środa, 18 kwietnia 2018

"Son of the Dawn" - druga część tłumaczenia

"Isabelle Lightwood nie była przyzwyczajona do czucia się zdenerwowaną o cokolwiek, ale każdy mógł być zlękniony, gdy staje twarzą w twarz z perspektywą nowego dodatku do rodziny.
    Nie było tak samo jak przed urodzinami Maxa, gdy Isabelle i Alec zakładali się, czy będzie to chłopczyk, czy dziewczynka, a później, gdy mama i tata zaufali im wystarczająco, by pozwolić im na zmianę trzymać go, najmniejsze i najwrażliwsze zawiniątko jakie można sobie wyobrazić.
    Chłopak starszy od Isabelle miał zostać podrzucony pod ich drzwi i żyć z nimi. Jonathan Wayland, syn parabatai taty - Michaela Waylanda. Daleko, w Idrisie, zmarł Michael Wayland, a Jonathan potrzebował domu.
    Będąc szczerą, Isabelle była lekko podekscytowana. Lubiła przygodę i towarzystwo. Jeżeli Jonathan Wayland był tak bardzo zabawny i tak dobrym wojownikiem jak Aline Penhallow, która czasami przyjeżdżała odwiedzić ją razem ze swoją mamą, Isabelle byłaby szczęśliwa z jego obecności. Jednak nie tylko Isabelle miała to rozpatrzyć. Jej rodzice kłócili się o Jonathana Waylanda odkąd tylko pojawiły się wieści o śmierci Michaela. Isabelle wnioskowała, że mama zbytnio nie lubiła Michaela Waylanda. Nawet nie była pewna, czy tata lubił go choć trochę bardziej. Isabelle nigdy nie poznała Michaela Waylanda. Nawet nie wiedziała, że tata miał parabatai. Ani mama ani tata nie mówili o czasach, gdy byli młodzi. Tylko raz mama powiedziała, że popełnili wiele błędów. Isabelle czasami się zastanawiała, czy byli wplątani w te same kłopoty, co ich nauczyciel Hodge. Aline mówiła, że to przestępca.
    Cokolwiek jej rodzice zrobili lub nie zrobili, Isabelle nie sądziła, by jej mama chciała, aby Jonathan przypominał o jej błędach we własnym domu.
    Tata nie wyglądał na szczęśliwego, gdy mówił o swoim parabatai, ale wydawał się zdecydowany, by Jonathan z nimi zamieszkał. Jonathan nie miał innego miejsca do zamieszkania, upierał się tata, i należał do nich. To znaczyło być parabatai. Raz, gdy podsłuchiwała jak krzyczeli, usłyszała jak tata mówi: Jestem to winny Michaelowi.
   Mama zgodziła się na przyjazd Jonathana na czas próbny, ale teraz gdy krzyki umilkły, nie rozmawiała naprawdę z tatą. Isabelle martwiła się o rodziców, a zwłaszcza o mamę.
    Isabelle także musiała rozważyć jej brata.
    Alec nie lubił nowych ludzi. Zawsze, gdy nowi Nocni Łowcy przyjeżdżali z Idrisu, Alec tajemniczo znikał. Raz Isabelle znalazła go, czającego się za wielką wazą, twierdząc, że zgubił się w drodze do sali treningowej.
     Jonathan Wayland płynął statkiem do Nowego Jorku. Powinien być w Instytucie następnego ranka.
     Isabelle była w sali treningowej, ćwicząc ze swoim biczem i rozważając problem Jonathana Waylnada, kiedy usłyszała szybkie kroki i jej brat Alec wetknął swoją głowę pomiędzy drzwi a ścianę.
- Isabelle! - powiedział. - Chodź szybko! Cichy Brat właśnie ma spotkanie z mamą i tatą w Sanktuarium. I wampir!
    Isabelle pobiegła do swojego pokoju, by ściągnąć rynsztunek i zamienić go na sukienkę. Cisi Bracia stanowili luksusowe towarzystwo, niemal jakby przyjechał Konsul.
    Zanim zeszła na dół, Alec już był w Sanktuarium, obserwując obrady, a jej rodzice byli w głębokiej rozmowie z Cichym Bratem. Isabelle usłyszała jej mamę, mówiącą do Cichego Brata coś, co brzmiało jak: "Jogurt! Niemożliwe!"
    Może nie jogurt. Może to było inne słowo.
- Na statku z synem Michaela! - powiedział tata.
     Nie mógł to być jogurt, chyba że Jonathan Wayland miał bardzo silną alergię na nabiał.
     Cichy Brat był o wiele mniej straszny niż oczekiwała Isabelle. Tak naprawdę, na ile Isabelle mogła zobaczyć zza kaptura, przypominał jednego z przyziemnych piosenkarzy, których widziała na plakatach w mieście. Ze sposobu w jaki Robert kiwał głową w jego stronę, a Maryse pochylała się w jego kierunku, Isabelle mogła zobaczyć, że się rozumieją.
    Wampir nie rozmawiał z ich rodzicami. Opierał się o jedną ze ścian, z ramionami skrzyżowanymi na piersi, i wpatrując się w podłogę. Nie wyglądał na zainteresowanego, by z kimkolwiek się porozumieć. Wyglądał jak dziecko, ledwo starsze od nich, i mógłby być niemal tak przystojny jak Cichy Brat, gdyby nie jego kwaśna mina. Miał na sobie czarną, skórzaną kurtkę, która pasowała do jego groźnego spojrzenia. Isabelle chciała móc zobaczyć jego kły.
- Mogę zaproponować ci kawę? - Maryse zapytała wampira spokojnym, opanowanym głosem.
- Nie pijam... kawy - odpowiedział wampir.
- Dziwne - powiedziała Maryse. - Słyszałam, że piłeś pyszną kawę na spotkaniu z Catherine Ashdown.
    Wampir zadrżał. Isabelle wiedziała, że wampiry były martwe i nie posiadały duszy i tak dalej, ale nie rozumiała, dlaczego musiały być niemiłe.
     Szturchnęła Aleca w żebra.
- Spójrz na wampira. Możesz w to uwierzyć?
- Wiem! - wyszeptał Alec w odpowiedzi. - Czyż on nie jest cudowny?
- Co? - zapytała Isabelle, łapiąc Aleca za łokieć.
    Alec na nią nie spojrzał. Przyglądał się wampirowi. Isabelle zaczęła czuć to samo nieprzyjemne uczucie, które pojawiało się zawsze, gdy dostrzegała Aleca, patrzącego na te same plakaty z przyziemnymi piosenkarzami, co ona. Alec zawsze robił się czerwony i zły, kiedy widział, że ona na niego patrzy. Isabelle czasami myślała, że byłoby miło porozmawiać o piosenkarzach, tak jak słyszała, że robiły przyziemne dziewczyny, ale wiedziała, że Alec, by nie chciał. Raz mama zapytała ich na co patrzą, a Alec wyglądał na przestraszonego.
- Nie idź blisko niego - ostrzegła Isabelle. - Myślę, że wampiry są obrzydliwe.
    Isabelle była przyzwyczajona do umiejętności szeptania do brata w tłumie. Wampir obrócił lekko głowę, a Isabelle przypomniała sobie,, że wampiry nie posiadają tak żałosnego słuchu jak przyziemni. Wampir mógł definitywnie ją usłyszeć.
      To paskudne spostrzeżenie sprawiło, że Isabelle zwolniła swój uścisk na Alecu. Patrzyła z przerażeniem jak odsunął się od niej i poszedł z nerwową determinacją w kierunku wampira. Nie chcąc zostać z tyłu, Isabelle podążyła kilka kroków za nim.
- Cześć - powiedział Alec. - To, um, bardzo miło cię poznać.
   Wampir popatrzył na niego przenikliwie, które sugerowało, że ciągle był za blisko i, że żałował, iż nie cieszy się błogą samotnością w odległych zakątkach kosmosu.
- Cześć.
- Jestem Alexander Lightwood - powiedział Alec.
    Krzywiąc się jakby przedstawienie się było istotnymi informacjami wyciąganymi z niego za pomocą tortur, wampir powiedział:
- Jestem Raphael.
Kiedy zrobił taką minę, Isabelle zobaczyła kły. Nie były tak czadowe jak myślała.
- Mam właściwie dwanaście lat - kontynuował Alec, który miał całkowicie jedenaście. - Nie wyglądasz na starszego ode mnie. Ale wiem, że to działa inaczej u wampirów. Pewnie w pewnym sensie zostajesz w tym wieku, w którym się zatrzymałeś, prawda? Tak jakbyś był piętnastolatkiem, ale tak naprawdę masz piętnaście lat przez sto lat. Jak długo masz piętnaście lat?
   Raphael odpowiedzizał stanowczo:
- Mam sześćdziesiąt trzy lata.
- Oh - powiedział Alec. - Oh. Oh, to fajnie.
    Podszedł kilka kroków w strone wampira. Raphael nie odsunął się, ale wyglądał jakby chciał.
- Też - dodał niesmiało Alec. - Twoja kurtka jest super.
- Dlaczego rozmawiasz z moimi dziećmi? - zapytała ostro Maryse.
    Wstała już z krzesła i stała naprzeciwko Cichego Brata, i gdy mówiła, chwyciła Aleca i Isabelle. Jej palce szczypały, trzymała ich tak mocno, a strach wydawał się wędrować do Isabelle przez dotyk jej mamy, mimo że nie bała się wcześniej.
    Wampir nie patrzył na nich, jakby pomyślał, że byliby wyśmienici. Może on tak wabił cię, zastanawiała się Isabelle. Może Alec był tylko zniewolony podstępem wampira. Byłoby miło, gdyby się dało obwiniać Podziemnego za obawę Isabelle.
     Cichy Brat podniósł się z krzesła i zaczął sunąć, by do nich dołączyć. Isabelle usłyszała jak wampir do niego szepcze i była pewna, że powiedział: "To mój koszmar."
     Isabelle pokazała mu język. Warga Raphaela wykonała minimalny ruch, by lepiej pokazać kły. Alec spojrzał na Isabelle, by upewnić się, że nie była przestraszona. Isabelle nie bała się bardzo, ale Alec zawsze cudował.
Raphael przyszedł tutaj z troski o dziecko Nocnego Łowcę. Powiedział Brat Zachariasz.
- To nieprawda - zadrwił Raphael. - Lepiej pilnujcie swoje dzieci. Raz zabiłem całą grupę chłopców nie wiele starszych od waszego syna. Mam to wziąć jako odmowę pomocy ze statkiem? Jestem głęboko zdziwiony. Cóż, próbowaliśmy. Czas na nas, Bracie Zachariaszu.
- Poczekaj - powiedział Robert. - Oczywiście, że pomożemy. Spotkam się z wami przy punkcie rozładunku w New Jersey.
   Oczywiście, że jej tata, by pomógł, pomyślała Isabelle z oburzeniem. Ten wampir był idiotą. Jakiekolwiek błędy zrobili, gdy byli bardzo młodzi, jej rodzice kierowali całym Instytutem i zabili wiele złych demonów. Każdy rozsądny wiedział, że mógł zawsze polegać na jej tacie.
- Możesz konsultować się z nami w sprawach Nocnych Łowców w każdej chwili - dodała jej mama, ale nie puściła Aleca i Isabelle dopóki wampir i Nocny Łowca nie opuścili Instytutu.
   Isabelle myślała, że wizyta będzie ekscytująca, ale skończyła czując się strasznie. Pragnęła, żeby Jonathan Wayland nie przyjeżdżał.
    Goście byli okropni, a Isabelle już nigdy więcej nie chciała żadnego."


Zobaczcie ten fragment "Kronik Bane'a", a dokładniej: "Co kupić Nocnemu Łowcy, który ma wszystko (i z którym oficjalnie i tak się nie spotykasz)"
" - Cześć - rzucił Alec.
- Chwileczkę - rzekł Raphael. - Ty jesteś Alexander Lightwood?
   Alec z każdą chwilą wyglądał na coraz bardziej wystraszonego.
- Tak? - bąknął, jakby sam nie był pewny, kim jest.
    Magnus pomyślał, że może chłopak zastanawia się nad zmianą nazwiska na Horace Whipplepool i ucieczką z kraju.
- Nie masz dwunastu lat? - spytał Raphael. - Niejasno pamiętam, że dwanaście.
- E, to było jakiś czas temu - wymamrotał Alec."
I teraz wiemy skąd Raphael i Alec się znają :)

Mama Isabelle zniszczyła jej kontakty z tatą. Uważam, że wiadomości iż tata zdradzał mamę nie powinno się mówić córce gdy ta ma dwanaście lat.Tutaj widać jak bardzo Izzy kochała tatę i miała o nim tak dobre zdanie. A później tak wszystko się zniszczyło. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz