sobota, 30 listopada 2019

Flash Fiction #6 - Lucie Herondale spotyka ducha



"Londyn, 1897 rok

- Istnieje wiele rodzajów duchów - powiedziała Jessamine. - ale zazwyczaj zawierają się w trzech kategoriach. Głownie znasz duchy takie jak ja, które są dobre i piękne oraz mają cudowne osobowości.
     Lucie niemal prychnęła, ale na szczęście zdawało się, że Jessamine tego nie zauważyła. Znajdowały się na dziedzińcu Instytutu, gdzie Lucie bawiła się, unikając swojej rodziny. Woolsey Scott przychodził na herbatę, a oni byli zajęci przygotowaniami oraz chowaniem srebra - jak wszystkie wilkołaki, był na nie uczulony. Lucie nie miała nic przeciwko Woolsey'owi Scottowi, poza tym, że jak większość dorosłych, wizytujących Instytut był okropnie nudny i zawsze, gdy na nią patrzył, czuła się jakby oceniał ją przez jej nieład i jej poplamione atramentem palce. Wymknęła się do ogrodu, a gdy nikt nie przyszedł, by ją zabrać, stwierdziła, że jest bezpieczna.
     Może stwierdzili, że nadchodzący deszcz sprawi, że wróci do środka. Niebo było ciężkie od ciemnych chmur, i chociaż deszcz jeszcze się wstrzymywał, powietrze było przepełnione charakterystycznym zapachem, zwiastującym nieuniknione.
     Wymyśliła grę do historii, którą ostatnio tworzyła. Była o wysoko urodzonej młodej dziewczynie, która została zmuszona do zostania królową piratów, by uratować jej porwanych rodziców i odkryła, że ma do tego żyłkę. Lucie biegała po ogrodzie, machając pomiędzy krzakami, wyobrażając sobie, że jest piracką królową, której żeglarze wznieśli bunt. Kluczem było wyglądanie na głęboko zasmuconą, niesamowicie tragiczną, a następnie obrócić się szybko, dźgając patykiem, którego używała jako szablę.
      Zatrzymała się, by wymyślić, czy królowa powinna zauważyć srebrną maskę czy czarną, gdy Jessamine, duch rezydujący w Instytucie, przybyła, spływając z wyżej znajdującego się okna, jak wyrwana kartka, spadająca na wietrze.
      Lucie znała Jessamine całe swoje życie i rozumiała, że Jessamine przyjaźniła się z jej rodzicami, kiedy była żywa, chociaż żadne z nich nigdy nie opowiedziało jej całej historii. Lucie myślała o Jessamine głównie jak o części mebli, pływającej obecności, która wydawała się rada z przepływania przez korytarze instytutu oraz okazjonalnego krytykowania nowego, nowoczesnego wystroju oraz wyborów ubraniowych taty Lucie.
- Witaj, Jessamine - powiedziała teraz Lucie. Była rozczarowana, podobała jej się jej gra. Miała nadzieję, że zapamięta wszystkie detale królowej piratów oraz buntu, by mogła zapisać je, gdy wróci do środka.
- Lucie - powiedziała Jessamine. - Sądzę, że nadszedł czas, by porozmawiać z tobą o duchach.
- Teraz? - zapytała Lucie w konsternacji.
     Jessamine spojrzała na niebo.
- To odpowiednia pogoda dla duchów - powiedziała. - A teraz posłuchaj. Niektóre duchy pozostają pośród żywych, ponieważ trzyma ich jakaś niedokończona sprawa. Niektórzy zostają, by ochraniać tych, których kochają. A jeszcze niektórzy pozostają przez nienawiść, złe zamiary, rozgoryczenie. - Zmierzwiła włosy Lucie; odczucie było takie jakby zrobił to wiatr. - Musisz nauczyć się jak ignorować ten typ duchów. Odwróć się od nich. One karmią się twoim strachem. Bez twojego strachu nie mogą ci nic zrobić.
- Zapamiętam - wymamrotała Lucie.
      Jessamine pochyliła głowę.
- Mam nadzieję - powiedziała i zniknęła tak niespodziewanie jak się pojawiła.
      Lucie założyła, że Jessamine stała się duchem, by chronić tych, których kochała, ale i tak była bardzo dziwna. Trochę bardziej niepewna, wróciła do swojej zabawy. W oddali dało się słychać odgłosy, które mogły być grzmotami, albo tylko hałasami Londynu.
       Jej zabawa wyprowadziła ją z dziedzińca i trochę wzdłuż drogi. Ulica była niemal pusta, ale w pewnym momencie Lucie obróciła się, by skonfrontować się z bosmanem, który tylko udawał, że był wobec niej lojalny, podczas gdy tak naprawdę pracował dla zbuntowanego pierwszego oficera i niemal dźgnęła prawdziwą osobę. Wciągnęła gwałtownie powietrze i zrobiła krok w tył.
- Bardzo przepraszam! - wykrzyknęła. - Nie wiedziałam, że pani tu była.
       Kobieta, która stała przed nią miała na sobie ciemną szarą wiktoriańską suknię, która sprawiała, że kobieta wyglądała na staromodnie ubraną nauczycielkę. W swoich zakrytych rękawiczkami dłoniach trzymała zniszczoną, czarną torbę podróżną. Jej twarz była chuda, blada i mizerna, a włosy rozczochrane.
       Lucie czekała niezręcznie, niepewna co powiedzieć. Powinna była zostać na ziemiach należących do Instytutu, gdzie czar ochronny pilnował, by przyziemni się tam nie pojawili. Kobieta spojrzała na nią, a Lucie zastanawiała się, czy może czasem nie jest przyziemną. Ale nie miała na sobie runów, więc nie była Nocną Łowczynią. Czy mogła być Podziemną? Nie widać było na niej żadnych zewnętrznych śladów na bycie faerie, czarownicą, czy wilkołakiem, a chociaż była blada, stała w świetle słonecznym, więc nie mogła być wampirem.
- Muszę cię o coś zapytać, mała dziewczynko. - Głos kobiety był szorstki, jakby nie mówiła przez długi czas. - Czy twoi rodzice nie szukają guwernantki? Jestem wyśmienitą guwernantką.
       Wyciągnęła kartkę papieru - prawdopodobnie swoje referencje - ale uwagę Lucie przyciągnęła jej dłoń.
        Już nie była okryta rękawiczką. Teraz była szkieletowa, kość biała jak śnieg. Ciemna, czerwona krew spływała po końcach jej palców, mocząc papier.
        Lucie cofnęła się, nie umiejąc złapać oddechu.
- Jesteś duchem - wydusiła, nie zamierzając tego powiedzieć. Ale duch nigdy wcześniej nie podszedł do niej na ulicy jak teraz, a na pewno nie taki z kościstymi dłońmi. Znowu spojrzała na twarz ducha. Była wychudła, trochę zniekształcona i to ją przeraziło.
- Nie możesz mnie oszukać - powiedziała Lucie, starając się brzmieć  odważnie. - Widzę, kim jesteś.
- Jaka mądra mała dziewczynka. - Chrapliwy głos ducha przybrał niemiły ton. - Nie lubię mądrych małych dziewczynek. Kiedyś zajmowałam się szóstką takich. Oszukiwały mnie i drwiły ze mnie. Pewnej nocy poszłam do ich pokoju i dźgnęłam każdą z nich po kolei w ich mądre, małe serca.
       Krew Lucie stała się zimna. Duch wyciągnął rękę, jakby chciał dotknąć serca Lucie, a ona odwróciła się i pobiegła w kierunku domu. Pamiętała, co powiedziała jej Jessamine, ale jak mogła się nie bać? Czuła obecność ducha za nią, dreszcze na karku. Lucie prawie dotarła do bramy, gdy potknęła się o wystający kamień i upadła zadrapując sobie kolano na chodniku.
        Duch podpłynął bliżej, sięgając jakby chciał jej pomóc.
- Mogłabyś być moją nowa uczennica.
     Lucie odsunęła się.
- Stop! Odsuń się!
     W zaskoczeniu zauważyła, że duch odsunął się gwałtownie, wyglądając na zaskoczonego. Może małe dziewczynki nie miały w zwyczaju na niego krzyczeć. Lucie miała właśnie zacząć krzyczeć o pomoc, ale pomoc już dotarła.
     Jessamine spłynęła z nieba i stanęła pomiędzy Lucie a kobietą. Ale to była Jessamine jakiej Lucie nigdy wcześniej nie widziała: Anioł zemsty, wiszący nad Lucie oraz kobietą-duchem, a lodowata furia była widoczna na jej twarzy. Lucie wciągnęła gwałtownie powietrze, gdy Jessamine uniosła ręce jakby miała rozpocząć przerażające zaklęcie.
- Nie - jęknęła kobieta, jej usta rozszerzały się szeroko, ukazując ciemność. - Nie wiedziałam, że było chronione. Nie wiedziałam...
- Odpłyniesz stąd - rozkazała Jessamine i nawet jej głos był inny, głęboki i dziki jak uderzające o brzeg fale. - Zostawisz to miejsce, wstrętna duszo!
      Duch skulił się na chwilę, a następnie zamienił się w nicość.
      Lucie leżała na ścieżce w ogrodzie, wpatrując się w Jessamine, która skurczyła się do swoich normalnych rozmiarów.
- Przestań się gapić Lucie, zrobią ci się od tego zmarszczki. Chodź, wstawaj. - Jej normalna mina powróciła, śliczna, dystyngowana i odległa.
- Dziękuję - powiedziała Lucie słabo.
- Uważaj na to jak idziesz - powiedziała Jessamine surowo. - I przestrzegaj tego, co ci powiedziałam. Istnieje więcej niż jeden rodzaj duchów. - Po tych słowach uniosła się w górę i zniknęła.
     Lekcja pozostała z Lucie przez długu czas. Nigdy nie winiła Jessamine za brak wiedzy o czwartym rodzaju duchów. A nawet gdyby wiedziała, nie udałoby się jej przygotować Lucie na fakt, że spotkanie go zmieni jej życie na zawsze"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz