sobota, 31 maja 2014

Kolejny fragment drugiego opowiadania

  Oto kolejny fragment mojego drugiego opowiadania. Mam nadzieję, że zostanie przyjęty tak samo dobrze jak wcześniejsze moje prace.




    Cyril zatrzymał powóz przed bramą domu, w cieniu wielkiego dębu. Wiejska rezydencja Lightwoodów była piękna, Will nie mógł zaprzeczyć. Jednak wydawała się za cicha i spokojna jak na miejsce przyjęcia u Benedicta. Słyszał od wielu osób, bywających na jego balach, że są głośne i huczne. Ten dom przypominał raczej miejsce tragedii. Will przypomniał sobie fragment „Makbeta” Williama Szekspira. „Biedna ziemia! Nieledwie sama sobie jest postrachem. Nie matką nam ją zwać, grobowcem raczej.”Z rozmyślań na temat tego cytatu wyrwał go ohydny odór zgnilizny i rozkładającego się ciała, który wydobywał się z wnętrza rezydencji. „Demony” – pomyślał. „Pan Lightwood, widzę, się nieźle zabawił.”
- Czujesz? – zapytał Tessę – Demoniczne czary. Cuchnie nimi w powietrzu.
- Jesteś pewien? Dom wydaje się strasznie cichy. Jakby nikogo nie było w środku. Mogliśmy się pomylić?
     Will wytłumaczył Tessie co czuć w powietrzu. Kiedy drzwi się otworzyły szybko pobiegł do ogrodu. Był zaprojektowany według stylów panujących w różnych państwach europejskich. Powoli zaczął kroczyć ciemną ścieżką, czując się jak bohater jednej z licznych powieści, które czytał. Nagle z ciemności wyłonił się jakiś kształt. Will odskoczył gwałtownie do tyłu, omal nie potykając się o wystający korzeń. Kiedy przyjrzał się lepiej postaci zorientował się, że to tylko posąg Sofoklesa. Chłopak zaczął się zastanawiać, czy któryś z Lightwoodów przeczytał chociaż jedno jego dzieło, czy figura stoi tam tylko dla ozdoby. Popatrzył w niebo rozkoszując się widokiem miliona gwiazd i wielkiego białego, okrągłego księżyca sunącego po firmamencie zupełnie jak statek, płynący po bezkresnym oceanie. Przeszedłszy cały ogród, Will miał w głowie tylko jedną myśl: Lightwoodowie muszą być bardzo bogaci.
    Stał teraz na tyłach domu, szukając otwartego okna, przez które mógłby wejść do środka. Ujrzał je na prawej ścianie. Wspiął się po balustradzie i gładko wylądował na twardej posadzce wewnątrz sali balowej. Pierwsze co rzuciło się Willowi w oczy, a raczej w nozdrza i uszy to przeraźliwy odór, który był wręcz nie do opisania. Gdyby ktoś później spytał się go jaki miał zapach nie wiedziałby co odpowiedzieć, ponieważ zmieniał się wraz ze stroną, w którą spoglądał młodzieniec, myślami, kłębiącymi się w jego głowie oraz emocjami, przejmującymi jego ciało. Chłopak z ciekawością rozejrzał się po pokoju, chłonąc najdrobniejsze szczegóły. Sala była ogromna i duszna. Na suficie wisiał ogromny żyrandol, którego blask oświetlał całe pomieszczenie, rozszczepiając się po drodze na miliardy mniejszych światełek, które nadawały tańczącym wręcz drapieżny wyraz twarzy, a suknie i garnitury wydawały się uszyte z materiału lepkiego i wodnistego. Jednak nie wszystkie osoby, znajdujące się na parkiecie były ludźmi. Will dostrzegał wampiry patrzące chciwie na szyje swoich partnerów, ifryty, wyróżniające się oryginalnymi kolorami skóry, ubrane zgodnie z najnowszą modą oraz stworzenia, których obecność najbardziej przeraziła chłopaka – demony. Każdy gość miał na sobie maskę. Większość była z bardzo ekstrawaganckich materiałów, w kształtach dziobów, z okularami, przetykane diamentami i innymi drogimi kamieniami. Will był tak pochłonięty obserwowaniem gości, że nie zobaczył tych stworzeń, które, niczym ochroniarze, stali przy drzwiach i firanach, ciągnących się po ziemi. Teraz chłopak miał pewność, że Benedict współpracuje z Mortmainem. Wszystkie te osobniki były automatami, które niczym ołowiane żołnierzyki czekały na rozkazy. Willa przeszedł dreszcz. Musiał jak najszybciej znaleźć Tessę i wydostać się z tego domu. Nie chciał narażać jej na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Zaczął rozglądać się gorączkowo, ukryty za jedną z zasłon w poszukiwaniu swojej towarzyszki. Kiedy jego wzrok spoczął na dziewczynie w białej sukni, tańczącej z Nathanielem Grayem, zaczął zachodzić w głowę jak Jessamine zdołała wydostać się z Instytutu. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że to Tessa. JEGO Tessa. Widział jak rozmawiają, jak tańczą. Pomyślał, że on też chciałby porwać dziewczynę i przetańczyć z nią całą noc. Dostrzegał delikatne zmarszczki, pojawiające się od czasu do czasu na alabastrowym czole dziewczyny. Nagle Will z przerażeniem zobaczył, że Nate pochyla się w jej stronę, wpatrując się chciwie w jej usta. On chciał ją pocałować! Will nie mógł na to pozwolić, ale jak miał zareagować? Przejęty sceną rozgrywającą się przed jego oczami, nie od razu poczuł wzrok na swojej twarzy. Z szybkością błyskawicy obrócił się w kierunku, z którego pochodziło to uczucie. Szybko wyskoczył na jedno z balkonów, gdy zorientował się, że to Gideon Lightwood. Po powrocie na salę zaczął szukać wzrokiem gospodarza. Ujrzał go, półleżącego na jednym z foteli. Willa przeszedł dreszcz obrzydzenia, kiedy jego umysł zarejestrował, że Benedict nie leży na tym fotelu sam. Już sama myśl, że mężczyzna całował jakąś kobietę w miejscu publicznym i to w obecności swoich własnych dzieci przerażała chłopaka, to do tego tą osobą, której ciało przylegało do Lightwooda nie był człowiek, a demon z wężami zamiast oczu, liżącymi twarz Benedicta. „Demonice. Brr. Jak jego synowie wytrzymują ten widok?” – pomyślał patrząc za wychodzącym Gideonem. Pośpiesznie odwrócił wzrok od gospodarza i powolnym krokiem podszedł do Tessy, która siedziała na jednym z krzeseł i rozmawiała z kobietą o lawendowych włosach. Kiedy podszedł, wpatrując się w swoją przyjaciółkę, usłyszał jak kobieta mówi:
- Za tobą stoi bardzo przystojny chłopiec. Piękny jak lord faerie! Powinnam zostawić cię samą. I rozpłynęła się tłumie.
    Chłopak chwilę porozmawiał z Tessą, a kiedy stwierdził, że trzeba ją stamtąd zabrać, a słowa jej brata strasznie ją zraniły, postanowił wymyślić plan, jak ją wydostać z balu. Szybko pobiegł do nieużywanego pokoju. Po raz pierwszy ucieszył się, że między połami jego stroju znajduje się czysta kartka i pióro. Szybko napisał parę słów, w których rozkazywał przybyć Nathanielowi Grayowi do Vauxhall. Podrzucił jednemu z automatów karteczkę, na której był run, który sprawiał, że ten kto go dotknie jako pierwszy na chwilę znajdował się pod kontrolą tego, kto narysował ten znak. Jak tylko Nate wyszedł z pomieszczenia, szybko pobiegł do jego partnerki, która siedziała na tym samym krześle, na którym była wcześniej.
- Tesso. Widziałem, że twój brat dostał list.
- Tak… Ty go przysłałeś.
- Tak – Will poczuł się spragniony. Wyjął szklankę z lemoniadą z ręki dziewczyny i sam wypił resztę.  – Tess… Tessa? – Spojrzał przerażony na jej włosy, które nie były już ani kręcone i jasne, a proste i brązowe. Na jej własne włosy, a nie Jessamine. Oczy też zaczynały zmieniać kolor, nabierały coraz bardziej szarej barwy. – Dobrze się czujesz?
- Dlaczego pytasz?
- Spójrz  - Will złapał kosmyk jej włosów i pokazał go dziewczynie. Jej oczy się rozszerzyły.
- O Boże. – Will zobaczył, że jej ciało zaczęło także się przemieniać. – Jak długo…
- Niedługo. Przed chwilą jeszcze byłaś Jessamine. – Wziął ją za rękę. – Chodź szybko.
   Zaczął prowadzić ją do wyjścia, lawirując między gośćmi. Tessa zadrżała i zachwiała się. Will odwrócił się, a kiedy zobaczył, że dziewczyna jest bliska omdlenia, wziął ją na ręce i zaczął nieść. Mimo, że strasznie się o nią bał, nie mógł wyrzucić z głowy myśli, że trzyma Tessę w ramionach, a jego ręce spoczywają na jej ciele obleczonym suknią, która była, jak zobaczył z przerażeniem i pragnieniem Will, trochę za mała, przez co piersi Tessy były bardzo ściśnięte. Stwierdził, że nie zdąży wynieść jej przed rezydencję, zanim całkowicie nie przemieni się w siebie, więc co sił w nogach wybiegł na jeden z małych balkonów. Odsunęła się od niego i mocno złapała się balustrady jakby chciała dzięki niej odzyskać pełną świadomość. Will szybko zamknął za nimi drzwi, pobiegł do niej i lekko dotknął jej pleców.     
 
Czuję, że jedna z moich koleżanek bedzie na mnie zła, ponieważ nie może się już doczekać mojej wersji sceny na balkonie, a ja ciągle do niej nie doszłam. Jeśli wy też macie podobne odczucia, to nie martwcie się, ponieważ została już mi ta scena. Postaram się ją napisać jak najpiękniej i jak najdłużej. :) 
 
 
 
 
 
 
 

2 komentarze:

  1. Piękne opowiadanie, tym razem wczułaś się jeszcze lepiej i świetnie uchwyciłaś ten ulotny klimat dziewiętnastego wieku. :)
    Tak jak napisałaś -nie mogę się już doczekać twojej wersji sceny na balkonie, więc wstaw ją na bloga jak najszybciej! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. cudnie piszesz... więc pisz dalej ♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń