poniedziałek, 16 grudnia 2019

Flash Fiction #8 - "Świąteczna Kolęda Lightwoodów cz.2" - dalej nienawidzimy Tatiany



"- Więc - powiedział Gideon do Willa następnej nocy, gdy patrolowali razem Mayfair. - Cała ta sprawa to była raczej strata czasu. Nie zabiję czyjegoś psa.
      Patrolowanie razem z Willem było dla Gideona normalnie relaksującym doświadczeniem. Lubili swoje towarzystwo, a demony pojawiały się tak rzadko w Londynie, że był to niemal zwyczajny spacer z przyjacielem. Od czasu do czasu Will nawet proponował poszukać demonicznej aktywności w jednym z domów publicznych.
       Oczywiście dzisiejszej nocy nie było mowy o zamawianiu szybkiej rundki jako przykrywki dla przesłuchania, przez wesołe rozmowy, a Will był za bardzo w świątecznym nastroju. Nalegał, by pójść na Trafalgar Square, gdzie spędził wiele minut, wpatrując się z zachwytem na wielką choinkę oraz zatrzymał się - dwukrotnie! - by podziwiać grupy kolędników i klaskać im. Gideon trzymał się nieźle, a w każdym razie tak sądził. Nawet trochę wdał mu się nastrój, ponieważ zjadł kilka pieczonych kasztanów, które kupił Will.
       Teraz Tatiana (i wieści o psie) pogorszyły nastrój Willa, a Gideon czul się z tego powodu dość źle. Will zmarszczył brwi w zamyśleniu.
- Dlaczego po prostu nie zaoferujesz jej pieniędzy? - zapytał.
        Gideon westchnął.
- Ponieważ Tatiana ma mnóstwo pieniędzy, wszystkie pieniądze naszej rodziny. A Gabriel i ja mamy tylko wypłaty jako Nocni Łowcy. Ona nie potrzebuje pieniędzy.
        Will nie wyglądał na przekonanego.
- Każdy lubi mieć więcej pieniędzy.
- Normalnie bym się z tobą zgodził - powiedział Gideon, potrząsając głową. - Ale nie widziałeś w jakim stanie psychicznym była Tatiana. Nie możesz porozmawiać z nią tak jak z racjonalną osobą. Muszę wykonać zadanie jakie mi zleciła, ale nie mogę tego oczywiście zrobić. Nigdy nie zraniłbym psa. Obrzydliwość.
        Will zatrzymał się, patrząc za siebie, przez długą chwilę, więc Gideon w końcu zapytał:
- Will?
- Zajmiemy się tym - powiedział nagle Will. Jego wzrok spoczął z powrotem na Gideonie i tym razem się uśmiechał. - Damy Tatianie to, czego chce, nie zabiwszy żadnego psa.
- My? - zapytał Gideon, unosząc brwi.
- No cóż, to mój plan - powiedział Will rozsądnie - więc oczywistym jest, że wezmę udział w jego realizacji.
       Wbrew sobie, Gideon uśmiechnął się lekko. To była jedna rzecz, w której miał przewagę nad Tatianą. Nie był w tym sam.

***

        Frontowe drzwi domu w Chiswick otworzyły się szybciej niż dwa dni wcześniej, a podejrzliwa twarz Tatiany pojawiła się. Miała na sobie tę samą suknię jak wcześniej, co wprawiło Gideona w niepokój. W lewej ręce trzymała czystą czaszkę jakiegoś małego ssaka. Gideon nie chciał dopytywać dlaczego.
        Spojrzenie Tatiany szybko przeniosło się z Gideona na Willa, który gibał się lekko w górę i w dół nerwowo za nim. Will nalegał, by pójść, mimo protestów Gideona, i dopiero teraz zorientował się, że istnieje prawdopodobieństwo, że Tatiana nawet nie będzie chciała go zobaczyć, jeżeli będzie z nim Will.
        Will ze swojej strony robił, co w swojej mocy, by wyjść jak najlepiej.
- Tatiana, miłości moja - powiedział. - Wszystkiego dobrego z okazji świąt! Jak cudownie dbasz o to miejsce.
         Tatiana zamrugała, najwyraźniej zapomniawszy, co miała wykrzyczeć. Gideon wiedział, że Will miał w sobie trzy sznapsy brandy i przypuszczał, że był to prawdopodobnie najlepszy sposób, by poradzić sobie z tą sytuacją. Przywitaj niespodziewane niespodziewanym.
- Dlaczego przyprowadziłeś mojego odwiecznego wroga do mojego domu? - zapytała Tatiana, takim samym głosem jakim mogłaby zapytać Gideona, dlaczego nie zwrócił książki, którą pożyczył.
- O rety - powiedział Will. - Odwiecznego wroga? Tatiano, życzę ci tylko dobrze. Czy ja kiedykolwiek, chociaż raz, wtrąciłem się w twoje życie? W twoje sprawy?
- Tak - powiedziała Tatiana. - Dwukrotnie. Najpierw, gdy zamordowałeś mojego męża, a później, gdy zamordowałeś mojego ojca.
      Will wydał z siebie taki dźwięk jakby się dławił.
- Zamordowałem twojego ojca, ponieważ on zamordował twojego męża! I ja go nie zamordowałem, on zamienił się w jakiegoś wielkiego węża.
- Robaka, Will - powiedział Gideon cicho. - Był wielkim robakiem. Nie wężem.
- Jak pamiętam - powiedział Will. - był wielkim wyrmem* z głębokich otchłani, którego zabiliśmy.
- Nie prawda - powiedział Gideon.
- To był mój ojciec - wycedziła Tatiana. - I chciałabym wiedzieć, Gideonie, dlaczego przyprowadziłeś go tutaj? Kazałam ci wykonać dla mnie zadanie.
- I je wykonałem - powiedział z ożywieniem Gideon. - Pan Herondale był na tyle miły, by pójść ze mną, aby pomóc w ochronie mnie przed najbardziej narowistym psem jakiego opisałaś.
- Był naprawdę dość narowisty - przyznał Will.
- Jeżeli pozwolisz nam wejść - powiedział Gideon.
       Tatiana zmrużyła oczy, jakby próbowała przejrzeć ich czar.
- Cóż, wchodźcie. Ale nie dostaniecie herbaty.
- Tatiano - powiedział Will z chichotem. - Nie ma mowy, bym skonsumował jakiekolwiek jedzenie lub picie w twoim domu.
      Gideon pomyślał, że szło dosyć dobrze.
      Ulokowawszy się znowu w biurze jego ojca, bez herbaty zaproponowanej, czy przyjętej, Tatiana odezwała się:
- Więc?
      Gideon sięgnął do kurtki i położył psią obrożę, zwietrzały długi skórzany sznurek, na biurko z wymachem.
      Tatiana spojrzała na nią, a później na niego.
- Co to jest? 
- Psia obroża - odpowiedział Gideon. - Trofeum po zabiciu go.
      Znowu na nią spojrzała.
- To mi nic nie mówi. Mogłeś po prostu zdjąć ją z tego psa.
- Pani - powiedział Will. - Jeśli mogę? Żaden człowiek nie byłby w stanie zdjąć obroży z tego psa. Radziłbym raczej, by trzymać ręce w odległości kilku stóp od szyi tego psa, jeżeli chce się zatrzymać rzeczone ręce. A teraz, gdy obroża jest zdjęta, nikt nie może znowu jej założyć. - Mówił poważnym tonem.
- Potrzebuję czegoś więcej - powiedziała Tatiana. - Jeżeli zabiliście tego psa, musicie wiedzieć, gdzie jest. Wróćcie i przynieście mi psi ogon, czy coś takiego.
- Tatiano - błagał Gideon, ale Will mu przerwał.
- Jeśli mogę znowu - powiedział. - Pies leży po drugiej stronie bardzo wysokiego i bardzo ostrego cierniowego płotu, stojącego pomiędzy terenami psa a drogą. Ze wspinaczką  poradziłby sobie tylko dobrze wytrenowany Nocny Łowca i radziłbym to zrobić z wolnymi rękami, a nie niosąc jakąś część psa. Obawiam się, że obroża musi wystarczyć.
       Tatiana wyprostowała się i potrząsnęła głową, z niezadowoleniem widniejącym w ułożeniu jej warg.
- Udowodnijcie, że pozbyliście się psa - powiedziała. - A nie, że tylko go spotkaliście.
       Gideon czekał na kolejne wtrącenie Willa, ale tym razem Will był cicho. Wydawało się, że nie był pewny jak kontynuować. W końcu powiedział:
- Tatiano daj mu dokumenty. Ponieważ jest Boże Narodzenie.
- Co? - zapytał Gideon z niedowierzaniem.
       Tatiana spojrzała na Willa z nienawiścią.
- Święta przyziemnych nie mają dla mnie żadnego znaczenia.
- Tak sądziłem - wyszeptał Will.
- Proszę - powiedział Gideon, chwytając się ostatniej deski ratunku. - Mój syn - on... jest jak twój syn. - Tatiana wpatrywała się w niego przez chwilę w ciszy, więc kontynuował. - On... on jest bardzo mały, często choruje, a my boimy się, czy przeżyje. Boimy się co się stanie, gdy nałożymy na niego Znaki. Tak jak ty martwisz się o swojego syna.
      Tatiana dalej wpatrywała się w niego w ciszy jak jaszczurka.
- Wiem, że nie zgadzamy się, co do historii naszej rodziny - powiedział wytrwale, ignorując ciche hmph! które wyrwało się Willowi, siedzącemu za nim. - Ale pomimo tego jesteśmy rodziną i oboje mogliśmy... odziedziczyć coś. Od naszego ojca. Coś, co przekazaliśmy naszym synom. Muszę przeczytać dokumenty, by zobaczyć, czy znajdują się tam jakieś wskazówki.
       Wpatrywała się przez okropnie długi czas, a w końcu powiedziała:
- Wynoś się z mojego domu.
- Tatiano - błagał.
- Jak śmiesz porównywać swojego syna do mojego! - Jej głos się podniósł - Każdy mógłby zgadnąć skąd się wzięła słabość w twoim synu i jest to najwyraźniej spowodowane twoją decyzją, by zmieszać swoją krew z najbardziej przyziemną osobą, jaką mogłeś znaleźć - wykrzyknęła.
- Sophie przeszła Wstąpienie! - wykrzyknął Will stanowczo, a Gideon uświadomił sobie, że był szczęśliwy z obecności Willa.
- Nie obchodzi mnie to! - krzyknęła Tatiana. - Mój syn jest z krwi najstarszych rodzin Nocnych Łowców. Nie jest słaby jak twój syn. Wracaj do swojej słabości, Gideonie. Zejdź mi z oczu, wynoś się z mojego domu i nie waż się pojawiać znowu przed moimi drzwiami. Nie tęskniłam za twoim towarzystwem, ani za twojego brata i jestem szczęśliwa, że mój syn nie będzie wychowywał się pod niszczącym wpływem któregokolwiek z was.
       Gideon chciał wstać, ale Will się odezwał:
- Jeśli znowu mógłbym się wtrącić. - I siadł z powrotem. Tatiana patrzyła na niego gniewnie. - Sądzę - ciągnął Will, poważnym tonem - że ty i ja moglibyśmy wyjść na korytarz na chwilę i porozmawiać w cztery oczy - tylko na chwilę. Daj mi trzy minuty, proszę tylko o tyle. Po tym czasie, odejdziemy i obiecamy, że już nie wrócimy. Prawda, Gideonie?
- Cokolwiek zechcesz.
       Tatiana patrzyła wnikliwie w twarz Willa, a następnie powiedziała:
- Masz dwie minuty, zaczynając od teraz. - Wstała i poszła w kierunku drzwi.
- Will, co ty... - zaczął Gideon.
      Will położył palec na swoich ustach, by uciszyć Gideona.
- Zaufaj mi - powiedział. - Sądzę, że mogę stworzyć świąteczny cud.
      Gideon tylko patrzył bezradnie jak jego siostra i jego przyjaciel wychodzą, zamykając za sobą drzwi. Sekundy mijały. Dwie minuty,  kolejne dwie, a następnie trzy.
       Wtedy Tatiana wróciła, a za nią Will. Gideon próbował odczytać minę Willa, ale była neutralna, nonszalancka.
       W dłoniach Tatiany znajdowały się dwa zeszyty, zapakowane razem z luźnymi kartkami. Ich okładki oraz kartki były usmarowane sadzą.
- Dokumenty Benedicta Lightwooda - powiedziała. - Nie zasługujesz na nie. A ja ci ich nie daję na zawsze. Są częścią domu, a dom jest mój, tym samym one także należą do mnie. Możesz je przeczytać, czy skopiować w ciągu jednego tygodnia, a jeżeli nie zostaną w tym czasie zwrócone w takim stanie w jakim ci je dałam, niech Anioł zlituje się nasz waszymi duszami. - powiedziała, patrząc w kierunku Willa.
      Will uniósł ręce w geście poddania.
- Ja naprawdę tylko przyszedłem, by posiłować się z psem.
       Gideon wziął od niej papiery, w zamyśleniu. Obrócił się, by spojrzeć na Willa, który szepnął do niego z małym uśmiechem.
- Świąteczny cud.

***

- No mów- powiedział Gideon, gdy jechali powozem z Chiswick. - Co powiedziałeś Tatianie, że ustąpiła?
      Padał śnieg, a wiatr był słaby, przez co płatki opadały malowniczo, zamiast walić w powóz, gdy jechali przez Hammersmith, by dostać się do Centralnego Londynu.
Will oparł się i spojrzał przez okno.
- Cóż, jeżeli musisz wiedzieć - powiedział. - Wygłosiłem bardzo dobrze przemyślaną przemowę, poruszającą kwestie takie jak znaczenie rodziny, przebaczenie, potrzebę tego, by wszyscy Nocni Łowcy łączyli się w wspólnej sprawie jaką jest zabijanie demonów, o jak mało została poproszona, bezsensowność zemsty, oraz oczywiście świąteczny klimat, który pobudza do dawania dobra.
- Och.
- Tak - powiedział Will z zapałem. - A później odliczyłem banknoty o łącznej kwocie dwustu brytyjskich funtów**, dając je prosto w jej ręce.
- Will! - powiedział zszokowany Gideon.
- Mówiłem ci- powiedział Will. - Wszyscy lubią pieniądze. Nawet szalone, szukające zemsty siostry, mające krew swoich mężów na sukniach lubią pieniądze.
      Gideon był skołowany. To była olbrzymia suma pieniędzy.
- Nie musiałeś tego robić, Will - powiedział. - Ona nie zasługuje na te pieniądze.
- Nie zasługuje - odpowiedział Will gwałtownie. - na zwycięstwo moralne. To były dobrze wydane pieniądze, by móc opuścić ten dom.
      Gideon otworzył dzienniki, podziwiając Willa Herondale'a. Jego finansowa pozycja była oczywiście lepsza niż Gideona, ale dwieście funtów było olbrzymią sumą pieniędzy, o wiele większą, żeby Will mógł ją wydać na głupoty. A jednak nie zawahał się, by dzierżyć te pieniądze dla Gideona, a tak naprawdę, Gideon zrozumiał, przyniósł ze sobą pieniądze celowo.
       To takie dziwne, pomyślał Gideon, patrząc ukradkowo na Willa, który odchrząkiwał cicho. W tym momencie ten chłopak, którego nie cierpiał jako dziecko, był dla niego bardziej jak rodzina, niż jego własna siostra. I zorientował się, że był w stanie to zaakceptować. Rzeczywiście świąteczny cud.
- Naprawdę lepiej oddam Tatianie papiery w ciągu tygodnia - powiedział, przeglądając dokumenty jeszcze raz, zanim zaczął je czytać. - Albo prawdopodobnym jest, że pośle na mnie demona.
         Will zaśmiał się krótko.
- Ha. Mogłaby to zrobić.
          Gideon przestał czytać.
- Wiesz, ona na serio mogłaby to zrobić. To jest naprawdę prawdopodobne.
- To prawda - zgodził się Will, bardziej ponuro.
          Minęły minuty, podczas których Gideon przebiegał wzrokiem po kartkach, marszcząc brwi. Po pewnym czasie, wrócił do początku, zdezorientowany.
         Will obrócił się, odwracając od okna, przez które obserwował sunącą Bath Road.
- O o chodzi? - zapytał.
- Nic tu nie ma - powiedział sfrustrowany Gideon. - Wiele okropnych rzeczy, oczywiście. Mój ojciec był... był... - Ciężko mu było znaleźć właściwe słowo.
- Potworem? - zasugerował Will.
- Zboczeńcem - powiedział ostrożnie Gideon. Przerzucił kartki aż znalazł tą, na której znajdował się skomplikowany diagram, który narysował ołówkiem jego ojciec i pokazał go Willowi.
       Will zamrugał, patrząc na wykres.
- Jiminy*** - powiedział.
- Ale nie ma tutaj nic, co mogłoby spowodować słabość lub kruchość u jego potomków - Gideon kontynuował. - Zero klątw, zero uroków, zero demonicznych trucizn....
- Tylko ospa - powiedział sucho Will.
- Tak, ale ona nie jest dziedziczna - powiedział Gideon. - Sprawdziliśmy to lata temu, dla własnego dobra. - Przerzucił kartki. - Tyle zachodu, po nic. Thomas pozostaje słaby, a ja nie jestem w stanie niczego dla niego zrobić.
        Zapadła cisza, a później Will powiedział:
- Gideonie, są święta, a święta to czas, by mówić prawdę. Zgodzisz się ze mną?
- Jeżeli tak twierdzisz - powiedział Gideon, machnąwszy ręką. Z własnego doświadczenia sądził, że święta to czas śpiewania na ulicach i jedzenia gęsi, ale kto wiedział jakie dziwne tradycje znał Will ze swojego przyziemnego dzieciństwa. - W każdym razie, zgodziłbym się, że powinno się mówić prawdę, niezależnie od okazji.
- Gideonie - powiedział Will, klepiąc Gideona po ramieniu. - Z Thomasem nie dzieje się nic złego.
      Gideon westchnął.
- To bardzo miło z twojej strony, ale....
- Ale nic. Thomas jest po prostu mały. Czasami dzieci są małe. On nie jest przeklęty, ani pod wpływem uroku.
- Choruje - naciskał Gideon. - Przez cały czas.
        Will zaśmiał się.
- Wiesz jak chora była Cecily jako niemowlę? Miała cały czas kolki,a później gorączki... Przez pierwsze kilka lat płakała więcej niż spała.
- A potem co?
        Will wyrzucił ręce w powietrze.
- A potem nic! Urosła! Chorowała coraz rzadziej. Tak to jest z dziećmi. I my nie mieliśmy przerażających, niemych, telepatycznych lekarzy, by się nami opiekować. Czy Thomas je? Czy wysila się, gdy czuje się dobrze?
- Tak - przyznał Gideon.
- Cóż więc - powiedział Will, opierając się jakby wyraził swoją opinię. - Przestań myśleć o swojej rzekomo przeklętej rodzinie. Syn Tatiany jest chorowity... dziwi cię to teraz, gdy zobaczyłeś dom? Teraz, gdy widziałeś Tatianę? Nie, oczywiście, że nie. - Spojrzał uważnie na Gideona. - Jedynym problemem Thomasa - powiedział pewnie. - jest to, że jest uroczą, malutką osóbką.
      Gideon gapił się na Willa. Po chwili wybuchnął śmiechem. Will też zaczął się śmiać, swoim zwyczajowym serdecznym śmiechem, a Gideon zorientował się, że czuje się lepiej. Ciągle martwił się o Thomasa - i będzie przez następne kilka lat, dopóki chłopiec przestanie zapadać na dziecięce dolegliwości i będzie mógł być chroniony runami - ale mimo wszystko czuł się lepiej. Wcześniej zastanawiał się nad tym jak mógłby się czuć w trakcie drogi powrotnej z domu swojej siostry, ale "lepiej" nie było jednym z nich.
- Świąteczny cud - wyszeptał Will radośnie.
Cóż, pomyślał Gideon, jakiś cud w każdym razie. "

* wyrm - taki jakby smok bez odnóży i skrzydeł/wąż morski pojawiający się w wielu mitologiach, np. nordyckiej jako Jormungand
** dla porównania: robotnicy w Londynie w latach 60 XIX wieku zarabiali około 110 funtów brytyjskich na rok
*** starodawny wyraz oznaczający zaskoczenie, ale jakoś nie potrafiłam znaleźć tak dobrze odpowiadającego mu polskiego słowa

Moje przemyślenia:
1. Zastanawiałam się, dlaczego na tych ostatnich rysunkach Gideon ma takie bardziej brązowe włosy skoro na wczesnych ma jasny blond. Jakoś zawsze myślałam, że piaskowy blond to taki jasny blond, a wczoraj przeczytałam jakiś inny fragment "Mechanicznej Księżniczki" w angielskiej wersji i jest tam napisane, że jego włosy mają taki brązowo-blond kolor. *szoooooookkkkk*

2. Tak bardzo kocham, że nawet im przez głowę nie przeszło zranienie psa.

3. Tatiana, błagam zniknij. Idź sobie. Odejdź. Albo chociaż bądź pierwszą osobą, która umrze w "Chain of Gold"

2. Och nie wiedziałam, że potrzebuję przeczytać o przyjaźni Gideona i Willa, ale omg to takie cudowne *-*

A jeszcze taka informacja: Cassie napisała, że pod koniec grudnia i na początku nowego roku będzie podróżować z rodziną, przez co maila z kolejnym flash fiction  dostaniemy dopiero około 10 stycznia na 

Źródło: https://cassandraclare.tumblr.com/search/december%27

czwartek, 12 grudnia 2019

Historia tego jak Magnus adoptował Prezesa Miau

Jest to bardzo słodziutkie, także przygotujcie się ;)

Magnus znalazł Prezesa Miau w kartonowym pudełku razem z trzema innymi kociętami. Magnus rzucił czar, żeby sprawdzić, którzy z jego sąsiadów najbardziej potrzebują kotka. Prezes Miau pokazał, że nie ma zamiaru odchodzić, trzymając się Magnusa.





Mówiłam, że słodkie 

środa, 11 grudnia 2019

Taki oto pierwszy opis "Sword Catcher"

    "Sword Catcher" to nadchodząca seria napisana przez Cassandrę Clare. Co ciekawe, będzie to jej pierwsza samodzielna seria nie osadzona w świecie Nocnych Łowców (podkreśliłam, że samodzielna, ponieważ razem z Holly Black napisała serię "Magisterium"). Jakoś zdawało mi się, że "Sword Catcher" będzie miał swoją premierę po ukazaniu się ostatniej książki o Nefilim, a tu niespodzianka.

     Jak już pisałam kilka tygodni temu, pierwsza część będzie miała premierę we wrześniu 2021 roku, czyli no dość niedługo. Ma być to także pierwsza seria fantasy dla dorosłych! Pamiętam, że na początku "The Eldest Curses" też miały być przeznaczone dla starszych czytelników, ale zarzucono ten pomysł.

     Sama seria osadzona będzie na stworzonej przez Cassie mieście Castellane. Młoda kobieta zostaje wyznaczona do zostania prywatnym lekarzem największego kryminalisty w mieście. Młody mężczyzna odkrywa, że książę, którego jest ochroniarzem, może nie być za dobrym gościem. Miecze, intryga, magia Eksplozje!

    Jak na razie nie wiem, co myśleć. Widzę, że Cassie wchodzi w high fantasy, więc zobaczymy jak jej to wyjdzie, no i będzie czas, żeby podzielić się z nami oficjalnym opisem, czy jakimiś fragmentami książki i zobaczymy.

wtorek, 10 grudnia 2019

Wszystkiego najlepszego, Magnus!

Spóźniłam się o dwa dni, ale lepiej późno niż wcale, prawda? Na osłodę mam dla was nowy cytat z "The Lost Book of the White". TMI gang powraca *-*

"Magnus znalazł swój szlafrok, zamrugał, żeby odgonić sen, a następnie poszedł do kuchni, gdzie Jace Herondale nalewał sobie kawy do należącego do Magnusa kubka z napisem: "Jestem pewnego rodzaju Wielką Sprawą".
- Nie masz swojego własnego ekspresu do kawy? - zapytał Magnus ponuro.
      Jace, ze swoimi blond włosami, będącymi w nadnaturalnie idealnym stanie, posłał mu zwycięski uśmiech, na który Magnus nie był przygotowany przed wypiciem kawy.
- Słyszałem, że zostałeś raniony przez dziwny norweski cierń - powiedział Jace. - Mam także pytanie: masz mleko sojowe? Clary ma fazę na sojowe mleko.
- Co robisz w moim mieszkaniu? - zapytał Magnus.
- No cóż- powiedział Jace, szperajac teraz w lodówce. - Lubię myśleć, że jestem tutaj mile widziany o każdej porze, przez moją bliską relację z waszą trójką. Ale w tym przypadku, Alec po nas zadzwonił. Mówił coś o Szanghaju.
- Jakich nas? - zapytał Magnus podejrzliwie.
Jace zamachnąl kubkiem z kawą.
- Nas! No wiesz. Nas wszystkich.
- Was wszystkich? - powtórzył Magnus. Podniósł dłoń. - Poczekaj. Stop. Pójdę ubrać na siebie coś więcej niż kimono. A ty użyjesz swoich anielskich mocy, by nalać dla mnie tak wielki kubek czarnej kawy jaki możesz znaleźć, ja zaraz będę, następnie porozmawiamy o okropnych pomysłach takich jak kim "wszyscy wy" jesteście oraz co powiedział ci Alec ostatniej nocy.
      Gdy wrócił do salonu, teraz odpowiednio ubrany, znalazł Aleca z rękami założonymi na piersi, wyglądającego na cierpiącego. W najdalszym kącie pokoju, obok sufitu, wisiał Max wirujac w powietrzu. Nie wyglądał jakby był w niebezpieczenstwie - w zasadzie, krzyczał "Wheeeeeeeeeee", zdawało się, że świetnie się bawił. Pod nim, Clary Fairchild i Isabelle Lightwood próbowały zeszturchnąć go z powrotem na ziemię, używając do tego rączki od miotły. Swoją wolną ręką, Clary machała swoim rudym warkoczem, probując zainteresować tym Maxa jakby był Prezesem Miau. Max wisiał do góry nogami i najwyrazniej czuł się z tym znakomicie. Każdy był ubrany w koszulki i jeansy, ale Isabelle, oczywiście, pojawiła się w dopasowanym czarnym swetrze ubranym na plisowaną aksamitną długą spódnicę. Była jedną z niewielu osób, które czasami sprawiały, że Magnus czuł się ubrany niewystarczajaco dobrze." 

niedziela, 8 grudnia 2019

Flash Fiction #7 - "Świąteczna Kolęda Lightwoodów cz.1", czyli dlaczego mam ochotę zamordować Tatianę

Przepraszam, że w tym tygodniu nie pojawił się ani jeden post oraz że opowiadanie pojawia się dzisiaj a nie w sobotę, ale trochę przerosła mnie ilość rzeczy, którą musiałam załatwić.

"Londyn, 1889 rok

     Will Herondale był przepełniony duchem świąt, a Gideon Lightwood uważał to za bardzo irytujące.
      Tak naprawdę to nie tylko Will się tak zachowywał; on i jego żona Tessa wychowywali się w przyziemnych okolicznościach dopóki byli prawie dorośli, więc ich wspomnienia dotyczące świat Bożego Narodzenia zawierały miłe rodzinne wspomnienia i dziecinne uciechy. Budzili się z nimi do życia razem z resztą Londynu, jak co roku.
       Wspomnienia Gideona o świętach zawierały głównie przepełnione ludźmi ulice, za bardzo doprawione jedzenie oraz zapijaczonych przyziemnych kolędników, którzy wymagali ratunku od  bardziej niebezpiecznych londyńskich pierwiastków, gdy kolędowali całą noc, wierząc, że całe zło i niegodziwość zniknęły z tego świata, do momentu, w którym zostały zjedzone przez demony Kapre, zmienione w choinki. Tak dla przykładu.
        Urodzony i wychowany jak Nocny Łowca, Gideon, oczywiście, nie obchodził Bożego Narodzenia i zawsze odnosił się do londyńskiej obsesji na temat tego święta z otumanioną obojętnością. Przez większą część swojego dorosłego życia mieszkał w Idrisie, gdzie zima niosła alpejską głębię i nie dało się znaleźć świątecznej girlandy czy petardy. Zima w Idrisie zdawała się być bardziej uroczysta niż Boże Narodzenie, o wiele starsza niż Boże Narodzenie. To był dziwny aspekt Idrisu: podczas gdy większość Nocnych Łowców kończyła świętując święta ich lokalnych przyziemnych, a chociaż takie, które wylewały się na ulice z dekoracjami i publicznymi festynami, Idris w ogóle nie miał świąt. Gideon nigdy się nad tym nie zastanawiał; wydawało się oczywistym być, że Nocni Łowcy nie brali sobie urlopu. To było błogosławieństwo i przekleństwo bycie jednym z nich. Nocnym Łowcą było się cały czas.
        Nie dziwnym było, że niektórzy nie umieli tego znieść i odchodzili do przyziemnych żyć. Tak jak w zasadzie zrobił tata Willa Herondale'a, Edmund.
        Może własnie dlatego duch świąt Willa tak bardzo go irytował. W ostatnich latach polubił Willa Herondale'a i uważał go za swojego dobrego przyjaciela. Miał nadzieję, że kiedy ich dzieci będą starsze, one także się zaprzyjaźnią. Jeżeli Thomas będzie zdrowy do tego czasu. Wiedział też, że Will umyślnie przedstawiał się jako głupiutkiego i dość durnego, ale naprawdę był bystrym i wnikliwym szefem instytutu i bardzo dobrym wojownikiem.
        Ale gdy Will nalegał by pójść zobaczyć wystawy okienne na Selfridge, nie mógł przestać martwić się, że chyba, Will miał jednak zasadniczo niepoważny umysł.
- Oxford Street? Na kilka dni przed Bożym Narodzeniem? Czyś ty oszalał?
- To będzie zabawa! - powiedział Will z lekką melodią w swoim walijskim akcencie, oznaczającą, że był trochę za bardzo podekscytowany. - Wezmę Jamesa, a ty Thomasa i pójdziemy na spacer. Wypijemy po drinku w Diabelskiej Tawernie, gdy będziemy wracać, co ty na to? - Poklepał Gideona po plecach.
        Gideon nie był w Londynie od dłuższego czasu. Jako jeden z najbardziej zaufanych doradców Konsul, nie tylko mieszkał w Idrisie, ale rzadko znajdował okazje, by wyjechać. Zostawał także dlatego, by jego syn Thomas mógł oddychać świeżym powietrzem Lasu Brocelind, a nie tym z tego brudnego, zamglonego miasta.
         Tego brudnego, zamglonego miasta powtórzył w jego głowie głos jego ojca, a Gideon był za bardzo znużony, by uciszyć głos jego ojca, jak to zwykle robił, gdy Benedict wkradał się. Martwy od więcej niż dekady, a jednak ciągle nie mógł zamilknąć.
          Jego brat Gabriel także mieszkał w Idrisie, ale z mniej jasnych powodów. Możliwe, że nie chodziło tylko o złe powietrze; możliwe, że oboje byli szczęśliwsi żyjąc daleko od domu Benedicta Lightwooda. I wiedzy, że obecny mieszkaniec tego domu nie chciał rozmawiać z żadnym z nich.
         Ale teraz Gideon przybył do Londynu z Thomasem, tylko ich dwoje, zostawiwszy Sophie i dziewczynki w Idrisie. Potrzebował rady na temat Thomasa, ludzi z którymi mógł dyskretnie przedyskutować problem. Potrzebował porozmawiać z Willem i Tessą Herondale oraz konkretnym Cichym Bratem, który bardzo często mógł być znaleziony w ich pobliżu.
          W tym momencie zastanawiał się, czy to był dobry pomysł. "Porządny, orzeźwiający spacer" był dokładnie takim typem angielskiego nonsensu, którego na wpół spodziewał się usłyszeć od Willa na temat Thomasa, ale "porządny spacer wzdłuż najbardziej zatłoczonej ulicy w Londynie na trzy dni przed świętami" było na takim poziomie nonsensu, że nie był na to przygotowany.
- Nie mogę zabrać Thomasa do tego tłumu - powiedział Willowi. - Będzie poobijany.
- Nie będzie poobijany - powiedział lekceważąco Will. - Nic mu nie będzie.
- A poza tym - powiedział Gideon. - Będziemy przykuwać uwagę. Przyziemni ojcowie nie mają w zwyczaju chodzić z dziećmi w wózkach, wiesz?
- Weźmiemy naszych synów na barana - powiedział Will. - I niech Anioł ma w opiece każdego, kto będzie na to narzekał. Świeże londyńskie powietrze będzie korzyścią dla każdego z nas. A witryny mają być prawdziwym widowiskiem w tym roku.
- Świeże londyńskie powietrze - powiedział oschle Gideon - jest ciężkie jak melasa i koloru zupy grochowej. - Ale zgodził się.
            Wcześniej zostawił Thomasa w pokoju dla dzieci, gdzie Tessa pilnowała jego i Jamesa. Będąc o cały rok starszym od Jamesa, Thomas nie zawsze rozumiał co James umiał, a co nie umiał zrobić, czy zrozumieć. Tessa martwiła się, że James zostanie zraniony. Jednak Gideon bardziej martwił się o Thomasa, który ciągle był mniejszy od Jamesa, mimo różnicy wieku. Był także bledszy od Jamesa i mniej krzepki. Dopiero niedawno doszedł do siebie po swojej ostatniej okropnej gorączce, która przyprowadziła do ich domu w Alicante nieznanego im Cichego Brata, by go zbadać. Po czasie Cichy Brat oznajmił, że Thomas wyzdrowieje i wyszedł bez dalszej rozmowy.
           Ale Gideon chciał odpowiedzi. Gdy podniósł teraz Thomasa, nie mógł przestać myśleć o tym jak lekki był jego syn. Był najmniejszym z "chłopców" jak Gideon o nich myślał - o Jamesie, o synu swojego brata, Christopherze i synu Charlotte, Matthew. Urodził się za wcześnie i był malutki. Byli przerażeni, gdy dostał gorączki po raz pierwszy, przekonani, że to już koniec.
           Thomas nie umarł, ale także nie w pełni wyzdrowiał. Pozostał drobny, o słabej kondycji zdrowotnej, szybko łapał choroby. Sophie walczyła bardziej niż ktokolwiek inny, by wypić z Kielicha Anioła, aby stać się Nocną Łowczynią, ale teraz była zmuszona walczyć w o wiele cięższej bitwie ze śmiercią przy łóżku ich syna. Wciąż i wciąż od nowa.
           Wzdychając, wziął swojego syna, by złapać ich płaszcze, na ich rześki bożonarodzeniowy spacer.


***

     Jak można było przewidzieć, Oxford Street była domem wariatów wypełnionym kupującymi, powozami, obserwatorami, grupami wrzeszczących kolędników. Gideon zaraz nałożyłby na nich run niewidzialności dla Przyziemnych oczu (chociaż jedna z grup kolędników składała się ewidentnie z wilkołaków, którzy wymienili Znaczące Spojrzenia z Gideonem), ale Will oczywiście chciał upajać się przeżyciem.
    James także zdawał się być bardzo zaintrygowany hałasem i światłami, chichocząc i wykrzykując w zachwycie, widząc świąteczna scenę dookoła nich. Londyński chłopak od urodzenia, pomyślał Gideon, ale cóż, ja też byłem londyńskim chłopakiem od urodzenia, a tu jak dla mnie jest za wielkie zamieszanie. Thomas był cichy, oglądał wszystko szeroko otwartymi oczami, wczepiając się w ramiona taty. Gideon nie miał pojęcia jak bardzo osłabiony wciąż był Thomas po ostatniej gorączce a jak bardzo był przytłoczony tłumem. W pewien sposób, gdy nie był chory, Thomasem można było się bardzo łatwo zająć, że aż wprawiało to człowieka w poczucie winy; rzadko robił zamieszanie, po prostu spoglądał na świat tymi wielkimi piwnymi oczami, jakby świadom swojej bezsilności, mając nadzieję, że nie będzie zauważony.
      Will czekał aż dołączą do tłumu przy witrynie Selfridge, a sam zaczął wykrzykiwać bezsensowne okrzyki radości takie jak "Na Jowisza!" i tym podobne. Podniósł Jamesa do szyby, by mógł zobaczcie dokładnie sceny, które jak się zdawało, koncentrowały się wokół jasnowłosych dzieci jeżdżących na łyżwach po rzece. Gideon pokazywał rzeczy Thomasowi, który się uśmiechał.
      Tylko raz zatrzymali się, by kupić gorący cydr od mężczyzny, który sprzedawał go na ulicy, gdy Will powiedział:
- Słyszałem o synu Tatiany, Jesse'em. Okropna sprawa. Rozmawiałeś z nią?
       Gideon pokręcił głową.
- Nie rozmawiałem z Tatianą od prawie dziesięciu lat, ani nie byłem w domu.
       Will wydał z siebie współczujący dźwięk.
- Nie sądzę, że to zbieg okoliczności - powiedział Gideon.
- Co? - zapytał Will.
- Zbieg okoliczności - powtórzył Gideon. - że oboje mamy dzieci, które są... chorowite.
- Gideon - powiedział Will rozsądnie. - wybacz mi, że to powiem, ale to stek bzdur. - Gideon spojrzał na niego zdziwiony. - Po pierwsze, masz swoje śliczne córeczki i żadna z nich nie była częściej chora niż inne dzieci, gdy były malutkie. Po drugie, wszystko, co stało się z twoim ojcem stało się przez jego własne czyny i wydarzyły się na długo po tym jak się urodziłeś, a ani ty ani Gabriel nie byliście chorowici.
     Gideon pokręcił głową. Will był taki miły, tak chętny, by oszczędzić my konsekwencji grzechów jego rodziny.
- Nie znasz wszystkiego - powiedział. - jak wiele eksperymentów z czarną magią przeprowadzał Benedict. Trwały odkąd sięgam pamięcią. Demoniczna ospa zostaje w pamięci, ponieważ jest dosyć upiorna.
- I też tam byliśmy - powiedział Will - kiedy zmienił się w gigantycznego robaka.
- To także - powiedział Gideon ponuro. - Ale dwoje chorowitych synów, małych i delikatnych... Nie mogę powiedzieć z pewnością, że to zbieg okoliczności, że nie ma to nic wspólnego z grabieżą mojego ojca. Nie mogę ryzykować takiej możliwości. - Spojrzał na Willa błagalnie. - Stanie się chorym zajęło Jesse'emu lata - powiedział - a Thomas ostatnimi czasy tak często choruje.
       Zapadła głęboka cisza. Will odezwał się cicho:
- Brzmisz jakbyś planował coś zrobić.
- Bo to prawda - powiedział Gideon z westchnieniem. - Muszę przejrzeć dokumenty mojego ojca, jego zapiski tego, co nazywał swoim "dziełem". Są w Chiswick, a ja muszę tam pójść i poprosić o nie Tatianę.
- Zobaczy się z tobą? - zapytał Will.
    Gideon znowu pokręcił głową.
- Nie wiem. Miałem nadzieję, że jej złość przez lata osłabienie i uraza. Miałem nadzieję, że fakt, iż Clave dało jej wszystkie pieniądze i posesje mojego ojca pomoże jej znaleźć spokój.
- Cóż - powiedział Will. - Jeżeli pójdziesz, musisz absolutnie zostawić Thomasa z nami.
- Nie chciałbyś by poznał swoją ciocię? - zapytał Gideon niewinnie.
     Will spojrzał na niego poważnie.
- Nie chciałbym, żeby on, czy którekolwiek z moich dzieci znalazło się na ziemiach tego domu!
    Gideon był zaskoczony.
- Dlaczego? Co z nim zrobiła.
       Will powiedział ponuro:
- Chodzi o to, czego nie zrobiła.

***

     Gideon mógł zrozumieć, o co chodziło Willowi. Tatiana nie zrobiła nic z domem. Nic, żeby zmienić, oczyścić, czy zachować go w jakikolwiek sposób. Zamiast go odrestaurować, czy na nowo udekorować według jej własnych upodobań, Tatiana pozwoliła mu zgnić, czerniejąc i opadając na siebie, upiorny pomnik upadku Benedicta Lightwooda. Okna były zamglone, jakby mgła kłębiła się wewnątrz; labirynt był czarną i poskręcaną ruiną. Gdy otworzył bramę, zawiasy zaskrzypiały jak torturowana dusza. Nie świadczyło to dobrze o emocjonalnym stanie jego mieszkańca.
      Gdy Benedict Lightwood zmarł w niełasce przez późne stany demonicznej ospy, a cała historia jego hańby została poznania przez Clave, Gideon ukorzył się. Nie chciał odpowiadać na pytania, ani słyszeć fałszywego współczucia dla zniszczenia jakie spotkało jego rodzinę. Nie powinien był się przejmować. Już znał prawdę o swoim ojcu. Jednak to wbijało się w jego dumę, a przecież nie powinien mieć już żadnej dumy w swoim oczernionym nazwisku.
     Dom i fortuna zostały zabrane dzieciom Benedicta na rozkaz Clave. Gideon ciągle pamiętał jak dowiedział się, że Tatiana oskarżyła jego i Gabriela o "zamordowanie" ich ojca. Clave na początku zabrało ich majątek, ale później ukazało jaka była sytuacja: Tatiana Blackthorn napisała do Clave, aby fortuna Benedicta została przekazana jej razem z rodowym domem Lightwoodów w Chiswick. Teraz była częścią rodziny Blackthorn, nie nosiła splugawionego nazwiska. Podczas procesu wydała wiele oskarżeń wobec swoich braci. Clave powiedziało, że rozumie, iż Gabriel i Gideon nie mieli wyboru i musieli zabić potwora, którym stał się ich ojciec, ale technicznie rzecz biorąc, Tatiana miała rację. Clave było skłonne dać Tatianie cały spadek Lightwoodów, w nadziei, że zakończą sprawę.
- Będę walczyć - Charlotte powiedziała Gideonowi, jej małe dłonie ściskały jego rękaw a usta były zaciśnięte.
- Charlotte, nie - błagał Gideon. - Masz tyle innych bitw do starcia. Gabriel i ja nie potrzebujemy niczego z tych splamionych pieniędzy. To nie ma znaczenia.
     Pieniądze nie miały wtedy znaczenia.
     Gabriel i Gideon przedyskutowali problem i zdecydowali, że nie będą  rywalizować z jej próbami. Ich siostra była wdową. Mogła mieszkać w byłej rezydencji Lightwoodów w Chiswick w Anglii oraz w rezydencji Blackthornów w Idrisie i proszę bardzo. Gideon miał nadzieję, że ona i jej syn będą szczęśliwi. Tak naprawdę wspomnienia Gideona o tym domu były, delikatnie rzecz ujmując, ambiwalentne.
    Teraz czekał przed frontowymi drzwiami, farba, którą były pokryte, w większości już odeszła, z głębokimi żłobieniami w niektórych miejscach jakby jakieś dzikie zwierze chciało się dostać do środka. Może Tatiana w pewnym momencie zamknęła się w środku. Po czasie drzwi otworzyły się, ale za nimi nie stała jego siostra, a dziesięcioletni chłopiec, spoglądający posępnie. Miał czarne włosy, które odziedziczył po ojcu, którego nigdy nie poznał, ale był wysoki jak na swój wiek, wątły, o zielonych oczach.
     Gideon zamrugał.
- Ty musisz być Jesse.
     Oczy chłopca zwęziły się.
- Tak - odpowiedział. - Jesse Blackthorn. A pan jak się nazywa?
      Jesse, jego siostrzeniec, po tyłu latach. Gideon wiele razy prosił, żeby mógł zobaczyć Jesse'ego, gdy był dzieckiem. On i Gabriel próbowali pójść do Tatiany, gdy urodziła dziecko, ale nie chciała żadnego z nich widzieć.
      Gideon wziął głęboki wdech.
- Cóż - powiedział. - Tak się składa, że jestem twoim wujkiem Gideonem. Bardzo się cieszę, że mogę cię w końcu poznać. - Uśmiechnął się. - Zawsze miałem nadzieję, że to się wydarzy.
     Mina Jesse'ego się nie poprawiła.
- Mama mówi, że jesteś bardzo nikczemnym człowiekiem
- Twoja matka i ja - powiedział Gideon z westchnieniem - mamy bardzo.... skomplikowaną przeszłość. Ale rodzina powinna znać siebie nawzajem, a także dobrych Nocnych Łowców.
     Chłopiec dalej wpatrywał się w Gideona, ale jego mina stała się trochę bardziej przyjazna.
- Nigdy nie poznałem innych Nocnych Łowców - powiedział. - Innych niż mama.
    Gideon myślał o tym momencie wiele razy, ale teraz nie wiedział, co powiedzieć.
- Ty... jak wiesz... Chciałem Ci powiedzieć. Słyszeliśmy, że twoja mama nie chce, żebyś miał nałożone runy. Powinieneś wiedzieć... Zawsze jesteśmy najpierw rodziną. I jeżeli nie chcesz mieć nałożonych runów, reszta twojej rodziny będzie cię wspierać w tej decyzji. Razem z... innymi Nocnymi Łowcami. - Nie był pewien, czy Jesse znał chociaż nazwę Clave.
     Jesse wyglądał na zaniepokojonego.
- Nie! Będę je mieć. Chcę tego! Jestem Nocnym Łowcą.
- Tak jak twoja mama - wymamrotał Gideon. Poczuł, że jest mała szansa. Tatiana mogła zniknąć, jak Edmund Herondale, zostawić całkowicie Świat Cieni, żyć jak przyziemny. Nocni Łowcy czasami tak robili; chociaż Edmund zrobił to z miłości, Tatiana mogła zrobić to z nienawiści.
     Ukucnął, by być bliżej chłopca. Zawahał się, a później wyciągnął rękę w stronę ramienia Jesse'ego. Jesse odsunął się, unikając jego dotyku jakby od niechcenia, a Gideon na to pozwolił.
- Jesteś jednym z nas - powiedział Gideon cicho.
- Jesse! - głos Tatiany dobiegł od strony schodów. - Odsuń się od tego człowieka!
    Jak gdyby szturchnięty igłą, Jesse odskoczył od Gideona i wycofał się bez dalszych słów w zacienione zakamarki domu.
      Gideon patrzył w przerażeniu jak jego siostra Tatiana schodzi po schodach. Miała na sobie różową suknię, mającą więcej niż dziesięć lat. Była poplamiona krwią, która, jak wiedział, także miała ponad dziesięć lat. Twarz Tatiany była ściągnięta i wynędzniała jak gdyby była tam wyryta zmarszczka, niezmieniona przez lata.
     Och, Tatiana. Gideona zalała dziwne połączenie uczucia współczucia i wstrętu. To już od dawna nie była żałoba. To było szaleństwo.
      Zielone oczy jego młodszej siostry zatrzymały się na nim, zimne jakby był kimś obcym. Jej uśmiech był jak nóż.
- Jak widzisz, Gideonie - powiedziała. - Jestem ubrana jak na przyjęcie gości. Nigdy nie wiesz, kto może wpaść z wizytą.
      Jej głos także był zmieniony: szorstki i trzeszczący z braku użycia.
- Przyszedłeś, żeby przeprosić? - ciągnęła. - Nie znajdziesz oczyszczenia z rzeczy, które zrobiłeś. Ich krew jest na twoich rękach. Mojego ojca. Mojego męża. Na twoich rękach i rękach twojego brata.
A jak to możliwe? Chciał ją zapytać Gideon. Nie zabił jej męża. Ich ojciec to zrobił, zamieniony przez chorobę w przerażającą demoniczną kreaturę.
       Ale Gideon czuł hańbę oraz winę tak samo jak żałobę, tak jak tego chciała. To on pierwszy uciął więzy ze swoim ojcem i z jego spuścizną. Benedict nauczył ich, by trzymać się razem, nie ważne za jaką cenę, a Gideon odszedł. Jego brat został dopóki nie zobaczył dowodu zepsucia ich ojca, któremu nie mógł zaprzeczyć.
        Jego siostra pozostała nawet teraz.
- Jest mi przykro, że nas obwiniasz - powiedział Gideon. - Gabriel i ja chcieliśmy jedynie twojego dobra. Czy... przeczytałaś nasze listy?
- Nigdy nie przepadałam za czytaniem - powiedziała cicho Tatiana.
       Przechyliła głowę, a po chwili Gideon zrozumiał, że to jedyne zaproszenie do środka jakie może mu dać. Przeszedł nerwowo przez próg, a gdy Tatiana nie nawrzeszczała na niego od razu, wszedł głębiej.
       Tatiana poprowadziła go do pomieszczenia, które kiedyś było gabinetem ich ojca, rzeźba zrobiona z kurzu i zniszczenia. Odwrócił wzrok od podartej tapety, przed oczami mignął mu napis na ścianie mówiący: BEZ LITOŚCI.
- Dziękuję, że zechciałaś się ze mną zobaczyć - powiedział Gideon, zajmując miejsce naprzeciwko niej. - Jak się miewa Jesse?
- Jest bardzo wątły - powiedziała Tatiana. - Nefilim tacy jak ty chcą nałożyć na niego runy, ponieważ planują zabić mojego syna tak jak zabili każdą inną osobę, którą kochałam. Masz miejsce w Radzie, czyż nie? W takim razie jesteś jego wrogiem. Nie wolno ci się z nim zobaczyć.
- Nie zmusiłbym go do nałożenia runów - zaprotestował Gideon. - Jest moim siostrzeńcem. Tatiano, jeżeli jest tak bardzo chory, może powinni go zobaczyć Cisi Bracia? Jeden z nich jest bliskim przyjacielem i mógłby przyjść zobaczyć Jesse'go w naszym domu. A Jesse mógłby poznać swoich kuzynów.
- Pilnuj własnego domu, Gideonie - odparowała Tatiana. - Nikt nie spodziewa się, że twój syn dożyje wieku Jesse'ego, prawda?
      Gideon ucichł.
- Jak sądzę, chcesz żeby Jesse poślubił jedną z twoich córek bez grosza przy duszy - ciągnęła Tatiana.
      Teraz Gideon był bardziej zdezorientowany niż urażony.
- Jego siostry cioteczne? Tatiana, oni są bardzo małymi dziećmi...
- Ojciec planował dla nas sojusze, gdy byliśmy dziećmi - wzruszyła ramionami. - Jak bardzo, by się ciebie wstydził. Jak ma się twoja robaczywa służąca?
       Gideon uderzyłby każdego mężczyznę, który nazwałby tak Sophie. Poczuł jak wściekłość, którą znał w dzieciństwie, gotuje się w nim, ale desperacko nauczył się kontroli. Wymusił na sobie teraz całą tą kontrolę. Robił to dla Thomasa.
 - Moja żona Sophia ma się bardzo dobrze.
        Jego siostra pokiwała głową, niemal miło, ale jej uśmiech szybko zamienił się w grymas.
- Wystarczy tych uprzejmości. Przyszedłeś po coś do Chiswick, zgadza się? Mów. I tak wiem, czego chcesz. Twój syn umiera, a ty potrzebujesz pieniędzy, by zakupić brudne lekarstwa Podziemnych. Jesteś tutaj jako żebrak z kapeluszem w ręku. Więc błagaj.
     To było dziwne: jej widoczne, niezaprzeczalne szaleństwo Tatiany sprawiało że jej zniewagi oraz impregnacje stały się o wiele łatwiejsze do zniesienia. O czym ona w ogóle mówiła? Jakie leki Podziemnych? Jak lekarstwa mogły być brudne?
      Czy Benedict zniszczył także Tatianę? A może zawsze taka była? Ich matka zabiła się, ponieważ ich ojciec zaraził ją demoniczną chorobą. Ich ojciec zmarł w wyniku tej samej choroby w niełasce i zgrozie. Will Herondale mógł uznać to wszystko za nonsensowne, ale czy naprawdę zbiegiem okoliczności syn Tatiany i jego byli obaj chorowici? A może była to jakaś słabość w ich własnej krwi, pewnego rodzaju kara zadana przez Anioła, który widział jacy naprawdę byli Lightwoodowie i ich osądził?
- Nie potrzebuje pieniędzy - powiedział Gideon. - Jak sama dobrze wiesz, Cisi Bracia są najlepszymi doktorami a ich usługi są zawsze dla mnie darmowe. Tak jak dla ciebie - podkreślił.
- Więc czego? - zapytała. Przechyliła lekko głowę.
- Dokumentów ojca - powiedział szybko Gideon. - Jego dzienników. Sądzę, że przyczyna choroby mojego syna może się tam znajdować. - Zauważył, że nie chce wypowiedzieć imienia Thomasa przed swoją siostra jakby mogła zdecydować, aby je zaczarować.
- Mężczyzny, którego zdradziłeś? - wysyczała Tatiana. - Nie masz do nich prawa.
     Gideon pochylił głowę. Był na to przygotowany.
- Wiem - skłamał. - Zgadzam się. Ale potrzebuje ich dla dobra mojego dziecka. Masz Jesse'ego. Pomimo naszych różnic, musisz chociaż zrozumieć, że oboje kochamy nasze dzieci. Musisz mi pomóc, Tatiano. Błagam cię.
      Sądził, że Tatiana se uśmiechnie lub zaśmieje okrutnie, ale ona tylko wpatrywała se w niego niewzruszonym, bezmyślnym spojrzeniem niebezpiecznego węża.
- A co dla mnie zrobisz? - zapytała. - Jeżeli pomogę?
     Gideon mógł się tego spodziewać. Kazać Clave zostawić ją w spokoju, dać jej postępować z Jesse'em tak jak chce, dla przykładu. Ale w szaleństwie Tatiany kto mógł się spodziewać, co wymyśli.
- Wszystko  - powiedział ochryple.
     Podniósł głowę i spojrzał na nią, na zielone oczy jego matki w bezlitosnej twarzy swojej siostry. Tatianę, która zawsze niszczyła swoje zabawki, zamiast się nimi dzielić. Czegoś w niej brakowało, tak jak zawsze brakowało w ich ojcu.
      Teraz się uśmiechnęła.
- Mam w głowie odpowiednie zadanie - powiedziała.
       Gideon przygotował się.
- Po przeciwnej stronie ulicy - zaczęła Tatiana - mieszka przyziemny kupiec. Ten mężczyzna ma psa, niespotykanej wielkości oraz narowistym temperamencie. Dość często pozwala psu biegać wolno po sąsiedztwie i oczywiście przychodzi prosto tutaj, by psocić.
      Zapadła długa cisza. Gideon zamrugał.
- Pies?
- Zawsze sprawia problemy na mojej posesji - odburknęła Tatiana. - Kopie w ogródku. Zabija ptaki.
       Gideon był pewny, że Tatiana nie miała ogrodu. Kiedy szedł, widział w jakim stanie są ziemie, pozostawione by popaść w ruinę jako pomnik ruiny, tak samo jak sam dom.
       Na pewno nie było tutaj ptaków.
- Zniszczył szklarnię - ciągnęła. - Przewraca drzewa owocowe, rzuca kamieniami przez okna.
- Pies - powtórzył Gideon, by się upewnić.
       Tatiana utkwiła w nim swoje przeszywające na wskroś spojrzenie.
- Zabij psa - powiedziała. - Przynieś mi dowód, że to zrobiłeś, a dokumenty będą twoje.
        Gideon odpowiedział:
- Co?" (tłumaczenie własne)


Nawet nie macie pojęcia jakimi epitetami nazywałam Tatianę podczas czytania tej historii. A ten rysunek jest taki słodziutki *-*


Źródło: https://cassandraclare.tumblr.com/post/188792054119/cassandra-jeans-illustration-for-this-months

niedziela, 1 grudnia 2019

Kto będzie narratorem w "Chain of Gold" i co to oznacza?

Wg słów Cassandry sceny będą przedstawione z perspektywy Cordelii, Lucie i Jamesa, bo jak sama mówi, uważa, że w QOAAD dała trochę za dużo POV, dlatego teraz tylko trzy. Jednak... będziemy mieć jeszcze jedną scenę z perspektywy Matthew i flashback opowiedziany przez Thomasa.

Może trochę żal, że nie będzie więcej Matthew, czy coś z perspektywy Anny, ale.... Pamiętacie scenę, którą przetłumaczyłam rok temu w czerwcu? O tę?

"Wziął głęboki wdech i przeszedł przez podłogę, na której było pełno ostrzy i gwiazdozbiorów, by stanąć przy boku drugiego chłopaka. Stanął przy schodach, patrząc w dół.
- Ale oczywiście - powiedział bardzo delikatnie. - twoje uczucia są odwzajemnione.
   Pochylił się nad nim, unosząc jego brodę. Ich usta się spotkały. Drugi chłopak wydał z siebie miękki dźwięk, niemal jak poddanie się, wijąc się pod jego ciałem. Przesunął dłoń na jego szyję i pociągnął go w dół na schody."

Ma ona wydarzyć się właśnie w "Chain of Gold" i jest przedstawiona z perspektywy chłopaka. W takim razie mamy trzech kandydatów: Jamesa, Matthew i Thomasa.

1. James? Sądzę, że to nie on, bo on już ma swoje problemy miłosne z Grace i Cordelią, więc nie sądzę, że jeszcze dostaniemy chłopaka... Chociaż kto tam wie. Cassandra jest nieobliczalna.

2. Matthew? To już mi pasuje, zwłaszcza, że on ma wokół siebie taką bisexual vibe jak dla mnie. Tylko z kim? Wiemy, że on bardzo często jest pijany i wraca z malinkami na szyi czy odpiętymi kamizelkami i koszulami... Może to opis jakiegoś jego wypadu na miasto? A może to...

3. Thomas? Z tego, co Cassie kiedyś mówiła Thomas nie będzie miał love interest na początku książki, czyli odpada mój pomysł, że to jego pocałunek z Alastairem, kiedy byli w Akademii. A może coś się wydarzyło, gdy był w Hiszpanii? A może to jego pocałunek z Matthew? Kto wie...