sobota, 24 marca 2018

Baśń o Londynie 1/?

Słowa Cassandry:
Trochę temu zdecydowałam o napisaniu małej opowieści o ślubie Willa i Tessy i ich nocy poślubnej. Będzie to nawiązanie do "Śpiącej Królewny" i zajmie mi to trochę czasu (odkąd piszę... cztery... książki w tym samym czasie), ale pomyślałam, że chciałabym podzielić się początkiem i opublikować resztę na raty. Ostrzeżenie przed romansem  i że nie wiem jak często będę publikować.

CZĘŚĆ PIERWSZA:

"Dzisiaj będzie najszczęśliwszy dzień, jaki kiedykolwiek przeżyjecie razem."

    Will Herondale usiadł przy oknie swojego nowego pokoju i popatrzył na zamarznięty Londyn pod chłodnym zimowym niebem. Śnieg pokrył dachy domów aż do białej wstęgi Tamizy, nadając widokowi baśniowy wygląd.
     Jednak w tej chwili, Will nie potrafił się tym zachwycać.
       Powinien być szczęśliwy, wiedział o tym, w końcu był to dzień jego ślubu. I był szczęśliwy, od chwili gdy tylko się obudził, nawet wtedy gdy Henry, Gabriel i Gideon wpadli do jego pokoju i dokuczali poradami i żartami, podczas gdy on się ubierał, aż do końca ceremonii. Wtedy się to wydarzyło. Dlatego siedział przy oknie, wpatrując się w zamarznięty Londyn zamiast być na dole, obok kominka, całując swoją żonę. Swoją nową żonę.

Tessę.

     Wszystko rozpoczęło się idealnie. Nie był to dokładnie ślub Nocnych Łowców, ponieważ Tessa nie była dokładnie Nocnym Łowcą. Ale Will i tak zadecydował by mieć na sobie ubranie ślubne, ponieważ miał zostać szefem Instytutu w Londynie, a jego dzieci miały być Nocnymi Łowcami, a Tessa miała razem z nim rządzić Instytutem i być częścią tego jego całego życia Nocnego Łowcy i powinni zacząć tak jak mieli żyć, w jego opinii.
    Henry, trzymając stelę w swoim fotelu, pomógł Willowi z rurami miłości i szczęścia, udekorował nimi jego dłonie i ramiona, zanim założył koszulę i strój bojowy. Gideon i Gabriel żartowali w jaką okropną sytuację wpakowała się Tessa, będąc z Willem, i jak oni z wielką chęcią zajmą jego miejsce, mimo że oboje bracia Lightwood byli zaręczeni, a Henry był szczęśliwie żonaty razem ze swoim małym i głośno krzyczącym synem, Charlesem Bufordem, w tym czasie zabierającym swoim rodzicom bardzo wiele czasu i uwagi.
   A Will uśmiechał się i śmiał, i popatrzył do lustra, by upewnić się, że jego włosy nie wyglądają haniebnie, pomyślał o Jemie i zabolało go serce.
    Tradycją Nocnych Łowców było posiadanie suggenes, kogoś kto prowadziłby cię nawą na ceremonię ślubną.   Najczęściej było to rodzeństwo lub bliski przyjaciel - A jeżeli miałeś parabatai to był twój suggenes. Ale parabatai Willa był teraz Cichym Bratem, a Cichy Brat nie mógł być suggenes. Więc miejsce obok Willa miało pozostać puste, gdy kroczył po podłodze katedry.
   A ważnym razie wyglądałoby pusto dla każdej innej osoby. Dla Willa byłoby wypełnione wspomnieniami o Jemie: jego uśmiechu, jego dłoni na ramieniu Willa, jego trwałej lojalności.
   W lustrze zobaczył Willa Herondale, chłopaka w wieku dziewiętnastu lat, który wyglądał na opanowanego i spokojnego: wewnątrz jego dusza oddychała żałobą i miłością. Do ostatniego roku, nigdy nie pomyślałby, że jego serce mogło być wypełnione w równym stopniu głębokim smutkiem i szczęściem równocześnie, a jednak opłakiwał Jema i kochał Tessę, czuł to tak samo mocno. Wiedział, że ona też i ukojeniem było to, że oboje mogli być razem by dzielić się tym, co każde czuło, choć Will wierzył że głęboki żal i głębokie szczęście nie mogą istnieć obok siebie, tak jak mogła jednakowa miłość, nie mógł uwierzyć że te uczucia mają coś wspólnego.
- Nie zapomnij laski, Will - powiedział Henry, wyrywając Willa z zadumy i podał Willowi laskę zakończoną smoczą główką, która należała do Jema. Will wziął ją, gładkie serce jadeitu pod jego palcami, kiedy zeszli na dół do serca kościoła.
     Will przyszedł od tyłu i obrócił się płynnie do ołtarza, udekorowanego w płatki białych kwiatów, które przybyły z Idrisu. Wypelnialo pokój zapachem, który przypominał mu rezydencję Herondale'ów w Idrisie, wielki stos złotego kamienia, gdzie on i Tessa mieli teraz spędzić letnie miesiące. Jego serce uniosło się na tę myśl.
    Uniosło się jeszcze wyżej, gdy oparł laskę Jema o ołtarz i odwrócił się, by spojrzeć na pomieszczenie: bal się, że Enklawa Londynu, w swoulim całym uprzedzeniu i bigoterii, nie przyjdzie na ślub: uczucia, że Tessa była w połowie czarownikiem wahały się pomiędzy obojętnością a jawnym chłodem.
     Ale ławki były wypełnione po brzegi i zobaczył rozpromienione twarze: Henry obok Charlotte, która zostawiła małego Charlesa pod opieką Bridget, jej kapelusz drżał pod ciężarem kwiatów; od niedawna żonaty Baybrooks, Highsmithowie i Bridgestockowie, Sophie przesuwająca się, by zrobić miejsce dla Gideona i Gabriela, a nawet Tatiana Blackthorn, trzymająca owiniętego w kocyk synka, Jessego, ubrana w dziwnie znajomą różową sukienkę.
   Will spojrzał na tył kościoła..."
(tłumaczenie własne)

Czyje marzenia spełnia tym opowiadaniem Cassandra (oczywiście oprócz moich)? ❤

Ale dlaczego Will jest smutny po ceremonii? Co tam się stało? I czy to nie kochane i cudowne ze strony Willa, że niósł laskę Jema? To tak jakby Jem szedłby z nim do ołtarza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz