środa, 14 lutego 2018

Czwarty Walentynkowy bonus - Julian i Emma

Czwarty Walentynkowy bonus! ❤❤
Tym razem scena przed edycją do wersji książkowej.

"Emma przekręciła się na plecy i zaczęła patrzeć na Juliana i gwiazdy za nim. Potrafiła zobaczyć miliony gwiazd. Chłopak drżał, jego czarna koszulka i spodnie przykleiły się do jego ciała, jego twarz była bledsza niż księżyc.
- Emma? - wyszeptał.
- Musiałam spróbować...
- Nie musiałaś sama próbować! - Jego głos zdawał się odbijać się od wody. Jego dłonie były zaciśnięte w pięści przy jego bokach. - Po kiego diabła być parabatai, skoro idziesz i ryzykujesz życie beze mnie?
- Nie chciałam narażać cię na niebezpieczeństwo...
- Niemal utonąłem w Instytucie! Krztusiłem się wodą! Wodą, którą oddychałaś!
Emma wpatrywała się w niego w osłupieniu.  Zaczęła podnosić się na łokciach. Jej włosy, ciężkie i mokre, ciągneły w dół jej plecy jak waga.
- Nie wiedziałam.
- Jak mogłaś nie wiedzieć? - Jego głos zdawał się wybuchać wprost z jego ciała. - Jesteśmy związani Emmo, razem - Oddycham, kiedy ty oddychasz, krwawię, kiedy ty krwawisz, jestem twój, a ty moja, zawsze byłaś moja, a ja zawsze, zawsze należałem do ciebie!
Nigdy wcześniej nie słyszała, by mówił coś takiego, by mówił w ten sposób, nigdy nie wiedziała go tak bliskiego utracenia kontroli.
- Nie chciałam cię zranić - powiedziała. Zaczęła siadać, sięgając po niego. Złapał jej nadgarstek.
- Żartujesz? - Nawet w ciemności, jego niebiesko - zielone oczy nie utraciły barwy. - Czy to jest dla ciebie żart, Emmo? Nie rozumiesz? Nie będę żył, jeżeli umrzesz! - Jego głos zszedł do szeptu. - Nawet nie chciałbym, nawet gdybym mógł.
- Ja także nie chcę żyć bez ciebie - jej oczy szukały jego twarzy. - Jules, jest mi tak przykro, Jules...
Jego twarz wykrzywiła się w grymasie. Ściana, która zazwyczaj ukrywała prawdę głęboko w jego oczach rozpadła się, widziała tam głodną panikę, desperację, ulgę, która przedzierała się przez jego upór.
Ciągle trzymał jej nadgarstek. Nie wiedziała, czy to ona pochyliła się pierwsza w jego stronę, czy to on przyciągnął ją do siebie. Może to i to. Wpadli na siebie, twardo, jak zderzające się gwiazdy i nagle ją calował.
Jules. Calował ją.  Na początku czuła jedynie zaskoczenie, jego zimne usta na jej, a następnie go zasmakowała, pod solą wody czuła gorąco - chłodny smak cukru i goździków, i nagle poczuła się jakby ktoś odwrócił przełącznik w jej ciele i włączył wszystkie światła.
- Emma - wyszeptał w jej usta, nie odsuwając swoich warg od jej. Byli złączeni ze sobą, mokrzy i zimni, gorący i płonący równocześnie. Pochylił się w jej stronę, całując ją mocniej, gorączkowo, jego ręce zanużały się w grubości jej mokrych włosów. Jego ciężar przeniósł ją w dół na piasek.
Złapała się jego ramion, jak wtedy gdy przez chwilę dezorientacji, kiedy wyciągnął ją z wody, nie do końca wiedziała kim on jest. Był silniejszy, większy niż pamiętała, niż pozwalała sobie zauważać, a każdy pocałunek wypalał jej wspomnienia o chłopcu, którym kiedyś był.
Nigdy wcześniej nie przydarzyło jej się coś takiego. Jej usta się rozwarły, a jej głowa opadła do tyłu. Julian przesunął jedną rękę pod nią, jego palce objęły jej czaszkę, nawet nią poruszając, gdy jego język gładził jej usta, jak smyczek skrzypce, wysyłając bolesne iskry przez jej nerwy.
Więc tak to powinno wyglądać, tak powinien wyglądać pocałunek, tak to wszystko powinno wyglądać. Tak.
Jej całe ciało drżało. Złapała się go mocno, jego ramion, jego boków, jej palce wbijały się w jego skórę, ciągnąc go mocniej do niej. Odetchnął w jej usta, gdy sięgnęła, by złapać skrawek jego mokrej koszulki i ściągnąć mu ją przez głowę.
Jego oczy były jak kocie, lśniły w ciemności, gorące z pożądania.
- Emma, Boże... - powiedział łamiącym się głosem, a następnie zgarnął ją znowu pod siebie, przyciskając ją do jego ciała, jakby mógł ich wcisnąć w siebie, połączyć w jedną osobę.
Jego dłonie złapały brzeg jej koszulki i odsunęła się na tyle, by pomóc mu pozbyć się jej. I znowu się calowali, teraz bardziej namiętnie, kiedy mogli poczuć nawzajem swoją nagą skórę. Nie mogła przestać go dotykać, jej dłonie orały jego plecy i jego talię, czując spadki i wzniesienia mięśni, kręgi kręgosłupa.
I on także ją dotykał. Popatrzyła w dół w niedowierzaniu, że to się naprawdę działo, że to Julian jej dotykał, jej Julian. Jego długie palce poznawał kształt jej talii, pieściły jej plecy, gmerając przy zapięciu jej biustonosza, aż w końcu opadł otwarty i zsunął jej się z ramion. Odrzuciła go na ziemię.
Stanik upadł na mokry piasek i Emma i Julian spojrzeli na siebie. Jego źrenice się rozszerzyły, oczy przybrały kolor oceanu w nocy. Jego oczy zdawały się ją pochłaniać, a ona w zamian wpatrywała się w niego: był piękny w świetle księżyca, wolny i czysty i muskularny, kiedy to się stało?
- Jesteś taka piękna- powiedział. - Taka piękna, Emmo.
Rozłożyła ramiona a on w nie wpadł. Jej piersi otarły się o jego pierś, kiedy przytulał ją do siebie, jego dłonie gładziły jej plecy. Powoli opuścił ją na piasek - sięgnął i złapał jej bluzkę, nie odłączając ich ust, i położył ją pod nią, tworząc z niej poduszkę dla głowy dziewczyny. Wydała z siebie miękki dźwięk - coś w czułości tego gestu, jasny, słodki błysk łagodności przedarł się przez gwałtowne oszołomienie wywołane ich wspólnym głodem, sprawiając, że chciała płakać.
- Jules - wyszeptała. Jakoś ściągnęła swoje mokre spodnie bez wypuszczania go z objęć i piasek delikatnie zadrasnął jej nagie łydki. Rozłożyła kolana, tworząc ze swojego ciała kolebkę, w którą mógł wejść. Calował ją po szyji, jego oddech był ciepły na jej skórze. Wplątawszy swoje place w jego mokre włosy, popatrzyła w zamyśleniu na niebo, wypełnione gwiazdami, migączacymi i zimnymi i pomyślała że to nie może się dziać, ludzie nie otrzymują rzeczy, których pragną w ten sposób.
Sięgnął, by rozpiąć swoje własne spodnie i pomogła mu tak bardzo jak potrafiła. Piasek przykleił się do jej łokci, gdy się poruszyła. Gdyby była z kimkolwiek innym, to zajęłaby się tym, ale teraz w jej głowie było miejsce tylko dla Juliana. Wpatrywała się w niego: ułożył się na jednej ręce, jego ciemne włosy spadały na jego czoło. Światło księżyca odbijało się od jego rzęs. Białe blizny pokrywały jego nagie ramiona. Był piękniejszy niż całe niebo.
Skopał swoje spodnie i powrócił z powrotem do jej ciała, wsuwajac swoje ręce pod nią, by złapać jej łopatki. Pocałował jej obojczyki, przestrzeń pomiędzy jej piersiami. Podniosła swoje biodra. Był twardy na jej udzie i kiedy ich ciała się zetknęły, wydobył z siebie gardłowy dźwięk, jęk, jakby coś w nim pękło.
- Chcesz się zatrzymać? - zamarła.
- Nigdy, nigdy. - Jego oczy były na wpół zamknięte. - Czy ty... Czy to...?
- Tak - wyszeptała. - Tak.
Jego rzęsy zadrżały na jego policzkach.
- Nie potrafię- powiedział głęboko, szczerze. - Nie potrafię. - I jego usta odnalazły jej, drżące, niewprawne. Całowała go do utraty tchu, ich obojga, aż ruszał się nad nią niespokojnie i niekontrolowanie. Ich ostatnie ubrania zostały odrzucone. Jego skóra przy jej skórze była tak gorąca jakby miał gorączkę. Usłyszała jak szepcze jej imię.
Pomiędzy nimi znajdowały się tylko molekuły powietrza i wtedy Emma przesunęła się, by owinąć swoje nogi wokół jego talii. Julian gwałtownie wciągnął powietrze, a jego ciało zareagowało instynktownie i już nie było nic pomiędzy nimi, ponieważ był w niej.
Zamarli, patrząc na siebie, nieruchomo. Zęby Juliana przygryzały jego dolną wargę. Jego twarz była zarumieniona, oczy lśniły. Wyglądał na zdziwionego i oszołomionego, przytłoczonego i zdesperowanego.
- Emma, Boże, Emma, ja... - wykrzywił się, a później jego słowa zamieniły się w nieartykułowane dźwięki, gdy jego ciało poruszyło się przy jej ciele.
Emma trzymała się mocno jego ramion, a jej ciało także się poruszało, nie mogła go zatrzymać, ale także patrzyła, a nigdy wcześniej nie robiła tego z otwartymi oczami, zawsze je zamykała, ale tym razem było inaczej, to był Julian. Nie Jules, nie jej słodki Jules, to był ktoś inny, ktoś kto wydawał z siebie ostre dźwięki zachwytu i chował twarz w jej włosach i trzymał jej ciało wystarczająco mocno, by zostawić ślady. Miała nadzieję, że zostawi ślady, nawet siniaki. Miała nadzieję, że będę trwać dniami. Ponieważ chciała go zapamiętać, zapamiętać sposób w jaki na nią patrzył, otoczające gwiazdy, włosy na jego twarzy, na wpół zamknięte oczy, linie zmartwień, które zawsze były obok jego ust, wygładzone teraz przez rozkosz, ale nie potrafiła.
Nie potrafiła zatrzymać tego w umyśle. Jej koncentracja była fragmentaryczna, nie mogła się jej chwycić, jej myśli uciekały z jej głowy jak krople z oceanu w powietrze. Błyskawica rozbłysła po jej żyłach, a ona wbijała się w plecy Juliana, oddychając ciężko, próbując złapać dostateczną ilość powietrza, próbując przyciągnąć go jeszcze bliżej i wtedy świat rozpadł się na jasne kawałki, potrzaskany kalejdoskop i w końcu, w końcu, zamknęła oczy i pozwoliła kolorom, których nigdy wcześniej nie widziała pokryć wnętrza jej powiek. Z oddali usłyszała jak Julian krzyczy, poczuła jak na nią opada, całuje jej ramię, chowa głowę w jej szyji.
Jego serce ciągle szybko biło, trzaskając się przy jej. Kochała go tak mocno, jakby jej pierś miała się otworzyć.
Chciała mu to powiedzieć, ale słowa utknęły w jej gardle.
- Jesteś ciężki - wyszeptała w zamian, w jego włosy.
Zaśmiał się i przewrócił się na bok, przyciągając ją mocno do siebie. Odprężyła się w zagłębieniu jego ciała. Wziął suchą, flanelową kurtkę i przykrył nią ich. Nie było to wiele, ale Emma skuliła się pod nią, chichocząc i on pocałował jej twarz, niemal jakby był pijany, wyciskając pocałunki na jej policzkach, jej nosie, jej brodzie. 
Położyła głowę na jego ramieniu. Nigdy wcześniej nie czuła się tak szczęśliwa. Przestał całować jej twarz i uniósł się na jednej ręce. Wyglądał na oszołomionego, jego  zielono - niebieskie oczy były do połowy zamknięte. Jego place kreśliły wolno kółka na jej nagim ramieniu.
"Kocham cię, Julianie Blackthorn" - pomyślała. "Kocham cię mocniej niż światło gwiazd. "

Powietrze było chłodne, ale jej było ciepło, w tej małej przestrzeni z Julianem, schowani przez wysokie skały, okryci flanelową kurtką pachnącą jak Julian.
- Cii.  Idź spać.
Zamknęła oczy. "
(Tłumaczenie własne)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz