środa, 28 lutego 2018

Fragment "Queen of Air and Darkness" - Kit i pewien duch

W scenie występuje Kit oraz bohater, którego spotkaliśmy już w "Ostatnia walka Instytutu nowojorskiego" i "Zło, które kochamy".

Występują spoilery do "Władcy Cieni"

"'- Duch - pomyślał Kit. - Jak Jessamine."
Rozejrzał się szybko dookoła, z pewnością powinno tu być więcej duchów, śladów ich martwych stóp na trawie?

Ale widział tylko Blackthornów, trzymających się razem, Emma i Cristina obok siebie i Julian z Tavvym na rękach, gdy dym unosił się wokół nich. Na wpół niechętnie spojrzał w bok: młody mężczyzna z ciemnymi włosami ruszył, by uklęknąć obok stosu Roberta Lightwooda. Był bliżej płomieni niż człowiek mógłby podejść i wydawało się jakby wirowały na zarysie jego ciała, rozjaśniając jego oczy wypełnione ognistymi łzami.

"Parabatai" - pomyślał nagle Kit. W opadłych ramionach młodego mężczyzny, w jego wyciągniętych rękach, w tęsknocie wypisanej na jego twarzy, widział Emmę i Juliana, widział Aleca mówiącego o Jasie; wiedział, że patrzył na ducha parabatai Roberta Lightwooda. Nie wiedział skąd to wiedział, ale tak było."
(Tłumaczenie własne)

Przepraszam, ale ja płaczę. I ciągle nie umiem przeżyć śmierci Roberta. Chociaż Waywood reunion to coś co miło czytać, ale jednak ze smutkiem.


poniedziałek, 26 lutego 2018

Informacje o "The Wicked Powers"

1. Tytuł pochodzi z wierszyka Nocnych Łowców: "And bronze for the wicked powers"

2. Głównymi bohaterami będą Kit Herondale, Tiberius Blackthorn i Drusilla Blackthorn.

3. Będzie miała miejsce 3 lub 4 lata po "Mrocznych Intrygach" lub w 2015 roku. Kit i Ty będą mieli około 18 lat, a Dru 16 lub 17 lat.

4. "Mroczne Intrygi będą prowadzić do tej serii.

5. "Mroczne Intrygi" mają skończyć się niewyjaśnionymi kwestiami, zwłaszcza o rządzie  (Clave), co będzie jednym z głównych wątków "The Wicked Powers" i gdzie "sytuacja nie jest dobra dla grupy ludzi i będzie to trudne i smutne", ale będą rozwiązane w TWP.

6. "Queen of Air and Darkness" pójdzie w nową stronę i będzie dzielić historię z "The Wicked Powers"

7. Jaime Rosales ma być znaczącą postacią w tej serii.

8. "The Wicked Powers" mają zawierać fabułę inspirowaną legendami arturiańskimi, tak jak w przeszłości inne serie miały wątki z legend.

9. Jako, że będzie to ostatnia trylogia, Cassie planuje coś dla każdego bohatera, którzy ciągle są w pobliżu, by zmierzyć się z największym zagrożeniem z jakim kiedykolwiek się zetknęli, a bohaterowie z różnych pokoleń z "Kronik Nocnych Łowców" będą musieli się złączyć i dołączyć do sił w największej bitwie, w której kiedyś wiek walczyli i ze coś zmieni naturę Nocnych Łowców i co to będzie oznaczać.

10. Cassandra powiedziała także, że "doprowadzi to Kroniki Nocnych Łowców do końca. Świat Nocnych Łowców zmieni się na zawsze.

11. Cassandra ma nadzieję na wydanie pierwszej części mniej więcej w 2022 roku, zamieniając ją z jej nadchodzącą nie związaną z Nocnymi Łowcami serią "Sword Catcher".

Wyobraźmy sobie wszystkich naszych ukochanych bohaterów, którzy ramię w ramię walczą we wspólnej bitwie ^-^
Tylko trochę boję się tych zmian w świecie Nocnych Łowców...

niedziela, 25 lutego 2018

"Którym szalonym łobuzem jestem?"


"Którym szalonym łobuzem jestem?"



Wydaje mi się, że to fragment okładki "Every exquisite thing" - trzeciego opowiadania ze zbioru "Ghosts of the Shadow Market", którego główną bohaterką jest Anna Lightwood i to właśnie ona jest tutaj przedstawiona.


Pierwszy pocałunek Aleca i Magnusa

    "Stojąc na klatce schodowej domu Magnusa, Alec wpatrywał się w nazwisko napisane pod dzwonkiem na ścianie. BANE. Nazwisko nie pasowało za bardzo do Magnusa, pomyślał, nie teraz, gdy go znał. Jeżeli możesz powiedzieć, że kogoś znasz, gdy byłeś na jego przyjęciu, raz, a później ta osoba uratowała ci życie, ale nie spotkałeś jej, by jej podziękować. Ale imię Magnus Bane sprawiało, że myślał o wysokiej osobie z szerokimi ramionami i formalnymi, purpurowymi szatami czarownika, przyzywającgo ogień i pioruny. Nie o samym Magnusie, który wyglądał bardziej jak skrzyżowanie pantery i obłąkanego elfa.
     Alec odetchnął głęboko. Cóż, zaszedł już tak daleko; równie dobrze mógł pójść jeszcze  dalej. Goła żarówka zwisała nad jego głową, rzucając szerokie cienie, gdy wyciągnął rękę i nacisnął dzwonek.
    Chwilę później głos rozbrzmiał echem na klatce schodowej.
- KTO DZWONI PO CZAROWNIKA?
- Er - powiedział Alec. - To ja. To znaczy, Alec. Alec Lightwood.
     Zapadła cisza, taka jakby nawet sam hol był zdziwiony. Następnie rozbrzmiał świst i drugie drzwi się otwarły, pozwalając Alecowi wejść na klatkę schodową.  Wszedł po rozklekotanych schodach w ciemność, która pachniała pizzą i kurzem. Drugie piętro było jasne, a drzwi szeroko otwarte. Magnus Bane pochylał się w wejściu.
     W porównaniu z pierwszym razem, kiedy Alec go widział, wyglądał dość normalnie. Jego czarne włosy ciągle sterczały w kolcach i wyglądał na śpiącego; jego twarz, nawet kocie oczy, były bardzo młode. Miał na sobie czarną koszulkę z napisem ONE MILLION DOLLARS wyszytym cekinami na piersi, i dżinsy, które wisiały nisko na jego biodrach, na tyle nisko, że Alec odwrócił wzrok na swoje buty. Które były nudne.
- Alexander Lightwood- powiedział Magnus. Mówił tylko ze śladem akcentu, ale Alec nie umiał przypomnieć sobie jaki to był, po wymowie samogłosek. - Czemu zawdzięczam tę przyjemność?
Alec spojrzał za Magnusa
- Masz... towarzystwo?
Magnus skrzyżował ręce, co zrobiło dobrze dla jego bicepsów i pochylił się na bok.
- Dlaczego chcesz wiedzieć?
- Miałem nadzieję, że będę mógł wejść i z tobą porozmawiać.
- Hm... - Oczy Magnusa zmierzyły go od góry do dołu. Naprawdę świeciły w ciemności, jak u kota.
- Dobrze. - Odwrócił się i zniknął w mieszkaniu, a po chwili pełnej zaskoczenia, Alec podążył za nim.
    Apartament wyglądał inaczej bez setek ciał. Był... cóż, nie niezwykły, ale tym rodzajem przestrzeni, w której ktoś chciałby mieszkać. Jak większość mieszkań, miał duży centralnie położony pokój podzielony na "pokoje" przez pogrupowane meble. Była tam kwadratowa kolekcja kanap i stołów po prawej, do których skierował Aleca Magnus. Alec usiadł na złotej aksamitnej sofie z eleganckimi drewnianymi ozdobnymi podłokietnikami. 
- Chciałbyś herbatę? - zapytał Magnus. Nie siedział w fotelu, ale rozłożył się na pikowanej pufie, swoje długie nogi wyciągnął przed siebie.
    Alec pokiwał głową. Czuł się niezdolny do mówienia czegokolwiek. Niczego interesującego, czy mądrego. To zawsze Jace mówił interesujące i mądre rzeczy. Był parabatai Jace'a i to była cała chwała, której potrzebował lub pragnął: jak być ciemną gwiazdą przy czyjejś supernowie. Ale tutaj Jace nie mógł z nim pójść, z tym Jace nie mógł mu pomóc.
- Tak.
    Nagle jego prawa dłoń wydała się gorąca. Spojrzał w dół i zorientował się, że trzyma styropianowy kubek z "Joe, the Art of Coffee". Pachniał jak chai. Podskoczył, ledwo unikając rozlania na siebie.
- Na Anioła...
- KOCHAM to wyrażenie - powiedział Magnus. - Jest takie oryginalne.
Alec wpatrywał się w niego.
- Ukradłeś tę herbatę?
Magnus zignorował pytanie.
- Więc - powiedział. - Dlaczego tu jesteś?
Alec wziął łyk kradzionej herbaty.
- Chciałem ci podziękować  - powiedział, gdy wziął wdech. - Za uratowanie mi życia.
    Magnus pochylił się na rękach. Jego koszulka podjechała wyżej na płaskim brzuchu i teraz Alec nie miał jak odwrócić wzroku.
- Chciałeś mi podziękować.
- Uratowałeś mi życie - powtórzył Alec. - Ale byłem w delirium i nie wiem, czy ci podziękowałem.  Wiem, że nie musiałeś tego robić. Więc dziękuję ci.
Brwi Magnusa zniknęły pod włosami.
- Nie... ma za co?
Alec odłożył kubek.
- Może powinienem iść.
Magnus wyprostował się.
- Po tym jak przyszłeś tak daleko? Całą drogę na Brooklyn? Tylko by mi podziękować? - Uśmiechał się. - To byłby zmarnowany wysiłek.
    Sięgnął i położył dłoń na policzku Aleca, jego kciuk głaskał jego kość policzkową.  Jego dotyk był jak ogień, wysyłając wiązki iskier w ślad za sobą. Alec zamarł w zaskoczeniu - zaskoczeniu gestem i zaskoczeniu tym jaki miał na niego wpływ. Oczy Magnusa się zmrużyły i opuścił rękę.
- Huh - powiedział do siebie.
- Co? - Alec nagle bardzo martwił się, że zrobił coś źle. - Co się stało?
- Ty po prostu... - Po twarzy Magnusa przebiegł cień; z płynną zwinnością czarownik wykręcił się i złapał małego szaro-białego kota z podłogi. Kot zwinął się w zgięciu jego ręki i spojrzał podejrzliwie na Aleca. Teraz dwie pary złoto - zielonych oczu wpatrywały się w niego intensywnie.
- Nie tego się spodziewałem.
- Po Nocnym Łowcy?
- Po Lightwoodzie.
- Nie wiedziałem, że tak dobrze znasz moją rodzinę.
- Znam twoją rodzinę od setek lat. - Oczy Magnusa błądziły po twarzy Aleca. - Twoja siostra, to Lightwood. Ty...
- Powiedziała, że mnie lubisz.
- Co?
- Izzy. Moja siostra. Powiedziała, że mnie lubisz. Lubisz, lubisz.
- Lubię, lubię? - Magnus ukrył uśmiech w kocim futrze. - Przepraszam. Mamy po dwanaście lat? Nie pamiętam bym mówił cokolwiek Isabelle...
- Jace też to powiedział. - Alec był tępy, ale to był jedyny rodzaj zachowania jaki znał. - Że mnie lubisz. Kiedy zadzwonił tutaj, myślałeś że to ja i byłeś rozczarowany, że to był on. To się nigdy nie zdarza.
- Naprawdę? Cóż, powinno.
Alec był zaskoczony.
- Nie... To znaczy Jace, on jest... Jace'em.
- On to kłopoty- powiedział Magnus. - Ale ty jesteś całkowicie bez podstępu. Co, jak na Lightwooda jest zagadką. Zawsze byliście knującą rodziną jak Borgiowie.  Ale w twojej twarzy nie ma kłamstwa. Wydaje mi się, że wszystko co mówisz jest szczere.
Alec się pochylił.
- Chciałbyś się ze mną umówić?
Magnus zamrugał.
- Widzisz, o tym właśnie mówię. Szczere.
    Alec przygryzł wargę i nic nie powiedział.
- Dlaczego chcesz się ze mną umówić? - zapytał Magnus. Głaskał głowę Prezesa Miau, jego długie palce odginały jego uszy. - Nie dlatego, że nie jestem wysoko pożądany, ale przez sposób w jaki zapytałeś, wyglądało to tak jakbyś miał atak...
- Po prostu to zrobiłem - powiedział Alec. - I myślałem, że mnie lubisz, więc że się zgodzisz i że mógłbym spróbować... Znaczy, my moglibyśmy spróbować... - Schował twarz w dłonie. - Może to był błąd.
   Głos Magnusa był łagodny.
- Czy ktoś wie, że jesteś gejem?
   Głowa Aleca poderwała się, odkrył, że oddychanie zrobiło się trochę trudne, jakby przebiegł wyścig. Ale co mógł zrobić, zaprzeczyć? Kiedy przyszedł zrobić dokładnie odwrotną rzecz?
- Clary - powiedział szorstko. - Co jest... Co było wypadkiem. I Izzy, ale ona nigdy niczego by nie powiedziała. 
- Twoi rodzice nie. Jace też nie?
Alec pomyślał o Jasie, który wie i odepchnął tę myśl, daleko i szybko.
- Nie. Nie, i nie chcę by wiedzieli, zwłaszcza Jace.
- Sądzę, że możesz mu powiedzieć. - Magnus pogłaskał szyję Prezesa Miau. - Rozpadł się na kawałki jak układanka, kiedy myślał, że możesz umrzeć. On się troszczy...
- Wolałbym nie. - Alec ciągle szybko oddychał. Potarł kolana dżinsów swoimi pięściami.
- Nigdy nie byłem na randce - powiedział niskim głosem. - Nigdy się nie calowałem.  Nigdy. Izzy powiedziała, że mnie lubisz i pomyślałem...
- Nie jestem bez serca. Ale lubisz mnie? Ponieważ bycie gejem nie oznacza, że możesz rzucić się na każdego innego chłopaka i to będzie dobre, bo nie jest dziewczyną. Ciągle są ludzie, których lubisz i ludzie, których nie lubisz.
   Alec pomyślał o swojej sypialni w Instytucie, o byciu w delirium bólu i trucizny, kiedy przyszedł Magnus. Ledwo go wtedy poznał. Był prawie pewny, że krzyczał na jego rodziców, Jace'a, Isabelle, ale jego głos mógł być tylko szeptem. Pamiętał dłonie Magnusa na nim, jego palce - chłodne i delikatne. Pamiętał ten śmiertelny uścisk, którym trzymał się nadgarstka Magnusa godzinami, nawet gdy ból odszedł i wiedział, że wszystko będzie dobrze. Pamiętał patrzenie na twarz Magnusa oświetloną przez wschodzące słońce, złoto wschodu wyciągało błyszczące złoto z jego oczu, i myślenie jak dziwnie piękne to było z jego kocimi oczami i gracją. 
- Tak - powiedział Alec. - Lubię cię.
    Popatrzył prosto na Magnusa. Czarownik patrzył na niego z czymś w rodzaju domieszki ciekawości, uczucia i zakłopotania.
- To takie dziwne - powiedział Magnus. - Genetyka. Twoje oczy, ten kolor... - Przerwał i pokręcił głową.
- Lightwoodowie, których znałeś, nie mieli niebieskich oczu?
- Zielonookie potwory - powiedział Magnus i się uśmiechnął. Położył Prezesa Miau na ziemi, a kot podszedł do Aleca i otarł się o jego nogę. - Prezes cię lubi.
- To dobrze?
- Nigdy nie umawiam się z kimś, kogo nie lubi mój kot - powiedział prosto Magnus i wstał. - Powiedzmy, piątek wieczorem?
   Wielka fala ulgi zalała Aleca.
- Naprawdę? Chcesz się ze mną umówić?
   Magnus potrząsnął głową.
- Musisz przestać udawać trudnego do zdobycia, Alexandrze. To utrudnia sprawę. - Uśmiechnął się. Miał uśmiech jak Jace... nie żeby wyglądali podobnie do siebie, ale mieli taki uśmiech, który rozjaśnia całą twarz. - Chodź, odprowadzę cię.
   Alec podążył za Magnusem do frontowych drzwi, czując się jakby z jego ramion zdjęto wielki ciężar, który nawet nie wiedział, że dźwiga. Oczywiście musiał wymyśleć wymówkę, gdzie wychodzi w piątkową noc, coś w czym Jace nie chciałby wziąć udziału, coś co będzie musiał zrobić samemu. Albo mógł udawać, że jest chory i się wymknąć.      Był tak pogrążony w myślach, że niemal uderzył w dziwi wejściowe, przed którymi pochylał się Magnus, patrząc na niego oczami zwężonymi w półksiężyce.
- O co chodzi? - zapytał Alec.
- Nigdy się z nikim nie calowałeś? - zapytał Magnus. - Naprawdę nigdy?
- Nie - powiedział Alec, mając nadzieję, że nie zdyskwalifikuje go to od pójścia na randkę. - Nie prawdziwy pocałunek...
- Chodź tutaj. - Magnus złapał go za łokcie i przyciągnął bliżej. Przez chwilę Alec był całkowicie zdezorientowany przez uczucie bycia tak blisko kogoś innego, osoby, przy której chciał być blisko przez tak długi czas. Magnus był wysoki i szczupły, ale nie chudy; jego ciało było twarde, jego ramiona lekko umięśnione, ale silne; był wyższy od Aleca o około cal, co rzadko się zdarzało i pasowali do siebie idealnie. Palce Magnusa były pod jego brodą, unosząc jego twarz i się całowali.  Alec usłyszał urywany wdech dochodzący z jego własnego gardła i wtedy ich usta przycisnęły się so siebie z kontrolowaną natarczywością. "Magnus" - pomyślał Alec w oszołomieniu - "Naprawdę wie, co robi." Jego usta były miękkie i rozszerzyły fachowo wargi Aleca, poznając jego usta: symfonia warg, zębów, języka, każdy ruch budził zakończenie nerwowe, którego istnienia Alec nie był wcześniej świadomy.
   Odnalazł talię Magnusa swoimi palcami, dotykając fragmentu nagiej skóry, której wcześniej unikał wzrokiem, i wsunął dłonie pod koszulkę Magnusa. Magnus szarpnął się w zaskoczeniu, a następnie zrelaksował, jego dłonie błądziły po ramionach Aleca, po jego piersi, jego talii, znajdując szlufki spodni Aleca i używając ich, by przyciągnąć go bliżej. Jego usta opuściły usta Aleca i chłopak poczuł gorący nacisk jego ust na swoim gardle, gdzie skóra była tak wrażliwa, że wydawało się, iż była bezpośrednio połączona z kośćmi jego nóg, które zaraz miały się poddać.
    Tuż przed upadnięciem na podłogę, Magnus go puścił. Jego oczy błyszczały tak jak jego usta.
- Teraz już się calowałeś - powiedział, sięgnął za niego i szarpnięciem otworzył drzwi. - Widzimy się w piątek?
    Alec odchrząknął. Czuł się zamroczony, ale równocześnie żywy - krew płynęła w jego żyłach jak samochód w pełnej prędkości, wszystko wydawało się niemal zbyt kolorowe. Kiedy przekroczył próg mieszkania, odwrócił się i spojrzał na Magnusa, który obserwował go w oszołomieniu. Alec sięgnął i złapał przód koszulki Magnusa i przyciągnął czarownika do siebie. Magnus stanął przed nim i Alec pocałował go, mocno i szybko oraz niechlujnie i niewprawnie, ale całym sobą.                            Przycisnął Magnusa do siebie, jego własna ręka pomiędzy nimi i poczuł nierówne bicie serca Magnusa.
   Przerwał pocałunek i odsunął się.
- Piątek- powiedział i puścił Magnusa. Poszedł do schodów, a Magnus patrzył za nim. Czarownik skrzyżował ręce na koszulce - pogniecionej w miejscu, w którym Alec ją ściskał... i potrząsnął głową z uśmiechem.
- Lightwoodowie - powiedział Magnus. - Zawsze muszą mieć ostatnie słowo.
    Zamknął za sobą drzwi, a Alec zbiegł po schodach, zeskakując po dwa stopnie na raz, jego krew ciągle śpiewała w jego uszach jak muzyka. " (tłumaczenie własne)


Zastanawiam się, czy Will i Alec byli jedynymi Nocnymi Łowcami, z którymi calował się Magnus (i czy opowie kiedyś Alekowi o swoim pocałunku z Willem)

sobota, 24 lutego 2018

wtorek, 20 lutego 2018

Rysunki przedstawiające Raphaela Santiago

Oto pierwsze spojrzenie na rysunki Raphaela Santiago w "The Mortal Instruments Graphic Novel"!



Opis "Chain of Gold" - pierwszej części The Last Hours

"Chain of Gold" otwiera nową trylogię, osadzoną w czasach edwardiańskich. Dzieci Tessy, Willa oraz pozostałych bohaterów "Diabelskich Maszyn" dorastają z dala od zagrożeń, które pamiętają ich rodzice. Ale kłopoty czyhają pośród wystawnych przyjęć i bali. Zemsta, uprzedzenie i obsesja skrywają się pod powłoką ich świata, a tajemnicza choroba zaczyna dziesiątkować Nocnych Łowców."

E...  Jaka choroba????
O nie... Pamiętacie ten fragment, który publikowałam, gdzie Cordelia przychodzi do Jamesa, a on jest bardzo chory? Mam nadzieję, że to nie ta wspomniana powyżej przypadłość

poniedziałek, 19 lutego 2018

Największe pasje Jamesa Herondale'a

Największe pasje Jamesa Herondale'a:
- Jego przyjaciele, a zwłaszcza jego najlepsi przyjaciele: Thomas, Christopher i Matthew.
- Fakt, że tylko on może zobaczyć swiat zasnuty cieniami i co ta moc oznacza.
- Fakt, że reszta Clave często traktuje jego i jego siostrę jakby byli skażeni, czy zniszczonymi dobrami, przez ich moce i krew czarowników.
- Podróże
- Ubrania
- Broń
- Historia
- Londyn
- Pułapki na demony
- Czytanie i chodzenie w tym samym czasie
- Trzymanie Lucie z dala od wchodzenia na okna
- Walia i język walijski
- Jego rodzina
- Wujek Jem
- Zaklęcia
- Klątwy
- Ogrody
- Lasy
- Ciasta
- Stanie na rękach
- Poezja

Naprawdę kocham tego chłopaka

Informacje o opowiadaniach wchodzących w skład "Ghosts of the Shadow Market


SON OF DAWN
1. Premiera - 10 kwiecień 2018
3. Autorzy- Cassandra Clare, Sarah Rees Brennan
3. "Lightwoodowie, Nocni Łowcy, którzy kierują Instytutem w Nowym Jorku, oczekują przybycia nowego członka ich rodziny: osieroconego syna przyjaciela ich ojca, Jace'a Waylanda. Alec i Isabelle nie są pewni, czy chcą nowego brata i ich rodzice nie łagodzą ich lęków, za bardzo zajęci mrocznymi informacjami, że Raphael Santiago, zastępca szefa nowojorskiego klanu wampirów, przyniósł coś z Mrocznego Targu."

CAST LONG SHADOWS
1. 8 maj 2018
2. Cassandra Clare i Sarah Rees Brennan
3. Opowieść będzie miała miejsce w 1901 roku i opowiadać będzie o Matthew Fairchild i Mrocznym Targu w Londynie.

EVERY EXQUISITE THING
1. 12 czerwiec 2018
2. Cassandra Clare i Maureen Johnson
3. Opowieść będzie miała miejsce na początku XX wieku i będzie opowiadać o pierwszej miłości Anny Lightwood. 

LEARN ABOUT LOSS
1. 10 lipiec 2018
2. Cassandra Clare i Kelly Link
3. Opowieść będzie miała miejsce w latach 30. XX wieku i będzie opowiadała o Jemie Carstairs - jako Bracie Zachariaszu  - odwiedzającym mroczny karnawał i muszącym uporać się z przyzywaniem demonów.

A DEEPER LOVE
1. 14 sierpień 2018
2. Cassandra Clare i Maureen Johnson
3. Opowieść ma miejsce w latach 40. XX wieku i opowiada o Tessie Gray i Catarinie Loss będących pielęgniarkami wojskowymi podczas II wojny światowej, by pomóc Przyziemnym.

THE WICKED ONES
1. 11 wrzesień 2018
2. Cassandra Clare i Robin Wassermann
3. Opowieść ma miejsce w 1989/1990 i opowiada o pierwszym spotkaniu Céline Montclaire z Valentine'em Morgensternem.

THE LAND I LOST
1. 9 październik 2018
2. Cassandra Clare i Sarah Rees Brennan
3. Opowieść ma miejsce w 2012 roku i opowiada o wyprawie Aleca Lightwooda i Lily Chen do Buenos Aires by pomóc odbudować szczątki po Mrocznej Wojnie, gdzie znajdują zagubionego osieroconego chłopca, Rafaela wśród bezdomnych w lokalnym Mrocznym Targu oraz jak Alec kończy, adoptując chłopca.

THROUGH BLOOD, THROUGH FIRE
1. 13 Listopad 2018
2. Cassandra Clare i Robin Wassermann
3. Opowieść na miejsce w 2012 roku i przedstawia Tessę Gray i Jema Carstairsa, próbujących ratować dziecko w Mrocznym Targu od wielkiego zagrożenia czyhającego na dziecko.

Na większość z nich bardzo czekam (1,2,3,5,6). Ale zastanawia mnie jedna rzecz. Tessa po śmierci Willa została ta pielęgniarka, rozumiem że chciała może też oderwać się od bólu i pomóc, ale ona miała dzieci... I to trochę smutne że ich tak rzadko odwiedzała.

niedziela, 18 lutego 2018

Jace i Clary w oranżerii - scena z perspektywy Jace'a

Przepraszam, że ta scena nie pojawiła się wczoraj, ale jak wspomniałam miałam w piątek studniówkę i wczoraj nie byłam w stanie nic zrobić.

Oto scena:
"Dzwony Instytutu zaczynają dzwonić, głęboko w rytmie serca w środku nocy.

Jace odkłada nóż. To zgrabny, mały scyzoryk, który dał mu Alec gdy zostali parabatai. Ciągle go używa i uchwyt jest gładki od nacisku jego palców.

- Północ - mówi. Czuje obecność Clary obok siebie, siedzącą z powrotem wśród resztek ich pikniku, oddycha spokojne zimnym, pachnącym roślinnością powietrzem oranżerii. Nie patrzy na nią, ale na nadal lśniące zamknięte płatki kwiaty północy. Nie jest pewny, dlaczego nie chce na nią patrzeć. Pamięta pierwszy raz, gdy zobaczył kwiat północy, podczas lekcji zielarstwa, siedząc na skalnej ławce z Alekiem i Isabelle po obu jego stronach i palce Hodge'a na łodydze- obudził ich prawie o północy, by pokazać prawdziwe cudo, kwiat, który normalnie rósł tylko w Idrisie - i pamięta swój rwący oddech w zimowym, północnym powietrzu, na widok czegoś tak zaskakującego i tak pięknego.

Alec i Isabelle byli zainteresowani, ale nie, jak pamiętał, zachwyceni jego pięknem w przeciwieństwie do niego. Nawet teraz jest  zaniepokojony, gdy biły dzwony, że Clary będzie taka sama: zainteresowana czy nawet zadowolona, ale nie zaczarowana. Chce, żeby poczuła to co on czuł patrząc na kwiat północy, chociaż nie potrafi powiedzieć, dlaczego tego chce.

Dźwięk opuszcza jej usta, miękkie:"Oh!" Kwiat kwitnie: otwierając się jak narodziny gwiazdy, same mieniące się pyłki i biało- złote płatki.
- Zakwitają co noc?

Fala ulgi zalewa go. Jej zielone oczy błyszczą, wpatrzone w niego. Wygina palce bezwiednie, w sposób, który nauczył się rozumieć, gdy ona pragnie mieć długopis lub ołówki by uchwycić widok czegoś przed nią. Czasami chce, by mógł widzieć tak jak ona: widzieć swiat jako płótno, które ma być pokryte farbą, kredkami i akwarelami. Czasami kiedy na niego patrzy, czuje się jakby miał zacząć się rumienić, a jest to uczucie tak dziwne, że niemal go nie poznaje. Jace Wayland się nie rumieni.

- Wszystkiego najlepszego, Clarisso Fray - mówi i jej usta układają się w uśmiech. - Mam coś dla ciebie - Trochę się gmera, sięgając do swojej kieszeni, ale nie wydaje mu się, by zauważyła. Kiedy daje jej do ręki magiczny kamień, zauważa jak małe są jej dłonie pod jego- delikatne, ale silne, z odciskami po godzinach trzymania ołówków i pędzli. Zastanawia się, czy kontakt z jego skórą przyśpiesza jej puls w sposób w jaki jego przyśpiesza, gdy jej dotyka.

Najwyraźniej nie, ponieważ odsuwa się od niej, jej mina ukazuje jedynie ciekawość.
- Wiesz, kiedy dziewczyny mówią, że chcą duży kamień, nie mają na myśli kawałka skały.

Uśmiecha się bez planowania tego. Co jest samo przez się niespotykane: najczęściej tylko Alec albo Isabelle potrafią go rozbawić. Wiedział, że Clary jest odważna od momentu, w którym ją poznał  - wchodząca do tego pomieszczenia za Isabelle, bez broni i bez przygotowania, miała ten rodzaj odwagi, którego nie łączył z Przyziemnymi  - Ale fakt że mogła go rozbawić ciągle go dziwił.
- Bardo zabawne, moja sarkastyczna przyjaciółko. To nie do końca skała. Każdy Nocny Łowca ma kamień z runem czarodziejskiego światła. Da ci światło nawet w największych ciemnościach tego świata i innych.

Te same słowa powiedział mu ojciec, gdy dawał mu pierwszy runiczny kamień. "Jakie inne światy?" Jace wtedy zapytał, a jego ojciec tylko się zaśmiał. "Jest więcej światów niż ziarenek piasku na plaży."

Uśmiecha się i żartuje o prezentach urodzinowych, ale wyczuwa, że jest wzruszona. Kwiat północy już zrzuca płatki jak deszcz gwiazd, rozjaśniając jej twarz miękkim oświetleniem.
- Kiedy miałam dwanaście lat, chciałam mieć tatuaż  - mówi. Pasmo rudych włosów spływa na jej twarz; Jace walczy z impulsem, by sięgnąć i odsunąć je na bok.

- Większość Nocnych Łowców dostaje pierwsze znaki w wieku dwunastu lat. Musiałaś mieć to we krwi. 

- Możliwe. Chociaż wątpię, że większość Nocnych Łowców dostaje tatuaż Donatello z Wojowniczych Żółwi Ninja na swoim lewym ramieniu.  - Uśmiecha się tak jak zawsze, gdy mówi rzeczy, które są dla niego niezrozumiałe, jakby mile wspominała. Wywołuje to zazdrość, płynącą w jego żyłach, mimo że nawet nie wie, o co jest zazdrosny. Simona, który rozumie odwołania do świata Przyziemnych, którego częścią Jace nigdy nie może być? Samego w sobie świata Przyziemnych, do którego ona może pewnego dnia powrócić, zostawiając jego i jego świat demonów i łowców, blizn i walk, z wdzięcznością za sobą?

Odchrząkuje.
- Chciałaś mieć żółwia na ramieniu?

Kiwa głową i jej włosy wracają na miejsce.
- Chciałam zasłonić bliznę po ospie. - Odsuwa rękaw bluzki. - Widzisz?

I widzi: jest tam pewnego rodzaju znak na jej ramieniu: blizna, ale widzi o wiele więcej niż to: widzi kształt jej obojczyka, piegi na skórze jasne jak złoto, jej ramię, puls na podstawie jej szyi. Widzi kształt jej ust, jej usta delikatnie rozchylone. Jej miedziane rzęsy, kiedy je opuszcza. Zostaje zmieciony przez falę pożądania, takiego rodzaju, którego nigdy wcześniej nie doświadczył. Pragnął kiedyś dziewczyn, oczywiście, i zaspokajał te pożądanie; zawsze myślał o nim jako głodzie, potrzeby paliwa, którego potrzebuje ciało.

Nigdy nie odczuwał pożądania w taki sposób, czysty ogień, który wypalał myśli, który sprawiał że jego ręce - nie trzęsły się, nie do końca, ale drgały od nerwowej energii. Odwraca od niej gwałtownie wzrok.
- Robi się późno - mówi. - Powinniśmy wracać na dół.

Patrzy na niego, zaciekawiona i nie może odsunąć uczucia, że te zielone oczy mogą całkowicie go przejrzeć.
- Czy ty i Isabelle chodziliście kiedyś ze sobą? - pyta 

Jego serce ciągle głośno bije.  Nie do końca rozumie pytanie.
- Isabelle? - powtarza. Isabelle? Co Isabelle ma wspólnego z czymkolwiek?

- Simon się zastanawiał -  mówi i on nienawidzi sposobu w jaki ona wypowiada imię Simona. Nigdy wcześniej nie czuł czegoś takiego: niczego co wytrącało go z równowagi tak jak ona. Pamięta przyjście do niej w zaułku za kawiarnią, jak bardzo chciał wyciągnąć ją na zewnątrz, z daleka od tego ciemnowłosego chłopaka, z którym zawsze była, do jego świata cieni. Nawet wtedy czuł, że ona należy tam, gdzie on, nie do świata Przyziemnych, gdzie ludzie nie byli prawdziwi, gdzie przemykali poza jego wzrokiem jak marionetki na scenie. Ale ta dziewczyna, z zielonymi oczami, które przykluły go jak motyla, ona była prawdziwa. Jak głos słyszany we śnie, który wiesz że pochodzi z prawdziwego świata, była prawdziwa,  niszcząc zdystansowanie, którym otoczył się tak dokładnie jak zbroją. 

- Odpowiedź brzmi nie. To znaczy, może nam to kiedyś przeszło przez myśl, ale ona jest dla mnie prawie jak siostra. To byłoby dziwne.

- Masz na myśli, że ty i Isabelle nigdy...

- Nigdy.

- Ona mnie nienawidzi - mówi Clary.

Mimo wszystko, Jace prawie się śmieje; tak jak może brat, czerpie przyjemność z patrzenia na Izzy, gdy jest sfrustrowana.
- Sprawiasz, że robi się nerwowa, ponieważ zawsze była jedyną dziewczyną tłumie adorujących ją chłopców, a teraz przestała być jedyna.

- Przecież jest taka piękna.

- Ty także- mówi Jace, automatycznie i widzi, że mina Clary się zmienia. Nie może przeczytać jej twarzy. To prawie tak jakby nigdy wcześniej nie powiedział dziewczynie, że jest piękna, ale nie pamięta chwili, w której to nie było przemyślane. To było przypadkowe. Sprawia to, że chce iść do sali treningowej i rzucać nożami i kopać i uderzać i walczyć z cieniami, aż będzie zakrwawiony i wyczerpany jakby skóra była poszarpana, w sposób, do którego był przyzwyczajony

Tylko na niego patrzy, w ciszy. Pokój treningowy, tak.

- Powinniśmy iść na dół - powtarza.

- Dobrze - Nie potrafi powiedzieć, o czym myśli  z jej głosu, jego umiejętność czytania ludzi wydaje się, że go opuściła i nie potrafi zrozumieć dlaczego. Światło księżyca przedziera się przez szklane szyby oranżerii, kiedy kierują się do wyjścia, Clary minimalnie przed nim.

Coś porusza się przed nimi - jasny błysk światła - i nagle dziewczyna zatrzymuje się na chwilę i robi półobrót i już jest w jego ramionach i jest ciepła i miękka i delikatna i on ją całuje.

I jest zaskoczony. On tak nie działa, jego ciało nie robi nic bez jego zgody. To jego instrument tak jak fortepian, zawsze idealnie nim kieruje. Ale ona smakuje słodko jak jabłka i miedź, a jej ciało drży w jego ramionach. Jest taka mała; jego ramiona są dookoła niej, by ją trzymać i jest zgubiony. Teraz wie, dlaczego pocałunki w filmach kręcone są w sposób w jaki są, z kamerą robiącą nieskończenie kółka: podłoga jest chwiejna pod jego nogami i przylega do Clary, tak małej, jakby mogła go utrzymać.

Jego dłonie gładzą jej plecy. Czuje jej oddech przy sobie; łapanie tchu pomiędzy pocałunkami. Jej szczupłe palce są w jego włosach, na jego karku, ciągnąc delikatnie i przypomina sobie, gdy pierwszy raz zobaczył kwiat północy i pomyślał: tutaj jest coś za bardzo pięknego, by mogło naprawdę należeć do tego świata.

Powiew wiatru jest słyszalny najpierw dla niego, wytrenowanego, by to słyszeć. Odsuwa się od Clary i widzi Hugo, siedzącego w zgięciu pobliskiego cyprysa karłowatego. Jego ramiona ciągle obejmują Clary, jej ciężar opiera się na nim. Jej oczy są do połowy zamknięte.
- Nie panikuj, ale mamy widownię - szepcze do niej. - Jeżeli Hugo tu jest, to Hodge jest niedaleko. Powinniśmy iść.

Jej zielone oczy otwierają się szeroko i wygląda na rozbawioną. To kłuje lekko jego ego. Po takim pocałunku, nie powinna mdleć przy jego stopach? Ale Clary się uśmiecha. Chce wiedzieć, dlaczego Hodge ich śledzi. Zapewnia ją, że nie robi tego, ale czuje jej miękki śmiech podróżujący po ich złączonych dłoniach - jak to się stało? - gdy idą na dół.

I rozumie. Rozumie dlaczego ludzie trzymają się za ręce: zawsze myślał, że chodzi o posiadanie, mówienie: "To moje." Ale chodzi o utrzymanie kontaktu. O rozmowę bez słów: "Chcę cię ze mną. Nie odchodź."

Chce ją w swojej sypialni. Nie w ten sposób  - żadna dziewczyna nie była w jego sypialni w ten sposób. To jego prywatna przestrzeń, jego sanktuarium. Ale chce tam Clary. Chce, by go zobaczyła, prawdziwego jego, a nie wizerunek, który pokazuje światu. Chce leżeć z nią na łóżku i mieć ją wtuloną w niego. Chce tulić ją, gdy oddycha miękko w nocy, widzieć ją taką jakiej nikt jej nie widział: bezbronną i śpiącą.  Widzieć ją i być widzianym. 

Więc kiedy docierają do jej drzwi i dziękuje mu za urodzinowy piknik, ciągle nie chce puścić jej ręki.
- Idziesz spać?

Unosi głowę i chłopak widzi, że jej usta noszą ślady jego pocałunków: ich różowy kolor jak goździków w szklarni i to sprawia, że jego żołądek się kurczy. "Na Anioła" - myśli. - "Mam..."

W jego brzuchu jest dziura, nerwowe odrętwienie. Chce przyciągnąć ją do siebie, przelać w nią wszystko, co czuje: jego uwielbienie, nowonarodzona wiedza, jego oddanie, jego pragnienie.
- Jeszcze nigdy nie byłem bardziej rozbudzony. 

Clary podnosi brodę, szybki nieświadomy ruch, a on pochyla się, łapiąc jej twarz wolną ręką. Nie planuje jej tutaj całować  - za bardzo publicznie, za łatwo może im ktoś przeszkodzić  - ale nie może przestać dotykać swoimi ustami delikatnie jej ust. Jej usta są rozchylone pod jego i wtula się w nią i nie potrafi przestać. "Mam..."

Dokładnie w tym momencie, Simon otworzył drzwi sypialni i wyszedł na korytarz. I Clary gwałtownie się od niego odsuwa, odwracając głowę w bok, a on odczuwa to jak bolesne zerwanie bandaża ze skóry.

"Mam przechlapane."
( Tłumaczenie własne)





piątek, 16 lutego 2018

Ciemny sekret Jace'a i Clary nie wymieniony w książkach?


Czasami używają tej samej szczoteczki do zębów 😂

Bohaterowie LGBT+ w The Last Hours

W tej trylogii mają występować CZTERY postacie LGBT+.

Wiemy o Annie...
Stawialabym jeszcze na Matthew...
hm...
jeżeli mam iść w kierunku teorii o Heronchild to może jeszcze Jamie...
hm...
Może Cordelia...

Za mało wiemy o tych postaciach  😢

Jutro o 10:00 raczej się post nie pojawi, ponieważ mam dzisiaj studniówkę

czwartek, 15 lutego 2018

Max Bane - Lightwood w baśni

Mały Max jako Uczeń Czarnoksiężnika.
Zobaczcie ile rzeczy z życia Magnusa znajduje się na tych półkach. Na przykład srebrna tabakierka z inicjałami WS; i pewien demon


Tessa i Jem w baśni

Skrzypce młodego muzyka utonęły, gdy syrena sięgnęła, by uratować młodzieńca z wraku statku.
Jessa w "Małej syrence"


Piąty Walentynkowy bonus - Jace i Clary

Piąty Walentynkowy bonus! ❤

Zawiera spoilery do "Władcy Cieni"


"Clary stała nad swoim martwym ciałem.
Dookoła było pustkowie. Wiatr plątał jej włosy. Widok przypominał jej trochę pustą okolicę wulkaniczną dookoła Adamantowej Cytadeli, ale niebo tutaj wyglądało na niemal spalone - na niebie pływały czerwone i czarne fragmenty spalenizny, zamiast chmur.
Słyszała głosy nawolujące w oddali. Zawsze je słyszała, gdy tutaj była. Nigdy nie przyszli na tyle blisko, by jej pomóc. Leżała na ziemi, a na jej twarzy była krew, w jej włosach, na jej stroju bojowym. Jej oczy były otwarte, szerokie, wpatrujące się niewidomie w niebo.
Clary zaczęła klękać, by dotknąć swojego ramienia, gdy ziemia zaczęła się trząść z głośnym jękiem i usłyszała, że ktoś krzyczy jej imię... Odwróciła się i wszystko uciekło od niej jakby przewracała się z grzbietu fali. Wciągnęła gwałtownie powietrze, krztusząc się i obudziła się.
Przez moment była zdezorientowana i nie miała pojęcia, gdzie jest. Leżała na kocu na trawie, patrząc na niebo wypełnione różnokolorowymi gwiazdami. Wyglądały jakby poruszały się nad nią jakby patrzyła na kalejdoskop. Słyszała muzykę w oddali, łagodną i natarczywą. Nieznajome nuty, ale szczególny rodzaj melodii.
Faerie. Była w Faerie. Z...
- Clary? - zapytał Jace zaspanym, zdziwionym głosem. Przekręcił się na bok obok niej. Obaj spali w swoich strojach bojowych, nigdy nie wiedząc czy będą bezpieczni w nocy. Ich bronie znajdowały się blisko dłoni, a Clary była zadowolona, że noce były ciepłe, ponieważ podczas snu zrzuciła z siebie koc. - Wszystko w porządku?
Przełknęła ślinę. Ciągle czuła gęsią skórkę.
- Zły sen.
- Masz je często ostatnimi czasy. - Przysunął się bliżej, jego złote oczy były pełne troski. Jego jasne włosy były potargane, zaczynały być znowu za długie, wchodziły mu do oczu. - Chcesz o tym porozmawiać?
Zawahała się. Jak powiedzieć komuś, że twoje sny nie były snami, a wizjami? Wiedziałeś to. I że widziałeś siebie martwym, za każdym razem, w dzień który był coraz bliżej. Tego jednego dnia będziesz patrzeć z góry na swoje ciało i wiedzieć że odeszłeś na zawsze od świata, który kochałeś, ludzi, których kochałeś i, którzy kochali ciebie.
Nie. Nie mogła powiedzieć Jace'owi.  Czasami myślała, że była jedyną osobą na świecie, która myślała o nim jako kruchym  (oczywiście poza Alekiem). Dla większości ludzi, był chłopakiem z krwią anioła, szefem Instytutu w Nowym Jorku, jednym z wojowników, którzy poszli do Edomu i zakończyli Mroczną Wojnę. Dla niej był zawsze szczupłym chłopakiem z zdesperowanymi oczami, kto przeżył życie z okropnym ojcem i miażdżącym duszę brakiem miłości z dzieciństwa; chłopakiem, który nauczył się, że kochać to niszczyć, a to, co kochasz umiera w twoich rękach. 
Wiedziała, że Alec zrozumie, że pod wieloma względami ma większą zdolność to podnoszenia się po tragedii, do pozostania spokojnym, stojąc twarzą w twarz zestrachem o tych, których kocha. Może Isabelle? Ale żadnemu z nich i tak nie mogła powiedzieć; nie mogłaby poprosić, by ukrywali ten sekret przed Jace'em. Simon nie umiałby znieść tego lepiej niż Jace. Jedyna osoba, która była jej w stanie pomóc to Magnus, pomyślała, podnosząc się na łokciach; kiedy wrócą, pójdzie do Magnusa. Nie chciała mu o tym mówić, gdy był chory, ale może nie mieć wyboru.
- To tylko naprawdę zły sen - powiedziała. To była prawda, w pewnym sensie. - Przepraszam, że cię obudziłam.
Podniósł się na zgiętym łokciu.
- I tak muzyka by to zrobiła.
Była głośna: Clary słyszała fujarki i skrzypce rozbrzmiewające z drugiej strony gór. Uśmiechnął się zawadiacko co zawsze sprawiało że jej serce podskakiwało. - Powinniśmy sprawdzić biesiadę?
- Czy to nie jest coś przeciwnego od bycia pod przykrywką? - zapytała. - Wiesz, pokazywanie się na dużej zabawie Faerie. A twojego tańca nie da się zapomnieć.
- Rzeczywiście jest całkiem dobry - powiedział, różnokolorowe gwiazdy odbijały się w jego oczach. Położył dłoń na jej biodrze w miejscu, gdzie przechodziło w talię. Pamiętała jak kiedyś jej powiedział, że to jego ulubione miejsce na jej ciele.
- Działa jak uchwyt - powiedział wtedy, podnosząc ją jedną ręką, a ona zachichotała. Posiadanie chłopaka, który był o wiele od ciebie wyższy nie było czasami takie złe.
- Powiedziałam, że jest niezapomniany, a nie dobry.
Jego oczy błyszczały.
- Chodź tutaj, Fray.
Tylko się uśmiechnęła. Sen zaczynał się oddalać. Czasami mogła nawet zapomnieć wizję, skupiając się na misji w Faerie, na czasie tutaj z Jace'em. Nie zdawała sobie sprawy , gdy zgodzili się być szefami Instytutu jak dużo podróży i papierkowej roboty się w tym znajduje; czasami była strasznie zazdrosna o Aleca i Magnusa, którzy mogli pracować w domu i być ze sobą tak często jak chcieli. Przez połowę czasu Jace był wzywany do Idrisu, gdy ona miała sprawdzać lokalną aktywność demonów razem z Simonem i Isabelle.
Tak naprawdę bycie wysłaną gdzieś z Jace'em było rzadką okazją do bycia razem i, oprócz częstego szukania broni, była szczęśliwa. I Faerie było piękne, na swój dziwny sposób- owoce zwisajace jak biżuteria z niskich gałęzi w jasnych kolorach jadeitu, szafiru i ametystu.  Małe faerie o różowych i fioletowych skrzydłach trzepotały wśród pszczół i kwiatów. Były tam czyste jeziora pełne nixie, które lubiły pojawiać się i rozmawiać, gdy Clary myła włosy; nie widziała jeszcze syreny, ale jedna z nixie powiedziała jej, że syreny spędzają większą część czasu w oceanie i zdobyły zdecydowaną przewagę nad swoimi ogonami. 
Oczywiście istniała zaraza, z którą trzeba się była zmagać. Szare łaty martwego lądu przecinały zielone pola jak blizny po pojedynku. Wzięli próbki szarej gleby dla Cichych Braci. To nie było bardzo piękne, ale...
- Clary - powiedział Jace. Pomachał dłonią przed jej twarzą. Jego palce tymczasowo bez pierścienia Herondale'ów ciągle wzbudzały zdziwienie. - Przestałaś zwracać na mnie uwagę.
Uniosła brwi.
- Jesteś jak kot. Jeżeli nie będę zwracać na ciebie uwagę, przyjdziesz i usiądziesz na mnie , dopóki nie podrapię cię za uszami, czy cokolwiek.
Jego uśmiech się powiększył.
- To nie moje uszy ja...
Uderzyła go w ramię.
- Nie mów tego!
Zaczął się śmiać.
- Dlaczego nie?
- Jestem dobrze wychowaną damą - powiedziała. - Jeszcze zemdleję.
Czasami ciągle dziwiło ją jak szybko on może się poruszać. Przekręcił ich szybciej niż zdążyła mrugnąć: leżał na niej ze swoim ciężarem przeniesionym na ramiona, patrzył na nią z uśmiechem zaczynającym znikać z jego oczu.
- Otrzeźwię cię - powiedział niskim głosem.
Dotknęła jego twarzy. Patrzył na nią tak poważnym wzrokiem, a Jace prawie nigdy nie był poważny, jeżeli mógł tego uniknąć. Pamiętała sposób w jaki na nią patrzył, gdy jej się oświadczył, a jej ciało skurczyło się z bólu bliskiego agonii. Zraniłam go, mówiąc to, co wtedy powiedziała; nie chciała tego, ale czuła, że nie miała wyboru. Przypominając sobie to...
- Pocałuj mnie - poprosiła.
W jego oczach pojawił się błysk zaskoczenia na dźwięk nalegania w jej prośbie, ale szybko minął; refleks Nocnych Łowców był pomocny nie tylko podczas bitwy. Jace zakołysał się na piętach, więc teraz siedział z nią okrakiem na jego biodrach; złapał jej twarz w dłonie i pocałował ją.
Delikatnie, powoli, badawczo: jego usta na jej były ciepłe i miękkie; otworzył jej usta swoimi, dotyk jego języka na jej posłał zaskoczenie przez jej ciało. Każdy pocałunek był jak ten pierwszy w oranżerii, odtwarzając jej układ nerwowy, ucząc go: nigdy nie będziesz chciała niczego innego na świecie.
Ale ciągle pamiętała: "Clary, wyjdziesz za mnie?" I jej drżący głos: "Chcesz wziąć... ślub?"
- Mocniej - wyszeptała, przyciskając się do niego, zagłębiając się w jego usta swoim językiem; przyjechała jego koniuszkiem po jego wargach, sprawiając, że wygiął się z zaskoczenia i pożądania. Jej ręce były na jego ramionach; ugryzła jego dolną wargę, a on wsunął swoje dłonie w jej włosy, zbierając je w ręce, oddychając ciężko w jej usta.
- Clary, to zmierza do... wymknięcia się spod kontroli... bardzo szybko - powiedział i w odpowiedzi sięgnęła i sciągnęła swoją koszulkę przez głowę. Wpatrywała się w nią z prawdziwym zdziwieniem  (rzadkie dla Jace'a) zanim jego dłonie powędrowały by zakryć jej piersi.
- Jesteśmy na zewnątrz- zaprotestował. - Nedaleko jest biesiada. Każdy może tędy przejść.
- Jasie Lightwood Herondale  - powiedziała niskim głosem, który brzmiał jak mruczenie (jeżeli myślał, że położenie swoich dłoni na jej piersiach sprawi, że ona się zniechęci, to to nie działało) - Jesteś nieśmiały? Czy kiedyś nie biegłego nago po Madison z rogami na głowie?
- Nie obchodzą mnie ludzie, widzący mnie nago - powiedział. - Obchodzą mnie ludzie, widzący ciebie nago.
Pochyliła się i pocałowała kącik jego ust, jego szczękę i niżej. Teraz znałajego wrażliwe miejsca, łącznie z jednym po lewej stronie jego gardła, tuż pod miejscem, w którym był jego puls. Lizała i zasysała jego skórę aż jego głowa opadła do tyłu; jego rece poruszały się teraz po jej ciele, po znaku kontroli płodności na jej boku, przesuwając ręce od piersi do talii, rozwiązując sznurek, trzymający jej spodnie. Opadły z cichym szelestem materiału i jego palce wślizgnęły się pomiędzy jej nogi.
Minęły lata i znał jej ciało także jak znał broń, mógł sprawić by się wiła w jego ramionach. Wciągnęła gwałtownie powietrze, gdy ją dotknął, a jej palce zacisnęły się na jego koszulce, rozrywając guziki, gdy zdzierała ją z jego ciała.
- Pozwól mi - powiedział, jego policzki były zaróżowione, a jego głos niski i chrapliwy. Przez jej ciało przelał się ból silniejszy niż pożądanie ich ciał: pamiętała co jej wtedy powiedział: "Oczywiście, że ślub, a o czym myślałaś? Dla mnie zawsze będziesz tylko ty. Myślałem, że dla ciebie także." I wiedziała co mówił teraz: " Pozwól mi, pozwól mi cię zadowolić, ponieważ nie wiem co czai się w twoich snach, nie mogę znać twoich sekretów, ale to mogę zrobić.
Położyła swoje ręce na jego ramionach, pozwoliła mu rozciągać ją i dotykać i rozkosz wiła się w niej jak dym. "Czuję to samo. Zawsze tak było. Tylko ty i nikt więcej." Ale uczucie było zbyt silne, by trzymać się wspomnienia; wypełniło jej głowę i oszołomiło ją i w końcu krzyknęła, wbijając place w jego plecy, by utrzymać się prosto.
Jego oczy lśniły, ciemne z pożądania.
- Połóż się- powiedział gardłowym głosem, ale potrząsnęła głową, jej dłonie drżały na zapięciu jego spodni. Udało jej się je ściągnąć i owinęła swoją rękę dookoła niego, poruszając nim. Opadł na łokcie, a jego ciało wygięło się pod gwiazdami, jego włosy i trasy łapały ich piękne złoto.
Przeciągnęła się nad nim jakby mogła ochronić jego ciało, przesunęła dłońmi po jego piersi, bliznach i znakach tam się znajdujących jakby mogła ochronić jego serce. Weszła w niego jakby połączenie ich ciała mogło zapobiec każdemu rozdzieleniu, mogło powstrzymać śmierć przed oderwaniem jej od niego, rzeczy której bała się najbardziej na świecie.
Krzyknął i jego dłonie zacisnęły się na jej biodrach, trzymając, przytrztmując przy nim i znowu przypomniała sobie ten dzień i wyraz jego twarzy jakby coś w nim pękło i jej własny podnoszący się głos. "Kocham cię. Kocham cię i musisz mi zaufać: Nie mówię nie, mówienie teraz. Mam powód, przysięgam. Uwierz mi, Jace.
Popatrzył na nią teraz. Widziała siebie w jego oczach, podświetlana milionami gwiazd i jego twarz pełną rozmarzenia i przyjemności. "Proszę" - błagała. "Niech to nie będzie ostatni raz, niech to nie będzie moja ostatnia noc z nim, mój ostatni dzień z nim, pozwólcie mi zobaczyć jego twarz taką jak teraz jeszcze raz: ten wyraz, który tylko ja widziałam, który jest tylko dla mnie. Pozwólcie mu także rozkosz mieć, nie zabierajcie mu tego, przeszedł wystarczająco dużo, zrobił wystarczająco dużo i dał wszystko i...
- Proszę- powiedziała, mówiąc na głos, nie zdając sobie z tego sprawy i jęknął, gdy poruszył się w niej wolno i mocno, a następne szybko. Podniósł swoje ramiona z ziemi, łącząc ich usta, całując ją tak jakby mógł ich trwale złączyć. Jej ciało oślepiało umysł: Istniało tylko to: bebnienie dziko rozbrzmiewające coraz głośniej w jej piersi, wysyłając gorąco w jej żyły; fala niedajaca się zatrzymać nadchodziła, zatapiając go tak jak ją; zatopi ich oboje.
- Kocham cię- powiedziała odsuwając swoje usta od jego, widząc jak jego oczy się rozszerzają. - I zawsze... zawsze...
Rozpadła się dookoła niego i było to jak umieranie, sekundę później odpuścił i zadrżał w niej, zasłaniając swoją lewą ręką swoje oczy w dziwnie bezbronnym geście jakby chciał się ochronić przed oslepiajacym światłem.
Kiedy Clary mogła znowu zorientować się gdzie jest, ułożył ją a siebie obok niej z jedną ręką dookoła niej, druga sięgał po koc by przykryć ich. "Jeżeli przechodzień zobaczy mnie nago" pomyślała z małą czułością i pocałowała jego nos.
Jego złotw włosy były ciemne na końcach od potu, jego pierś ciągle unosiła się i opadała szybko.
- Jezus, Clary - powiedział. - To było...
"Intensywne" - widziała o czym myślał, po pięciu latach, kiedy uprawiali miłość często działo się to ze śmiechem i podpuszczaniem, zawsze z namiętnością, ale to było co innego. Część niej znalazła znowu tę zdesperowaną dziewczynę, którą była w ruinach rezydencji Waylandów, trzymając za mocno Jace'a, ponieważ wiedziała, że znowu nie będzie go mieć w ten sposób, ponieważ to było niemożliwe.
Przełknęła ślinę, zwijając się przy jego ciele, śledząc palcem linię blizny Herondale'ów.
- Misje są niebezpieczne- powiedziała niskim głosem. - Jutro będziemy infiltrować Ciemny Dwór. Myślałam.... Myślałam, że może to być ostatnia chwila, gdy jesteśmy razem.
To nie było kłamstwo.
Wyglądał na przerażonego.
- Clary. Wiem, że prowadzimy niebezpieczne życie. Ale przetrwaliśmy to wszystko. - przyciągnął ją bliżej, głaszcząc jej włosy. - Rozumiem- powiedział delikatnie. - Najgorsze co mogę sobie wyobrazić to coś dziejącego się tobie. 
Jej serce się ścisnęło.  Przytuliła się do niego, wyczerpanie zaczynało przejmować kontrolę nad jej ciałem, senność rozprzestrzeniała się, gdy masował jej plecy.
- Po prostu tak bardzo cię kocham - powiedziała.
- Oczywiście, że tak. - Jego ręka się zatrzymała, palce ledwo się poruszały, w jego głosie pobrzmiewała senność. - Jestem niesamowity.
Chciała mu powiedzieć, że naprawdę jest niesamowity, że to nie był tylko żart, że mimo że wiedziała, że go zraniła prosząc by odłożył ponowne oświadczyny, pozwolił jej mieć tyle czasu ile potrzebowała i nigdy nie domagał się wiedzieć dlaczego. Poprosiła by jej zaufał i zrobił to.
Sprawiło to że jeszcze bardziej go kochała, jeżeli to było możliwe i była świadoma ironii tego. Ale sen przychodził fal, której nie mogła powstrzymać: tęczowe gwiazdy rozłożyły się nad nimi i Clary położyła głowę na ramieniu Jace'a. Zanim całkowicie zasnęła, myśl przełknęła przez krawędź jej umysłu - coś o szarej ziemi z miejsca z jej wizji i znoszone go lady w Faerie. Ale już zniknęła jak liść w wirze, utonęła razem z nimi w śnie. "

środa, 14 lutego 2018

Fragment "The Eldest Curses" - Tessa i Magnus rozmawiają o miłości

"- Jestem pewna - powiedziała Tessa łagodnie. - Jesteś szczęśliwy?
Magnus znał ją już długo. Pozwolił opaść swojej masce ochronnej, by odpowiedzieć proste:
- Tak.
Tessa uśmiechnęła się bez krzty zawahania czy nieszczerości.
- Bardzo się cieszę.
To Magnus się zawahał.
- Kochałaś kiedyś Nocnego Łowcę.
- Myślisz, że przestałam?
- Kiedy kochałaś Nocnego Łowcę, bałaś się?
- Zawsze się bałam- powiedziała Tessa. - To naturalne, że boimy stracić się najbardziej cenną rzecz na świecie. Ale nie bój się za bardzo Magnusie.  Wiem, że czarownicy i Nocni Łowcy bardzo różnią się od siebie. Wiem, że te różnice mogą wydawać ci się za duże, przepaść nie do przeskoczenia, ale jak pewna kochana osoba mi kiedyś powiedziała, właściwemu mężczyźnie nie będzie to przeszkadzać. Możecie zbudować most nad przepaścią, byście się oboje znaleźli. Razem możecie zbudować coś o wiele potężniejszego  niż samemu."

Wiecie co? Boli mnie jedna rzecz. Tessa mówi to, co powiedział jej Jem, od Cassie dostajemy romantyczne sceny pomiędzy Tessą a Jemem, Diabelskie Maszyny kończą się ich pocałunkiem i słowami "Wreszcie koło zatoczyło pełny krąg"... I jeszcze Jem dostaje zbiór opowiadań, w którym jest głównym bohaterem. Coraz częściej czuję się jakby Cassie nam chciała pokazać że to Tessa i Jem to była prawdziwa miłość, a Will był tylko zajęciem dla Tessy, gdy czekała na Jema. To mnie bardzo boli :'(

Czwarty Walentynkowy bonus - Julian i Emma

Czwarty Walentynkowy bonus! ❤❤
Tym razem scena przed edycją do wersji książkowej.

"Emma przekręciła się na plecy i zaczęła patrzeć na Juliana i gwiazdy za nim. Potrafiła zobaczyć miliony gwiazd. Chłopak drżał, jego czarna koszulka i spodnie przykleiły się do jego ciała, jego twarz była bledsza niż księżyc.
- Emma? - wyszeptał.
- Musiałam spróbować...
- Nie musiałaś sama próbować! - Jego głos zdawał się odbijać się od wody. Jego dłonie były zaciśnięte w pięści przy jego bokach. - Po kiego diabła być parabatai, skoro idziesz i ryzykujesz życie beze mnie?
- Nie chciałam narażać cię na niebezpieczeństwo...
- Niemal utonąłem w Instytucie! Krztusiłem się wodą! Wodą, którą oddychałaś!
Emma wpatrywała się w niego w osłupieniu.  Zaczęła podnosić się na łokciach. Jej włosy, ciężkie i mokre, ciągneły w dół jej plecy jak waga.
- Nie wiedziałam.
- Jak mogłaś nie wiedzieć? - Jego głos zdawał się wybuchać wprost z jego ciała. - Jesteśmy związani Emmo, razem - Oddycham, kiedy ty oddychasz, krwawię, kiedy ty krwawisz, jestem twój, a ty moja, zawsze byłaś moja, a ja zawsze, zawsze należałem do ciebie!
Nigdy wcześniej nie słyszała, by mówił coś takiego, by mówił w ten sposób, nigdy nie wiedziała go tak bliskiego utracenia kontroli.
- Nie chciałam cię zranić - powiedziała. Zaczęła siadać, sięgając po niego. Złapał jej nadgarstek.
- Żartujesz? - Nawet w ciemności, jego niebiesko - zielone oczy nie utraciły barwy. - Czy to jest dla ciebie żart, Emmo? Nie rozumiesz? Nie będę żył, jeżeli umrzesz! - Jego głos zszedł do szeptu. - Nawet nie chciałbym, nawet gdybym mógł.
- Ja także nie chcę żyć bez ciebie - jej oczy szukały jego twarzy. - Jules, jest mi tak przykro, Jules...
Jego twarz wykrzywiła się w grymasie. Ściana, która zazwyczaj ukrywała prawdę głęboko w jego oczach rozpadła się, widziała tam głodną panikę, desperację, ulgę, która przedzierała się przez jego upór.
Ciągle trzymał jej nadgarstek. Nie wiedziała, czy to ona pochyliła się pierwsza w jego stronę, czy to on przyciągnął ją do siebie. Może to i to. Wpadli na siebie, twardo, jak zderzające się gwiazdy i nagle ją calował.
Jules. Calował ją.  Na początku czuła jedynie zaskoczenie, jego zimne usta na jej, a następnie go zasmakowała, pod solą wody czuła gorąco - chłodny smak cukru i goździków, i nagle poczuła się jakby ktoś odwrócił przełącznik w jej ciele i włączył wszystkie światła.
- Emma - wyszeptał w jej usta, nie odsuwając swoich warg od jej. Byli złączeni ze sobą, mokrzy i zimni, gorący i płonący równocześnie. Pochylił się w jej stronę, całując ją mocniej, gorączkowo, jego ręce zanużały się w grubości jej mokrych włosów. Jego ciężar przeniósł ją w dół na piasek.
Złapała się jego ramion, jak wtedy gdy przez chwilę dezorientacji, kiedy wyciągnął ją z wody, nie do końca wiedziała kim on jest. Był silniejszy, większy niż pamiętała, niż pozwalała sobie zauważać, a każdy pocałunek wypalał jej wspomnienia o chłopcu, którym kiedyś był.
Nigdy wcześniej nie przydarzyło jej się coś takiego. Jej usta się rozwarły, a jej głowa opadła do tyłu. Julian przesunął jedną rękę pod nią, jego palce objęły jej czaszkę, nawet nią poruszając, gdy jego język gładził jej usta, jak smyczek skrzypce, wysyłając bolesne iskry przez jej nerwy.
Więc tak to powinno wyglądać, tak powinien wyglądać pocałunek, tak to wszystko powinno wyglądać. Tak.
Jej całe ciało drżało. Złapała się go mocno, jego ramion, jego boków, jej palce wbijały się w jego skórę, ciągnąc go mocniej do niej. Odetchnął w jej usta, gdy sięgnęła, by złapać skrawek jego mokrej koszulki i ściągnąć mu ją przez głowę.
Jego oczy były jak kocie, lśniły w ciemności, gorące z pożądania.
- Emma, Boże... - powiedział łamiącym się głosem, a następnie zgarnął ją znowu pod siebie, przyciskając ją do jego ciała, jakby mógł ich wcisnąć w siebie, połączyć w jedną osobę.
Jego dłonie złapały brzeg jej koszulki i odsunęła się na tyle, by pomóc mu pozbyć się jej. I znowu się calowali, teraz bardziej namiętnie, kiedy mogli poczuć nawzajem swoją nagą skórę. Nie mogła przestać go dotykać, jej dłonie orały jego plecy i jego talię, czując spadki i wzniesienia mięśni, kręgi kręgosłupa.
I on także ją dotykał. Popatrzyła w dół w niedowierzaniu, że to się naprawdę działo, że to Julian jej dotykał, jej Julian. Jego długie palce poznawał kształt jej talii, pieściły jej plecy, gmerając przy zapięciu jej biustonosza, aż w końcu opadł otwarty i zsunął jej się z ramion. Odrzuciła go na ziemię.
Stanik upadł na mokry piasek i Emma i Julian spojrzeli na siebie. Jego źrenice się rozszerzyły, oczy przybrały kolor oceanu w nocy. Jego oczy zdawały się ją pochłaniać, a ona w zamian wpatrywała się w niego: był piękny w świetle księżyca, wolny i czysty i muskularny, kiedy to się stało?
- Jesteś taka piękna- powiedział. - Taka piękna, Emmo.
Rozłożyła ramiona a on w nie wpadł. Jej piersi otarły się o jego pierś, kiedy przytulał ją do siebie, jego dłonie gładziły jej plecy. Powoli opuścił ją na piasek - sięgnął i złapał jej bluzkę, nie odłączając ich ust, i położył ją pod nią, tworząc z niej poduszkę dla głowy dziewczyny. Wydała z siebie miękki dźwięk - coś w czułości tego gestu, jasny, słodki błysk łagodności przedarł się przez gwałtowne oszołomienie wywołane ich wspólnym głodem, sprawiając, że chciała płakać.
- Jules - wyszeptała. Jakoś ściągnęła swoje mokre spodnie bez wypuszczania go z objęć i piasek delikatnie zadrasnął jej nagie łydki. Rozłożyła kolana, tworząc ze swojego ciała kolebkę, w którą mógł wejść. Calował ją po szyji, jego oddech był ciepły na jej skórze. Wplątawszy swoje place w jego mokre włosy, popatrzyła w zamyśleniu na niebo, wypełnione gwiazdami, migączacymi i zimnymi i pomyślała że to nie może się dziać, ludzie nie otrzymują rzeczy, których pragną w ten sposób.
Sięgnął, by rozpiąć swoje własne spodnie i pomogła mu tak bardzo jak potrafiła. Piasek przykleił się do jej łokci, gdy się poruszyła. Gdyby była z kimkolwiek innym, to zajęłaby się tym, ale teraz w jej głowie było miejsce tylko dla Juliana. Wpatrywała się w niego: ułożył się na jednej ręce, jego ciemne włosy spadały na jego czoło. Światło księżyca odbijało się od jego rzęs. Białe blizny pokrywały jego nagie ramiona. Był piękniejszy niż całe niebo.
Skopał swoje spodnie i powrócił z powrotem do jej ciała, wsuwajac swoje ręce pod nią, by złapać jej łopatki. Pocałował jej obojczyki, przestrzeń pomiędzy jej piersiami. Podniosła swoje biodra. Był twardy na jej udzie i kiedy ich ciała się zetknęły, wydobył z siebie gardłowy dźwięk, jęk, jakby coś w nim pękło.
- Chcesz się zatrzymać? - zamarła.
- Nigdy, nigdy. - Jego oczy były na wpół zamknięte. - Czy ty... Czy to...?
- Tak - wyszeptała. - Tak.
Jego rzęsy zadrżały na jego policzkach.
- Nie potrafię- powiedział głęboko, szczerze. - Nie potrafię. - I jego usta odnalazły jej, drżące, niewprawne. Całowała go do utraty tchu, ich obojga, aż ruszał się nad nią niespokojnie i niekontrolowanie. Ich ostatnie ubrania zostały odrzucone. Jego skóra przy jej skórze była tak gorąca jakby miał gorączkę. Usłyszała jak szepcze jej imię.
Pomiędzy nimi znajdowały się tylko molekuły powietrza i wtedy Emma przesunęła się, by owinąć swoje nogi wokół jego talii. Julian gwałtownie wciągnął powietrze, a jego ciało zareagowało instynktownie i już nie było nic pomiędzy nimi, ponieważ był w niej.
Zamarli, patrząc na siebie, nieruchomo. Zęby Juliana przygryzały jego dolną wargę. Jego twarz była zarumieniona, oczy lśniły. Wyglądał na zdziwionego i oszołomionego, przytłoczonego i zdesperowanego.
- Emma, Boże, Emma, ja... - wykrzywił się, a później jego słowa zamieniły się w nieartykułowane dźwięki, gdy jego ciało poruszyło się przy jej ciele.
Emma trzymała się mocno jego ramion, a jej ciało także się poruszało, nie mogła go zatrzymać, ale także patrzyła, a nigdy wcześniej nie robiła tego z otwartymi oczami, zawsze je zamykała, ale tym razem było inaczej, to był Julian. Nie Jules, nie jej słodki Jules, to był ktoś inny, ktoś kto wydawał z siebie ostre dźwięki zachwytu i chował twarz w jej włosach i trzymał jej ciało wystarczająco mocno, by zostawić ślady. Miała nadzieję, że zostawi ślady, nawet siniaki. Miała nadzieję, że będę trwać dniami. Ponieważ chciała go zapamiętać, zapamiętać sposób w jaki na nią patrzył, otoczające gwiazdy, włosy na jego twarzy, na wpół zamknięte oczy, linie zmartwień, które zawsze były obok jego ust, wygładzone teraz przez rozkosz, ale nie potrafiła.
Nie potrafiła zatrzymać tego w umyśle. Jej koncentracja była fragmentaryczna, nie mogła się jej chwycić, jej myśli uciekały z jej głowy jak krople z oceanu w powietrze. Błyskawica rozbłysła po jej żyłach, a ona wbijała się w plecy Juliana, oddychając ciężko, próbując złapać dostateczną ilość powietrza, próbując przyciągnąć go jeszcze bliżej i wtedy świat rozpadł się na jasne kawałki, potrzaskany kalejdoskop i w końcu, w końcu, zamknęła oczy i pozwoliła kolorom, których nigdy wcześniej nie widziała pokryć wnętrza jej powiek. Z oddali usłyszała jak Julian krzyczy, poczuła jak na nią opada, całuje jej ramię, chowa głowę w jej szyji.
Jego serce ciągle szybko biło, trzaskając się przy jej. Kochała go tak mocno, jakby jej pierś miała się otworzyć.
Chciała mu to powiedzieć, ale słowa utknęły w jej gardle.
- Jesteś ciężki - wyszeptała w zamian, w jego włosy.
Zaśmiał się i przewrócił się na bok, przyciągając ją mocno do siebie. Odprężyła się w zagłębieniu jego ciała. Wziął suchą, flanelową kurtkę i przykrył nią ich. Nie było to wiele, ale Emma skuliła się pod nią, chichocząc i on pocałował jej twarz, niemal jakby był pijany, wyciskając pocałunki na jej policzkach, jej nosie, jej brodzie. 
Położyła głowę na jego ramieniu. Nigdy wcześniej nie czuła się tak szczęśliwa. Przestał całować jej twarz i uniósł się na jednej ręce. Wyglądał na oszołomionego, jego  zielono - niebieskie oczy były do połowy zamknięte. Jego place kreśliły wolno kółka na jej nagim ramieniu.
"Kocham cię, Julianie Blackthorn" - pomyślała. "Kocham cię mocniej niż światło gwiazd. "

Powietrze było chłodne, ale jej było ciepło, w tej małej przestrzeni z Julianem, schowani przez wysokie skały, okryci flanelową kurtką pachnącą jak Julian.
- Cii.  Idź spać.
Zamknęła oczy. "
(Tłumaczenie własne)

Trzeci Walentynkowy bonus - Mark i Kieran

Trzeci Walentynkowy bonus! ❤❤❤
Rysunek wykonany przez Loweana. 

Na wprowadzenie fragment "Pani Noc":
"W nocy spali przytuleni do siebie pod kocem Kierana, zrobionego z grubej tkaniny, która zawsze była ciepła. Pewnej nocy zatrzymali się na szczycie góry, w miejscu zielonym i na północy. Był tam kopiec z kamieni zwieńczający górę, coś zbudowanego przez Przyziemnych tysiąc lat wcześniej. Mark pochylił się przez jego część i popatrzył na zielone państwo, srebrzyste w ciemności od morza. Morze było, wszędzie, - pomyślał - było takie samo, to samo morze, które uderzało o brzegi miejsca, które ciągle uważał za swój dom."
Scena bonusowa:
"Ze szczytu Mynydd Mawr (góra w Walii, która tak jak Cadair Idris znajduje się na terenie Parku Narodowego Snowdonia) można było zobaczyć Morze Irlandzkie. Gdzieś na tym oceanie - pomyślał Mark, było państwo, w którym dorastał, a na zachodnim wybrzeżu znajdowało się Los Angeles, gdzie mieszkali jego bracia i siostry.
Szczyt góry był pokryty niską, zieloną trawą, opadał w długie zbocza pełne osypanych kamieni, pokazując więcej zieleni - mozaika grynszpanu była poprzecinana szarymi kamiennymi ścianami rolników. Koń Kierana, Windspear, żuł trawę na zboczu góry, gdy klacz Marka wędrowała po górze, szukając czegoś ekscytującego, jednak wątpił, że uda jej się to znaleźć w tym cichym zakątku Walii.
Chmury płynęły po niebie, niskie i szare, zwiastując ulewę. Mark popatrzył na Kierana, który budował dla nich schron. Przerzucił dwa płaszcze - płaszcze Dzikiego Polowania były zrobione z grubego włóknistego materiału, który był nieprzemakalny - przez na wpół zniszczone stosy kamieni.
Mark obserwował go, gdy rozkładał kolejny płaszcz w środku wnęki, na trawie i ubitej ziemi. Jego ruchy były ruchami faerie: zdawkowe i pełne gracji. W srebrzystym świetle jego skóra wyglądała na posypaną srebrem, tworzącą kości na twarzy, dłoniach. Kiedy mrugał, jego niebiesko - czarne rzęsy rozpraszały światło.
Jego ubrania, tak jak Marka, były znoszone i sponiewierane: jego lniana koszula była dziurawa, przez którą Mark mógł dostrzec kuszące przebłyski skóry. Poczuł rumieniec na policzkach. Nie wiedział dlaczego o tym pomyślał, albo dlaczego patrzył na Kierana w ten sposób: Kieran był tylko jego przyjacielem. Dziwnym, niespodziewanym przyjacielem. Często przypominał sobie, że status Kierana- księcia - sprawiał, że ich życia w Dzikim Polowaniu były łatwiejsze - gdyby był sam, nie mógłby dostać zgody na odłączenie się od głównej grupy i rozbicie obozu tej nocy na tej górze.  Dostałby nakaz, by wziąć udział w biesiadzie razem z resztą, która była z lokalnymi goblinami i skrzatami. Ale pragnienie przez Kierana prywatności było respektowane, tak jak Polowanie respektowało cokolwiek.
Kieran był humorzasty, jego usposobienie zmieniało się tak często jak kolor jego włosów. Był jak woda, w której żyła jego mama  - czasami słodki i obdarowujący, a w innych chwilach ostry i dziki. Mark nie winił go za bycie nieszczęśliwym w Dzikim Polowaniu, mimo że Kieran nie pozostawił kochającej rodziny tak jak Mark.
- Chodź tutaj. - Kieran rozciągnął rękę. - Chyba że planujesz całkowicie przemoknąć
na deszczu.
- Nie mam nic przeciwko wzięciu prysznica. - Skóra Marka właśnie zaczęła cierpnąć od pierwszych kropel deszczu.
- Jesteś wystarczająco czysty - powiedział Kieran. Mark podejrzewał, że była to prawda: oboje kąpali się wcześniej w jeziorze Cwellyn. Mark uwielbiał patrzeć na pływającego Kierana; dało się zobaczyc wodę faerie w jego krwi, gdy poruszał się pod powierzchnią, szybko i gładko jak wydra, albo róża gdy pozbywał się srebrnych kropel z włosów.
Niebo otwarło się i Mark popędził, by schować się pod dachem z płaszczy. Było tam więcej miejsca, niż się spodziewał, a Kieran rozpalił małe ognisko na końcu płytkiego prostokąta. Dym wydobywał się przez szparę pomiędzy kamieniami. Mark czuł wilgoć ziemi nawet przez koc, ale płaszcze nie przepuszczały deszczu.
- Myślę, że to był kiedyś kurhan - powiedział Kieran, rozglądając się dookoła. - Miejsce, w którym chowano zmarłych.
Mark zadrwił.  Kieran posłał mu zaciekawione spojrzenie. Faerie uważali śmierć za dziwną, ponieważ to działo się tylko gdy faerie miały setki lat. Śmierć podczas bitwy była inna: respektowana i nie kłopotliwa. Tak naprawdę nie mieli swojego odpowiednika "choroby".
Mark położył się na plecach na kocu i złożył swoje dłonie na brzuchu. Czuł skurcze w brzuchu, tuż za żebrami. Było to uczucie, które łączył z głodem, gryzącym apetytem, ale on i  Kieran jedli wcześniej tego dnia i nawet w torbie przy siodle konia Kierana ciągle znajdował się chleb. 
- Wszystko w porządku? - W cieniu, oczy Kierana były srebrne, światło odbijało się od nich jak od lustra. Jego włosy były splątane, długie do żuchwy, obcinał je samemu niedawno, używając jeziora jako lustra. Mark pragnął ich dotknąć, sprawdzić czy są tak gęste i miękkie na jakie wyglądają.
Musiał przestać myśleć w ten sposób o Kieranie.  Widział Kierana całującego i chłopców i dziewczęta, a czasami robiącego nawet więcej. Ale to nie był problem. Kieran był szlacheckim księciem, a Mark półkrwi Nocnym Łowcą (pierwszy raz czytam o tym że bycie Nocnym Łowcą jest czymś złym). Nawet książę w Dzikim Polowaniu patrzyłby z góry na kogoś z ludzką krwią. Czasami zastanawiał się, czy Kieran patrzy na niego jak na maskotkę lub talizman, kogoś kogo łatwo wziąć ze sobą i który rozśmieszał, gdy był w pobliżu: często śmiał się z ludzkich powiedzeń Marka i zakłopotania- nawet po takim czasie - z zwyczajów faerie.
Kieran położył się obok Marka. Przez moment oddychali w ciszy. Ale trudnym było dla Marka odpoczywanie obok Kierana: był za bardzo świadomy obecności drugiego chłopaka, ciepła jego ciała, jego obecności, lekkiego łaskotania jego włosów na ramieniu Marka, gdy obrócił głowę. Poruszył się niespokojnie, w jego podbrzuszu robiło się coraz cieplej.
- Nie będziesz dzisiaj w stanie zobaczyć gwiazd - powiedział Kieran. - Chmury je zasłonią.
Kieran znał dziwny zwyczaj Marka. Każdej nocy, gdy zasypiał, wybierał sześć gwiazd, które świeciły najjaśniej na niebie i nadawał im imiona swoich braci i sióstr: Helen, Julian, Tiberius, Livia, Drusilla, Octavian. Inne gwiazdy lśniły inaczej w różnych miejscach przy różnej pogodzie, nie sądził nawet, że kiedyś wybrał te same gwiazdy dwa razy.
"Jestem tutaj, żywy na świecie tak jak wy, moja rodzino. " - myślał, kreśląc niewidzialne linie pomiędzy gwiazdami. Jak mija dla nich czas, czasami się zastanawiał: Czy Tavvy wiązał teraz sam sznurówki, czy głos Juliana przeszedł mutację, czy Livvy jest mistrzynią walki na szable, czy Dru ciągle kocha jasne kolory? Czy Helen i Aline były szczęśliwe? Pamiętał, kiedy się poznały, we Włoszech, podczas tego dziwnego zamieszania; jak zamroczona miłością była Helen, gdy pierwszy raz wróciła do domu.
Ale czasami w jego głowie pojawiały się inne myśli, wspomnienia których krawędzie straciły swoją ostrość. Muzyka, którą lubił Ty... to była muzyka klasyczna, ale która fuga Bacha była jego ulubiona? Mark kiedyś wiedział. A może i tak to się zmieniło. To Dru uwielbiała filmy, czy Livvy? Julian do malowania używał farby olejnej czy akwareli?
- Mój Marku - powiedział Kieran. Uniósł się na łokciu i patrzył na Marka pod dziwnym kątem. - Powiedz mi, co cię martwi.
Mark zadrżał. Zawsze to robił, kiedy Kieran go tak nazywał. Brzmiało to jak pieszczota, chociaż podejrzewał, że była to jedynie mowa faerie. Kieran uważał Marka za przyjaciela, a nie jak kogoś o tym samym imieniu. Zresztą faerie były dziwne jeżeli chodzi o imiona, miały imiona którymi nazywał ich każdy, a także swoje prawdziwe imiona, które dawały władze nad nimi. Znajomość prawdziwego imienia faerie była intymną i potężną rzeczą.
Mark położył swoją rękę za głową. Deszcz się wzmógł: słyszał krople spadające na płaszcze nad nimi.
- Wspomnienia mnie martwią - powiedział. - I rozmyślanie czy moja rodzina o mnie zapomni.
Kieran położył palec na piersi Marka, zatrzymując go nad jego sercem. Mark niemal przestał oddychać. "To nic nie znaczy" - przypomniał sobie. "Faerie nie znają przestrzeni osobistej."
- Nikt cię nie zapomni - powiedział cicho Kieran. - Nie zapomina się tych, których się kocha. Ciągle pamiętam twarz mojej mamy. I nie ma serca, które kocha mocniej od twojego.
- A jednak czasami myślę, że byłoby lepiej, gdybym zapomniał - powiedział Mark niskim głosem. Takie myśli nie przychodziły bez poczucia winy. - Dla nich, dla mnie. Nigdy nie wrócę.
- Nikt nie zna przyszłości- powiedział Kieran, siadając z zaskakującą gwałtownością. - Twoje wygnanie może się skończyć. Łaska przychodzi w różnych formach - bardziej szczodry i miły Król przyprowadziłby cię do dworu dawno temu. Gdybym miał moc, którą Książę powinien mieć...
Mark usiadł, ale Kieran przestał już mówić. Jego dłoń leżała zaciśnięta w pięść na kolanie, jego głowa była pochylona. Niezwykłym było jego mówienie o tym, że był Księciem w tym świecie dworów, odkąd w wyniku wygnania, jego moc nie podążyła za nim do Dzikiego Polowania.
- Kieran... - zaczął Mark, ale oczywistym było, że Kieran był zakłopotany, a to było na tyle dziwne, że Mark się wycofał. Rzadko widział Kierana okazującego złość czy smutek, zwłaszcza po swoich pierwszych dniach w Polowaniu, pozostał pełen kontroli, nie pokazując nic innym.
- Powinniśmy pójść spać- powiedział Kieran po długiej chwili. - Musimy wstać o świcie, jeżeli chcemy spotkać się z resztą.
Mark położył się, a Kieran obok niego, plecami do Marka. Mark zwinął się tak blisko Kierana jak mógł - spali w takiej pozycji przez nieskończenie wiele nocy, dzieląc ze sobą ciepło swoich ciał, ale Mark myślał o zakłopotaniu Kierana i nie chciał tego okazać. Był tak blisko Kierana jak mógł bez dotykania go, jedna ręka pod jego głową, druga wyprostowana zaledwie milimetry od włosów Kierana. Nie chciał przyznać, że miał nadzieję, iż, może, w ciągu nocy, kiedy wiatr wedrze się pomiędzy kamienie, pasma włosów dotkną palców Marka jakby z czułością.
Ale miał nadzieję.
Ręce Marka były związane a on krzyczał. Mroczni byli przed nim, Sebastian Morgenstern na ich czele: morze szkarłatu, pokrywało świat w krwi. Jego rodzina była w szeregu przed Sebastianem, na kolanach - Helen i Julian, Ty i Livvy, Dru i Tavvy. Sebastian  przejechał Mieczem Anioła, rozcinajac klatkę piersiową Juliana. Gdy jego brat upadł na ziemię, Mark zobaczył jego agonalny wyraz twarzy, błaganie w oczach - Pomóż mi, Mark; Pomóż mi...
- Mark. Mark! - Mark siedział prosto jak struna w ciemności, na jego ramionach były czyjeś dłonie.
- Mark to był sen, złudzenie umysłu, nic więcej.
Mark odetchnął powietrzem pachnącym jak deszcz i ziemia. Nie było krwi, Mrocznych, Sebastiana. Był w schronie razem z Kieranem, a wokół nich był deszcz.
- Moja... rodzina...
Kieran pogłaskał włosy Marka z czułością, która zadziwiłaby Polowanie. Mark pochylił się w stronę tej opieki bezmyślnie: był świadomy tylko dłoni Kierana, delikatności na jego skórze. Jak wszystkie faerie, Kieran nie miał zgrubień na placach, ich dotyk był jak skrzydeł ćmy. Mark pochylił się do dotyku, nawet gdy Kieran przesunął się delikatnie, by rozmasować jego ramiona, palce wślizgiwały się pod rozdartą koszulę.
- Twoje blizny ładnie się zagoiły- powiedział Kieran; kilka miesięcy wcześniej Mark był wściekle chłostany przez członków Polowania przed rządem Nocnych Łowców.
Mark odsunął się lekko.
- Ale ciągle są brzydkie...
- Nic w tobie nie jest brzydkie- powiedział Kieran, i ponieważ nie potrafił kłamać, Mark wiedział, że tak uważa. Jego serce przyspieszyło swój rytm, pompując szybciej krew i ciepło w jego ciało.
Przez cały swój pobyt w Polowaniu, tylko Kieran potrafił go wesprzeć, zmniejszyć choć trochę smutek, uleczyć serce. Pochylił się w stronę Kierana, nie dokładnie wiedząc, co zamierza zrobić- to nie był do końca płynny i elegancki ruch, jaki chciałby żeby był; ich usta uderzyły ciepło w siebie, jego ręce uniosły się, by wplątać się pomiędzy włosy Kierana, które były tak miękkie jak zawsze sobie wyobrażał.
Dłonie Kierana zacisnęły się mocno na ramionach Marka - zaskoczenie, irytacja, Mark nie potrafił powiedzieć, był za bardzo przerażony samym sobą. Szybko odsunął się od Kierana.
- Przepraszam- powiedział. - Bardzo przepraszam.
Kieran wyciągnął rękę, by dotknąć jego ust, opuszki palców na jego wargach.
- Ale Mark...
Nie dokończył, Mark pełny upokorzenia, przeszedł koło niego. Odpychając w bok kamienie, wyszedł prosto w burzę.
Deszcz był jak igły, wbijajace się w boki ciała przez silny wiatr. Mark zachwiał się delikatnie, ślizgając się na mokrej trawie.
Natychmiast poczuł się idiotycznie.  Niebo było szarą mgłą i widział bardzo mało dookoła siebie: ziemię, zieloną trawę, kształt konia Kierana w oddali. Wiatr otrzeźwił go. Jak miał spojrzeć Kieranowi w twarz? Był Nocnym Łowcą, powinien idealnie wiedzieć jak to jest uciekać zanim rozwiązało się cokolwiek.
Gdzie miał pójść spać?
Już miał wrócić do schronienia bez względu na swoje upokorzenie, kiedy usłyszał w oddali ciche rżenie. Poczuł jak jego krew robi się zimna. Jego koń. Było tu stromo, niestabilnie przez odłamki skalne, a teraz także ślisko przez deszcz. Jego koń mógł upaść i leżeć na skraju urwiska ze złamaną nogą. 
Zapominając na chwilę o swoim własnym nieszczęściu, Mark zaczął iść przez ulewę w kierunku szczytu i spojrzał w dół. Deszcz i cienie. Piorun przedarł się przez niebo i Mark pomyślał że usłyszał kolejne rżenie, uklęknął i przesunął się na wąską ścieżkę, po której, jak sądził, normalnie stąpały tylko kozy.
Ciągle nic. Zatrzymał się, by złapać oddech. Prawdopodobnie gdyby spadł z góry, zostałby uratowany przed skrępowanym tłumaczeniem Kieranowi dlaczego go pocałował.
Wstał, przywierając plecami do klifu.  Stał na białej półce z mgłą i zielenią Lleyn Peninsula rozciągnietym pod nim. Z daleka widział wody Afon Menai, wzburzone i szare. Widok wody morskiej zawsze go bolał, przypominając mu widok z Instytutu w Los Angeles.
Tęsknota za rodziną wróciła, by brutalnie dręczyć Marka, razem z nowym bólem: co jeżeli zraził do siebie Kierana? Już dawno temu postanowił, że warto było mieć Kierana za przyjaciela, nawet jeżeli Mark nie mógł żywic do niego głębszych uczuć. Inaczej niż Gwyn, Kieran był jedynym który okazał mu dobroć w Polowaniu, a Gwyn mógł okazać mu tylko tyle dobroci, by inni nie sądzili, że Mark otrzymuje specjalne względy. Ale Kieran... Kieran trzymał go po chłostach i kiedy był ranny. Dawał mu wodę i owijał koce wokół jego ramion. Oszczędzał dla niego porcje jedzenia. A co ważniejsze, Kieran rozmawiał z Markiem i słuchał go; nie było się świadomym jak wiele się traci, gdy nikt z tobą nie rozmawia jakbyś był osobą z niczym ważnym do powiedzenia, aż w końcu desperacja była tak wielka, że można było zacząć mówić do kamieni i drzew. Kieran oddał mu swoją ludzkość poprzez łaskę zwykłej czułości i teraz Mark nie wiedział jak mógłby żyć bez niej.
Pójdzie teraz, zadecydował, i przeprosi Kierana. To była właściwa rzecz, jedyna rzecz, która mogła coś naprawić.
Wspiął się na ścieżkę i poślizgnął się na mokrej ziemi. Zachwiał się i zjechał kilka stóp, uderzając o kamień. Wstawszy, starł piach z ubrań i zauważył dwie rzeczy: pierwsza, że widział swojego głupiego konia, żującego trawę w odległości kilku stóp, wyglądając na niezbyt przejętego pogodą. Druga, że Kieran stał kilka stóp od niego, Mark jakoś powrócił do schronienia, mimo że nie wiedział jak.
- Mark! - powiedział Kieran. Jego głos brzmiał szorstko, prawdopodobnie przez wiatr. Miał dzikie spojrzenie, jego nowe krótkie czarne włosy w kolorze ciemnej czerni, którą przybierały, gdy był smutny.
- Mark, gdzie byłeś?
- Poszedłem szukać mojego konia - powiedział Mark. - Mam na myśli, aha, niezamierzenie. Wyszedłem ponieważ... - Westchnął, pozwalając swoim dłoniom opaść po obu jego stronach. - Przepraszam, Kieran. Nie zamierzałem zrobić tego, co zrobiłem.
Oczy Kierana zwęziły się.
- Nie zamierzałeś czego zrobić?
Mark wytarl krople z oczu.
- Wolałbym nie mówić.
- Ludzie - powiedział Kieran z zadziwiającą gwałtosnością - Myślą, że jeżeli nie wypowiedzą słów, to mogą usunąć przeszłość. Powiedz mi, Mark. Powiedz, czego żałujesz. 
- Pocałowania cię - powiedział Mark. - Jeżeli to była rzecz, której nie chciałeś, to jej żałuję.
Kieran stał nieruchomo jak posąg, patrząc na niego. Już był przemoknięty, ubrania przylegały do niego.
- A jeżeli to była rzecz, której chciałem?
Mark podniósł głowę. Słowa były jak pojedyncze płomienie, rozświetlające każde zakończenie nerwowe. 
- W takim razie nie żałuję - powiedział spokojnie. - W takim razie jest to najlepsza rzecz, która mi się przydarzyła od czasu wstąpienia do Polowania i przez pierwszych kilka cholernych sekund czułem się tak szczęśliwy jak już od kilku lat nie byłem.
Te słowa zdawały się zelektryzować Kierana. Niemal się potknął, idąc do Marka po nierównej ziemi. Kiedy do niego podszedł, objął Marka, jego palce wsunęły się w mokre włosy Marka
- Na wszystkich bogów, Mark - powiedział drżącym głosem. - Jak mogłeś nie wiedzieć?
Mark nic nie odpowiedział; był za bardzo zdziwiony. Kieran sunął dłońmi po włosach Marka, jego twarzy, jakby Mark był skarbem, który został zgubiony, a teraz, gdy cała nadzieja przypadła, powrócił i Kieran badał, czy jest wciąż cały.
- Jesteś cały - powiedział w końcu, po złapaniu oddechu. - Nie jesteś ranny.
- Oczywiście - powiedział Mark, tak uspokajająco jak potrafił.
Jego czarne i szare oko zalśniły.
- Kiedy uciekłeś w te burze, myślałem tylko o tym jak niebezpieczny jest Mynydd Mawr, jak wielu zginęło tutaj, i jak, gdyby cokolwiek ci się stało Mark, jak ja sam bym umarł. Jesteś dla mnie niesamowicie cenny.
- Jako przyjaciel? - zapytał Mark, całkowicie oszołomiony.  Kieran go tulił, dotykał, na wpół szalenie, na wpół adorująco. To nie powinno być możliwe. Kieran nie mógł czuć tego do niego.
- Mark - głos Kierana przybrał na sile.  - Błagam cię, przestań zachowywać się jak głupiec, bo sam skoczę z tej góry.
- Ale... - Mark zaprotestował i z jękiem, Kieran go pocałował.
Tym razem Mark stracił głowę dla tego pocałunku, jakby naprawdę spadał z góry do morza. Usta Kierana na jego były stanowcze i słodkie i smakował jak dym i deszcz. Wydał z siebie miękki jęk, gdy Mark rozwarł swoje usta i ciepło, gdzie ich usta się stykały zdawało się podwoić na sile. 
Mark nigdy nie całował się przed tą nocą, nie tak naprawdę - było kilka ukradkowych dotknięć, gdy tańczył, ale pomyślał, że chciał zachować swój pierwszy pocałunek. I był szczęśliwy, że to robił, ponieważ był oszołomiony przyjemnością przyprawiajacą o ból serca, niemal bolesnego głodu, który w końcu był zaspokajany. 
To Kieran pierwszy się odsunął, ale tylko na odległość, która pozwoliła mu złapać twarz Marka w dłonie i powiedzieć  zastanawiająco.
- Mój Marku. Serce, któremu służę. Jak mogłeś nie wiedzieć?
- Jesteś księciem - powiedział Mark. - A ja jestem... niczym. Nie szlachciem, nie członkiem dworu, czy czymkolwiek innym. Nawet teraz nie umiem całkowicie uwierzyć, że jestem dla ciebie naprawdę ważny, chyba - dodał, pochopnie. - Jeżeli pożądanie, jest wszystkim, co możesz mi zaoferować, przyjmę to.
- Pragnę cię - powiedział Kieran, a w jego oczach pojawiła się ciemność, która sprawiła, że Mark zadrżał. - Ale nie tylko to czuję. Jeżeli tak by było, zrobiłbym krok dawno temu.
- Dlaczego nie zrobiłeś? - zapytał Mark. - Mogłeś mnie mieć na zawołanie, w każdej chwili. To ja sięgam za daleko, nie ty.
Kieran potrząsnął głową.
- Mark, jesteś więźniem Faerie - powiedział, w jego głosie słychać było desperację.  - Trzymamy cię uwięzionego w Polowaniu! Miałbyś powody do nienawiści względem mnie i innych takich jak ja. Nie mogę sobie wyobrazić jak mógłbyś czuć nawet cień tego co ja do ciebie czuję.
- To nie ty mnie uwięziłeś- powiedział Mark. - To Clave, moi ludzie, mnie zostawili. Wiem, kto mnie zdradził, Kieranie. Znam tych, którym nie ufam i oni nigdy nie nosili twojej twarzy.
- Wielu nie byłoby w stanie dokonać takiego osądu - powiedział Kieran.
Mark przesunął kciukami po policzku Kierana. Książę zadrżał.
- Wielu mogłoby na mnie spojrzeć i zobaczyć tylko Nocnego Łowcę i egzekutora Zimnego Pokoju.
- Patrzę na ciebie i widzę niezłomnego towarzysza moich dni i nocy - wyszeptał Kieran; jego mokre niebiesko - czarne włosy przykleiły się do jego policzków i szyi. - Kochałbym cię nawet gdybyś mnie nie kochał: kocham cię od chwili, w której cię poznałem. Kochałem cię przez ten cały czas, wierząc, że nigdy nie będziesz w stanie odwzajemnić  moich uczuć. Kochałem cię bez nadziei i oczekiwania.
Mark opuścił rękę, by złapać koszule Kierana.
- Kochaj mnie więc - powiedział szorstkim głosem. - Pokaż mi.
Mroczny ogień rozbłysnął w oczach Kierana, złapał głowę Marka swoimi dłońmi i trzymał ją w miesjcu, gdy poznawał dokładnie wnętrze jego ust, sprawiając że Mark oddychał ciężko: ssał dolną wargę Marka z uśmieszkiem błąkajacym się w kącikach ust, oczarowywał usta Marka długimi pociągnięciami języka, które zostawiły Marka przyciskającego swoje ciało do Kierana, pragnąc więcej. Był przemoknięty od deszczu i mocno drżał, ale się tym nie przejmował. Nie czuł nic oprócz Kierana i gorąca jego ciała oraz torturujacej zmysłowości jego ust.
To Kieran oderwał ich od siebie, w końcu, to Kieran złapał Marka za nadgarstek i wciągnął go do wnętrza ich schronienia. Wczołgali się pod schron, gdzie ogień się wypalił do poczerwieniałych kawałków węgla. Kucnęli na ziemi i zaczęli całować się namiętnie, rozdzierając na sobie ubrania. Mokra tkanina potargana, odrzucona i kiedy obaj byli rozebrani, położyli się na splocie płaszczy i tkanin i całowali się dopóki Mark był od tego pijany: długie, powolne, mroczne pocałunki jak czarne fale strumieni faerie, które sprawiały, że ludzie zapominali. Nie rozmawiali ze sobą, oprócz tego jednego razu:
- Robiłeś to? - zapytał Kieran, do połowy ukryty przez cienie.
- Nie - powiedział Mark. - Z nikim.
Kieran zatrzymał się, jego ręka spoczywała na nagiej piersi Marka. Był niesamowity, w blasku ognia, blada skóra i ciemne włosy jak szkic Michała Anioła wykonany atramentem.
- W Polowaniu nasze ciała przynoszą nam tylko ból - powiedział. - Agonię głodu i ból zmęczenia oraz batów. Pozwól mi pokazać ci jakim cudem może być ciało.
Mark pokiwał głową i Kieran zaczął pracować swoimi rękami i ustami. Nie śpieszył się w swojej intensywności. Mark nie wiedział wcześniej, że coś może być tak brutalne i tak delikatne w tym samym momencie. Kieran dotykał go z taką troską, że wyobraził sobie gdzie są dłonie Kierana, stela rysująca runy uzdrawiające, wygładzając blizny, wymazując zapamiętany ból.
Kieran wydobywał rozkosz z głębi ciała Marka, rozwijał ją powoli, jak transparent. Oddech Marka stał się szybki, a potem jeszcze szybszy. Sięgnął by dotknąć Kierana, pragnąc  dać coś co otrzymywał i prawie rozpadł się od urywanego jęku rozkoszy wydanego przez Kierana. Przez czucie ciała Kierana pod swoimi dłońmi: jego gładkiej skóry i delikatnej jak jedwab, kanciastości jego kości, intensywnej wrażliwości, odpowiedzi na najdelikatniejszy dotyk Marka. Już drżał, gdy Mark głaskał jego ciało, lizał i ssał jego ciało: w końcu krzyknął i pociągnął Marka pod siebie, podpierając się na łokciach nad Markiem.
Jego oczy były zaszklone, niewidzące: Mark poczuł intensywną dumę, że mógł sprawić, by Książkę Faerie tak wyglądał. Duma trwała tylko chwilę: Kieran uśmiechnął się złośliwie i poruszył biodrami w sposób, który wystrzelił ogień w żyły Marka i wszystko inne zniknęło. Mark złapał się Kierana: byli przyciśnięci do siebie, pierś przy piersi i udo przy udzie, i kiedy książę wsunął swoją dłoń pomiędzy ich ciała, była to najczystrza fizyczna rozkosz jaką Mark odczuł od czasu wstąpienia do Polowania. Wszystko inne odpłynęło z jego umysłu, wszystkie komplikacje i strata zniknęły z cudowną świadomością, że jego ciało było czymś więcej niż instrumentem przynoszącym ból czy dającym przetrwać niedostatek. Mógł także czynić cuda.
Dłonie i palce Kierana były jak ogień, ogień przynoszący niewypowiedzianą radość. Mark zamknął oczy, jego ciało wyginało się bezradnie w kierunku ciała księcia. Kieran także z trudem łapał oddech, jego ciało drżało, a każdy dreszcz przynosił więcej tarcia i więcej przyjemności, aż Mark myślał że od tego umrze. Wyciągnął ręce by ująć twarz Kierana i pocałował go, głęboko i mocno, i pocałunek wydawał się miażdżyć ostatnie postanowienie księcia: Kieran doszedł w tej samej chwili co Mark, oboje drżeli i krzyczeli w swoich ramionach.
W późniejszych czasach, Mark nie będzie pamiętał co sam krzyczał, czy szeptał w tamtym momencie, ale nie zapomni słów Kierana, wydostających się z ust księcia, gdy zanużał się w objęciach Marka, ponieważ to nie był ostatni raz, gdy Mark je słyszał.
- Nigdy nie będziesz dla mnie niczym, Marku Blackthornie- powiedział Kieran. -  Jesteś wszystkim, co kocham na tej ziemi i pod tym niebem.
Później, leżeli w swoich ramionach, Mark z głową na ramieniu Kierana i Mark powiedział że Kieran miał rację, iż gwiazdy nie będą widoczne, nawet przez luki w płaszczach nad nimi.
- Policz kawałki węgla w ognisku - powiedział Kieran z palcami we włosach Marka - Daj im imiona, które cenisz.
I Mark tak zrobił, ale na koniec jego głos był niewyraźny ze snu; odpłynął i po raz pierwszy od wielu lat podróżowania odbyło się to bez ostatniej myśli o stracie lub bólu, ale tylko o miłości i o tym jak przyćmiewała gwiazdy."
(Tłumaczenie własne)