piątek, 17 stycznia 2014

"Mechaniczna Księżniczka"

Od razu oświadczam, że w tym poście będą znajdować się SPOILERY książki, więc ktoś, kto jej jeszcze nie czytał, powinien przeczytać ten wpis dopiero po jej przeczytaniu!!!
 
 
   Właśnie nadszedł ten długo wyczekiwany przeze mnie moment. Przeczytałam ostatnią część trylogii "Diabelskie Maszyny", czyli "Mechaniczną Księżniczkę'. Nie będę pisać kto napisał tę powieść, ponieważ chyba wszyscy wiecie, tyle razy wymieniałam nazwisko tej genialnej pisarki, która tak na marginesie ma bardzo wielki wpływ na moje wyobrażenia świata, że domyślacie się jak nazywa się ta autorka. Książkę skończyłam czytać 1 stycznia, ale nie byłam gotowa jej tutaj opisać i myślę, że dalej nie jestem i chyba tak naprawdę nigdy nie będę, ponieważ umieszczenie tutaj mojej opinii na temat tego utworu, oznacza definitywne zakończenie mojej przygody z XIX- wiecznymi Nocnymi Łowcami. Ale muszę się wziąć w garść i zacząć pisać na temat, nie chcę powiedzieć: "Do widzenia" tej wspaniałej, mojej ukochanej trylogii.
  Mogę trochę mieszać kolejność wydarzeń w tej pięknej powieści, ale nie mam tej książki u siebie w domu, ponieważ moja koleżanka ją czyta.
  Może zacznę od tego jak się czułam podczas czytania "Mechanicznej Księżniczki".
Wzięłam do ręki powieść, otworzyłam na pierwszej stronie, przeczytałam pierwsze zdanie i w tym momencie poczułam ucisk w gardle i zaczęło mi się robić niedobrze. Jakaś masakra. Nie wiedziałam, dlaczego tak się czuję. Aż w końcu zrozumiałam, ale to może powiem na końcu.
 
  Książka wzruszała mnie, rozbawiała w wielu momentach. Niestety mój kochany William Herondale nie wypowiadał tak wiele zabawnych fragmentów. W tej części były one bardziej poważne, dramatyczne i czasami o wiele smutniejsze.
 
  Po pierwszej części prologu, czyli po przeczytaniu sceny, w której mała Adele Starkweather - czyli wnuczka Aloysiusa Starweathera, szefa Instytutu w Yorkshire - umiera. W tym momencie, przepraszam, jeśli kogoś urażę, ale zauważyłam, że staruszek ma jakieś ludzkie uczucia. Boi się o swoją wnuczkę i ją kocha. :) Znaczy dobrą strona jego serca i jego wrażliwość zauważyłam już w momencie, kiedy po przylocie tych mechanicznych owadów?(można je tak nazwać?) podczas zebrania Rady, spytał Tessy, czy te mechanizmy nic jej zrobiły. Z jednej strony można to było uznać za dobre serce Starkweathera, a z drugiej można się było zacząć zastanawiać, dlaczego on tak bardzo się boi o tę dziewczynę. Ja należę do tych osób, które myślały o tym drugim. Chyba odbiegam od tematu.:) Nieważne. Więc dalej. Ta śmierć była smutna, ale ja zastanawiałam się dlaczego Cassandra rozpoczęła tą książkę od właśnie tej sceny. Teraz już chyba domyślam się po co.
  Kolejna scena była zabawna i pokazywała małych Willa i Jema w chwili kiedy się poznają i Jem proponuje Willowi, że będzie go uczył rzucania nożami, a chłopak się godzi. No i Charlotte, która bała się jak Herondale zareaguje widząc przybysza z Szanghaju i czy się zaprzyjaźnią. Myślę, że nie spodziewała się jak ta dwójka całkowicie różnych osób będzie ze sobą blisko. Oni zachowywali się później jakby byli jedną osobą. <3 Tak naprawdę, to nie spodziewałam się, że to Jem nauczył Willa rzucać nożami. Myślałam, że chłopak był w tym od początku dobry. Tak samo jak zdziwił mnie moment kiedy Will jest taki nie miły dla Jema i żartuje, że przybysz z Chin wygląda jakby był jedna nogą w grobie. Oczywiście pamiętam, że Will udawał wtedy okropnego, rozwydrzonego bachora, a potem wrednego młodego mężczyznę, ale to jak mówił, nie wiedziałam, że ktoś umie tak kłamać. No i kochany i zawsze łagodny Jem nie obraził się ani nie zdenerwował, tylko jeszcze potwierdził to z czego ten drugi stroi sobie żarty. No i znowu pojawia się moja myśl, która występowała we wcześniejszych seriach, jak i w późniejszych fazach książki: JEM JAK MOZNA BYĆ TAK ŁAGODNYM, CIERPLWYM I WYROZUMIAŁYM CZLOWIEKIEM?! Gdybym ja była  na jego miejscu ta na pewno bym nie odpowiedziała tak jak on. Ale on to Jem, a ja to ja.
  Kolejnym fragmentem, który wszedł w moją pamięć, to ten, w którym Cecily ćwiczy z bratem i myśli o tym jak on bardzo się zmienił od czasów kiedy miał dwanaście lat i opuścił rodzinę. Kiedy mieszkali w Wali był zawsze umorusanym chłopcem, ze splątanymi włosami, i miał tylko same ręce i nogi oraz jak bardzo nie wierzyła swojej mamie kiedy ta mówiła, że kiedy chłopak dorośnie to zostanie pożeraczem kobiecych serc. Dziewczyna w ogóle w to nie wierzyła. Jej pogląd na temat atrakcyjności Willa i jego powodzenia u kobiet zmienił się całkowiecie, kiedy po wparowaniu to jadalni w Instytucie jej brat wstał. Kiedy na niego spojrzała, nie zobaczyła chłopca całego w błocie, ale onieśmielającego mężczyznę. Nie umiem wyobrazić sobie małego, brudnego Willa Herondale'a. Niestety, to za trudne dla mojej wyobraźni.
  A potem pojawia się Gabriel Lightwood i mówi, że Benedict jest wielkim robakiem. A ja takie WHAT? JAK TO ROBAKIEM? A potem nadeszło oświecenie: A, to chyba ostatnie stadium demonicznej ospy. No i Tessa w sukni ślubnej oraz Will, który udaje obojętnego, widząc miłość swojego życia podczas przygotowań do ślubu z jego najlepszym przyjacielem. Jak on musiał cierpieć! A jednak siedział cicho i nikomu nie mówił co naprawdę czuje. I jak tu go nie kochać?
  Bardzo zabawna scena odbyła się w momencie kiedy Will, Tessa, Jem, Gideon, Cecily, Gabriel i  Henry są już w Lightwood House(Czy Charlotte była razem z nimi? Nie wiem.) i nagle Cecily pokazała palcem na biegnącą w ich kierunku dziewczynę, która rzuciła się prosto w ramiona zaskoczonego Willa. To była Tatiana Blackthorn, czyli młodsza siostra Gideona i Gabriela. Przypomniało mi się, że ona była kiedyś zakochana w Willu. Ale kto by nie był? ;). Powiedziała, że wielki robal (czyli jej ojciec) zjadł jej ukochanego męża.
   Nie będę opisywać bitwy. Tylko może to, że Tessa znowu chciała pomóc. Rozumiem, że ona nie lubi jak wszyscy dookoła niej walczą, wliczając w to osoby, które ona kocha najbardziej na świecie. Ale dziewczyno! jesteś ubrana w suknię ślubną, z całym szacunkiem, nie jesteś Nocną Łowczynią, jesteś słabo wyszkolona. Możesz umrzeć. A do tego wszyscy a zwłaszcza Jem i Will nie chcą, żeby stała ci się krzywda. A jeśli rzucisz się w wir walki to oni będą bardziej bać się o ciebie i nie będą tak bardzo skupiać się na demonie i wtedy im też może się coś stać. Pomyśl o tym! No i ten straszny napis na ścianie, o niezliczonych i przerażających Diabelskich Maszynach. No i jeszcze to, że ten tekst jest napisany krwią na ścianie biura Benedicta. Brr! Aż ciarki przechodzą.
   Dowiadujemy się też, że Jem, aby być bardziej... sprawny i zdrowszy, zaczął zarzywać więcej narkotyku, a to oznacza szybszą śmierć. Dawka, która starczyłaby mu narmalnie na rok, skończyła się po 8 tygodniach. No i oczywiście kiedy Will zaczął krzyczeć na Jema, dlaczego on sam się zabija, ten zargumentował to w taki sposób, że on chce świecić jasno jak gwiazda, a nie wieść życia jak roślinka, tylko wegetować. On chce jaśnieć. Dla Tessy. Jem pozwala Willowi szukać dla niego lekarstwa.
     Na mnie wielki wpływ wywarł moment, w którym Charlotte przychodzi do Henry'ego, do jego krypty, a on pokazuje jej samobujającą się kołyskę, którą zbudował dla ich jeszcze nienarodzonego synka.
     Fajna była też scena, w której Will i Tessa jadą do Magnusa, który mieszka u Wolseya, aby poprosić go o pomoc w szukaniu lekarstwa dla Jema. Wolsey stwierdza, że Will powinien odliczać dni do śmierci swojego parabatai, bo wtedy będzie mógł być z Tessą. No i oczywiście Will w odpowiedzi rzuca się na kierownika Preator Lupus. Trochę gwałtowna reakcje, nie uważacie? Potem Magnus wziął Willa na rozmowę i obiecał, że pomorze mu szukać lekarstwa. Oraz dał mu naszyjnik z rubinem, ten sam, który w Darach Anioła nosi Isabelle. Rubin pulsuje, kiedy w pobliżu jest demon oraz także jeden z automatów. A tymczasem Tessa i Wolsey rozmawiają o tym po co na świecie są kobiety oraz o tym, że dziewczyna kocha Jema i Willa. Następnie Tessa przytula Willa przed domem wilkołaka. Moim zdaniem to było słodkie.
   Teraz podzielę się z Wami moimi myślami na temat Konsula Waylanda po jego delikatnie mówiąc niezbyt miłej i na pewno nieprawdziwej opinii na temat mieszkańców instytutu: Czy tylko ja tak bardzo nienawidzę Konsula? Jak on może być tak wredny? Przecież to co mówił o Willu,  Tessie, Jemie, Charlotte i Henrym jest strasznie podłe. Co oni mu zrobili? Jak on może mówić, że Nocni Łowcy nie powinni słuchać Charlotte, ponieważ ona jest kobietą i jest w ciąży i chce zająć jego miejsce? WHAT?! Ty się jej boisz, głupi Konsulu! Jak ty możesz mówić tak straszne rzeczy?! Oficjalnie oświadczam, że jesteś prawie tak zły jak Mortmain, żeby nie powiedzieć tak samo podły jak on!
  Nie mogę też zapomnieć o pocałunku Sophie i Gideona. Czekałam na niego całą drugą część, ale wreszcie się doczekałam. Bardzo podobały mi się słowa Gideona skierowane do mojej kochanej Sophie, zwłaszcza te słowa o tym, że jej imię oznacza "mądrość" i, że to określenie idealnie do niej pasuje. Podsumowując sam pocałunek to  był on romantyczny, trochę rozbawiło mnie to o czym ona myślała, podczas pocałunku, na ale potem przypomniałam sobie, że akcja tej książki odbywa się w XIX wieku, a ona jest pokojówką, a on Nocnym Łowcą. Dla porównania to tak jakby guwernantka lub pokojówka pocałowała się z panem dla którego pracuje. Ale najlepsze to to co wydarzyło się po nim. Rozbawiło mnie to, lecz trochę też zasmuciło, ponieważ bałam się, że ona mu tego nie wybaczy, a mianowicie tych rogalików pod jego łóżkiem. Gideon naprawdę musiał się nieźle natrudzić, aby wymyślić właśnie taki osób na rozmowę, chociaż paru zdaniową, ze swoją ukochaną. Niestety jego "przebiegły" plan :) został wykryty przez  Sophie, która  się zdenerwowała i wyszła. Tessa się potem jej spytała, czy jej nie pochlebia to, że zadał sobie tyle trudu, aby z nią porozmawiać. Ona odpowiedziała, że nie. A ja myślę, że mnie by to trochę pochlebiało. ;)
   No i ten list od Mortmaina. O mój Boże! To było okropne kiedy Tessa powiedziała, że ona odda się w ręce wroga, a Jem jej nie pozwolił i skończyło się na tym, że zaczęli się przy wszystkich kłócić. I ta paczuszka z tym przeklętym yin fen. James, żeby jego narzeczona się nie narażała wrzucił paczuszkę do ognia, a Will rzucił się do niego i gołymi rękami go wyciągnął. A ja tak myślę: "Dlaczego Jem chwilę nie pomyśli? Rozumiem, że martwi się o swoją ukochaną i nie chce, żeby coś jej stało, ale po co wyrzucać ostatnie yin fen w Londynie, które może do nich należeć? Przecież mógł je zażyć, a Tessa i tak nie poszła do Mortmaina. Nie można było tak tego załatwić?". No i nasz biedny Will zasypia na jednym z foteli, ze swoją siostrą przy boku. SWEET!
   A w tym samym czasie Tessa przeżywa to co się stało w bawialni i obwinia się o wszystko oraz uważa, że powinna wszystkich, a zwłaszcza Jema, przeprosić. Tak mnie denerwuje to, że Tessa zawsze się o wszystko obwinia. To takie denerwujące! Bardzo podobał mi się Church z zwieszoną karteczką od Jema. A to co napisał było moim zdaniem takie tajemnicze, strasznie mi się podobało i trochę nie pasowało mi do Jamesa. On nie przypomina takich osób, które piszą do swoich ukochanych liścików, w których jest napisane gdzie mają się spotkać.  Najlepszy było jego posumowanie ich kłótni "Kłótnie to integralna część związku, więc powinniśmy kiedyś poćwiczyć". Tylko Jem może tak powiedzieć do swojej ukochanej po kłótni. Jeszcze nawet nie chciał usłyszeć od niej przeprosin. Jem wciąż mnie zaskakuje. A ten jego prezent ślubny. OMG! Przepiękny. Ja kocham skrzypce, więc wszystko co jest z nimi związane, jest automatycznie przeze mnie wielbione. I to jak obiecywali sobie, że następnego dnia wezmą ślub mimo wszystko. Z jednej strony podobała mi się scena w pokoju muzycznym i te ich ciche rozmowy, ale kiedy pomyślałam, że Tessa następnego dnia zostanie żoną Jema, to to przecież oznaczało, że Will już nigdy nie będzie mógł z nią być i że chyba już zawsze będzie ją kochał i nie będzie z nikim innym.  No i nasz kochany kot zaczął bawić się w przyzwoitkę i przerwał pocałunek naszych narzeczonych. Chyba się z tego cieszyłam. Wiecie jestem Team Will i wolę Wessę.
   Podczas drogi do bramy Instytutu, aby powitać Jessamine i wyruszyć do Cichego Miasta, by Tessa i Jem połączyli się na wieczność węzłem małżeńskim Will odciągnął Tessę na bok i powiedział jej, że wciąż ją kocha i to jeszcze bardziej niż w momencie, kiedy pierwszy raz wyjawiał jej swoje uczucia do niej oraz, że kiedy będzie szła nawą, aby połączyć się z Jemem, będzie szła po niewidzialnej drodze stworzonej z odłamków jego serca. To było takie piękne. Zrobiło mi się go tak strasznie żal, ponieważ on nie wiedział, że ona odwzajemnia jego uczucia. No i nagle Tessa zaczyna mówić, że myślała, że nigdy nie myślała, że da się podzielić serce na dwie części, ale ona...I ja już tak czekałam na jej słowa: Kocham cię Willu Herondale". Ale nagle Charlotte krzyczy do nich, żeby się pośpieszyli. Z jednej strony byłam strasznie zła na nią, że akurat w tym momencie do nich się odezwała, ale potem pomyślałam, że co by dało to, że wyznałaby mu to co naprawdę czuje? Tylko by go jeszcze bardziej zasmuciła, a do tego on nie mógłby przestać o niej zapomnieć, ponieważ wiedziałby, że ona odwzajemnia jego uczucia. Tyle sprzecznych emocji!
   Wszystko wymyka się spod kontroli kiedy Jessamine przyjeżdża razem z Cichymi Braćmi do Instytutu, a za nimi wjeżdża tajemniczy powóz, z którego wysypuje się pełno automatów. I znowu wybucha walka. Tessa zostaje porwana. Will przybiega pomóc razem z Sophie i Bridget. Ta kucharka jest wspaniałą wojowniczką.<3. Will znajduje umierającą Jessamine. A ta powiedziała mu, że Mortmain jest w Idrisie, ale nie w państwie Nocnych Łowców. A jej ostatnie słowa brzmiały: Will jesteś strasznym Walijczykiem. W tym momencie domyśliłam się, że Mistrz jest w Cadair Idris. Strasznie zabolała mnie reakcja Williama, kiedy Cecily powiedziała mu, że automaty porwały Tessę, a Jem pobiegł za powozem. Nagle wbiegł Jemmy i powiedział, że nie umiał dogonić karety. Po tych słowach przewrócił się na ziemię. To było przerażające.
   Zrobiło mi się smutno kiedy została opisana scena, gdzie Charlotte stała nad łóżkiem Jema i płakała, obok niej stał niczym niewzruszony Brat Enoch, a przy łóżku chorego klęczał Will, w rękach trzymał głowę, a jego ramiona drżały. Fajnie, że Gabriel Lightwood powiedział, żeby Cecily nie szła do swojego brata, ale, że on go zawoła, ponieważ wtedy Will wyładuje swoją frustracje na nim a nie na niej. To było wspaniałomyślne i trochę nie podobne do mojej ówczesnej wersji Gabriela. No i dowiadujemy się kiedy Will się urodziłi że jego imię to Owen, a po walijsku William Owen to Gwilym Owein, oraz tego jak Jem zachowywał się w dzień urodzin swojego parabatai. O ile dobrze pamiętam tego dnia zmarła też Ella, tak? Niestety nie pamiętam. :(
    Rozmowa Willa z Magnusem była strasznie wzruszająca. Najlepsze było to, że kiedy Magnus poszedł to Jem nagle chwycił Willa za rękę i zapytał się go: Co miał na myśli Magnus Bane pytając czy jesteś zakochany w Tessie. A ja takie O Jezu! Jak Will się z tego wyplącze? Jednak chłopak powiedział prawdę. A Jem jak to Jem powiedział, że to nawet lepiej, ponieważ nie będzie musiał błagać Willa, żeby pojechał szukać Tessy. No i Will poszedł, wiedząc, że być może już nigdy nie spotka swojego parabatai.
   Bardzo bolało mnie to jak Cecily krzyknęła na swojego brata, że dopiero co go znalazła, a on znowu od niej ucieka. Will dal swojej siostrze naszyjnik z rubinem. Więc już wiemy jak znalazł się w rodzinie Lightwoodów.
   Obojętnie z kim Jem rozmawiał, zawsze płakałam. Najgorsze było to jak powiedział Charlotte, że to koniec, że się poddaje. Myślałam, że chodzi o to, że on nie chce już walczyć, tylko umrzeć. Ale nie spodziewałam się tego co naprawdę się z nim stało. 
   Chyba jedną z najgorszych scen w całej Mechanicznej Księżniczce był moment, w którym Will  dowiedział się, a raczej poczuł, że Jem, jego parabatai, nie żyje. STRASZNE! To jak on wybiegł z tego baru gdzieś w Walii i upadł na podłogę, a jego run zaczął krwawić. O Mój Boże! To jak poczuł się pusty w środku. Nigdy nie myślałam, że więź parabatai jest aż tak potężna. Że tak się reaguje po stracie tej osoby. 
    Straszne było też to jak przychodzą do niego te wilkołaki, a on walczy z nimi. Nie myśli o tym, że może umrzeć. Chyba nawet chciał umrzeć. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że Woolsey Scott udzielił mu rady dotyczącej tego jak ma żyć po stracie swojego przyjaciela, który był częścią jego duszy. 
    No i nareszcie dowiadujemy się kim jest Tessa! Jak wcześniej widzieliście już wcześniej wymyśliłam teorię kim ona jest. Nie wiedziałam tylko, że to faerie pomogły Mortmainowi. Ach te faerie. Nie lubię ich.
    Chyba najmniej spodziewałam się tego, że Gideon oświedczy się Sophie. Chciałam, żeby byli razem, ale nie spodziewałam się, że to odbędzie się w takim momencie. No i do tego Cecily i Gabriel, którzy wszystko słyszeli i jego fajne komentarze. <3 Albo Sophie chciała się trochę podrażnić z Gideonem, albo naprawdę chciała, żeby się jej oświadczył. Mówię tutaj o jej słowach, że pan mi się wcale nie ośwadczył. Oświadczyny są wtedy jeśli się kogoś o coś pyta. Były one naprawdę prześliczne. Najfajniejsza była piosenka Bridget i komentarz Sophie, że pójdzie ją zamordować.
  Nie wiedziałam, że w aniołku Tessy znajduje się Ithuriel. Teraz zastanawia mnie to jak on dał się złapać ojcu Mortmaina, a potem Valentine 'owi. Hmm....
   No i to, że komnata Tessy jest pod jeziorem. Wyobrażałam sobie, że dziewczyna jest uwięziona w domu, w którym wychował się Will.   
   Ta niewidzialna ściana, za którą znajdowała się Tessa przypomina mi tą niewidzialną ścianę, za którą Hodge Starkweather uwięził Clary Fray. Szkoda, że jej nie było przy Tessie. Pomogła by jej się wydostać.
   No i nareszcie Will odnajduje Tessę. Niestety daje się uwięzić za tą niewidzialną ścianą. Niestety musiał jej powiedzieć o tym, że Jem nie żyje. Wiedziałam, że Tessa się załamie. Ale Will też był smutny. Czy tylko ja uważam, że Will umie pięknie wyrazić swoje uczucia. A więc w tym momencie chłopak znowu mówi jej jak to bardzo go kocha. A ona powiedziała mu, że są tacy sami. On oczywiście zaprzeczał. Nigdy nie spodziewałam się, że Tessa jest na tyle odważna, aby poprosić Willa, żeby następnego dnia da jej broń i pozwolił walczyć u swego boku, ale najciekawsza była jej druga prośba: żeby chłopak pocałował ją jeszcze raz zanim umrą. Ta scena podobała mi się. Ale nie wszystkiego się spodziewałam.
    Od 3 części Darów Anioła interesowało mnie to jak powstała ta sławna blizna w kształcie gwiazdy, która znajduje się na ramieniu każdego Herondale'a. Czytając Mechanicznego Anioła i Księcia zastanawiałam się, czy Will ma tą bliznę. I w Mechanicznej Księżniczce dostałam odpowiedź na moje pytania. Pierwszym Herondale'em, który miał tą bliznę był Will! Nie spodziewałam się tego, że to aniołek Tessy( a dokładniej Ithuriel) stworzył tą bliznę. I to wtedy!
    A wracając do tego co dzieje się w Instytucie to chyba największym dla mnie szokiem było to, że Henry stworzył Bramę. Moim zdaniem Clary powinna się chwalić tym, że jej przodkiem jest Henry Branwell.
   Jeszcze raz powiem, że Konsul jest wredny. Dodam do tego stwierdzenia jeszcze to, że siostra Gabriela i Gideona jest strasznie pusta i egoistyczna.
    Czy zwróciliście uwagę na Cichych Braci, którzy przyszli pomóc Charlotte? Ja tylko zauważyłam, że jeden z nich, a mianowicie Zachariasz, to ten sam, który występował w Mieście Zagubionych Dusz i był najbardziej ludzkim bratem. Zastanawiałam się kim on był zanim wstąpił do Bractwa. Do tego we wcześniejszych częściach go nie było, więc wiedziałam, że dopiero został Cichym Bratem.
   Kto znalazł Willa i Tessę? MAGNUS! Jak zwykle. ;) Kiedy nasza kochana para przebrała się w stroje bojowe, całą trójką poszli szukać reszty.
    Znowu wielka i krwawa bitwa tym razem w środku góry. Wszyscy walczą. I nagle Zachariaszowi spada kaptur. I kto pod nim się pod nim krył? JEM! Nigdy nie myślałam, że Jem może stać się Cichym Bratem. Jakoś nie umiałam sobie go połączyć z tymi przerażającymi osobnikami. Brr. Wszystkimi to wstrząsnęło. Zwłaszcza mną. Nie mogłam w to uwierzyć i dalej nie mogę!
   Straszne było też to, że Henry stracił czucie w nogach. Biedny Henry :( Ja go tak lubię.
   No i Mormain umiera. Z rąk Tessy, która wcześniej zamienła się w Ithuriela. Nie wiedziałam, że można zamienić się w anioła. Uważam, że Mortmain powinien się cieszyć, że został zabity przez anioła.
    Potem Tessa prawie umiera. Na szczęście(głównie dla Willa) przeżyła. Nie mogłam znieść rozpaczy Williama.
   Bardzo podobał mi się pierwszy pocałunek Cecily i Gabriela. A już w szczególności jej ocena pocałunku oraz umiejętności jej partnera. Widać podobieństwo między nią a jej bratem. So sweet!<3
   Nigdy nie sądziłam, że Charlotte będzie chciała, żeby to Will przejął po niej kierowanie Instytutem. Ale czytałam Kroniki Magnusa Bane'a więc wiem, że Will był głową Instytutu Londyńskiego.
   Czy wam też było smutno kiedy czytaliście o ostatniej normalnej rozmowie parabatai. Ja czułam, że w Jemie się coś zmieniło. Jakby sam rytuał zabrał tego wyjątkowego Jamesa Carstairsa i zamienił w kogoś zupełnie innego.
   SOPHIE ZOSTAŁA NOCNĄ ŁOWCZYNIĄ!!!! JEJ!!!!
   Nareszcie wiemy jak nazywa się dziecko Charlotte i Henry'ego. CHARLES BUFORD FAIRCHAILD.
   I ten list Willa do Tessy. Już go wcześniej publikowałam. Ale on mi się strasznie podoba. Jest taki piękny. Czuję łzy w oczach, więc trzeba zmienić temat.:)
   No i chwila na, którą czekałam. WILL OŚWIADCZA SIĘ TESSIE!!!!!!!! To są najpiękniejsze oświadczyny w dziejach. To jak on jej mówił, że jej słowa go zmieniły, albo żeby go już nigdy nie opuszczał, ponieważ nie umie wyobrazić sobie życia bez niej. Po prostu brak słów.
    Bardzo podobało mi się to, że Will i Cecily mogli odwiedzić swoich rodziców. I to jak Will mówił do swojej mamy "mała mama"<3 i to jak przedstawił Gabriela Lightwooda Gabriel Lightworm. Myślałam, że umrę  ze śmiechu.
    No i ostatni moment w tej książce czyli epilog. O Mój Boże! Pamiętam, że wszędzie gdzie wchodziłam, na każdym portalu pisało, że epilog jest strasznie smutny i na pewno wszyscy będziemy płakać. I powiem wam, że w moim przypadku te "przepowiednie" się sprawdziły. Płakałam przez cały epilog. Jak Cassandra Clare mogła opisać śmierć Willa?! Wolałabym sobie wyobrażać, że on żyje. Ale niestety. :( To było takie wzruszające, kiedy cała rodzina i znajomi zebrali się, aby wspominać życie Willa. Śmiałam się przez łzy kiedy James, syn Willa i Tessy, przypomniał mu o jego strachu do kaczek. Jego wnuki śpiewały piosenkę o demonicznej ospie. No i Cecily, która przypomniała mu piękną mowę, którą wygłosił na jej ślubie z Gabrielem. W tych momentach śmiałam się przez łzy. No i to jak przyszedł Jem i zagrał na skrzypcach życie Willa, a potem William umarł trzymając za rękę Jema i przytulając do siebie Tessę. Znów czuję ściskanie w gardle. Powiem wam, że zrobiło mi się żal Tessy:
- w tym jak budziła się i wołała Willa
- kiedy siedząc przy śniadaniu orientowała się, że nie pamięta błękitu oczu Willa i dźwięku jego śmiechu, że podobnie jak dźwięk skrzypiec Jema zaginęły w otmentach wspomnień. 
  Nie umiałam myśleć o tym, że Tessa znalazła znowu miłość, czyli Jema. On już nie jest Cichym Bratem. Zastanawiało mnie tylko to jak on znalazł lekarstwo. Chyba wszystkiego się dowiem w Mieście Niebiańskiego Ognia. Zastanawia mnie to jak Tessa przeżyje kolejną śmieć ukochanej osoby. Ciekawe. Muszę się przyznać, że nie przykładałam zbytniej uwagi do tego co się obecnie dzieje z Tessą, ponieważ myślami byłam przy umierającym Willu.

Myślę, że cały czas tak się dziwnie czułam podczas czytania tej części, ponieważ podświadomie wiedziałam, że z każdą przeczytaną stronę zbliżam się do końca trylogii "Diabelskie Maszyny".
Moim zdaniem Cassandra Clare na początku książki opisała śmierć Adele Starkweather, po to aby pokazać nam, że ten wątek będzie ważny w tej części.


Ale się rozpisałam. Jeszcze nigdy nie napisałam tak długiej recenzji. Mam nadzieję, że was nie zanudziłam.       
 
    
       
  
 
 
 
 

7 komentarzy:

  1. Camille błagam ja Ciebie...
    Gdy wreszcie zdobyłam tak upragnioną przeze mnie książkę, nie wiedziałam co się dzieje w mojej głowie. Czytałam, czytałam, czytałam. Ależ ten Gabriel był uroczy :) A Konsul to swoista gnida. I w końcu Will, Tessa i Jem. Wybacz mi, jeśli jesteś wielbicielką Jema, ale miałam cichą nadzieję, że on umrze, aby mój kochany Will znalazł szczęście. Koniec końców jak to ja - połowa książki została uhonorowana dzikim, niepohamowanym rykiem "na bobra", chlipaniem w poduszkę przez kilka godzin i czerwonym nosem :D
    Czy Ty też uważasz, że Cassie jest szalona, kochana, wredna, złośliwa a zarazem najcudowniejsza na świecie? Kocham ją i nienawidzę jednocześnie. Co ona sobie myślała, że może mnie wzruszyć tą sceną w celi Tessy z Willem, potem rozłożyć na łopatki oświadczynami Willa, następnie skopać mega wzruszającym epilogiem, dalszymi losami Tessy i Willa, potem przyłożyć mi śmiercią Willa a na koniec dobić tą całą sytuacją z Jemem? Że co, ja się pytam?!
    W każdym razie Cassie manipulowała moimi emocjami jak chciała. Rozśmieszała, dołowała, byłam przez nią skonfundowana, zirytowana, nie wiedziałam co się dzieje, rozkochała mnie w Willu zmuszając do porzucenia Jace'a!!! Ale i tak jestem jej ogromnie wdzięczna, że dane mi było pokochać Willa. Herondale <3
    Zostałam sponiewierana emocjonalnie...

    Cóż, wybacz mi, Camille, za mój niezwykle obszerny komentarz, musiałam :D
    Jeśli masz ochotę pogadać o wszystkich tych zawiłościach, to zapraszam Cię na mojego bloga, gdzie ja również zamierzam coś niecoś o DM wyskrobać :) Albo, jeśli wolisz to zapraszam na fan page mojego bloga na FB :D Link na blogu <3

    Całusy, Miffinka :*

    PS. Mój komentarz był pierwotnie o wiele dłuższy, ale nie zmieściłam się w limicie znaków :((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem całkowicie Team Will! Uważam, że jest on najwspanialszym i najcudowniejszym bohaterem.
      Przed czytaniem Mechanicznej Księżniczki razem z moją koleżanką miałyśmy nadzieję, że Jem zakocha się w Cecily, a ona w nim, a Tessa i Will będą mogli być razem. Jednak coś w mojej głowie mówiło mi, że Cecily będzie z Gabrielem.
      Ja kocham Cassandrę Clare. Uważam, że jest najcudowniejsza na świecie. Tylko ona potrafi tak wciągnąć mnie w swoją historię i bohaterów. Tylko ona potrafi wywołać u mnie tak wiele, całkowicie różnych emocji.
      Dla mnie epilog jest najsmutniejszym momentem w całej powieści. Przepłakałam go cały. Kiedy było opisane jak Jem przestaje być Cichym Bratem i rozmawia z Tessą pomyślałam:"Po co mi wiedzieć co się dzieje współcześnie z Tessą. Dopiero co była opisana śmierć Williama, a teraz TO?!" Nie umiałam cieszyć się szczęściem Tessy, ponieważ cały czas byłam przy tym słonecznym dniu w czerwcu 1937 roku. :(
      Ta książ ka wywoływała we mnie pełno skrajnych emocji. I myślę, że nie tylko we mnie.

      Usuń
  2. Kocham <3 właśnie czytam miasto niebiańskiego ognia ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta książka mnie "zabiła". Nie mogę przestać myśleć o Tessie, Willu i Jemie.. Cassie jest cudowną autorką. Tego nie da się opisać w słowa. Czytając jej powieści całkowicie zanurzyłam się w świecie 19-wiecznego Londynu <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham twórczość Clare. Jestem ciekawa czy Tessa i Jem będą wspomnieni w The dark artifacties i czy będzie tam mowa o moich ukochanych Clary i Jace'e

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoda że Will umarł <3 on i Jace mają ten sam charakter <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham tą trylogie ♡♡♡ fajnie czytało się twoją recenzję wcale nie była za długa :P
    Ja kocham Willa i Jema są tak różni ale wspaniali nie potrafię wybrać między nimi ♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń