środa, 6 listopada 2013

Sophie i Gideon



Dotknął lekko palcami jej policzka.


- Czy wiesz, że twoje imię oznacza "mądrość"? To bardzo trafne.
Sophie przełknęła ślinę.
- Panie Lightwood.
Ale on objął jej policzek dłonią i pochylił się, by ją pocałować.- Sophie - szepnął, a potem ich usta zetknęły się. Najpierw lekko, potem coraz mocniej. Gideon pochylił się bardziej, a ona objęła jego szyję ramionami - dłonie miała szorstkie od prania i dźwigania, czyszczenia rusztu, odkurzania i polerowania, ale nie wyglądało na to, by mu to jakoś specjalnie przeszkadzało, gdy zarzuciła mu je na szyję. Potem przysunęła się do niego, ale potknęła się i zaczęła upadać, a Gideon chwycił ją mocniej i przewrócili się razem na dywan. Sophie czuła zakłopotanie: dobry Boże, żeby tylko nie pomyślał, że to było celowo, że jest rozwiązła i próbuje coś zainicjować. Jej czepek spadł, loki rozsypały się wokół jej głowy. Dywan pod nią był miękki, a Gideon unosił się nad nią na łokciach i szeptał wciąż jej imię. Odwróciła głowę, jej policzki płonęły. Spojrzała pod jego łóżko z baldachimem.
- Panie Lightwood - powiedziała, unoszą się na łokciach - Czy pod pana łóżkiem leżą placki?

Ciekawe co odpowie pan Lightwood.;)













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz