niedziela, 4 marca 2018

Pocałunek Jace'a i Clary na Jasnym Dworze z punktu widzenia Jace'a

"-Wiem, że nie zostawię mojej siostry tutaj na Dworze - powiedział Jace. - I odkąd wiadomo, że nie dowiecie się nic od niej czy ode mnie, może moglibyście zrobić nam przysługę i ją uwolnić?
   Królowa się uśmiechnęła. To był piękny, okropny uśmiech. Królowa była śliczną kobietą; miała w sobie te nieludzkie piękno, które miały faerie, to było bardziej piękno twardego kryształu niż piękno człowieka. Królowa nie wyglądała na jeden wiek: mogła mieć szesnaście lub równie dobrze czterdzieści pięć lat. Jace podejrzewał, że byli tacy, którzy uznali by ją za atrakcyjną - ludzie umierali za miłość Królowej - ale wywoływała w nim uczucie chłodu w piersi jakby połknął za szybko mrożoną wodę.
- A gdybym powiedziała, że może ją uwolnić pocałunek?
    To Clary odpowiedziała, zdziwiona.
- Chcesz, żeby Jace cię pocałował?
     Gdy Królowa i Dwór się rozesmiali, lodowate uczucie w piersi Jace'a przybrało na sile. Clary nie rozumiała faerie. Próbował jej wytłumaczyć, ale nie było wyjaśnienia, nie do końca. Cokolwiek Królowa od nich chciała, nie był to pocałunek od niego; mogła tego zażądać  bez tego całego przedstawienia i nonsensu. To, czego chciała to zobaczenie ich  przygwożdżonych i szarpiących się jak motyle. To coś, co robiła z tobą nieśmiertelność: otępia zmysły, uczucia; ostre, niekontrolowane, żałosne odpowiedzi istot ludzkich były dla faerie jak świeża krew dla wampira. Czymś żywym. Czymś, czego sami nie mieli.
- Pomimo jego uroku - powiedziała Królowa, zerkając na Jace'a, jej oczy były zielone jak Clary, ale całkowicie nie jak Clary - ten pocałunek nie uwolni dziewczyny.
- Mogę pocałować Meliorna - zasugerowała Isabelle, wzruszając ramionami.
   Królowa pokręciła wolno głową.
- Nie. Nikogo z mojego Dworu.
   Isabelle wyrzuciła ręce w górę; Jace chciał jej zapytać, czego oczekiwała  - pocałowanie Meliorna nie przejęłoby jej, więc oczywistym było, że Królowa nie martwiłaby się tym. Podejrzewał, że miłe było to, że się zaoferowała, ale Iz powinna wiedzieć lepiej. Miała do czynienia z faerie w przeszłości.
   Może nie chodziło tylko o wiedzę w jaki sposób myśli Dwór Faerie - pomyślał Jace. Może chodziło wiedzę jak ludzie, którzy lubili okrucieństwo dla niego samego, myśleli. Isabelle była bezmyślna, czasami próżna, ale nie była okrutna. Odgarnęła swoje ciemne włosy.
- Nie pocałuję żadnego z was - powiedziała. - To oficjalne oświadczenie.
- To raczej nie wydaje się konieczne - powiedział Simon, wychodząc na przód. - Jeżeli chodzi tylko o pocałunek...
  Podszedł do Clary, która się nie odsunęła. Lód w piersi Jace'a zamienił się w płynny ogień; zacisnął ręce po swoich bokach, gdy Simon złapał Clary delikatnie za ręce i popatrzył w dół na jej twarz. Położyła swoje dłonie na talii Simona, jakby robiła to już wcześniej miliony razy. Może robiła. Wiedział, że Simon ją kochał; wiedział to odkąd zobaczył ich razem w tej głupiej kawiarni, a chłopak praktycznie dławił się, starając się wydobyć z ust słowa: "Kocham cię", podczas gdy Clary rozglądała się po pomieszczeniu, niespokojnie żywa, jej zielone oczy wbijały się wszędzie. "Nie jest tobą zainteresowana, Przyziemny" - pomyślał z satysfakcją.  A później był zdziwiony tym, że tak pomyślał. Co za różnica dla niego, co ta dziewczyna, którą ledwo znał myślała?
   Zdawało się to być miliony lat temu. Już nie była dziewczyną, którą ledwo znał: była Clary. Była jedyną rzeczą w jego życiu, która liczyła się bardziej niż cokolwiek innego i patrzenie jak Simon kładzie na niej swoje dłonie, gdziekolwiek chciał, sprawiało że był równocześnie chory i omdlały i morderczo wściekły. Chęć podejścia i rozdzielenia tej dwójki była tak silna, że ledwo mógł oddychać.
    Clary zerknęła na niego, jej rude włosy zsunęły się na ramię. Wyglądała na zdziwioną, co nie było takie złe. Nie mógłby znieść, gdyby czuła do niego litość. Szybko odwrócił wzrok i zobaczył oczy Królowej Jasnego Dworu, błyszczące z zachwytu: przecież właśnie tego chciała. Ich bólu, ich agonii.
- Nie - powiedziała Królowa do Simona, głosem gładkim jak cięcie nożem. - Tego także nie chcę.
    Simon odsunął się od Clary niechętnie. Ulga popłynęła żyłami Jace'a jak krew, zagłuszając to, co mówili jego przyjaciele. Przez moment obchodziło go tylko to, że nie będzie musiał widzieć Clary całującej się z Simonem. Następnie Clary zdawała się stawać coraz bardziej skupioną: była bardzo blada i nie mógł przestać zastanawiać się o czym myślała. Była rozczarowana, że ma nie być pocałowana przez Simona? Ulżyło jej? Pomyślał o Simonie całującym wcześniej jej rękę i szybko wyrzucił z głowy tę myśl, ciągle wpatrując się w swoją  siostrę. "Spójrz na mnie" - pomyślał. "Spójrz na mnie. Jeżeli mnie kochasz, popatrzysz na mnie."
   Założyła ręce na piersi, tak jak robiła to, gdy było jej zimno lub gdy była smutna. Ale nie podniosła wzroku. Rozmowa toczyła się wokół nich: kto miał pocałować kogo, co ma się stać. Beznadzieja urosła w piersi Jace'a i, jak zwykle, znalazła ujście w sarkastycznym komentarzu.
- Nie pocałuję Przyziemnego - powiedział. - Wolę zostać tutaj i zgnić.
- Na zawsze? - zapytał Simon. Jego oczy były duże, ciemne i poważne. - To bardzo długo.
    Jace znowu spojrzał w te oczy. Simon był prawdopodobnie dobrą osobą.  Kochał Clary, chciał się nią zaopiekować i uczynić ją szczęśliwą.  Prawdopodobnie byłby spektakularnym chłopakiem. Logicznie patrząc, Jace wiedział, że tego powinien pragnąć dla swojej siostry. Ale nie potrafił patrzeć na Simona bez pragnienia, by kogoś zabić.
- Wiedziałem - powiedział niemiło. - Chcesz mnie pocałować, prawda?
- Oczywiście, że nie. Ale jeżeli...
- Czyli to prawda, co mówią. W okopach nie ma hetero.
- Chodziło o ateistów, pacanie. - Simon był czerwony na twarzy. -  W okopach nie ma ateistów.
   To Królowa im przerwała, pochylając się, tak że jej szyją i piersi były widoczne ponad dekoltem jej stroju.
- To wszystko jest bardzo zabawne, ale dziewczynę uwolni pocałunek, którego najbardziej pragnie - powiedziała. - Tylko taki i żaden inny.
   Simon zbladł. Jeżeli pocałunek, którego Clary najbardziej pragnie nie był Simona, to... sposób w jaki patrzyła na Jace'a, z Jace'a na Clary dał odpowiedź.
    Serce Jace'a zaczęło walić. Jego spojrzenie spotkało się z Królowej.
- Dlaczego to robisz?
- Sądziłam, że was obdarowuję - powiedziała. - Za pożądaniem nie zawsze stoi odraza. Nie można też nim być obdarowanym jak przysługą, dla tych którzy najbardziej zasługują. I jako że moje słowa wiążą moją moc, możesz wiedzieć że to prawda. Jeżeli dziewczyna nie pragnie twojego pocałunku, nie będzie wolna.
   Jace poczuł krew napływającą do jego twarzy. Był niejasno świadomy tego, że Simon oburza się, że Jace i Clary to rodzeństwo, że to nie było właściwe, ale go zignorował. Królowa Jasnego Dworu patrzyła na niego, a jej oczy były jak morze przed śmiertelną burzą, a on chciał jej podziękować. Podziękować.
   I to była najbardziej niebezpieczna rzecz ze wszystkich, że wokół niego jego towarzysze dyskutują, czy Clary i Jace muszą to zrobić i co każde z nich by zrobiło, by uciec z Dworu. Pozwalasz Królowej dać sobie coś, czego chciałeś, prawdziwie chciałeś  - by dać się złapać w jej moc. Jak na niego spojrzała i wiedziała? To było to, o czym myślał, czego pragnął, budząc się ze snów, dysząc i pocąc się? Wtedy pomyślał, naprawdę pomyślał, że możliwe, iż nigdy więcej nie pocałuje znowu Clary, chciał umrzeć lub być rannym lub krwawić tak bardzo, że poszedł na strych i trenował samotnie godzinami aż był taki wyczerpany, że nie miał wyboru tylko paść ze zmęczenia. Rano miał siniaki, siniaki i cięcia i zadrapaną skórę i gdyby miał nazwać wszystkie swoje rany miałyby jedno imię: Clary, Clary, Clary.
    Simon ciągle mówił, mówił coś znowu wściekle.
- Nie musisz tego robić, Clary. To podstęp...
- To nie podstęp - powiedział Jace. Spokój w jego własnym głosie zaskoczył go. - To test. - Popatrzył na Clary. Przygryzała wargę, jej ręka bawiła się lokiem jej włosów, gesty tak charakterystyczne, tak bardzo należące do niej, że roztrzaskały mu serce. Simon teraz sprzeczał się z Isabelle, a Królowa Jasnego Dworu ułożyła się na boku i patrzyła na nich jak elegancki, zadowolony kot.
   Isabelle brzmiała na rozdrażnioną.
- A co w tym takiego? To tylko pocałunek.
- To prawda - powiedział Jace.
   Clary podniosła wzrok i w końcu jej wielkie, zielone oczy spojrzał na niego. Podszedł do niej i, jak zawsze, reszta świata zaczęła się oddalać aż zostali tylko oni dwoje, jakby stali na oświetlonej scenie bez publiczności. Położył dłoń na jej ramieniu, obracając jej twarz do niego. Przestała przygryzać wargę, jej policzki były zaróżowione, jej oczy błyszczały zielenią. Czuł napięcie w swoim własnym ciele, przez powstrzymywanie się przed przyciągnięciem jej do siebie i wykorzystać tej jedynej szansy, jakże niebezpiecznej, głupiej i nierozsądnej, by pocałować ją w sposób w jaki wydawało mu się, że nie będzie mógł nigdy w życiu pocałować jej jeszcze raz.
- To tylko pocałunek  - powiedział i usłyszał szorstkość w swoim głosie i zastanawiał się czy ona też ją słyszy.
    Nie żeby to miało znaczenie - Nie było sposobu, żeby to ukryć. To było za dużo. Nigdy nie pragnął czegoś tak jak teraz. Zawsze były dziewczyny. Pytał się siebie w środku nocy, wpatrując się w puste ściany swojego pokoju, co sprawiało, że Clary była inna. Była piękna, ale inne dziewczyny też były piękne. Była mądra, ale inne dziewczyny też były mądre. Rozumiała go, śmiała się, kiedy się śmiał, widziała poprzez ochronę, którą stworzył, by zasłonić to, co było pod nią. Nie było bardziej prawdziwego Jace'a Waylanda od tego, którego widział w jej oczach, gdy na niego patrzyła.
   Ale ciągle mógł znaleźć to wszystko gdzieś indziej. Ludzie zakochują się, tracą to i idą dalej. Nie wiedział, dlaczego on nie potrafił. Nie wiedział, dlaczego nawet nie chciał. Jedyne co wiedział to to, że jeżeli będzie miał dług w Niebie czy Piekle za tą szansę, to ją wykorzysta.
    Wziął jej ręce, łącząc swoje palce z jej i wyszeptał do jej ucha:
- Możesz zamknąć oczy i pomyśleć o Anglii, jeżeli chcesz.
   Jej oczy zamknęły się z drżeniem, rzęsy tworzyły cienie na jej bladej skórze.
- Nigdy wcześniej nie byłam w Anglii - powiedziała i miękkość, niepewność w jej głosie niemal go rozłożyły.  Nigdy nie całował dziewczyny, bez wiedzy że ona także tego chciała, zazwyczaj nawet bardziej niż on, a to była Clary i nie wiedział, czego pragnęła. Przesunął dłońmi po jej dłoniach, po rękawach jej mocno przylegającej koszulki, na jej ramiona. Jej oczy były ciągle zamknięte, ale zadrżała i pochyliła się do niego - ledwo, ale było to wystarczające pozwolenie.
  Jego usta dotknęły jej. I to było wystarczające. Cała jego samokontrola, której używał przez ostatnie tygodnie zniknęła jak woda przepływająca przez zepsutą zaporę. Jej ramiona owinęły się dookoła jego szyi, a on przyciągnął ją do siebie i nie była miękka i giętka, ale zaskakująco silna jak nikt kogo wcześniej trzymał. Jego dłonie dotknęły jej pleców, przyciskając ją do siebie, a ona stała na czubkach palców, całując go tak gwałtownie jak on ją. Przesunął językiem po jej wargach, otwierając jej usta pod swoimi, smakowała solą i słodkością jak woda faerie. Przylgnął do niej jeszcze mocniej, wplątując swoje ręce w jej włosy, próbując jej powiedzieć za pomocą nacisku swoich ustach na jej, wszystkie rzeczy, których nie mógł powiedzieć na głos: kocham cię; kocham cię i nie obchodzi mnie, że jesteś moją siostrą, nie bądź z nim, nie pragnij go, nie idź z nim. Bądź ze mną. Pragnij mnie. Zostań ze mną.
   Nie wiem jak być bez ciebie.
   Jego dłonie przesunęły się na jej talię, przyciskał ją do siebie, zatracony w uczuciach, które wirowały po jego nerwach, krwi i kościach i nie miał pojęcia co miałby zrobić lub powiedzieć później, by mogłoby być to coś co mógłby zabrać, ale usłyszał miękki świst śmiechu - Królowej Faerie  - w uszach i przyciągneło go to z powrotem do rzeczywistości. Odsunął się od Clary zanim było za późno, ściągając jej ręce z jego szyi i odsuwając się. Czuł się jakby rozcinał swoją własną skórę, ale zrobił to.
   Clary wpatrywała się w niego. Jej usta były rozwarte, dłonie ciągle otwarte. Jej oczy były szeroko otwarte. Za nią, Isabelle na nich patrzyła, Simon wyglądał jakby miał zwymiotować. 
"Ona jest moją siostrą." - pomyślał Jace. "Moją siostrą." Ale te słowa nie miały znaczenia. Równie dobrze mogły być w obcym języku. Jeżeli kiedykolwiek istniała nadzieja, że mógłby zacząć myśleć o Clary jak tylko o siostrze, to - co się właśnie pomiędzy nimi wydarzyło  - rozpadło się na tysiące kawałków jak meteoryt uderzający w powierzchnię Ziemi. Próbował odczytać twarz Clary - czuła to samo? Wyglądała jakby jedyne czego chciała to odwrócić się i uciec. "Wiem, że to poczułaś" - powiedział jej za pomocą spojrzenia, i był to w połowie gorzki triumf w połowie błaganie. "Wiem, że ty też to poczułaś." Ale na jej twarzy nie było odpowiedzi; objęła się ramionami, tak jak to robiła gdy była smutna i przytuliła się jakby było jej zimno. Popatrzyła w bok.
   Jace poczuł się jakby ktoś ścisnął jego serce. Popatrzył na Królową.
- Czy było to wystarczająco dobre? - zapytał.  - Jesteście zadowoleni?
    Królowa posłała mu spojrzenie: specjalne, tajemnicze i dzielone tylko pomiędzy ich dwojgiem. "Ostrzegłeś ją o nas" - spojrzenie zdawało się mówić. "Że zranimy ją, złamiemy tak jak możesz złamać gałązkę w palcach. Ale ty, który myślałeś, że nie możesz być dotknięty  - to ty zostałeś złamany."
- Jesteśmy dość zadowoleni - powiedziała. - Ale wydaje mi się, że nie tak bardzo jak wy dwoje."
(tłumaczenie własne)

2 komentarze:

  1. Którą to część?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest to dodatek do "Miasta Popiołów" - 2 części "Darów Anioła"

      Usuń