wtorek, 11 października 2016

"1878 i 2008" - dalsza część

Wytrzymaliście tyle czasu w oczekiwaniu? Mam nadzieję, że jeszcze nie zaczęliście planować jak mnie zabić i że nie będziecie zawiedzeni. Miłego czytania.

      Jace czekał na Clary już od prawie godziny. Co najciekawsze wcale nie był przez to zdenerwowany lub rozczarowany. Wręcz przeciwnie. Był rozbawiony. Wiedział, że Clary tak długo nie przychodzi, ponieważ Izzy męczy i podaje jej coraz to nowsze sukienki i zestawienia kolorystyczne. Gdy tylko o tym pomyślał jego umysł zaczął rozmyślać nad tym jak jego dziewczyna będzie wyglądać. Na pewno przepięknie, ale był bardzo ciekawy końcowego efektu. Bądź co bądź jeszcze nigdy nie widział jej w takiej masie spódnic i w gorsecie. Nikogo nie widział tak ubranego.
     Nagle drzwi pokoju muzycznego otwarły się i do pomieszczenia wbiegła Clary. Jej włosy były w nieładzie, sama oddychała szybko. Ubrana była w halkę i długą falbaniastą spódnicę.
- Przepraszam, że tak długo, ale Izzy nie chciała mnie wypuścić. Udało mi się uciec, gdy zaczęła rozczesywać włosy Cecily – odetchnęła głęboko. – Dlaczego chciałeś bym się tutaj z tobą spotkała?
- Pamiętasz jak miesiąc temu byliśmy w Instytucie w Londynie i w bibliotece znaleźliśmy gabloty, w których były między innymi nuty?
- Tak, ale co to ma… - zrozumiała. – To są utwory Jema. Jego kompozycje.
- Dokładnie.
- To takie niezwykłe.
- Zastanawia mnie na jaki instrument są stworzone te nuty.
- Na skrzypce – odpowiedziała dziewczyna.
- Skąd wiesz?
- Tessa mówiła, że Zachariasz… Jem gra na skrzypcach. A to ta sama osoba.
- Chyba mnie wtedy nie było – mruknął.
- Albo nie słuchałeś – odparła ze śmiechem.
- Ta… To też jest możliwe.
- To takie niezwykłe – powiedziała i usiadła na stołku od fortepianu, poprawiając uprzednio spódnicę. Siadł koło niej.
- Co konkretnie masz na myśli?
- Wszystko – zakręciła dłonią dookoła – Przeszłość i teraźniejszość łączą się ze sobą, zazębiają. Jakby minęło kilka lat, a nie ponad sto. Życia ludzi przemijają, ale rzeczy pozostają. A nagle… Pojawiają się też osoby i wszystko staje na głowie.
- Masz rację. Powiedz mi, czy ja naprawdę jestem aż tak podobny do Willa?
- Oj tak – uśmiechnęła się. – W końcu wiem, dlaczego Tessa, gdy mówi szybko nazywa ciebie Willem.
- A czułem się taki wyjątkowy.
- Spokojnie. Sądzę, że twoje ego nie ucierpi za bardzo.
- Nie jestem pewien. A jeśli trzeba mnie będzie wysłać na terapię?
- Magnus zrobi ci magiczne przeszkolenie.
- Lepiej nie. Jeszcze zmieni mnie w kraba.
     Usłyszeli pukanie do drzwi. Spojrzeli w tamtą stronę, a ich oczom ukazała się wysoka postać ubrana w bluzkę z krótkim rękawem i długą spódnicę.
- Tessa? – spytała Clary i wstała gwałtownie.
- Coś się stało? – zapytała czarownica.
- Oczywiście, że nie – wtrącił się Jace. – Clary po prostu zdziwiła się, że przyjechałaś nas odwiedzić. Co cię tutaj sprowadza?
- Magnus powiedział mi, że pan Lightwood organizuje bal maskowy i prawdopodobnie nie macie się w co ubrać.
- Skąd… Jak ci on…
- Sposoby czarowników. Więc jak? Macie co na siebie założyć?
- E… Chyba nie do końca.
- Tak sądziłam. Clary możesz stworzyć Bramę?
- Tutaj?
- To szybsze niż jazda samochodem do Los Angeles, nie sądzisz? – uśmiechnęła się.
- Masz rację – powiedziała i spojrzała na Jace’a. Wiedziała, że myślał o tym samym, co ona. Nie będą szli razem z Tessą przez Instytut, więc czarownica nie będzie miała szansy przypadkowo wpaść na swoją młodszą wersję i jej od dawna nieżyjących przyjaciół.
            Po chwili pojawił się przed nimi wielki wir. Tessa stanęła przed nim, zamknęła oczy i wymarzyła sobie miejsce, w którym chce się znaleźć. Złapała Jace’a i Clary za ręce, a następnie wchłonęła ją ciemność, ciągnąc za nią towarzyszy.

***

  Wylądowali na ganku. Clary była już tu kilka razy, więc nie zdziwiła się tym, co zobaczyła, chociaż zawsze zadziwiła ją jedna rzecz: dookoła był tak anielski spokój, a przecież dom znajdował się w Los Angeles. Może to wynik utworzenia jakiegoś pola dźwiękoszczelnego dookoła posesji?
   Tessa zaprowadziła ich korytarzem do pokoju, w którym ani Jace, ani Clary nigdy nie byli. Pomieszczenie zawsze było zamknięte na klucz. Tym razem było inaczej. Kobieta przepuściła ich, by prawdopodobnie zamknąć drzwi (kto ją tam wie?). Clary wstrzymała oddech. Znajdowali się w wielkiej sali całej wypełnionej… Sukniami i dodatkami do nich. Nie były to jednak jednakowe stroje. Były podzielone na grupy, a każda grupa oznaczała inny okres w historii, począwszy od epoki wiktoriańskiej aż do współczesności.
   Dziewczyna nigdy zbytnio nie interesowała się modą, ale nie mogła po prostu zignorować tej historii ludzkości zawartej na udrapowanym materiale. Przemiany społeczne określały krótsze spódnice i zanikanie gorsetu. Nawet wojny oznaczone były przez odpowiednie kolory, czy naszywki.
- Do kogo należały te stroje? – zapytał Jace, pokazując dużą, ale bardzo skromną w porównaniu z poprzednią, kolekcję tym razem męskich ubrań.
- A, tak… Należały do Willa. – Nie musieli pytać o nazwisko. Dla Tessy liczył się tylko jeden, ten konkretny Will.
    W tym momencie Clary znowu uderzyło to jak krótkie jest życie śmiertelnika w porównaniu do osoby nieśmiertelnej lub po prostu w stosunku do historii ludzkości. Will nie miał szansy zobaczyć jak świat w kilka lat prawie całkowicie obraca się w popiół i gruz, a potem dzięki pracy ludzkich rąk powstaje z martwych. I nie dowiedziała się tego z daty jego urodzin, a braku strojów, które świadczyłyby o tym, że żył w czasach II Wojny Światowej i później.    
    Tessa pokręciła głową jakby chciała wyrzucić nękające ją myśli z głowy, a na jej twarzy ukazał się wymuszony uśmiech.
- Jace, możesz założyć to – wyciągnęła wieszak, na którym wisiał elegancki, czarny strój wieczorowy oraz parę eleganckich butów. Chłopak popatrzyła na nią pytająco, ponieważ ubranie należało kiedyś do Willa.
- Nie będzie ci przeszkadzało, że będę je nosił?
- Nie wiem, ale musisz coś na siebie włożyć.
Otworzyła drzwi.
- Możesz przebrać się tam. Jakbyś czegoś nie umiał włożyć lub zapiąć, to krzycz. Pomogę ci.
- Pewnie – wziął od niej naręcze ubrań i przeszedł do pokoju naprzeciwko.
-Teraz zajmiemy się tobą, Clary.
     Podeszła do części damskiej garderoby z najdłuższymi sukniami i wybrała jedną z nich. Clary przełknęła ślinę na widok tych wszystkich koronek, kwiatów, udrapowań i warstw materiału. Jak będzie miała w tym chodzić, tańczyć, a co najważniejsze: nie ugotować, czy nie zapocić?
Tessa roześmiała się widząc jej, pewnie przerażoną, minę.
- Dasz sobie radę. Musisz się tylko przyzwyczaić.
Clary spojrzała na nią z powątpiewaniem, ale nie odpowiedziała.
- Chodź ze mną – poprosiła. Przeszły tylko kilka kroków, by znaleźć się za jedną z szaf i by ich oczom ukazała się piękna, bogato zdobiona toaletka oraz wielkie lustro wbudowane w ścianę. Clary stanęła przed lustrem.
- Na szczęście masz już założony gorset i halkę. Zaczniemy więc od spódnicy. Musisz podnieść wysoko nogi.
Dziewczyna podparła się o toaletkę i najpierw wsadziła jedną kończynę pomiędzy materiał, a potem drugą. Tessa podciągnęła ją niemal do talii dziewczyny i zapięła ją na dwa perłowe, malutkie guziczki.
- A teraz góra.
Po chwili klatkę piersiową, brzuch oraz ręce dziewczyny przykryła miękka tkanina.
- Mów, kiedy będzie za ciasno.
   Tessa zaczęła wiązać gorset sukni, starając się, by nie zrobić tego za mocno, co na szczęście udało się bezproblemowo.
- Usiądź.
Założyła jej na nogi pantofelki z klamerką.
- Dlaczego siedzę tyłem do lustra? – zapytała, gdy czarownica zaczęła czesać jej włosy i upinać wysoko wsuwkami.
- Żebyś zobaczyła dopiero efekt końcowy. Będzie niespodzianka.
Kiedy w końcu Tessa ułożyła jej włosy, sięgnęła po biały puder.
- Jestem blada, po co jeszcze bardziej to uwypuklać.
- Niewystarczająco. Uwierz.
   Clary nie protestowała. Przecież to Tessa żyła w dziewiętnastym wieku, nie ona.
   Nie wiedziała ile czasu minęło, ale w końcu Tessa skończyła i pozwoliła jej na siebie spojrzeć. Stanęła przed lustrem i nie mogła uwierzyć, że naprawdę tak wygląda. Jej włosy ułożone były w wymyślną fryzurę. Twarz i dekolt był biały, ale oczy i usta zostały podkreślone. Wstążka przy kołnierzyku podkreślała kształt szyi, kwiaty na biuście powiększały optycznie jej skromne piersi, a suknia z jedwabiu w kolorze kości słoniowej wybrzuszała się z tyłu i kończyła długim trenem. Złota półmaska sprawiała, że zieleń jej oczu była bardziej żywa.
- Wow… wyglądam tak…
- Subtelnie. Pięknie – podpowiedziała.
- Tak – wyszeptała w oszołomieniu.
- Chodź, musisz już iść. Magnus otworzył Bramę, prowadzącą do Idrisu.
    Zaprowadziła koleżankę o innego pomieszczenia, w którym już połyskiwał znajomy kształt Bramy.
- Nie myśl o niczym, a znajdziesz się tam, gdzie reszta – podpowiedziała.

- Dziękuję za wszystko, Tesso – powiedziała Clary. Przytuliła szybko kobietę i wkroczyła do próżni pewnie, wyrzucając z głowy wszelkie myśli. 


Podobało się?

6 komentarzy:

  1. Popłakałam się troszku gdy było wspomniane o Willu. Dalej jest mi smutno, że on nie żyje. Rozdział przecudowy♡♡♡/Luna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany. Nie wiedziałam, że mogę wzbudzić aż tak żywe emocje. Wow
      Dziękuję 😘

      Usuń
  2. Super rozdział. Niestety muszę schować widły i pochodne :-( Plan zabicia Camille odwołany.
    A tak na serio, to czekam na nekst i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń