie będzie ostatni raz, niech to nie będzie moja ostatnia noc z nim, mój ostatni dzień z nim, pozwólcie mi zobaczyć jego twarz taką jak teraz jeszcze raz: ten wyraz, który tylko ja widziałam, który jest tylko dla mnie. Pozwólcie mu także rozkosz mieć, nie zabierajcie mu tego, przeszedł wystarczająco dużo, zrobił wystarczająco dużo i dał wszystko i...
- Proszę- powiedziała, mówiąc na głos, nie zdając sobie z tego sprawy i jęknął, gdy poruszył się w niej wolno i mocno, a następne szybko. Podniósł swoje ramiona z ziemi, łącząc ich usta, całując ją tak jakby mógł ich trwale złączyć. Jej ciało oślepiało umysł: Istniało tylko to: bebnienie dziko rozbrzmiewające coraz głośniej w jej piersi, wysyłając gorąco w jej żyły; fala niedajaca się zatrzymać nadchodziła, zatapiając go tak jak ją; zatopi ich oboje.
- Kocham cię- powiedziała odsuwając swoje usta od jego, widząc jak jego oczy się rozszerzają. - I zawsze... zawsze...
Rozpadła się dookoła niego i było to jak umieranie, sekundę później odpuścił i zadrżał w niej, zasłaniając swoją lewą ręką swoje oczy w dziwnie bezbronnym geście jakby chciał się ochronić przed oslepiajacym światłem.
Kiedy Clary mogła znowu zorientować się gdzie jest, ułożył ją a siebie obok niej z jedną ręką dookoła niej, druga sięgał po koc by przykryć ich. "Jeżeli przechodzień zobaczy mnie nago" pomyślała z małą czułością i pocałowała jego nos.
Jego złotw włosy były ciemne na końcach od potu, jego pierś ciągle unosiła się i opadała szybko.
- Jezus, Clary - powiedział. - To było...
"Intensywne" - widziała o czym myślał, po pięciu latach, kiedy uprawiali miłość często działo się to ze śmiechem i podpuszczaniem, zawsze z namiętnością, ale to było co innego. Część niej znalazła znowu tę zdesperowaną dziewczynę, którą była w ruinach rezydencji Waylandów, trzymając za mocno Jace'a, ponieważ wiedziała, że znowu nie będzie go mieć w ten sposób, ponieważ to było niemożliwe.
Przełknęła ślinę, zwijając się przy jego ciele, śledząc palcem linię blizny Herondale'ów.
- Misje są niebezpieczne- powiedziała niskim głosem. - Jutro będziemy infiltrować Ciemny Dwór. Myślałam.... Myślałam, że może to być ostatnia chwila, gdy jesteśmy razem.
To nie było kłamstwo.
Wyglądał na przerażonego.
- Clary. Wiem, że prowadzimy niebezpieczne życie. Ale przetrwaliśmy to wszystko. - przyciągnął ją bliżej, głaszcząc jej włosy. - Rozumiem- powiedział delikatnie. - Najgorsze co mogę sobie wyobrazić to coś dziejącego się tobie. 
Jej serce się ścisnęło.  Przytuliła się do niego, wyczerpanie zaczynało przejmować kontrolę nad jej ciałem, senność rozprzestrzeniała się, gdy masował jej plecy.
- Po prostu tak bardzo cię kocham - powiedziała.
- Oczywiście, że tak. - Jego ręka się zatrzymała, palce ledwo się poruszały, w jego głosie pobrzmiewała senność. - Jestem niesamowity.
Chciała mu powiedzieć, że naprawdę jest niesamowity, że to nie był tylko żart, że mimo że wiedziała, że go zraniła prosząc by odłożył ponowne oświadczyny, pozwolił jej mieć tyle czasu ile potrzebowała i nigdy nie domagał się wiedzieć dlaczego. Poprosiła by jej zaufał i zrobił to.
Sprawiło to że jeszcze bardziej go kochała, jeżeli to było możliwe i była świadoma ironii tego. Ale sen przychodził fal, której nie mogła powstrzymać: tęczowe gwiazdy rozłożyły się nad nimi i Clary położyła głowę na ramieniu Jace'a. Zanim całkowicie zasnęła, myśl przełknęła przez krawędź jej umysłu - coś o szarej ziemi z miejsca z jej wizji i znoszone go lady w Faerie. Ale już zniknęła jak liść w wirze, utonęła razem z nimi w śnie. "

2 komentarze: