sobota, 14 kwietnia 2018

"Son of the Dawn" - pierwsza część tłumaczenia

Kursywą będą zapisane zdania wypowiedziane przez Brata Zachariasza
Wszystkie prawa i bohaterowie należą do Cassandry Clare i Sarah Rees Brennan, ja tylko amatorsko tłumaczę


"Syn Świtu"

Nowy Jork, rok 2000

   Każdy świat zawiera w sobie inne światy. Ludzie podróżują po wszystkich światach, które mogą znaleźć, szukając swoich domów.
    Niektórzy ludzie myśleli, że ich świat był jedynym. Nie mieli pojęcia o innych światach, tak blisko ich własnego jak pokój, lub o demonach próbujących znaleźć do nich drzwi i o Nocnych Łowcach, którzy blokowali te drzwi. Jeszcze mniej wiedzieli o Podziemiu, społeczności magicznych postaci, które dzieliły ich świat  i ryły w nim swoją własną przestrzeń.
    Każda społeczność potrzebuje serca. Musiała to być wspólna przestrzeń, gdzie każdy mógł się dostać, by handlować dobrami i sekretami. Były Mroczne Targi, gdzie Podziemni i ci, którzy posiadali Wzrok spotykali się, na całym świecie. Najczęściej były tworzone na zewnątrz.
    Nawet magia trochę różniła się w Nowym Jorku.
    Opuszczony teatr na Canal Street stał tam od lat 20. XX wieku, cichy świadek, ale nie członek blasku działalności miasta. Ludzie, którzy nie mieli Wzroku, przechodzili obok tej fasady z terakoty zaaferowani swoimi własnymi sprawami. Jeżeli poświęciliby teatrowi choć odrobinę uwagi, pomyśleliby, że wygląda tak mrocznie i spokojnie jak nigdy wcześniej.
    Nie mogli zobaczyć światła magii faerie, które zamieniały wypatroszony amfiteatr i nagie marmurowe korytarze w złoto. Brat Zachariasz potrafił.
     Szedł, postać ciszy i ciemności, przez korytarze ze słonecznie żółtych płytek, paneli złota i czerwieni błyszczących na suficie nad nim. Były tam popiersia brudne z starości, będące w alkowach przy ścianach, ale dzisiaj faerie ułożyły kwiaty i bluszcz, by owinęły się dookoła nich. Wilkołaki ustawiły małe migoczące amulety, przedstawiające księżyc i gwiazdy w oszklonych oknach, nadając blasku rozpadającym się czerwonym zasłonom, wciąż wiszącym w łukowatych ramach. Były tam lampy ze skrzydłami, które przypominały Zachariaszowi o dawnych czasach, kiedy on i cały świat byli inni. W jednym z rozległych pokoi teatralnych wisiał żyrandol, który nie działał od lat, ale dzisiejsza magia czarowników ogarnęła każdą żarówkę różnokolorowymi płomieniami. Podobnie jak świecące klejnoty, ametyst i rubin, szafir i opal, ich światło tworzyło prywatny świat, który wydawał się nowy i stary, przywrócił teatrowi całą jej dawną świetność. Niektóre światy trwały tylko jedną noc.
    Gdyby Targ miał moc pożyczenia mu ciepła i światła tylko na jedną noc, Brat Zachariasz by ją wziął.
     Przekonująca kobieta faerie czterokrotnie próbowała sprzedać mu napój miłosny. Zachariasz żałował, że taki czar na niego nie zadziała. Stworzenia tak nieludzkie jak on nie spały, ale czasami leżał i odpoczywał, mając nadzieję na coś w rodzaju spokoju. Nigdy nie nadszedł.  Spędził długie noce, czując jak miłość wyślizguje mu się spomiędzy palców, teraz bardziej wspomnienie niż uczucie.
     Brat Zachariasz nie należał do Podziemia. Był Nocnym Łowcą, a nawet nie tylko Nocnym Łowcą, ale jednym z ukrytych i zakapturzonych bractw poświęconych tajemnym sekretom i zmarłym, zaprzysiężonym i naznaczonym przez runy do milczenia i wycofania się z każdego świata. Nawet jego własny rodzaj często obawiał się Cichych Braci, a Podziemni zwykle unikali wszystkich Nocnych Łowców, ale Podziemni byli teraz przyzwyczajeni do obecności tego Nocnego Łowcy na Mrocznych Targach. Brat Zachariasz przychodził na Mroczne Targi przez sto lat, podczas długiej wyprawy, którą nawet on zaczął uważać za bezowocną. A jednak dalej szukał. Brat Zachariasz miał mało, ale jedną rzecz jaką miał był czas, a on zawsze starał się być cierpliwy.
   Jednak dzisiaj był rozczarowany. Czarownik, Ragnor Fell nie miał nic dla niego. Żaden z jego niewielu innych kontaktów, pieczołowicie zebranych przez dziesięciolecia nie uczestniczył w Tagu. Był ciągle tutaj nie dlatego, że czerpał z tego radość, ale dlatego, że pamiętał, iż kiedyś się nimi cieszył.
    Wydawały się być ucieczką, ale Brat Zachariasz prawie nie pamiętał pragnienia ucieczki z Cichego Miasta, gdzie należał. Zawsze w głębi jego umysłu, zimne jak fala, czekająca by obmyć wszystkie inne rzeczy, były głosy jego braci.
Wzywały go do domu.
      Brat Zachariasz odwrócił się do błyszczących się brokatem okien. Opuszczał Targ, przedzierając się przez roześmiany, targujący się tłum, gdy usłyszał kobiecy głos wymawiający jego imię.
- Powiedz mi jeszcze raz, dlaczego chcemy tego Brata Zachariasza. Normalni Nefilim są wystarczająco źli. Anioł w żyłach, kije w tyłkach, a założę się, że u Cichych Braci są to wszystkie rzeczy. Zdecydowanie nie możemy zabrać go na karaoke.
   Kobieta mówiła po angielsku, ale odpowiedział jej chłopak, mówiący po hiszpańsku.
- Cicho. Widzę go.
    Była to para wampirów, a gdy się obrócił, chłopak uniósł rękę, by przyciągnąć uwagę Zachariasza. Wampir z podniesioną dłonią wyglądał najwyżej na piętnaście lat, a drugi wampir wyglądał na kobietę około dziewiętnastu lat, ale to nic nie mówiło Zachariaszowi. On sam ciągle wyglądał młodo.
   To było niezwykłe dla dziwnego Podziemnego, by pragnąć zwrócić na siebie jego uwagę.
- Brat Zachariasz? - zapytał chłopak. - Przyszedłem tutaj, by się z tobą spotkać.
Kobieta gwizdnęła.
- Teraz widzę, dlaczego możemy go chcieć. Witam, bracia Mackariah.
Naprawdę? Brat Zachariasz zapytał chłopaka. Czuł coś, co kiedyś mogło być zaskoczeniem, a teraz co najmniej zaintrygowaniem. Mogę ci się przydać?
- Mam taką nadzieję - powiedział wampir. - Jestem Raphael Santiago, zastępca szefa klanu nowojorskiego i nie lubię ludzi bezużytecznych.
   Kobieta pomachała ręką.
- Nazywam się Lily Chen. On zawsze taki jest. - Brat Zachariasz studiował parę z nowym zainteresowaniem. Kobieta miała neonowożółte pasemka we włosach i była ubrana w szkarłatne qipao, które pasowało do niej i, pomimo jej wcześniejszej uwagi, uśmiechnęła się na słowa towarzysza. Włosy chłopaka były kręcone, jego twarz słodka, a aura wokół niego pełna pogardy. U podstawy jego szyi widniała wypalona blizna, gdzie mógł leżeć krzyż.
Wydaje mi się, że mamy wspólnego przyjaciela
- Nie wydaje mi się - powiedział Raphael Santiago. - Nie mam przyjaciół.
- Oh, dziękuję ci bardzo - powiedziała kobieta u jego boku.
- Ty, Lily - powiedział chłodno Raphael - jesteś moją podwładną. - Odwrócił się do Brata Zachariasza. - Zakładam, że masz na myśli czarownika Magnusa Bane'a. Jest kolegą, który ma zawsze więcej interesów z Nocnymi Łowcami niż aprobuję. - Zachariasz zastanawiał się, czy Lily mówiła po mandaryńsku.  Cisi Bracia, rozmawiający pomiędzy umysłami, nie czuli potrzeb do języka, ale czasami Zachariasz tęsknił za swoim. Były noce - w Cichym Mieście zawsze była noc - podczas których nie pamiętał swojego własnego imienia, ale pamiętał dźwięk głosu swojej mamy, swojego taty lub narzeczonej mówiących po mandaryńsku. Jego narzeczona nauczyła się trochę tego języka dla niego, w czasach, gdy myślał, że będzie żył, by wziąć z nią ślub. Nie miałby nic przeciwko dłuższej rozmowie z Lily, ale nie do końca lubił usposobienie jej towarzysza.
Skoro wydaje się, że niezbyt obchodzą cię Nocni Łowcy, a także nie interesują cię nasi wspólni znajomi, dlaczego przychodzisz do mnie?
- Chciałem rozmawiać z Nocnym Łowcą - powiedział Raphael.
Dlaczego nie pójdziesz do swojego Instytutu?
     Usta Raphaela zwinęły się, odsłaniając kły w drwinie. Nikt nie drwił tak jak wampir, a ten był wyjątkowo uzdolniony w tej dziedzinie.
- Mój Instytut, jak go nazywasz, należy do ludzi, którzy są... Jak to taktownie powiedzieć... bigotami i mordercami.
     Faerie sprzedająca wstążki z czarem związanym z nimi, przeszła koło nich śledząc niebieskie i filoteowe transparenty.
To nie było zbyt taktowne. Brat Zachariasz poczuł potrzebę zauważenia tego.
- Nie - powiedział Raphael z namysłem.  - Nie jestem uzdolniony w tej kwestii. Nowy Jork zawsze był miejscem podwyższonej aktywności Podziemnych. Światła miasta działają na ludzi jakbyśmy wszyscy byli wilkołakami wyjącymi do elektrycznego księżyca. Kiedyś czarownik chciał tutaj zniszczyć świat, zanim się pojawiłem.  Lider mojego klanu zrobił tutaj katastrofalny eksperyment z narkotykami, przeciwko mojej radzie i zmieniła miasto w ziemię rzezi. Fatalne w skutkach problemy z przywództwem są o wiele częstsze w Nowym Jorku niż gdziekolwiek indziej. Whitelaw'owie z Instytutu w Nowym Jorku rozumieli nas, a my ich. Whitelaw'owie zginęli broniąc Podziemnych przed ludźmi, którzy teraz zajmują ich Instytut. Oczywiście Clave nie skonsultowało się z nami, kiedy zrobiło z nas karę dla Lightwoodów. Teraz nie mamy żadnych interesów z nowojorskim Instytutem.   
       Głos Raphaela był stanowczy i Brat Zachariasz pomyślał, że mógłby być zaskoczony. Walczył w Powstaniu, gdy grupa młodych renegatów przeciwstawiła się swoim własnym dowódcom i pokojowi z Podziemiem. Opowiedziano mu historię Kręgu Valentine'a polującego na wilkołaki w Nowym Jorku i o Whitelawach, stojących im na przeszkodzie, co skończyło się tragedią, której nawet źli polujący na Podziemnych młodzi nie planowali. Nie podobało mu się, że Lightwoodowie i Hodge Starkwearher zostali wygnani do nowojorskiego Instytutu, ale chodziły słuchy, że Lightwoodowie udomowili się z trójką dzieci i byli szczerze skruszeni swoimi dawnymi uczynkami. Ból i siła, z którymi zmagał się świat wydawały się bardzo odległe w Cichym Mieście. Zachariaszowi nie wydawało się, że Podziemni mogli tak bardzo obrazić się na Lightwoodów, by mogli odrzucić ich wsparcie, gdy pomoc Nocnego Łowcy była prawdziwie potrzebna. Prawdopodobnie.
Podziemni i Nocni Łowcy mieli długą, skomplikowaną historię pełną bólu, a duża część tego bólu była winą Nefilim, przyznał Brat Zachariasz. Jednak przez lata, znaleźli sposób, by współpracować.
Wiem, że gdy poszli za Valentine'em Morgensternem, Lightwoodowie zrobili okropne rzeczy, ale jeżeli naprawdę zrozumieli swój błąd, nie mógłbyś im wybaczyć?
- Będąc potępioną duszą, nie mam moralnych zarzutów wobec Lightwoodów - powiedział Raphael bardzo moralizatorskim tonem. - Mam zarzuty wobec mojej odciętej głowy. Mając najmniejszy pretekst, Lightwoodowie zniszczyliby mój klan.
   Jedyna kobieta, którą Zachariasz kiedykolwiek kochał, była czarownikiem. Widział jak opłakiwała Krąg i to, co zrobił. Brat Zachariasz nie miał powodu, by wspierać Lightwoodów, ale każdy zasługiwał na drugą szansę, jeżeli pragnął jej wystarczająco mocno. A jedną z przodków Roberta Lightwooda była kobieta o imieniu Cecily Herondale.
Powiedz, że tego nie zrobią. Zasugerował Brat Zachariasz. Nie byłoby lepiej, by przywrócić relacje z Instytutem, niż mieć nadzieję na spotkanie Cichego Brata na Mrocznym Targu?
- Oczywiście, że tak - powiedział Raphael.  - Całkowicie wiem, że to nie jest idealna sytuacja. To nie pierwszy podstęp, który musiałem stworzyć, kiedy poprosiłem o audiencję z Nocnymi Łowcami. Pięć lat temu byłem na kawie z wizytującym Ashdownem. - On i jego towarzyszka zadrżeli.
- Absolutnie nienawidzę Ashdownów- zauważyła Lily. - Są tacy nudni. Wydaje mi się, że gdybym karmiła się jednym z nich to przysnęłabym w połowie. - Raphael posłał jej ostrzegawcze spojrzenie. - Nie żebym kiedykolwiek marzyła o nonsensownym piciu krwi jakiegokolwiek Nocnego Łowcy, ponieważ to byłoby złamanie Porozumień. - Lily poinformowała Brata Zachariasza głośnym głosem. - Porozumienia są dla mnie bardzo ważne. - Raphael zamknął oczy, ledwo namacalna mina przemknęła się po jego twarzy, ale zaraz je otworzył i pokiwał głową. - Więc co o tym sądzisz, Bracie Ustackariah, pomożesz nam? - Zapytała wesoło Lily.
    Zimny ciężar jego niezadowolenia dał o sobie znać od jego milczących braci, jak kamienie będące przyciśnięte do jego umysłu. Zachariasz miał pozwolenie na  dużą swobodę jak na Cichego Brata, ale jego regularne wizyty na Mrocznych Targach i jego coroczne spotkania z kobietą na Blackfriars Bridge już wystarczająco testowały limity, na które mógł sobie pozwolić. Jeżeli zacząłby współdziałać z Podziemnymi, by rozwiązać problemy, z którymi doskonale mógł sobie poradzić Instytut, przywileje Brata Zachariasza były zagrożone uznaniem za zawieszone. Nie mógł ryzykować zaprzepaszczenia tego spotkania. Wszystko, tylko nie to.
Cisi Bracia nie mają pozwolenia na mieszanie się w sprawy świata zewnętrznego. Jakikolwiek jest twój problem, silnie nalegam, byś skonsultował się z twoim Instytutem.
     Pochylił głowę i zaczął się odwracać.
- Moim problemem są wilkołaki przemycające yin fen do Nowego Jorku - krzyknął za nim Raphael. - Słyszałeś kiedykolwiek o yin fen?
   Dzwony i pieśni Mrocznego Targu wydawały się wyciszyć. Brat Zachariasz odwrócił się gwałtownie do dwóch wampirów. Raphael Santiago wpatrywał się w niego błyszczącymi oczami, co pozostawiło Brata Zachariasza w przeświadczeniu, że Raphael wiedział dużo o historii Zachariasza.
- Ah - powiedział wampir. - Widzę, że słyszałeś.
   Zachariasz najczęściej starał się odpychać wspomnienia o swoim śmiertelnym życiu, ale teraz musiał się postarać, by wyrzucić niepokojący koszmar obudzenia się jako dziecko z wszystkimi, których kochał martwymi i srebrnym ogniem płonącym w jego żyłach.
Gdzie usłyszałeś o yin fen?
- Nie zamierzam ci powiedzieć  - powiedział Raphael. - Ani nie zamierzam pozwolić temu czemuś być dogodnie dostępne w moim mieście. Wielka ilość yin fen właśnie jest w drodze do miasta, na pokładzie statku przewożącego ładunek z Szanghaju, Ho Chi Minh, Wiednia i samego Idrisu. Statek ma wyładunek na terminalu statków pasażerskich w Nowym Jorku. Pomożesz mi, czy nie? - Raphael już wcześniej wspomniał o szefie jego klanu uprawiającego okropne eksperymenty z narkotykami. Zachariasz sądził, że wielu potencjalnych klientów w Podziemiu rozmawiało na Targu o wysyłce yin fen.
      Fakt, że Podziemny z konserwatywnymi poglądami usłyszał o tym, był zwykłym szczęściem.
Ale musimy skonsultować się z Instytutem nowojorskim. Jeżeli chcesz, mogę pójść z tobą do Instytutu i wyjaśnić o co chodzi. Lightwoodowie docenią informację. To okazja, by poprawić stosunki pomiędzy Instytutem a wszystkimi Podziemnymi w Nowym Jorku.
Raphael nie wyglądał na przekonanego, ale po chwili pokiwał głową.
- Pójdziesz ze mną? - zapytał. - Nie zawiedziesz? Nie posłuchaliby wampira, ale sądzę, że prawdopodobnie posłuchają Cichego Brata.
Zrobię wszystko, co będę mógł.
    Przebiegłość zakradła się do głosu Raphaela.
- A jeżeli mi nie pomogą. Jeżeli oni lub nawet Clave odmówią by mi uwierzyć, co wtedy zrobisz?
Wtedy dalej będę ci pomagał. Powiedział Brat Zachariasz, ignorując dreszcz chłodnego wycia swoich braci w jego głowie oraz myślenie o czystych oczach Tessy. Bal się, że nie będzie mógł zobaczyć się z Tessą, ale gdy ją spotka, chciałby spojrzeć jej w oczy bez żadnej plamy. Nie mógł pozwolić, by jakiekolwiek dziecko cierpiało tak jak on cierpiał, nie jeżeli mógł temu zapobiec. Zachariasz nie potrafił czuć tego, co czuł, kiedy był śmiertelnikiem, ale Tessa ciągle potrafiła czuć. Nie mógł pozwolić by się na nim zawiodła. Była ostatnią gwiazdą, przez którą był kierowany.
- Pójdę z tobą do Instytutu - zaoferowała się Lily.
- Nie zrobisz tego - powiedział Raphael. - To niebezpieczne. Pamiętasz jak Krąg zaatakował Magnusa Bane'a. - Lód w głosie Raphaela był w stanie położyć cały Nowy Jork pod zmarzliną na tydzień w środku lata. Popatrzył na Brata Zachariasza z dezaprobatą. - Magnus stworzył wasze Bramy, a nie dostaje za to nic od Nocnych Łowców. Jest jednym z najpotężniejszych czarowników na świecie i tak serdecznie biegnie, by pomóc mordercom. Jest najlepszym, co może zaproponować Podziemie. Jeżeli Krąg miał go na celowniku, mogliby wybić każdego z nas.
- To byłaby cholerna strata - potwierdziła Lily. - Magnus organizuje także niesamowite przyjęcia.
- Nie wiedziałbym- powiedział Raphael, rzucając spojrzenie pełne obrzydzenia na wesołe zamieszki na Targu. - Nie lubię ludzi. I zgromadzeń.
    Wilkołak mający na siebie zaczarowaną głowę z papier-mâché przepchnął się koło Raphaela, krzycząc: "Awoooo!" Raphael odwrócił się, by na niego spojrzeć, a wilkołak wycofał się z uniesionymi rękami, mamrocząc: "Uh, przepraszam. Mój błąd."
    Pomimo niewielkiego rozbawienia przez wilkołaka, Brat Zachariasz trochę odprężył się na dowód, że ten wampir nie był całkowicie okropny.
Rozumiem, że bardzo cenisz Magnusa. Ja także. Kiedyś pomógł osobie bardzo bliskiej memu...
   - Nie, wcale go wysoko nie cenię! - Przerwał mu Raphael. - I nie obchodzi mnie twoja historia. Nie mów mu, że cokolwiek takiego powiedziałem. Mam opinie na temat moich kolegów. To nie znaczy, że mam wobec nich personalne uczucia.
- Cześć, mój chłopie, to cudownie cię zobaczyć - powiedział Ragnor Fell, przechodząc obok.
    Raphael przerwał by przybić pięść z zielonym czarownikiem, zanim Ragnor zniknął pomiędzy stoiskami, dźwiękami i wielokolorowymi światłami Targu. Lily i Brat Zachariasz spojrzeli na Ragnora.
- Jest kolejnym kolegą! - zaprotestował Raphael.
Lubię Ragnora.
- Dobrze dla ciebie - odgryzł się Raphael. - Rozkoszuj się swoją pasją lubienia i ufania wszystkim. Brzmi to dla mnie tak pociągająco jak opalanie.
    Zachariasz poczuł, że stał się obeznany z kolejnym powodem, oprócz złej wampirzej byłej dziewczyny Magnusa, dlaczego Magnus zawsze wydawał się dostawać migreny, gdy ktoś wspominał o klanie wampirów w Nowym Jorku w jego obecności. On, Lily i Raphael zaczęli spacerować po Targu.
- Napój miłosny dla najprzystojniejszego Cichego Brata? - zapytała kobieta faerie po raz piąty, przebierając w swoich włosach o kolorze dmuchawca.  Czasami ktoś mógł marzyć, by Mroczny Targ nie zaczął czuć się tak komfortowo w jego obecności. Pamiętał tę kobietę, pomyślał, ledwie zauważając, że to ona zraniła złotowłose dziecko. To było tak dawno temu. Wtedy jeszcze się bardzo przejmował. Lily prychnęła.
- Nie sądzę, by Brat Beast-with-two-backs-ariah  (nie wiem jak to przetłumaczyć, ponieważ jest to przerobiony idiom angielski "make beast with two backs" co oznacza "kochać się") potrzebował napoju miłosnego.
Dziękuję, ale nie. Powiedział Brat Zachariasz do kobiety faerie. Bardzo mi to pochlebia, ale Brat Enoch jest naprawdę piękną postacią mężczyzny.
- A może tobie i damie spodobałyby się łzy feniksa, by mieć miłość pełną namię...
   Nagle ucichła, a całe stoisko oddaliło się po nagiej marmurowej ścianie na małych kurzych nóżkach.
- Ups, zapomnijcie o tym! Nie widziałam cię tutaj, Raphael.
   Cienkie brwi Raphaela uniosły się w górę i w dół jak gilotyna.
- Więcej ze sztywniaka niż Cichego Brata - wymamrotała Lily. - Oh, co za wstyd.
    Raphael wyglądał na zadowolonego z siebie. W głowie Zachariasza, Brat Enoch był zirytowany byciem przedmiotem żartu. Blask i wir Mrocznego Targu błyszczał z jasnym rozjarzeniem w oczach Brata Zachariasza. Nie podobała mu się myśl o yin fen rozprzestrzeniającym się jak srebrny dziki ogień w innym mieście, zabijając szybko jak płomień lub wolno jak duszący dym. Jeżeli nadciągał, musiał do zatrzymać. Ta podróż na Mroczny Targ była mimo wszystko pożyteczna. Jeżeli nie umiał czuć, mógł działać.
Prawdopodobnie jutro w nocy Lightwoodowie zaskarbią sobie twoje zaufanie. Powiedział Brat Zachariasz, kiedy on i wampiry wyszli prosto w przyziemny gwar na Canal Street.
- Mało prawdopodobne - powiedział Raphael.
Zauważyłem, że zawsze lepiej jest mieć nadzieję niż zwątpienie. Powiedział Brat Zachariasz łagodnie. Będę czekać na ciebie przed wejściem do Instytutu.
    Za nimi, zaczarowane światła migotały, a dźwięk muzyki faerie roznosił się przez korytarze teatru. Przyziemna kobieta obróciła się, by spojrzeć na budynek. Błyszczące niebieskie światło padło promieniem poprzez jej niewidzące oczy.
    Dwa wampiry kierowały się na wschód, ale w połowie ulicy Raphael obrócił się, gdzie stał Brat Zachariasz. W nocy, z daleka od świateł Targu, blizna wampira była biała, a jego oczy czarne. Jego oczy widziały za dużo.
- Nadzieja jest dla głupców. Spotkam się z tobą jutrzejszej nocy, ale zapamiętaj jedną rzecz, Cichy Bracie - powiedział. - Nienawiść jak ta nie zanika. Praca Kręgu jeszcze nie została zakończona. Spuścizna Morgensterna zażąda większej liczby ofiar. Nie zamierzam być jedną z nich.
Poczekaj. Powiedział Brat Zachariasz. Wiesz dlaczego statek będzie rozładowywał ładunek na terminalu pasażerskim?
Raphael zadrżał.
- Powiedziałem ci, że statek wiezie ładunek z Idrisu. Pewnie jakiś bachor Nocnych Łowców jest na pokładzie.
   Brat Zachariasz odszedł z Targu samotnie, myśląc o dziecku na statku z zabójczym ładunkiem i potencjalnie większej liczbie ofiar." (tłumaczenie własne)


1. W "Nic oprócz cieni" Jem mówi, że Will, Tessa, Jamie i Lucie są gwiazdami, które wskazują mu drogę do światła. po tylu latach z całej czwórki pozostała tylko Tessa.
2. Ta osoba bardzo droga sercu Jema, której pomógł Magnus, to oczywiście Will jak możemy się domyśleć.
3. Wspomniane złote dziecko, które zraniła kobieta faerie to Matthew Fairchild. Dowiemy się, co dokładnie mu zrobiła w "Every Exquisite Thing"
4. Tan "żart" Jema o Bracie Enochu... Czy tylko mnie nie brzmiał do końca na żart? Kto wie, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami Cichego Miasta ;)

Kolejny fragment pojawi się już w środę :)

2 komentarze:

  1. Dziękuje za początek opowiadania <3

    OdpowiedzUsuń
  2. To działa! Nazywam się Kevin Silva. Moja była żona zablokowała mnie na każdej platformie. Skontaktowałem się z doktorem Saką w celu uzyskania pomocy, 24 godziny po tym, jak dr Saka rzucił swoje zaklęcie, Moja żona ODBLOKOWAŁA MNIE! Ten człowiek jest uczciwy, prawdziwy i potężny! Skontaktuj się teraz z dr Saka, aby uzyskać pomoc, dzielę się swoim świadectwem ... Moja żona wróciła ze mną i jesteśmy razem szczęśliwi. Skontaktuj się z dr Saką na jego czacie WhatsApp lub Viber: +27634201775. W jego e-mailu: sakasolutiontemple@gmail.com.

    OdpowiedzUsuń